Kiedy wyszedł, dłuższą chwilę leżałam nieruchomo. Muzyka dawno się skończyła, a ja nie miałam siły wstać. "Nie wierzysz w miłość". Jego słowa wróciły, jakby ktoś je dla mnie powtórzył. Wzdrygnęłam się. To nie była tajemnica. Moi rodzice, Nick i kilku jeszcze bliższych przyjaciół dobrze znali moje poglądy na ten temat. Ale skąd on mógł o tym wiedzieć? Moja mama mogła mu powiedzieć, ale jakoś w to wątpiłam. Nigdy specjalnie nie przepadała za obgadywaniem mnie za moimi plecami. Nick.
Nie myśląc, wykręciłam numer do przyjaciela. Odebrał po drugim dzwonku.
-Stęskniłaś się? - burknął na dzień dobry.
Zaskoczył mnie, choć nigdy nie był wylewny. Ale sarkastyczny? Spojrzałam na kalendarz. Był wtorek. Dzień treningów. Zawsze po wysiłku fizycznym szedł z kumplami do baru, więc mógł być pijany. Ale na zegarze widniała dopiero dziesiąta, a w słuchawce oprócz jego głosu, nie słyszałam żadnego szumu, jaki powinien panować w publicznym miejscu.
-Co jest? - zignorowałam dziwne powitanie.
-Poszedłem dzisiaj do szpitala - powiedział. Zmroziło mnie. -Chciałem zrobić ci niespodziankę. Ale, dziwna sprawa... Wyobraź sobie, że cię tam nie było.
-Nick... - zaczęłam, nie wiedząc, jak kontynuować. Oboje nienawidziliśmy kłamstwa.
-Byłaś z nim? - warknął zapalczywie.
Zatkało mnie po raz kolejny. Może i nie był w pubie, ale zdecydowanie pił.
-Przywiózł mnie do domu - powiedziałam wolno.
-Czy ty nie widzisz, co on z tobą robi? Co może zrobić?
-Co niby może mi zrobić? - warknęłam.
-Uważasz, że cię nie skrzywdzi?
-Jak i po co miałby to robić? Bądź realistą.
-Naprawdę nie widzisz, kim dla niego jesteś? - teraz w jego głosie słyszałam szczere zdumienie.
-Kim? - modliłam się o cierpliwość.
-Rozrywką - powiedział po prostu. -Najechałaś mu na ambicję. Jako jedyna nie rzuciłaś mu się na szyję. To go musiało zapiec. Nie zaczęłaś piszczeć, nie poprosiłaś go o autograf, o zdjęcie... Potraktowałaś go normalnie. Chce udowodnić, że jednak jest jakimś pieprzonym półbogiem, za jakiego go wszyscy mają.
-A skąd ty możesz o tym wiedzieć? - burknęłam. Nick obracał moje myśli i wypowiadał te, których zdecydowanie wolałabym nie słyszeć. Przypomniałam sobie podobne słowa Roberta. On zapewniał mnie, że właśnie chciał tej normalności. Dlaczego to ja miałam sądzić, który mówił prawdę?
-Jestem facetem - uświadomił mi spokojnie. -Myślisz, że on na ciebie nie poleci akurat dlatego, że o mało przez niego nie zginęłaś?
-Nie poleci na mnie - stwierdziłam. Moja pewność siebie wytrąciła go nieco z równowagi.
-Bo?
-Skoro jesteś facetem, spójrz na mnie jego oczami. Może mieć każdą, każdą z ulicy, modelkę i aktorkę. Jak ja się plasuję na ich tle?
-Ta rozmowa jest bez sensu - wycofał się, więc wiedziałam, że jakaś część moich argumentów do niego dotarła. Niestety, miałam pewność, że nie na długo.
-Zobaczymy się jutro? - nie miałam ochoty kontynuować tej rozmowy, ale Nick był częścią mojego życia. Nie mogłam go po prostu z niego wyrzucić.
-Zobaczę - burknął. Nie dałam mu rzucić słuchawką.
-O czym ty rozmawiałeś z Robertem?
-Z tym lalusiem?
-Nick! - miałam go już serdecznie dość.
-Ssssory - zasyczał kpiąco. -O niczym. A co, skarżył ci się?
-Jakby się skarżył, nie musiałabym pytać.
-Żeby z tobą uważał.
-To znaczy? - straciłam już cierpliwość.
-Żeby nie traktował cię jak kolejną dziwkę do zaliczenia! - Nick też osiągnął granice wytrzymałości. Dyszał chwilę ciężko do słuchawki, jakby przebiegł właśnie dwadzieścia mil. -Nie chciałem, żeby cię skrzywdził. To tak wiele? - nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.
Ręce mi drżały, kiedy odkładałam telefon. Znałam Nicka tak długo... Wiedziałam, że jego uczucia do mnie dawno przekroczyły granice przyjaźni. Nic z tym nie robiłam, bo nie musiałam.
Teraz po raz kolejny zwątpiłam. Gdzie leżała prawda? Czyżby Nick i tym razem miał rację? Czy Robertowi faktycznie chodziło o zaliczenie kolejnej naiwnej? Nie byłam jego fanką - czyżby to mogło być katalizatorem? Wolałam się nad tym nie zastanawiać. Prawda mnie przerażała. Po raz pierwszy w życiu wolałam schować głowę w piasek niż się z nią zmierzyć.
-Joycie? Możemy porozmawiać? - mama, nie czekając na odpowiedź, weszła do pokoju i zaczęła przestawiać moje drobiazgi na kanapie. Była dziwnie speszona.
-O czym?
-O Robercie - powiedziała z wahaniem. Przekręciłam ostentacyjnie oczami, ale nie zareagowała. -Wiem, że nie dałam ci nigdy dobrego przykładu... Że nauczyłam cię nie ufać facetom. Ale on naprawdę cię lubi.
Tego akurat się nie spodziewałam. Wstrzymałam oddech, po czym wypuściłam go z sykiem przez zęby. Jeszcze tego mi brakowało, żeby mama obwiniała się teraz o moje relacje z chłopakami. A właściwie ich brak.
-Lubi? - powtórzyłam drewnianym głosem. Chciałam, żeby to była prawda i nienawidziłam siebie za to pragnienie. -On mnie lubi? Mamo, ocknij się!
-No co? - teraz przybrała pozycję obronną, więc czułam, że coś jeszcze jest na rzeczy.
-Po pierwsze, znam go od trzech tygodni. Po drugie, on uważa, że zasłoniłam go przed kulą! Po trzecie, on jest... - urwałam, nie wiedząc, jak dokończyć. -Może mieć każdą - powtórzyłam wcześniejsze słowa. -Gdzie tu miejsce na lubienie?
-Może właśnie dlatego cię lubi.
-Bo jest wdzięczny? - parsknęłam, nie mogąc nad sobą zapanować.
-Bo traktujesz go po ludzku. Przy tobie może być sobą.
To akurat mogło być prawdą. Przypomniałam sobie szybki dotyk jego ust na czole i wzdrygnęłam się. Odpędziłam obraz. Miałam obecnie dość problemów. Koniec szkoły, wybór uniwersytetu, czesne do pokrycia... Robert mógłby pomóc. Wiedziałam o tym. Ale sama myśl o prośbie o pieniądze wywoływała u mnie odruch wymiotny.
-Nie skreślaj uczuć na starcie tylko dlatego, że ja miałam pecha.
-Pecha?! Mamo, tu nie chodzi tylko o tych facetów, na których ty się natknęłaś. Wszyscy są tacy sami.
-Nie uogólniaj - powiedziała spokojnie.
-Nie wierzę w miłość. Wiesz o tym. Dlaczego zresztą miałabym uwierzyć, że gdzieś tam po świecie chodzi jakiś normalny gostek, stworzony dla mnie? - kpiłam teraz, ale nie mogłam się powstrzymać.
-Życie bez miłości jest puste. A szczęście z ukochaną osobą...
-Jest warte bólu rozstania? - dokończyłam. -Nie wierzę w to. Bo jeśli z góry zakładasz, że się kiedyś rozstaniecie, to po cholerę w ogóle się schodzić? Jeśli każde uczucie ma się skończyć... Nie jestem ani masochistką, ani optymistką. Nie chcę dać się zranić tylko po to, by spróbować, czy ta miłość faktycznie gdzieś istnieje.
Odbywałyśmy tę rozmowę już tyle razy, że powtarzałyśmy swoje role niemal z pamięci. Ale dzisiaj, po raz pierwszy usłyszałam w swoich słowach fałsz. Dziwne. Nic się nie zmieniło. Prawda?
-Nie chodzi konkretnie o Roberta - mama stała już w progu, gotowa do ucieczki. -Nie wszyscy sprzysięgli się, żeby cię skrzywdzić.
-Bo im na to nie pozwalam - wycedziłam. Mama drgnęła niespokojnie. -Pewnie nie uwierzysz, ale nie chodzi tu tylko o ciebie. Ale nie chcę...
-Przecież ty nie boisz się bólu - wypaliła nagle mama, jakby bez związku z rozmową. Zacięłam usta. Machinalnie pogładziłam się po obandażowanym boku.
-Nad fizycznym nauczyłam się panować - zaczęłam wolno. Lata treningów pokazały mi, jak zaciskać zęby, żeby mimo wszystko, na przekór, iść dalej. -Ale nie chcę stracić swojego serca - zabrzmiało to zbyt pompatycznie, choć było prawdziwe. Już wtedy.
Mama bez słowa zamknęła za sobą drzwi. Zapikał mój telefon. Wiadomość tekstowa, numer nieznany.
"Możesz wejść do mojego świata. Reżyser "Loose" powiedział, że przeszłaś wstępne eliminacje. Chcesz, wprowadzę cię tam za rękę."
Moje palce zawisły nad klawiaturą komórki. Po raz pierwszy naprawdę tego chciałam. Ale odrobina rozumu jeszcze mi została.
"Jestem kaleką. Zapomij o dwóch światach. Gdzieś musi być granica kompromisu."
To nie były słowa, jakie chciałam napisać. Wiedziałam też, że jego odpowiedź daleka będzie od mojej wymarzonej. Pierwszy raz prawda zapiekła tak boleśnie. Spojrzałam na medal z zawodów pływackich, potem na swoje zdjęcie z treningu taekwondoo i korki do piłki nożnej, rzucone niedbale pod ściane.
Lekarze niewiele mówili o stanie mojego zdrowia, o powrocie do jakichkolwiek treningów żaden się nie zająknął. Bałam się zgadywać, co to może znaczyć. Czy jeszcze kiedyś...?
"Kaleki może być umysł, nie ciało. Twój jest zaskakująco sprytny. Chcieć to móc. Pomogę ci. Będzie lepiej."
Stek banałów. Odłożyłam telefon na parapet i z całej siły uderzyłam pięścią w bok szafy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 30.06.2009 09:07 · Czytań: 586 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: