Kiedy po godzinie wróciła z operacyjnej, nie wpuścili mnie do sali. Cole był wściekły, że przerwaliśmy mu sen, choć dość sprytnie to ukrywał. Grzecznie poprosił, żebym spadał do domu, bo Joy i tak już nie zobaczę. Poddałem się.
Wróciłem dopiero następnego dnia pod wieczór. Chciałem dać jej trochę czasu, żeby ochłonęła i - jeśli miała do mnie słuszny żal - uspokoiła się. Ale kiedy wszedłem do jej sali, Joy była nad wyraz spokojna. Blada jak ściana, nieruchoma, jakby każdy ruch sprawiał jej ból, ale spokojna.
-Cześć - stanąłem niepewnie przy jej łóżku, czekając na jakiś sygnał.
Zmierzyła mnie pewnym spojrzeniem i zmarszczyła brwi.
-Co się stało? Wyglądasz, jakby ktoś umarł.
-Jeszcze pytasz, co się stało? - nie dowierzałem. Na czole miała krople potu, ręce nieustannie jej drżały, dolną wargę miała popękaną aż do krwi od przegryzania, wbrew woli zaszklone oczy. Trudno było sobie wyobrazić gorszy obraz niż Joy w tej chwili.
-O czym ty mówisz? - jej głos był ledwie szeptem. Zakląłem bezgłośnie.
-Widziałaś się dzisiaj w lustrze?
Dopiero teraz do niej dotarło. Przekręciła sugestywnie oczami, wcale nie wzruszona.
-Żyję - powiedziała spokojnie. -Mnie nie tak łatwo zabić. Ty już powinieneś o tym wiedzieć.
-Ale gdybym nie namówił cię na ten film, nawet nie ruszyłabyś się z sali i nic by się nie stało. To moja wina.
-Mógłbyś przestać się za wszystko obwiniać? Namówiłeś mnie, ale ja mam jeszcze wolną wolę. Podjęłam decyzję. W ogóle, o czym my rozmawiamy?
-To wszystko - niewygodnie zarzuciłem głową w jej kierunku - to moja wina.
-Więc po co tu przychodzisz?! - zaskowyczała. -Znęcasz się nad sobą? To ma być jakaś forma zadośćuczynienia?! - serce przyspieszyło. Zamknęła oczy. Liczyłem: dokładnie sześć sekund. Rytm wrócił do normy. -Robert, nie wiem, czego ty chcesz, czego ode mnie oczekujesz, na co czekasz. Ale nie będę wysłuchiwać twojego użalania się nad sobą.
-Dziwisz mi się?! - teraz i ja podniosłem głos. -Ludzie mnie nie widzą! Patrzą, ale dostrzegają tylko postacie które gram! Równie dobrze mógłbym nie mieć własnego imienia. I potem w tłumie mignęłaś ty. Już wtedy, po castingu, byłaś inna. Wiedziałaś, co robię, kim jestem, ale patrzyłaś na mnie jak na normalnego chłopaka z sąsiedztwa! A potem o mały włos... - urwałem, wiedząc, że przesadziłem. Joy była szara. Oddychała chrapliwie przez usta.
-Robert, to przypadek zrządził, że weszłam wtedy do tamtego pokoju, że nie wyszłam od razu. Przypadek. Zrządzenie losu. I nie ma w tym twojej winy. Nie ponosisz odpowiedzialności za to, co się stało - mówiła spokojnie, powoli, jak do małego dziecka.
Wiedziałem, że do pewnego stopnia miała rację. Ale co z tego.
-Jaka diagnoza? - rzuciłem w przestrzeń, nie spotykając jeszcze jej wzroku. Zrozumiała.
-Zerwane szwy plus krwotok wewnętrzny. Bagatela - wyszczerzyła się, gdy na nią spojrzałem. Gwałtownie odwróciłem wzrok. Westchnęła. -To nie twoja wina - powtórzyła cicho.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nagle do sali wpadł jakiś chudy chłopak. Niewiele niższy ode mnie, z tatuażem na nadgarstku i irokezem na głowie.
Poderwałem się odruchowo, przekonany, że nadchodzą kłopoty.
-Co ty wyprawiasz? - warknął w moim kierunku. Spodziewałem się kłopotów, ale zgoła innego rodzaju. Zazdrosny chłopak - to takie prozaiczne.
-Nick, daj spokój - westchnęła Joy od strony łóżka i teraz jej głos był zupełnie inny. Słaby, ale zupełnie czysty i władczy. Jakby mówiła do młodszego brata, a ten koleś był co najmniej ze dwa lata od niej starszy.
-Co, daj spokój?! Najpierw przez niego o mały włos nie lądujesz w kostnicy, potem przez niego puszczają ci szwy, a teraz... - nie mogłem widzieć swojej twarzy, ale chyba zbladłem. Dobrze, że Nick patrzył na Joy, nie na mnie.
-Przestań, do cholery! - dopiero teraz w głosie Joy usłyszałem czystą furię. A przynajmniej jej początki. Nick też musiał to usłyszeć, przy czym znał ją na pewno o wiele lepiej, bo cofnął się o krok. Jakby ona mogła mu coś zrobić w obecnym stanie. Dygotała tak bardzo, że miałem wielką ochotę wykopać go za drzwi.
-Joycie... - jego głos złagodniał. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że po policzkach dziewczyny płynęły łzy. Nick też to zauważył, bo spuścił z tonu. Klęknął przy niej. Naturalnym gestem złapał ją za rękę
-To nie jego wina - zacinała się, głos jej drżał. Nie wiedziałem już, kogo w końcu broniła. Mnie czy może jednak siebie?
Nick posłał mi jadowite spojrzenie, ale już się nie wykłócał. Stałem jak kołek, po raz pierwszy boleśnie zdając sobie sprawę z tego, że nasze ścieżki - moja i Joy - tylko na moment się splotły. I teraz musiały się znowu rozstać. Z jej rodzicami jakoś się dogadałem. Nie obwiniali mnie o stan córki bardziej niż ona sama.
-Okej, przepraszam... - burknął Nick. Wychodząc z sali, pociągnął mnie za kaptur. Poszedłem za nim.
-Czego chcesz? - warknąłem na rozpoczęcie. Chłopak wydawał się już spokojniejszy. Chwilę rozważał coś w myślach.
-Nie wiem, w co ty grasz, czego od niej chcesz. Ale jeśli ją skrzywdzisz, przysięgam ci na Boga, że cię znajdę i wtedy żadna ochrona ci nie pomoże.
-Słuchaj, przykro mi z powodu twojej dziewczny, ale...
-Ona nie jest... - urwał, coś jakby cień żalu przemknął mu po twarzy. -Nie jesteśmy razem. Wiem, że uratowała ci życie. Nie wiem, jak planujesz to dalej ciągnąć, ale zastanów się, zanim w coś ją wciągniesz.
-Nie jest taka głupia - parsknąłem. -Nie zakocha się we mnie.
Wzrok Nicka był poważny, niemal grobowy. Patrzył na mnie już bez złości, zimno.
-Ona nie wierzy w miłość. Dlatego zanim zrobisz coś, dzięki czemu mogłaby uwierzyć, zastanów się. Nie przychodź tu codziennie. Przecież nie zostaniecie parą.
-Niby dlaczego nie?! - warknąłem, znowu wściekły. Kolejny, który oceniał faceta z kolorowych gazetek, a nie mnie. Nawet nie dawał mi szansy się odsłonić. Nie żebym miał ochotę to zrobić, oczywiście.
-Odrzuci cię, bo będzie myślała, że robisz to z wdzięczności. A nawet jeśli nie... Ty jesteś gwiazdorem - kpił, ale bez złośliwości - a ona chce normalnie żyć.
Chciałem posłać go do diabła, ale wiedziałem już wtedy, że ma rację. Moje życie, życie jakiekolwiek dziewczyny ze mną nigdy nie mogło być idealne. Zawsze pod ostrzałem dziennikarzy, zawsze pod blaskiem fleszy, zawsze na cenzurowanym. Joy nie mogła o tym marzyć. Żadna normalna dziewczyna... Ale tej myśli nawet sam przez sobą nie potrafiłem dokończyć. Każda, ale nie ona.
-Bez względu na to, co myślę, ona uratowała mi życie. Nie mógłbym jej skrzywdzić.
-Pieniądze ponoć wszystko znieczulają - teraz znowu kpił. -Zapomnisz.
-Chciałem jej zapłacić. Nie przyjęła. Więc jednak nie wszystko znieczulają.
W ciemnych oczach Nicka błysnęła taka nienawiść, że cofnąłem się o pół kroku. Złapał mnie za bluzę na piersi tak szybko, że nie zdążyłem zareagować.
-Coś ty zrobił?! Jak mogłeś nawet tak pomyśleć... Za co chciałeś jej zapłacić?! Za swoje uratowane życie czy może jej - zmarnowane?!
-O czym ty... - zacząłem skonsternowany. Nie dał mi dokończyć.
-Będzie miała blizny do końca życia. Bóle. Problemy z poruszaniem się. Nawet przy najlepszej opiece, te dolegliwości kiedyś wrócą. Dlatego, że próbowała ratować twoje życie. Dziwię się, że jeszcze oddychasz. Normalnie gdyby ktoś zaproponował jej coś tak bzdurnego, wydłubałaby mu oczy.
-Nie sądzę, żeby była teraz w stanie to zrobić - odepchnąłem go, już zniecierpliwiony. Kochał się w Joy, teraz to widziałem, ale to nie usprawiedliwiało jego zachowania.
Nick opuścił ręce, zagryzł wargi. Dziwny skurcz przemknął mu po twarzy.
-Nie skrzywdź jej. Tylko o to cię proszę.
-Dlaczego ty się nią nie zaopiekujesz? - spytałem bez namysłu. Nick wzruszył ramionami.
-Ona mnie nie chce. Jesteśmy przyjaciółmi. To jej wystarcza. Poza tym, ona... Boi się miłości. Potrafi zaryzykować wszystkim, zdrowiem, bólem, nawet życiem. Ale sercem - nie. To jest ostrzeżenie. Nie wiem, co ona konkretnie w tobie widzi, ale skoro jeszcze nie posłała cię w diabły, ja też nie mogę tego zrobić. Podejmij decyzję. Bo jeśli obudzisz jej serce, przelecisz ją, a potem rzucisz - przysięgam, że nie dożyjesz premiery kolejnego swojego filmu.
-Jakbym potrafił to zrobić... - burknąłem. Nick wykrzywił usta w uśmiechu, ale jego wzrok był zimny.
-Wątpisz w siebie? Ty?
-Ona jest... inna. Nie umiałbym jej skrzywdzić, ale nie wyobrażam sobie jej życia - ze mną.
-Więc to zakończ - głos Nicka był spokojny, wcale nie triumfalny. -Ona od ciebie niczego nie oczekuje - uprzedził moje myśli - ale jeśli zacznie, będzie już za późno.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 26.06.2009 09:55 · Czytań: 575 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: