Dalszy ciąg starej historii - Wanda Szczypiorska
Proza » Obyczajowe » Dalszy ciąg starej historii
A A A



DALSZY CIĄG STAREJ HISTORII

Doktor P. miewał dolegliwości gastryczne, do których przyznawał się z całą otwartością. Zwierzał mi się, kiedy wracaliśmy razem z pracy pociągiem podmiejskim do O.
Jakiś czas temu, po latach rozstania i niewidzenia spotkaliśmy się pewnego dnia ( nieco zmieszani obydwoje) i doktor P. nie omieszkał pochwalić mi się, że awansował.. Był teraz dyrektorem. I to znacznie bliżej Warszawy. No proszę!
W tym czasie usiłowałam zmienić pracę. Zapytałam; tak mi się wydaje,... czy może mógłby mnie zatrudnić... Nie... to chyba nie było tak. To on mi pracę zaproponował, a ja w pierwszej chwili powiedziałam, że jeszcze się zastanowię. Aler30; zgodziłam się od razu.
Tak więc teraz, obydwoje zadowoleni, wracając pociągiem z pracy do tego naszego O. rozmawialiśmy z przyjacielską poufałością.

Coś się zmieniło jednak. Doktor P. im piął się wyżej, tym gorliwszym był komunistą. Egzekutywy, towarzysze sekretarze, plena, to był jego żywioł i jego świat. Zostałam wciągnięta w ten świat niechcący, w sposób zupełnie ode mnie niezależny. Malowałam za przepierzeniem w dużej sali konferencyjnej plansze przeznaczone dla Ośrodków Zdrowia, których tematem bywała przeważnie zachęta do mycia zębów, a obok, co jakiś czas odbywało się zebranie podstawowej organizacji. Nie wolno mi było wtedy wychodzić zza przepierzenia, właściwie powinno mnie tam nie być, ale byłam, bo co miałam niby ze sobą zrobić? I musiałam siedząc cichutko wysłuchać referatu przepisanego z broszurki dla lektorów, a potem, niewidzialna, uczestniczyć w tej ich dyskusji. Głównie o sprawach personalnych. Przyznaję, ta część zebrania nie zawsze była taka okropnie nudna. A mimo to nie rozumiałam, jak ci ludzie mogą dobrowolnie skazywać się na taką mękę. Ale oni znosili to chyba zupełnie dobrze. Chociaż każde zebranie poprzedzało jakieś napięcie. Przestępowali próg sali z powagą, jakby chodziło o sąd nad ich osobistym życiem, a wynik rozprawy był niepewny.
Z tego partyjnego towarzystwa znałam jedynie Stefanię, pielęgniarkę z zawodu, byłyśmy koleżankami, pracowała w tym samym dziale, co ja. Pochodziła z odległej wsi, z okolic Łukowa i miała brata, który pracował w KC. Podejrzewam, że to nie było KC, tylko Służba Bezpieczeństwa, ale nikt na ten temat niczego nie mówił, jakby ta sprawa dla wszystkich była obojętna. Dostał mieszkanie, a jakże, na tyle obszerne, że mógł tam przygarnąć siostrę. Stefania, niezamężna, była spragniona miłości, natomiast koledzy brata nie wyróżniali się chyba niczym, zadania ich były ściśle określone. Tajne. Ale właśnie ta okoliczność musiała mieć dla Stefanii nieodparty, choć raczej dość specyficzny urok.

Któregoś dnia, nienaturalnie ożywiona, zwierzyła się na osobności doktorowi P. (była jego protegowaną, łączyła ich zażyłość), a on oczywiście opowiedział o wszystkim mnie prosząc o dyskrecję. Stało się. Zakochała się z wzajemnością... i to właśnie z nim, z tym Zdziśkiem ma spędzić sobotę, a może i niedzielę w ośrodku kempingowym w Rudce. Ta sprawa nie była taka prosta i to spotkanie nie mogło odbyć się byle gdzie, bo Zdzisiek był niestety żonaty. Chociaż - jak zapewniała Stefania doktora P. zamierzał się rozwieść.
W piątek, niezwykle podniecona, zaczęła rozpowiadać, że ma egzamin w Wyższej Szkole Nauk Politycznych przy KC, gdzie rozpoczęła tego roku zaoczne studia. Nie wiedziała, że ja wiem, a ja przyglądałam się jej dyskretnie. Jej szaleństwo, nadzieja, pobudzały moją wyobraźnię. To chyba głupie, ale ja również byłam podekscytowana. Tak po prawdzie, nie mogłam się od tego uwolnić zarówno w sobotę wieczorem, jak i przez całą niedzielę. Wyobrażałam sobie tych dwoje tak realnie. Przekopuję ogródek, albo zmywam, albo robię cokolwiek innego i widzę Stefanię jadącą pekaesem do Rudki. Domyślam się; będzie pierwsza, na pewno tak się umówili. Zna numer domku, sama załatwiła jego wynajęcie. Wchodzi nieco zbita z tropu chłodem obcego miejsca, ale powoli się przyzwyczaja. Czekając rozkłada to, co przywiozła ze sobą. Co to może być? Coś do zjedzenia, zapewne. Czekanie się dłuży, chociaż trwa tylko chwilę. Zdziśka (ma ze sobą w papierowej torbie butelkę wina) podrzuca kolega służbowym samochodem. Wie gdzie i po co. Nie da się z czegoś takiego zrobić tajemnicy. Kolega domyśla się, że to nie chodzi o byle dziewuchę, Zdzisiek zbytnio jest podniecony. Wie o Zdziśku to co trzeba, zna nawet jego żonę, wiec stara się być dyskretny. Nie wiadomo, co jemu samemu się przydarzy, czy nie będzie potrzebował rewanżu.
Zdzisiek wysiada w pewnej odległości od kempingu i idzie w stronę domku piechotą. Przeczuwa, co się za chwilę stanie, czuje rozdrażnienie i lęk, aż do przykrego ucisku w żołądku. Znają się dobrze, ale nie aż tak... Nigdy nic nie wiadomo, może powstać jakiś problem. Domek stoi na uboczu pod lasem. Drewniany, pojedynczy, obdrapany domek. Te lepsze, murowane są podwójne. I chociaż wszystkie puste, bo to dopiero wczesna wiosna, ten pod lasem wydaje się najodpowiedniejszy. Zdzisiek puka. Skąd wie, że ona jest w środku? Pewno tak się umówili, on tu jest incognito. Chociaż to ryzykowne. Zwierzchnicy powinni wiedzieć o wszystkim, nawet o takim romansie. Stefania słyszy jego kroki, serce jej zamiera, ale nie rusza się z miejsca, bo drzwi są otwarte.
Przyznaję, że utknęłam. Trudno mi było wyobrazić sobie, co stało się potem. Przyjęłam wariant stłumionej namiętności i zmieszania, które ogarnęło ich oboje. Niezręczność. Myślę, że ona pierwsza zaproponowała wino, żeby w ten sposób się odprężyć. To przecież nie są ludzie przyzwyczajeni do spontanicznych zachowań, nie byliby tam, gdzie są. Na dworze jest jeszcze widno. Może zaproponowała spacer? Piękna okolica. Z jednej strony rzeka, rzeczka raczej, a z drugiej, bliżej ruchliwej szosy, oddzielona od niej rzadkim sosnowym laskiem, duża glinianka - kąpielisko. Jeszcze nieczynne. Za zimno.
Jestem pewna, że ona boi się zdradzić, jak bardzo jej na nim zależy, są w takiej sytuacji, że pewna powściągliwość i stwarzanie pozorów, że przyjechali tu w celach towarzyskich, na razie, póki co, może okazać się najbezpieczniejsze. Stefania musi z nim porozmawiać poważnie - po to się spotkali - stworzyć odpowiedni nastrój. Ani on, ani ona nie mają jeszcze trzydziestu lat, (on jest chyba starszy), ale Stefania już się czegoś boi, już stoi na krawędzi, u siebie, na wsi uchodzi za starą pannę, nie ma tej śmiałości, jaką miałaby dziesięć lat temu. A może jest zupełnie inaczej, może wiek dodaje jej tupetu i pewności siebie? Może od razu przywarli jedno do drugiego? Nie. On się przyczaił. Przyjął postawę wyczekiwania. Nie spieszy mu się. Nie jest przecież taka ładna. Z jego strony, tak mi się wydaje, to nie może być wielka namiętność.
Jednak na spacerze zaczynają się całować i do domku wracają wtuleni w siebie. Gotowi. Nawet nie mają czasu się rozebrać. Potem noc, a potem ranek, budzą się i znowu zatracają w sobie, każda cudowna chwila jest jak wieczność.
Domek nie jest skanalizowany, za potrzebą wychodzą kolejno na dwór. Umywalnia też jest na zewnątrz, pośrodku kempingu, mosiężne krany nad korytkiem, z którego woda ścieka gdzieś tam. Zimno. Na ścianie wisi lustro, Stefania widzi swoją twarz i przez chwilę ma ochotę schować się przed sobą. Korzysta z tego, że Zdzisiek dość długo jest nieobecny i poprawia makijaż. No, teraz wygląda prawie dobrze.

Jest niedziela. Mają przed sobą cały dzień. Teraz dopiero przychodzi ochota na jedzenie. Po wczorajszej kolacji zostały zimne przekąski i trochę wina. To śniadanie, prosto z papieru powoduje, że utrwala się ich zażyłość. Teraz już są razem, mieszkają wspólnie, przynajmniej przez parę godzin. A może tak będzie zawsze? On wydaje się taki zakochany... ogarnia ją na chwilę spokój i pewność, że wszystko jakoś się ułoży. Chociaż... na razie nie wspomniał jeszcze o rozwodzie.
Nie spieszą się. Tak, przed nimi cały, długi dzień. Ona nie musi tłumaczyć się z nieobecności, a jego, w domu nikt o nic nie zapyta. Znowu leżą obok siebie, ale on myślami, przez chwilę, jest gdzie indziej. Ona o tym nie wie. A jednak... odczuwa jak gdyby lekki powiew chłodu. Nie jest w pełni szczęśliwa pomimo tej bliskości, pomimo tego, że czuje go całym ciałem i ten zapach... Tu nie można się umyć, a wiec wciąż jeszcze unosi się wokół nich zapach miłości. To znaczy.. no... Jego biała koszula zmięta, spodnie od garnituru w nieładzie... Mężczyzna.., mój mężczyzna - myśli Stefania patrząc na niego z czułością - Na zawsze.
On dyskretnie zerka na zegarek. Od strony bramy wjazdowej, obok której stoi domek przerobiony na restaurację, słychać hałas. Stefania unosi się na łokciu i patrzy przez okno. To ajent otworzył bar. Na pewno przywieźli piwo i wiadomość o tym rozeszła się po okolicy tak szybko, jakby ktoś walił w bęben. No cóż? Może skoczymy tam na chwilę? Zdzisiek ma najwyraźniej ochotę napić się piwa. Wychodzą. Restauracja jest stylowa, meble zrobione z uciętych pni, lakierowane. Trochę niewygodnie się siedzi, ale dobrze, że w ogóle jest jakieś miejsce. Do jedzenia są tylko pieczarki. Mięsa podawać ajent nie ma prawa, zresztą po co mu ten kłopot i tak ma nadmiar gości. Biorą więc dwie porcje pieczarek i piwo. Otoczeni gwarem, który ich nie dotyczy, przepychankami podchmielonych, które nie mogą im zagrozić, czują się bezpiecznie, jakby w środku ula. Nikt ich nie zna, nie budzą ciekawości, to przecież kemping, stale są jacyś obcy. A jednak coś się wdziera pomiędzy nich, jakaś szklana ściana... Tak bardzo, myśli Stefania - chciałabym go dotknąć.

Tak to sobie wyobrażałam. Tak musiało być. Tak było na pewno. Znam przecież to miejsce. Żeby się stamtąd wydostać, trzeba stać na szosie i czekać na autobus do O. Stoją obok siebie. Ona z torbą, a on bez bagażu. Stefania mówi - No więc? Ale on jakby tego nie słyszał. Stało się to, czego się obawiał. Ta sprawa nie będzie miała łatwego końca.

W poniedziałek śledziłam dyskretnie Stefanię szukając pozostałości tamtego dnia. Ale była jak gładka tafla wody. A więc jednak spokojna. Tylko dlaczego, za każdym razem, kiedy dzwoni telefon, podnosi głowę?
- Do mnie?
No tak. To nic dziwnego. On teraz będzie dzwonił. Nie będzie dnia bez telefonu. I rzeczywiście. Telefon od niego. Twarz jej kamienieje i mówi nadspodziewanie ostro - To nic, to nic.

Musiała się komuś zwierzyć, opowiedziała o wszystkim doktorowi P. Ta zażyłość doktora P. z kobietami sprawiała mi pewną przykrość. Ale dzięki temu dowiedziałam się, jak było. Nie przyjechał. Czekała do późnej nocy, musiała przenocować i wyjechała z samego rana. Z torbą pełną zapasów. (To już sobie dopowiedziałam sama). Nie usprawiedliwiał się, powiedział, że nie mógł, że to nic straconego i Stefania zrozumiała oczywiście tą wyższą konieczność. To nie było przecież zerwanie, zresztą nie było czego zrywać, bo nic się jeszcze nie stało. A gdyby nawet... Stefania sobie z tym poradzi. Świat przecież się nie kończy.

Siedzieliśmy z doktorem P. w pociągu, naprzeciwko siebie przy oknie i on mi to opowiadał z zadziwiającą, w jego wypadku, troską. Więc, widocznie miał dla niej wyłącznie przyjaźń, mnie pewnie by tak nie współczuł. Znękany tego dnia nieco bardziej niż zwykle dolegliwościami zapytał mimochodem, czy nie chciałabym należeć do partii. Patrzyłam przez okno. Mijaliśmy Radość. Odwróciłam powoli głowę w jego stronę i powiedziałam, że nie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Wanda Szczypiorska · dnia 08.07.2009 10:29 · Czytań: 1083 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Komentarze
Wanda Szczypiorska dnia 08.07.2009 12:49
w nawiasie powinno być "(nieco zmieszani obydwoje)"
Elwira dnia 08.07.2009 12:53 Ocena: Dobre
Wando pod tekstem jest napis "Edytuj" możesz poprawić w tekście. :) Przepraszam, teraz nie mogę przeczytać do końca, jestem zawalona pracą. Wrócę jeszcze.
Usunięty dnia 08.07.2009 13:24 Ocena: Bardzo dobre
Trochę do "obskubania", ale czyta się z przyjemnoscią, bliskie mi.

Pozdrawiam:)
Wanda Szczypiorska dnia 08.07.2009 15:54
Opowiadanie było opublikowane w 2004r w Pograniczach, niestety w jeszcze gorszej formie. Ja obskubuje swoje opowiadania bezustannie, latami. To jest inne niż było wtedy, a po pewnym czasie bedzie jeszcze inne.
Elwira dnia 08.07.2009 21:47 Ocena: Dobre
Czuć lekkość pióra. Czytałam z przyjemnością, chociaż czasem zgrzytał styl, czasem szyk burzył zdanie, sprawiał, że brzmiało nieporadnie. Braki w przecinkach. Nie panujesz nad "się", wiele zbędnych powtórzeń. Bardzo dużo zaimków, połowę bym wyrzuciła. I jeszcze tutaj, zobacz:

Cytat:
To on mi pracę zaproponował, a ja w pierwszej chwili powiedziałam, że jeszcze się zastanowię. Aler30; zgodziłam się od razu.


erek do wycięcia to raz

Dwa błąd logiczny, miała się zastanowić, czy zgodziła od razu?


Musisz robiąc korektę, zastanawiać się czy na pewno użyłaś właściwych słów.

Pozdrawiam. :)
Wanda Szczypiorska dnia 09.07.2009 08:41
Dziękuję. Bardzo cenne uwagi. Problem w tym, że ja pisząc mówię, a często mówię nieskładnie. Co więcej - lubię taki kolokwialny styl u innych.
Jotek dnia 12.05.2011 09:48 Ocena: Świetne!
Przeczytałem z ukontentowaniem. Tamte realia świetnie oddane. Powsciągliwie i dyskretnie.O niespełnionej miłości towarzyszki partyjnej do prominentnego ubeka. I to zakończenie. Dr P. chyba oniemiał:):):)!!!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty