Jedynie czas jest twoim wiernym
towarzyszem przez życie. I jeżeli
odchodzi – zabiera cię z sobą.
Jarzębina
Opowieść o przemijaniu
…pod drzewem obwieszonym gronami dojrzewających owoców siedziała mała dziewczynka, pracowicie nawlekając na nitkę korale jarzębin, w jasnej sukience w szaro-niebieskie kwiaty, z kolorową spinkę w krótkich włosach odgarniętych z czoła i białych skarpetkach pobrudzonych nad paskiem sandałka ciemną plamą z wiśni... nagle odłożyła igłę, zerwała się i przebiegła przez podwórze w stronę ulicy... żelazny płot bramujący ogródki przed domem opleciony był ażurem powoju... stanęła przy nim, zaczepiając paluszkami o kratę, i wpatrzona przed siebie zastygła na chwilę... z pobliskich drzew wiatr zaczął strącać liście, niebo zbladło, zachmurzyło się, w powietrzu zaczęły wirować pierwsze płatki śniegu, dziewczynka pobiegła po sanki... śnieg zgęstniał, czerwone filcowe botki zatupały na schodach, niebieski płaszczyk błysnął guzikami... przyszła odwilż, pojaśniały chmury, w ogrodzie wzeszły pierwsze kiełki roślin, wielkanocny zajączek schował pod krzakiem bzu świąteczne prezenty, zakwitły róże... na wakacje pojechała do dużego drewnianego domu, w płynącej obok rzece po raz pierwszy położyła się na wodzie, lizak był długi, słodki, w kolorowe paski, a w paczce, którą przysłała niania znalazła ukrytą wśród cukierków małą czerwonozłotą broszkę w kształcie biedronki... późno w nocy, kiedy gorączka opadła, odkryła pod poduszką szmacianą lalkę o czarnych warkoczach, pomarańcze miały smak cudzoziemskiej przygody pod namiotem pościeli, gdy Sindbad Żeglarz zwiedzał kraj śpiącego króla... z drewnianych klocków zbudowała zamek na skalistej wyspie, przez tajemne przejścia przemykały figurki szachowe, wieża chwiała się i w łuki okienek wpadł promień słońca odbity od szyby... obraz twarzy zwielokrotniał w nieskończoność, gdy popchnięte ręką skrzydła lustra zamknęły się za nią... znowu była grzeczna, lalki wróciły do opuszczonego domku, drewniane mebelki lśniły politurą, otworzyły się drzwi i Kika wniosła serwis do herbaty – porcelanowe miniaturki w niebieskawy deseń... pod nogą pianina mała księżniczka spała na poddaszu... przez zaśnieżone uliczki, w mrokach wczesnego poranka, dzieci niosły kolorowe latarenki z papieru, płomyki świec migotały i tańczyły w mroźnym powietrzu, śnieg skrzypiał i skrzył się pod nogami... w ciemnych domach jak echo zapalały się okna, złotym blaskiem wpatrując się w ciemność... stopniały sople u okapów... zakwitł bez, liliowe płatki opadały na ziemię, w ich cierpko słodki smak wdarł się śpiew ptaka, po spienionej zieleni kasztanów sunęły białe żaglówki, rubinowa jaszczurka z żelatyny rozpłynęła się w gorącym słońcu, ogród zarastał konwaliami, piasek nad morzem pełen był muszelek, które zbierała do szklanej miseczki... w wodzie chwiały się kolorowe meduzy... francuski marynarz uśmiechem podziękował za maskotkę... znowu była Gwiazdka, w kołysce pod choinką leżał mały dzidziuś w niebieskim ubranku, dziadek do orzechów wspinał się po gzymsie szafy, Klara rzuciła pantofelkiem i była wiosna... Matka płakała z czołem opartym o ścianę... w tajemniczym ogrodzie mały chłopiec po raz pierwszy podniósł się z fotela, wszystko urwało się, zniknęła książka, nie mogła jej znaleźć... po letniej burzy w powietrzu trwał zapach ozonu... biegła na bosaka przez kałuże, deszcz padał ponownie, powiewała seledynowa peleryna z kapturem... w rozwidleniu drzewa wisiał dom dla ptaków, ogród dziczał, dojrzewały korale jarzębin... bawiła się w sklep... w komórce opustoszał zamek, Colin odsunął jedwabną zasłonę nad portretem matki... w niebieskim świetle kwarcowej lampy wrócił zapach ozonu, zdjęła ciemne okulary, w pokoju zawisła smuga perfum i szyła koronkową sukienkę, ozdobioną brylantami szkiełek... stukały obcasiki czerwonych sandałków... śliczna dziewczyna z naprzeciwka zaczęła spotykać się z chłopcem... nadeszła jesień... przeszła w zimę... do butów dzieci przykręcono łyżwy, w błękitnym lodzie odbiło się niebo, ozdabiała choinkę, a świąteczne pierniki miały kształty gwiazdek... za żelaznymi drzwiczkami kaflowego pieca tańczyły motyle płomieni, w ciepłym powietrzu wisiał zapach miodu... wraz z wiosną rozpoczęto wykopy za domem, łany zboża odsuwały się w przeszłość, ogród dziczał, okaleczony ścianą fundamentów, Mia, lalka o świetlistych oczach, powędrowała do szafy... zbierała agrest, a zielone jabłka spadały pod nogi... czarne pończochy przestały być modne... po niebie przepływały chmury, zrazu białe, strzępiaste, powiewne, niebo nasyciło się morską zielenią, załamały fale... w koronce piany opalona skóra zalśniła pozłotą lata... chmury ściemniały, poszarzał piasek, znad wydmy uniosła się mewa, poszybowała gdzieś za horyzont... dojrzewały korale jarzębin... błękitny chłopiec przeszedł pod jej oknem... w półmroku pokoju tańczyła z nim ten pierwszy i jedyny raz... biały, atłasowy staniczek opinał piersi, szeleściła płócienna halka pod szeroką spódnicą, czarny pasek ściskał talię... a potem spotkała go znowu... było już za późno, ktoś inny całował jej usta, dowiedziała się po latach, że umarł i nie zapomniała go nigdy... przepływały obłoki, spadały grona jarzębin, na czarną, obcisłą sukienkę spływał matową czerwienią naszyjnik z korali, samotna perełka lśniła mlecznym blaskiem... w chłodnym wnętrzu winiarni skwar lata rozpłynął się w cierpkości wina, wróciły rybackie kutry, szeleściła trawa i na wydmach wiatr zasypał ślady bosych stóp... zakryła twarz, gdy uśmiechając się nieśmiało, wziął ją w ramiona... poczuła go w sobie... fala napłynęła i wyniosła ją w górę, zaszło słońce... na opustoszałej plaży zostało wspomnienie... gwizd pociągu przytłumił tęsknotę, orzechy w czekoladzie miały smak spełnienia... jesień... obce miejsca, obcy ludzie, kolor zdrady... sosnowy las w zapachu żywicy, poranki mokre od rosy, obrazy nieba... w drewnianym domu wśród zapuszczonego ogrodu stara kobieta nuciła godzinki za zasłoną łóżka, trzeszczał ogień w piecu, na zżółkłej trawie bielił się szron jak cukier rozsypany nieostrożną ręką... liście zatrzepotały i opadły... wszystko ucichło... otworzyła oczy, nie wiedząc, gdzie jest, za oknem chwiały się czarne, bezlistne gałęzie... odleciały ptaki... nie przyszedł... nie przychodził... skończone... na niebie kłębiły się chmury, drzewa rosły, czas naglił, potem skądś napłynął cień znanej melodii i było lato... w małym, drewnianym kościółku w powietrzu drżały drobne cząstki pyłu, rzeka toczyła ołowiane wody... w szarości zmierzchu, gdy ustała ulewa, Zorba tańczył sirtaki... pokoik pod dachem wieżowca, wypalone świece... zima przyszła niedostrzegalnie... przeszła... pod bosą stopą pozostała pamięć srebrzystego śniegu, w ciemnościach poranka niebieskawym cieniem kładł się odblask lampy, dźwięczał czyjś śmiech... na dworcu, w tłumie obcych ludzi, zobaczyła go znowu... było już za późno, bezpowrotnie późno, gdy weszła w ciemną uliczkę... pod latarniami drżały plamy światła, szeleściły liście... ścieżka wiodła przez wysokie trawy i trzymał ją za rękę... trzymał ją w ramionach... minęła noc, minął dzień, wstał świt, rozsunął kotary okna i odeszła... godziny zlewały się w lata... przepływały przez nią pory roku... nie zobaczyła go już nigdy więcej... ktoś inny trzymał ją w ramionach, zniknął, zabrał ze sobą jej nienarodzone dzieci... płakała z czołem opartym o szafę... w kalejdoskopie czasu zmieniali się ludzie, zdarzenia, miejsca... dziewczyna z naprzeciwka nie była już śliczna... rosły cudze dzieci i znowu była jesień, za oknem stały coraz wyższe drzewa, zniszczał płot opleciony ażurem powoju, zarósł ogród, zamknęły się drzwi, coś odeszło bezpowrotnie... nie mieliła już maku, z gwiazdkowych pierników pozostał jedynie smak pamięci, stare książki na półkach pokrywały się kurzem, wykipiało mleko... splątana włóczka wypadła z palców, niedokończony szal spoczął na dnie szafy, po gzymsach czas wspinał się siateczką popękań, wyblakły kolory... jutro było coraz bliżej i sen nie nadchodził... nikt nie nadchodził... pod oknem, na fotelu, stara kobieta przymknęła znużone oczy... za jej głową, w bladym, zimowym słońcu, dogorywały czerwienią ostatnie korale jarzębin...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt