Wywołałem krótkie spięcie w mechanizmie kontrolującym. Zgasły migoczące czujniki. Natrętny komputer wyposażony w sztuczną inteligencję i pragmatyczny, nienaturalny ton wyłączył się. Robiłem tak każdej nocy. Elektryczne zamki zastąpiłem tradycyjnymi. Wyjąłem klucz ze skrytki i wyszedłem na balkon. Tam stał próżniowy ekspres do herbaty, w którym woda cały czas była zagotowana dzięki bateriom słonecznym. Jeden z tych bardziej pożyteczniejszych wynalazków XXIII wieku.
Rozglądałem się bacznie, czy nie jestem obserwowany. Od jakiegoś czasu byłem po ścisłą kontrolą tajniaków.
Oczywiście, o tej porze wszyscy musieli spać. Nie mieli innego wyboru. Świat został idealnie zaprogramowany. Na moje nieszczęście nie mieszkałem po stronie bloku zachodnio - liberalnego. Pech chciał, że rodzicie byli zatwardziałymi działaczami Wielkiego Zjednoczonego Związku Dyktatury. Jak to mówią, do wszystkiego idzie przywyknąć. Niestety ja, człowiek indywidualny, niczego sobie nie dodając ani nie ujmując, nie umiem się w tym społeczeństwie odnaleźć. Nie wiem, czy o takim świecie marzyli rodzice. Do wojny dojść musiało. Ze sobą starły się dwie skrajnie różniące się od siebie koncepcje. Liberalna i faszystowsko nacjonalistyczna. Liberałowie nie mieli większych szans przeciwko świetnie zorganizowanemu wojsku, pod wodzą generała Guntersa. Mimo wszystko, Liberałowie zdołali obronić kilka państewek. Na mocy pokoju w Berlinie niepodległe dyktaturze pozostały Stany Zjednoczonej Ameryki Południowej oraz kilka krajów europejskich, takich jak Francja, Wielka Brytania i Polska. Postanowienia pokojowe obejmowały zakaz jakichkolwiek kontaktów pomiędzy zwaśnionymi stronami. Internet był cenzurowany, a niepokornych szybko likwidowano.
Zapewne zastanawiacie się, dlaczego wychodzę na balkon jak jakiś narkoman, który musi wciągnąć kreskę. Jest w tym trochę racji. Kiedy byłem nastolatkiem i żyło się w miarę normalnie zacząłem palić papierosy. Po wygranej wojnie przez faszystów rząd rozpoczął walkę z używkami, chcąc pokazać swoją odrębność w stosunku do zlaicyzowanego zachodu. W skład zakazanych "narkotyków" wchodziła nawet kawa i mocna herbata. Wszystko było prawnie unormowane. Sklepy miały obowiązek sprzedawać tylko i wyłącznie towary wyprodukowane przez Spółkę Zdrowej Żywności, która jako jedyna miała monopol na towary żywnościowe i rządową koncesję.
Jak się domyślacie, ludzie nie za bardzo lubią, kiedy rząd patrzy czy prosto sikasz do kibla. Co jakiś czas wybuchały bunty. Ruch oporu zlikwidowano w bardzo prosty sposób. Każdy obywatel Zjednoczonego Bloku Faszystowskiego miał obowiązek łykać rano tabletkę. Specyfik opracowany przez wspomnianą SZŻ. Był to najzwyklejszy psychotrop, który w sposób skuteczny otumaniał człowieka i sprawiał go niezdolnego do jakiegokolwiek oporu. Pięć lat temu wszystkim osiedlom mieszkaniowym - pojedyncze domostwa już dawno przestały istnieć - zamontowano System Ochrony Obywatela.
Był to wielki komputer, wbudowany w twoją ścianę. Rejestrował wszystko, co robisz. Nie mogłeś nawet zwalić sobie przysłowiowego "konia". Czyn ten uznano za "moralnie niedopuszczalny", jak się wyraził Gubernator Edward Nub. Niedopuszczalne było także, spanie na boku - bo nie zdrowe i tak dalej i tak dalej.
Zanudzam jak cholera, ale mogę to robić tylko teraz. Za godzinę będę musiał włączyć to cholerstwo, które wychwytuje wszelakie nieodpowiednie myśli, niezgodne z ogólnie przyjętą normą. Na pierwszy miejscu stawia się próbę krytyki zaistniałego systemu. Jeśli coś, ci się nie pasuje, zaraz zaświeca się czerwona lampka, a do pokoju wchodzi kurator. Dla twojego dobra - jakże by inaczej. Udaje inteligentnego, zdaje się być przychylnie nastawiony i tak dalej i tak dalej. Jeśli stwierdzi, że jesteś jednostką nieprzystosowaną, wszczepiają ci takie małe gówno. Zgodnie zasadą małego gówna, masz miesiąc na poprawę. Jeśli przez ten zasrany terminowy miesiąc - co do minuty - nie zmienisz swojego toku rozumowania, z gówna wypływa trucizna, dostaje się do krwioobiegu. W taki sposób kończysz swoje życie niepokorna jednostko. Hola!
Wyciągnąłem pomiętego papierosa z kryjówki na balkonie. Robiłem je z herbaty. Może nie były pierwszej jakości, może nie było to Marlboro, ale trzeba sobie radzić na miarę możliwości. Znajomy, - Edgar, ma zamiar hodować tytoń. Zadanie wydaje się być awykonalne, ale gość jest na tyle zdeterminowany, bogaty i wysoko postawiony, że mu się to uda. Jednym słowem, przystosował się.
Tylko w ten sposób można z nimi walczyć. Być z nimi i przeciwko nim. Ja też tak robię. Pracuje w fabryce Spółki Zdrowej Żywności. Zbieram liście herbaty i tak dalej i tak dalej. Kilka listków raz na jakiś czas przemycam w odbycie - niezawodnym miejscu, uznanym przez faszystów za fizycznie niepoprawnym. Ciągle pracują nad mutacją genetyczna usuwającą ten śmierdzący organ, zastępując go czymś bardziej "wyjściowym". Krótko mówiąc, żeby się dało srać bez siadania na kiblu i mozolnego podcierania. Niedługo nic z nas nie zostanie. Nie będziemy chodzić do toalety, żeby załatwić, co trzeba i poczytać sobie przy okazji świerszczyka. Uporządkować, uporządkować, zlikwidować! Nie wiadomo skąd w tych ludziach taka pasja, wręcz obsesja!
Codziennie odwiedza mnie kolega ze studiów - Georgiej. Jest informatykiem, pracuje nad tym jak nas kontrolować. Jednocześnie tworzy furtki, jak omijać ułomności techniczne systemu kontrolnego. Oczywiście jest zobowiązany zachować tajemnicę państwową. Za przekazywanie tajnych informacji wszczepią mu gówno bez terminu miesięcznego. Nie ma miłosierdzia!
Paliłem powoli papierosa i myślałem dalej. Do czego ten świat zmierza? Jak daleko się posuną? Może niedługo zmutują nasze twarze? Żeby wszyscy wyglądali tak samo, żeby każdy był czysty, nieskazitelny i jednakowy. Paliłem dalej. Zamknąłem oczy i głęboko się zaciągnąłem. Nie zdążyłem otworzyć oczu, kiedy nagle, jasny promień światła oplótł mi twarz.
- Ręce do góry - nadano komunikat z bliżej nieokreślonego nadajnika.
Zatarłem ręce.
- Tyle na was czekałem skurwysyny… - i byłem na to przygotowany.
***
Ciepły majowy weekend. Tym razem słońce w Abrazji - małym, niepodległym Niemcom miasteczku - doskwierało mieszkańcom. Większość schroniła się w luksusowych klimatyzowanych pubach i restauracjach. Ulice były wyludnione. Tylko zdeterminowany włóczęga nabijał na patyk pozostawione puszki po coli i wkładał je do starego, podziurawionego worka.
Z jednej knajpki, położonej na ulicy libertyńskiej dobiegała głośna, hałaśliwa muzyka. To właśnie tam znajdował się ośrodek "kulturalny młodzieży". Bez większego namysłu wszedłem do lokalu.
Silne błyski stroboskopów i sztuczna para nadawały dziwacznego, onirycznego złudzenia. Była to jedna z cyberpunkowych imprez. Trwał właśnie Polish Wódka Fest. Była to bardzo specyficzna odmiana rockowego grania. Zapraszano kilka ekip. Wokaliści, przed koncertem mieli współzawodniczyć w piciu tego jakże drogocennego trunku. Przegrany musiał wyjść na scenę i grać. Grać mniej więcej melodycznie. Chociaż obecni punkowcy nie mieli zbyt wyrafinowanego gustu, wystarczała im głośna perkusja i złudzenie gitarowego grania. Tak czy owak, wszyscy bawili się świetnie. Wokalista na scenie trochę się zataczał. Nikomu to nie przeszkadzało.
Usiadłem na klimatyzowanym stołku, który miło chłodził moje spocone cztery litery. Zamówiłem trzy setki i wypiłem błyskawicznie. Teraz było znacznie lepiej. Miałem ochotę z kimś pogadać, poznać kogoś. Zapaliłem papierosa. Wodziłem chwilę wzrokiem po sali. Wszędzie mgła i te migające stroboskopy, od których dostawałem oczopląsu. Zrezygnowany miałem zamawiać następną kolejkę, kiedy kątem oka zauważyłem młodą kobietę. Miała może dwadzieścia pięć lat, idealnie wyprofilowane kości policzkowe i tajemnicze oczy. Co jakiś czas podnosiła głowę i zamawiała drinka. Była już porządnie wstawiona. Próbowałem uchwycić jej wzrok. Na próżno. W końcu, mimo pewnych oporów podszedłem. Uprzednio oczywiście strzelając sobie dwie setki, tak profilaktycznie.
- Mogę się przysiąść? - zapytałem, możliwe uprzejmie. Zbyła mnie obojętnym wzrokiem.
- Jak postawisz… - zaczęła szukać zapalniczki. Wyręczyłem ją ucieszony, że w końcu moje palenie nikomu nie przeszkadza.
- Jeśli myślisz - kontynuowała - że jestem na tyle pijana… to się mylisz. - Jestem poo…Policjantką! Ja zawsze trafiam! Tylko… - zająknęła się i pociągnęła łyk tequili - Tylko dzisiaj trafiłam przypadkową osobę. A morderca uciekł. I mnie wylali. No to teraz mi leją, Drinki. - Teraz twoja kolej supermanie. Opowiadaj swoją historię.
- Nie mam nic do opowiadania. Rodzice zostawili mi pokaźną sumkę i stwierdzili, że ich życiowym powołaniem są Szwadrony Zjednoczonego Związku Dyktatury.
- Polityka… - chrząknęła. - Takie życie. Wojna wisi w powietrzu. To jest kwestia czasu. Zobaczysz.
- Nie musisz mi tego mówić. Tylko jak potem będzie wyglądał świat? Ile nas zostanie? Całą Azje już szlag trafił. Głupi meteoryt i prawie cała półkula poszła w zapomnienie.
- Nic nowego nie wymyślą. Marny z ciebie student. Wszystkie granice już dawno zostały przekroczone, w II wojnie światowej.
Sączyliśmy dalej alkoholowe trunki. Czułem, że mój żołądek powoli odmawia kooperacji.
- Zaraz przyjdę - wydusiłem, tamując odruch wymiotny.
Ruszyłem z miejsca z prędkością przekraczającą wszelkie możliwie granice. Po drodze staranowałem kilka osób. W końcu trafiłem do toalety. Jakaś wystraszona niewiasta upuściła strzykawkę.
- Wynocha! To jest damska!
- A to - wskazałem na strzykawkę, w której znajdował się fosforyzujący płyn - jest nielegalne. Ignorując protesty zamknąłem się w toalecie. Nie zdążyłem zrobić, tego, co przystało pijanemu mężczyźnie, kiedy usłyszałem odgłosy strzałów. Słyszałem tylko przerażające piski kobiet. Kolejne Buuum! Przez uchylone okienko niósł się wyraźny, metaliczny głos:
- Nadchodzi rewolucja. Rewolucja Faszystowska. Nie tolerujemy sprzeciwu. Jutro obudzicie się w nowym, zjednoczonym państwie. W państwie Zjednoczonego Związku Dyktatury!
Zupełnie otumaniony nie wiedziałem, co mam robić. Okienko w toalecie było małe, ale przy odrobinie szczęścia - uda się!
- Sprawdźcie kible!
Podziałało mobilizująco. Z niemałym trudem sięgnąłem parapetu i w końcu wygramoliłem się na zewnątrz. Dziwaczny obraz ukazał się memu pijackiemu umysłowi. Długo przecierałem oczy, mając nadzieje, że to tylko alkoholowa wizja, że ktoś mi dosypał jakiegoś prochu do drinka. Może to ona?
Niestety obraz był nazbyt realny. Wszędzie zatknięto dziwaczne niebieskie flagi. Na tle widniał bliżej niezidentyfikowany symbol białego lwa. Kilka budynków płonęło. Ulicę zaczęły patrolować oddziały wojskowe. Mieli jednolite mundury i elektromagnetyczną broń. Georgiej opowiadał kiedyś o prototypie takiego cacka. Czmychnąłem w boczną uliczkę. "Obudź się! Obudź! Myśl…" - z tym ostatnim szło najgorzej. Jednak po chwilowej konsternacji olśnienie poraziło swoją prostotą. Szybko zwróciłem wypitą wódkę i od razu poczułem się lepiej. Wyciągnąłem swój pager. Nacisnąłem niebieski guzik. Hologramowa sieć powoli odtwarzała zarysy pojazdu. Najpierw wydłużony kadłub, potem tylne wysokoobrotowe turbiny i podwozie. Kilka minut i był gotowy do jazdy.
Spojrzałem na pulpit. "Trzeźwienie" - była to niezawodna funkcja. Kolejny wynalazek Georgieja. Prawdziwa złota rączka. Zwykle, tylko ja byłem na tyle odważny żeby testować jego prototypy. Jednak ten, wyszedł mu w stu procentach. Odsysacze pozbyły się reszty wysokoprocentowego trunku. Pora ruszać. Wybrałem na mapie lokalizację swojego mieszkania, oraz przy funkcjach dodatkowych wpisałem własne pole: "Unikaj kolesi w niebieskich mundurach." Komputer wyrzucił komunikat "Treść polecenie niezrozumiała".
- Ech te maszyny. Nigdy nam nie dorównacie.
Przełączyłem na układ sterowania manualnego.
- No to w drogę!
Wcisnąłem pedał gazu. Pojazd pulsacyjnie unosił się nad powierzchnią ziemi. Dzięki funkcyjnemu wykorzystaniu właściwości ciekłego azotu, nie wydawał najmniejszego dźwięku a osiągalna prędkość była praktycznie nieograniczona.
Na drodze pojawiła się pierwsza przeszkoda. Wzdłuż jezdni ustawiono magnetyczną blokadę, której pilnowała garstka żołnierzy. Oczywiście ustawili znak STOP, a przez radio brzęczał monotonny, wtórny komunikat.
- Zatrzymaj się. Zwolnij. Zatrzymaj się Zw…
Zgodnie z poleceniem zwolniłem. Jednocześnie trzymałem kurczowo lewą ręką lewarek. Gdy zbliżyłem się do żołnierza, który nakazał otworzenie drzwi, podniosłem błyskawicznie dźwignię do góry. Pojazd momentalnie wzniósł się na wysokość kilkunastu metrów. Przycisnąłem pedał gazu do dechy. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyli nawet włączyć samonaprowadzających rakiet, czy uruchomić mechanicznych ścigaczy. Mknąłem z niebezpieczną szybkością, co sprawiało mi niebywałą frajdę. Widziałem tylko smugi budynków, które zlewały się z otoczeniem tworząc coś na kształt kolażu. Po kilku minutach byłem na miejscu.
***
Otworzyłem oczy. Pierwsze, co zobaczyłem to ogromny wyświetlacz, i migoczący nagłówek: "Za chwilę przemówienie Generalnego Gubernatora Edwarda Nuba".
Dopiero po chwili zorientowałem się, że wygląd mojego mieszkania uległ diametralnej zmianie. Wszystkie meble były toporne, kwadratowe, zbyt schludne, zbyt czyste, zbyt jednolite i przede wszystkim, nie były m o j e ! Z monitora wydobył się syntetyczny głos. Witaj w nowym świecie Zjednoczonego Związku Dyktatury. Teraz nastąpi przemówienie Edwarda Nuba, Generalnego Gubernatora ZZD. Zgodnie z zapowiedzią pojawił się ów człek. Był łysy, miał nienaturalne, farbowane brwi. Na tłustym nosie spoczywały małe okularki. Oczy ruchliwie skakały to w jedną, to w drugą stronę. Chrząknął, poprawił okular i zaczął niewyraźnie bełkotać.
- Zaprowadziliśmy nowy porządek. Obudziliście się w nowym świecie. Świecie poukładanym, w świecie, w którym każdy ma pracę…
"A to ciekawe" - raczyłem wtrącić w myślach.
…W świecie, w którym każdy z was ma swoje miejsce w szeregu, szeregu Zjednoczonego Związku Dyktatury. Odtąd wszystko, co wasze jest własnością Państwa. Nowoczesne technologie pozwoliły nam wprowadzić bezbłędny system kontroli obywatela. Będziecie żyć w świecie wolnym od całego smrodu epoki poprzedniej. Zapamiętajcie ten dzień! - Akcentując słowo dzień sięgnął po szklankę z żółtym płynem - Zapamiętajcie! Od dzisiaj Abrazja wchodzi w skład ZZD. A kolejne dni potwierdzą jedyną słuszną drogę ku ewolucji człowieka XXIII wieku! Każdy z was jest zobowiązany do podpisania obowiązującej konstytucji. To wszystko dla waszego i naszego dobra. Ekran znowu pociemniał, a na planszy pojawiła się treść dokumentu. Zrezygnowany, postanowiłem zrobić sobie coś do jedzenia. Czujniki ruchu szybko wykryły mój manewr i delikatne impulsy elektryczne wskazały "miejsce w szeregu". Na pulpicie zamigotał czerwony napis: "Czytaj i podpisz".
Sytuacja w ZZD w miarę się uspokoiła. Ludzie opornie, ale bez większych przeciwwskazań godzili się na "rewolucyjne zmiany". W końcu każdy z nas miał posadę, bezrobocie zniknęło. Oczywiście, mało kto zdawał sobie sprawę, że niepełnosprawnych, biedaków żebrzących na ulicy czy prostytutki z dzielnicy Światłęj zlikwidowano w sposób najpodlejszy z możliwych. Policjanci wyłapali wszystkie "słabe jednostki" i upchnęli do kilku samolotów. Wmawiano im, że lecą na wyspę. W miejsce, w którym wiecznie świeci słońce, wszystko jest za darmo, a nowe domostwa tylko czekają, aż ktoś się do nich wprowadzi. Samolot leciał kilka godzin zgodnie z planem, a potem zdalny pilot wcisnął guziczek "spalanie próżniowe". Z biedaków nie został nawet popiół. Jak widać, technologia idzie do przodu. Niemcy dużo się nauczyli od czasu holocaustu.
Nieśmiało, zaczęły się tworzyć pierwsze niezależne komórki podziemia. Słowo "podziemie" można interpretować na kilka sposobów. Pierwszy z nich to ten dosłowny. Tworzone w konspiracji i zarazem dobrych kilkaset metrów pod ziemią organizacje szybko się rozprzestrzeniały. Mechanizm był bardzo prosty. Pod ziemią można było robić wszystko. Pić alkohol, palić fajki, pójść na dziwki, a nawet modlić się do swojego Boga. Alternatywny underground przeżywał prawdziwy rozkwit. Każdy ruch ma swój początek. Dopóty nikt się nie mieszał w sodomię podziemia było dobrze. Ale kiedy Niebieskie Szeregi Bezpieki trafiły na ślad nielegalnych organizacji zaczęły się pacyfikacje. W zatłoczonych tunelach umierały setki ludzi od trujących gazów, kwasu lejącego się z publicznych łaźni i innych wynalazków ZZD. Taktyka ścinania głów wywołała efekt odwrotny od zamierzonego. Hydra odrodziła się z co najmniej kilkoma nowymi głowami. Mimo sprytnego tuszowania faktów do społeczeństwa docierały informacje o masakrach. Do ruchu podziemnego dołączało coraz więcej osób. Tym razem były to często osobistości wybitne; intelektualiści, informatycy i specjaliści od różnych fachów. Podziemie ze stricte rozrywkowej organizacji przekształciło się w sprawnie działającą spółkę zrzeszającą kilka milionów członków. Wielbiciele burdeli i narkotyków stanowili mniejszość, ale nikomu nie zabraniano zakazanych rozrywek, uważając, że trzeba robić wszystko na przekór "tym na górze". ZZD nie mogło znieść porażki. Szykowała się nowa wojna. Tym razem natrafili na godnego przeciwnika…
***
Dzień jak każdy w ZZD. O wyznaczonej godzinie budzi Cię impuls elektryczny. Na tablicy wyświetla się powitalny napis "Witaj obywatelu ZZD" recytowany starannie przez sztuczny syntezator. Autor Systemu Kontroli Obywatela (SKO) musiał w pewnym stopniu wzorować się na Orwellu. Kiedy się budzę przypominam sobie bohatera "roku 1794", i jego nieustanne rozterki związane z istotą dwójmyślenia, sposobami na przechytrzenie wielkiego brata i żałosną próbą buntu, która ostatecznie kończy się fiaskiem. Tak sobie myślę, że daleki mi do Orwellowskiego bohatera. Nie mam takich rozterek, umiem się do wielu rzeczy przystosować. Można mnie porównać do plasteliny, która formuje się w dowolny kształt. Jednak wszystko ma swoje granice. Na pierwszym miejscu stoi moja prywatność. Możecie sobie wyobrazić jak wygląda poranny prysznic? Zapewne nie. Wchodzisz do przeźroczystej kabiny. Wszystko odbywa się na komendę. W całym apartamencie są zamontowane głośniki, czujniki i inne dziwne urządzenia. Kiedy już jesteś pod prysznicem, leje się na Ciebie gorąca woda, której nie może regulować. Wszystko jest zgodnie ze standardami. Mechaniczna ręka bierze szorstką gąbkę i szoruje twoje ciało w taki sposób, że skóra staje się czerwona od zadrapań. Kiedy ta część "programu" się skończy masz się nachylić. Coś na kształt elastycznego widelca rozchyla twoje pośladki. Przez odbyt wlewają Ci jakiś płyn, który skutecznie materializuje wszelakie nagromadzone odchody podczas dnia. Wszystko dla twojego dobra oczywiście. Kupa jest brzydka, zła i śmierdząca. Nie możesz jej robić, bo zabrania tego państwo, instytucja wyższa, która zawsze wie lepiej i tak dalej…
Tak więc, moja "elastyczność" została poddana poważnej próbie. Po drugim tygodniu nadal nie mogłem się przyzwyczaić do łyżki, która grzebie mi w dupie. Na dodatek, któregoś dnia do mojego mieszkania, nawet nie pukając wszedł jakiś dziwny jegomość w czarnych okularach. Nos miał spłaszczony, uszy praktycznie niewidoczne. Nie miał w ogóle włosów na głowie. Nieźle mnie wystraszył, bo bardziej przypominał mutanta z tych kosmicznych kreskówek niż człowieka z krwi i kości. Wyrecytował mi formułkę, którą mu chyba zakodowano w tym głupim łbie i zabrał wszystkie papierosy, alkohol, a na koniec dodał;
- Jest pan zapisany na deformację twarzy. Prawda, że wyglądam bardzo unifikatywnie? Teraz wszyscy będziemy tak wyglądać. Nasza rasa będzie jedna, czysta i niepowtarzalna.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt