Powieść bez tytułu - rozdział X - Kasiulek
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Powieść bez tytułu - rozdział X
A A A
ROZDZIAŁ X - DECYZJA

Obudziłam się z bólem głowy. Przyłożyłam dłoń do czoła, starając się rozeznać w sytuacji i rozpoznać miejsce, w którym się znalazłam.
Leżałam na łóżku, to pewne. Nie musiałam otwierać oczu, by to stwierdzić. Niezwykła miękkość pościeli sprawiła, że nie miałam ochoty się podnosić. Zresztą, i tak brakowało mi na to sił. Wdychałam tylko kuszący, wszechobecny zapach wanilii.

Wreszcie podniosłam powieki i rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem i co tu robię. W pokoju panował półmrok, jedyne światło dobiegało ze stojących na szafce świec. Po prawej stronie stał czarny, klasyczny fortepian. Na stoliku po prawej stronie łóżka ktoś postawił wazonik z czerwonymi różami. Miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie. Jeszcze nigdy nie spałam w łożu z baldachimem.
- O, rany... - szepnęłam - Tak chyba nie wygląda niebo... To chyba jeszcze żyję... - westchnęłam, czując kolejny zawrót głowy - Cholera jasna...
- Mówienie do siebie to pierwsza oznaka szaleństwa - usłyszałam po swojej lewej stronie niski, cudownie znany głos.
- Ty...! - wydukałam.
- Ja - przyznał osobnik na fotelu.
- Co się stało? Co to za... pałac?
Postać zaśmiała się krótko.
- Też mi pałac...
- G-gdzie ja jestem? - mój umysł jeszcze nie do końca był zdolny do przetwarzania danych.
- Gdzieś, gdzie cię nie powinno być - usłyszałam.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, nieprzytomnie spoglądając na Davida Dawsona. Siedział wygodnie na fotelu, nonszalancko opierając łokieć na jego oparciu. Mimo, iż nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego, widać było, że trzyma się na dystans. Światło świec łagodnie podkreślało rysy jego twarzy. Mogłabym patrzeć tak na niego bez końca. W tej chwili jakoś umknęło mi to, że jest mordercą.
- Która godzina?
- W pół do piątej nad ranem.
Nagle przypomniały mi się wszystkie nocne wydarzenia i zamarłam, wciągając powietrze jednym szybkim wdechem.
- O, mój Boże... - wyszeptałam.
- Nie musisz mnie tak nazywać - odparł.
Zignorowałam jego ripostę.
- Jak... Co się...Co się stało?
Twarz Dawsona natychmiast przybrała maskę chłodu i obojętności.
- A co pamiętasz?
- Niewiele - przyznałam - Pamiętam... że twój brat... zaczął biec w moim kierunku, a ty... wy...
- Świetnie, naprawdę dużo pamiętasz - zakpił ze mnie.
- Pamiętam, jak unosiłeś się w powietrzu - wyparowałam jednym tchem. Czułam, że to, co przed chwilą powiedziałam, brzmiało niedorzecznie.
Na twarzy Davida pojawił się odcień gniewu i zdenerwowania.
- Nic takiego nie miało miejsca.
- Kłamiesz! - odparłam - Wiem, co widziałam.
Dawson natychmiast wstał z fotela i w ułamku sekundy znalazł się na łóżku. Mimo, iż był w półprzysiadzie, popatrzył na mnie z góry.
- Czyżby?
Poczułam, jak moje serce zaczyna bić w oszałamiajacym tempie. Nie chciałam jednak dać za wygraną.
- Tak - odparłam stanowczo.
Chciałam zbić go z tropu, jednak on się nie przejął moją odpowiedzią.
- Nawet jeśli... to nikt ci nie uwierzy. Jeżeli komuś powiesz.
- Powiem - odparłam, a on popatrzył na mnie z widoczną obawą, choć starał się to zatuszować - jeśli nie wyjaśnisz mi, co jest grane - dokończyłam.
- To jest... to nie... - nie wiedział, jak się do tego zabrać, w końcu popatrzył na mnie z powagą i powiedział:
- Nie zrozumiesz.
- Skąd wiesz?
- Nikt nie rozumie!
- Skąd wiesz?! - powtórzyłam - Mówiłeś już komuś?
Zacisnął zęby. Wyglądął groźnie, mimowolnie zadrżałam, co pewnie nie uszło jego uwadze.
- Nie czas na wyjaśnienia...
- Owszem, czas najwyższy! - podniosłam się zupełnie, na co on natychmiast zeskoczył z łóżka - Nie wiem, co jest grane. Nie wiem, kim jesteś. Cholera jasna, nie wiem tylu rzeczy!
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć - wysyczał przez zęby.
- Jeśli mnie dotyczy, to muszę!
Zdenerwowany, wbił wzrok w ścianę, tkwiąc tak w bezruchu kilkanaście sekund. Wreszcie przemówił, dziwnie łagodnym głosem:
- Nie możesz po prostu dać sobie spokój?
Pokręciłam głową.
- Chcę wiedzieć... Proszę... tylko wyjaśnij mi jedną rzecz.
Popatrzył na mnie tak, że nie wiedziałam, czy mam to traktować jako zgodę, czy też nie. Ostatecznie zadałam nurtujące mnie pytanie:
- Wtedy, na dachu, podczas burzy... Jak ci się udało przeżyć? Widziałam, jak dostałeś dwie kulki. A potem spadłeś na chodnik.
Spojrzał na mnie z ukosa.
- Poproszę inny zestaw pytań.
- Nie ma innego zestawu pytań!
- A więc nie zadawaj ich już w ogóle! - podniósł głos.
Nastała chwila ciszy, którą przerwałam z biciem serca.
- Kim jesteś? - wypowiedziałam te dwa słowa wolno i wyraźnie, aby dobitnie mu dać do zrozumienia, że nie odpuszczę.
- Nie chciałabyś wiedzieć... - mruknął, po czym dodał:
- Jeśli wrócisz do domu przed świtem, nikt się nie zorientuje, że wyszłaś.
- Nie wrócę, póki się nie dowiem, co jest grane - odparłam hardo - Guzik mnie obchodzi, czy ktoś się dowie czy nie.
- Nieprawda - zaprzeczył, jakby czytał mi w myślach.
Wtedy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła czarnowłosa piękność. Nie zaszczyciła mnie ani jednym spojrzeniem, tylko wbiła wzrok w swojego brata.
- Steve i ja uważamy, że...
- Wiem, co uważacie! - ryknął David niespodziewanie, aż ciarki mnie przeszły po plecach - I odpowiedź brzmi: nie!
Wpatrywał się wyzywająco w dziewczynę o kruczoczarnych włosach, aż ta wreszcie odpuściła.
- W takim razie zaprowadź ją do salonu - odparła chłodno, po czym prześlizgnęła się szybko przez lekko uchylone drzwi. Zamrugałam kilkakrotnie, nie wierząc, że się przecisła. David pokręcił głową z dezaprobatą.
- Chodź - powiedział, otwierając je szerzej.

Weszliśmy do dużego, przestronnego salonu, urządzonego w stylu iście wiktoriańskim. Na ścianach widniała tapeta o ciekawej kompozycji, na podłodze wzorzysty dywan, a w rogu szafa z wypolerowanymi do czysta szybami. Znajdowała się tam też szeroka sofa i kilka foteli, jednak żadna z postaci, znajdujących się w salonie, nie usiadła na nich. Wszyscy członkowie rodziny stali na środku pokoju.
Monica Dawson skrzyżowała ręce, jak mała, obrażona dziewczynka, Steve zaś stał nieruchomo, wbijając wzrok z ścianę.
Przypomniała mi się jego nocna walka z bratem i zdziwiło mnie bardzo, że żaden z nich nie doznał choćby najmniejszego uszczerbku na zdrowiu.
Gdy tylko znalazłam się w salonie, Steve popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, aż się widocznie skuliłam.
- Steve... - upomniał go brat - Nawet nie próbuj.
- Wiesz, co zrobiłeś? - odezwała się Monica. Miała dzisiaj proste, gładko zaczesane włosy - Zdajesz sobie sprawę, jak się narażamy?
- Tak - odparł krótko David - Ale nie mogliśmy przecież...
- Właśnie, że mogliśmy! - przerwał mu Steve - I tak powinniśmy postąpić!
Spojrzał na mnie ponownie, dziko zwierzęcymi oczami.
- Może trzeba zrobić to teraz...
David natychmiast znalazł się przede mną, jak ochroniarz, który zasłania kogoś własnym ciałem.
- Dlaczego ci tak na niej zależy? - spytał z niekłamanym zdziwieniem najstarszy brat.
Nastała cisza, podczas której wszyscy, bez wyjątku, patrzyliśmy na Davida.
"Czemu ci na niej zależy?" Czy ja się przesłyszałam? Czy on ma na myśli mnie?!
David zacisnął pięści i odparł:
- Nie wiem.
- Słuchajcie - zaczęła Monica - Richard i Josephine wrócą za dwa dni. Nie liczcie na to, że cokolwiek przed nimi zataję.
- I tak się dowiedzą - wtrącił Steve.
- Możliwe. Ale to nie zmienia mojego stanowiska w tej sprawie - powiedział David.
Widząc jego zaciętą minę, zastanawiałam się, o co mu chodzi. I dlaczego tak impulsywnie reaguje na pozornie normalną dyskusję wśród rodzeństwa.
- Nie zapominaj, że jesteś przegłosowany - wypomniał mu Steve - Zawsze możemy zrobić to bez twojego udziału.
David obnażył groźnie zęby.
O, mój Boże! Co to za dom wariatów?! Co oni wyprawiają?!
- Davidzie... - odezwała się do niego siostra - Nie rozumiem twojej fascynacji tym osobnikiem, jednak... Steve ma rację. To by było zbyt niebezpieczne.
Dlaczego rozmawiają o mnie, traktując mnie jak przysłowiowe powietrze? Zachowują się, jakby mnie tu nie było. Mój wzrok krążył tylko od jednej twarzy do drugiej.
- Monica... Wiesz, jacy są ludzie - powiedział cicho.
- Dlatego skłaniam się do pomysłu Steve'a.
- Między nimi też znajdziesz zdrajców i powierników! Do diabła, nie możecie jeden jedyny raz zrobić...
- ... wyjątek? - dokończył za niego Steve - W przyrodzie nie ma wyjątków. A my nie powinniśmy się jej sprzeciwiać.
O czym oni mówią? Zaczęło kręcić mi się w głowie.
- Wiesz, jakie to ryzyko - odezwała się siostra Dawsonów - Naprawdę jesteś gotów je podjąć? Zupełnie tego nie rozumiem! Narażasz nas na dekonspirację i to z jakiego powodu? - pierwszy raz, odkąd tu weszłam, spojrzała bezpośrednio na mnie - Z powodu jakiejś marnej, ludzkiej istoty!
Prychnęła pogardliwie. Wiedziała, jak człowieka upodlić. W jednej chwili poczułam się jak lichy robaczek, którego w każdej chwili można zdeptać.
- Ona jest inna niż wszyscy - powiedział stanowczo David, patrząc przed siebie.
- Co w niej widzisz niezwykłego?
- Ona... ona... - westchnął - Ok, nie potrafię tego wytłumaczyć. Ale nie możemy jej tak po prostu zabić.
Co?! - w jednej chwili wszystko zrozumiałam. Zrozumiałam, czego dotyczy ta dyskusja. Zrozumiałam, o co się sprzeczało rodzeństwo Dawsonów. Zrozumiałam, czego nie chce zrobić David, a na co najwidoczniej mają ochotę jego brat i siostra.
Chcą mnie zabić! O, mój Boże... Dlaczego?!
Z tym samym pytaniem zwróciłam się do Davida:
- Dlaczego...? Przecież... n-nie... nic n-nie... zrobiłam - jąkałam się ze zdenerwowania.
David przymknął powieki, chyba starał się skupić i wymyśleć jakieś rozwiązanie. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Zerknęłam na groźną, bezwzględną minę Steve'a i zaciętą twarz Monici.
Co ze mną będzie?!
Poczułam, jak łzy spływają mi po policzku. Nie tak wyobrażałam sobie moment swojego odejścia z tego świata, a czułam, że nie ma sensu nawet uciekać. Byłam pewna, że przy takiej "fantastycznej trójce" nie mam najmniejszych szans.
David spojrzał na moje zalane łzami policzki z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Odniosłam wrażenie, że Steve'a to zgorszyło.
- Żałosna, ludzka sztuczka! Myślą, że to w czymś pomoże!
David wyglądał na zainteresowanego moimi łzami, podniósł rękę, po czym zbliżył ją do mojego policzka. Nie dane mi było jednak poczuć czarnego materiału rękawiczki na swojej skórze, gdyż Monica powstrzymała "zapędy" swojego brata.
- Zwariowałeś? Nie dotykaj.
Poczułam się jak trędowata. Jeśli przed śmiercią mam doznać tylu upokorzeń, to niech mnie zabiją czym prędzej!
David cofnął rękę.
- Więc jak chcesz to rozegrać, hm? Chcesz ją puścić wolno i zaczekać, aż NASA przyjdzie do nas w odwiedziny? Czy ty nie rozumiesz, że to działa na naszą niekorzyść? - rozkręcił się Steve.
- Nie, jeśli nikomu nie powie.
- Jak możesz to zagwarantować?! To tylko człowiek, Davidzie...
- Zapomniałeś, że jesteśmy za nich odpowiedzialni?!
Steve przygryzł wargę.
- Ja się do tego nie przyczyniłem! To ci przeklęci jajogłowi...
- Steve! - upomniała go siostra.
- No co? Przecież i tak zaraz umrze. Co za różnica, czy się dowie, czy nie.
- Nie pozwolę na to - postawił się David.
- Jesteś uparty jak osioł! - zganiła go Monica.
Postanowiłam się włączyć do konwersacji.
- Nic nikomu nie powiem... jeśli puścicie mnie wolno - powiedziałam cicho, lekko drżącym głosem. W napięciu oczekiwałam na odpowiedź.
Steve wyglądał na zdezorientowanego. Zdziwiony, spojrzał z ukosa na Davida i szepnął:
- To coś do nas mówi...!
David otworzył usta, ale go ubiegłam.
- Wypraszam sobie! - zdenerwowana, nie panowałam nad emocjami - Przestańcie traktować mnie, jakbym była jakimś upierdliwym komarem!
Chwila ciszy, którą przerwał gromki śmiech Steve'a. Sekundę później dołączyła do niego Monica, David także uniósł kąciki ust.
- To jest naprawdę ciekawe - odezwała się siostra Dawsonów - Buntuje się, mimo strachu.
Powinnam się obrazić za użyty zaimek "to".
- Nigdy nie zrozumiem tych pokrętnych istot - przyznał Steve, jednak chwilę później spoważniał - Ale nie zmienia to faktu, że trzeba się jej pozbyć.

Po tych słowach zupełnie straciłam nadzieję, że dożyję kolejnego dnia. A jednak zdarzył się cud - pozwolili mi wrócić do domu, choć w większości była to zasługa Davida Dawsona, który walczył o moją wolność jak lew. Nie rozumiałam, czemu to robi, ale byłam mu za to niewymownie wdzięczna.
Minęło około 20 minut, nim doszli do porozumienia. Ostatecznie zdecydowali dać mi szansę.

- Dajemy ci swego rodzaju "okres próbny" - wyjaśnił David, bo żadne z jego rodzeństwa nie zwracało się już bezpośrednio do mnie - Wróć do domu i zachowuj się tak, jakby nic nie miało miejsca. Ale pamiętaj! - zniżył głos - Będziemy cię mieć na oku...
- Jeśli spróbuje komuś wygadać, nie będziemy tacy wyrozumiali - pouczył Steve, bardziej swojego brata, niż mnie.
- Nie mogę uwierzyć, że na to pozwalamy - Monica pokręciła z dezaprobatą głową - To się dla nas źle skończy.
- Nikomu nie wygada - zapewnił David.
- Skąd ta pewność? - zdziwił się Steve - W każdym bądź razie, podejmujesz wielkie ryzyko i to na tobie teraz spoczywa obowiązek kontrolowania sytuacji. Jeśli NASA się dowie... albo Rada... będzie po nas.
- Ryzykujesz tyle dla jednej ludzkiej istoty? - spytała Monica.
- Chyba już coś ustaliliśmy - odparł David.
NASA? Rada? O czym oni mówią?
Zupełnie nie mogłam się w tym połapać. Rozumiałam tylko, że ci Dawsonowie nie są normalnymi ludźmi. Prawdopodobnie posiadają jakieś dziwaczne zdolności lewitacji i zwierzęcy instynkt drapieżnika. Wszystko to było strasznie zakręcone. Potrzebowałam trochę czasu, aby się z tym wszystkim oswoić...
- Już wpół do szóstej. Powinnaś wracać do domu - odezwał się do mnie David, nie patrząc wcale na zegarek.
Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Kiwnęłam głową, oszołomiona, że jednak nie zakończę tu swojego żywota. Cała ta sytuacja budziła we mnie dziwne odczucia. Ci Dawsonowie... ta willa o staromodnym wnętrzu... zdarzenie na polanie.... A teraz miałam, jak gdyby nigdy nic, wrócić do domu i udawać, że spędziłam w nim całą noc. Tego właśnie oni ode mnie oczekiwali. Nie próbowałam nawet protestować. Odwróciłam się w stronę dobrze widocznych drzwi wejściowych i ruszyłam ku nim z bijącym sercem.
- To szaleństwo... - burknął Steve gdzieś za moimi plecami.
Gdy zbliżyłam się do wyjścia, zobaczyłam po swojej lewej stronie wielkie, prostokątne lustro. Było wysokie, obramowane złotem i zwieńczone jakimiś zawijasami. Spojrzałam w nie i zamarłam.
Boże, jak ja wyglądam! - krzyknęłam w duchu - Potargane włosy, rozmazany tusz do rzęs...!
Niewiele myśląc, stanęłam przed tym lustrem i zaczęłam poprawiać swoje włosy, sterczące w cztery strony świata. Usłyszałam rozmowę rodzeństwa.
- Davidzie, wiesz, jakie są zasady - powiedziała do niego siostra - Jeśli piśnie choćby słówkiem...
- Wiem, co robić - przerwał jej lodowatym tonem.
Steve prychnął.
- Nie jestem tego taki pewien. A co, jeśli ona się wygada, a on jej i tak nie zabije?
- Nie wygada - powiedział z naciskiem David - Miała możliwość zdradzenia mnie przed ludzkimi funkcjonariuszami, a jednak nie zrobiła tego. Jest... w dziwny sposób lojalna.
Najwidoczniej, Dawson też uważał moje zachowanie za coś nienormalnego.
- Obyś miał rację - usłyszałam groźny ton Monici - Bo inaczej kara spadnie na nas wszystkich. Lepiej nie spuszczaj jej z oka.
Przecież nikomu nie wygadam! Nie będę ryzykować życiem dla jednej głupiej tajemnicy unoszenia się w powietrzu.
Dziwiło mnie moje własne opanowanie. Prawdopodobnie był to jeszcze wynik szoku. Zaniepokoiło mnie jedynie to, że David miałby mnie teraz cały czas obserwować.

Rodzeństwo skończyło konwersację. Ja też już chwyciłam za dużą, ozdobną klamkę, gdy czarnowłosy Dawson pojawił się za mną.
- Liczymy na twoją dyskrecję.
Podskoczyłam z wrażenia. Czy on zawsze musi się tak szybko i bezszelestnie przemieszczać?
- Nikomu nic nie powiem - wydukałam, odwracając się w jego stronę - Ale muszę znać prawdę - zniżyłam głos, choć przeczuwałam, że rodzeństwo i tak mnie słyszy.
David przewrócił oczami.
- To nie takie proste.
Westchnęłam, zrezygnowana, po czym nacisnęłam klamkę. Chłodny wietrzyk odświeżył moją skórę, a blade światło wschodzącego Słońca rozjaśniło wnętrze małego przedpokoju, w którym się znaleźliśmy.
David Dawson zmrużył oczy, odchylając głowę do tyłu, byle tylko nie wystawiać się na działanie promieni słonecznych. Już miałam powiedzieć coś w stylu "Przykro mi z powodu waszej choroby", kiedy mój wzrok ponownie wylądował na lśniącej tafli lustra. Zobaczyłam na niej swoje własne odbicie, ale... nic więcej!
Szybko spojrzałam na Davida, który tylko skrzywił się nieznacznie. Wyglądał na strapionego.
- O, mój Boże... - wyszeptałam, przenosząc wzrok z powrotem na lustro. Brakowało jednego odbicia! - N-nie... nie widać cię w lus...
Nie byłam w stanie dokończyć. Będąc przodem do Davida, powoli zrobiłam krok do tyłu. Serce mi podskoczyło do gardła, a na plecach poczułam zimne krople potu.
- Kim, do diabła, jesteś?! - krzyknęłam, roztrzęsiona. Nie potrafiłam pohamować spazmatycznego nabierania powietrza w płuca. Cały czas się cofałam, nie spuszczając wzroku z Davida. Ten z kolei przemieszczał się w ślad za mną, powoli, jakby nie chciał mnie wystraszyć. Tyle, że było już na to za późno.

Steve i Monica musieli słyszeć tą scenę, jednak nie zareagowali, jakby mieli nadzieję, że ich brat sam się z tym upora, a oni nie będą zmuszeni brać w tym udziału. W sumie to i lepiej.
Widząc, jak ich braciszek się do mnie zbliża, szybko się odwróciłam w stronę otwartej bramy i zaczęłam biec, ile tylko miałam sił w nogach. Jako, że miałam ich niewiele, David dogonił mnie, gdy tylko wypadłam na ulicę. Wstawał nowy dzień, ale nikogo jeszcze nie było na dworze.
Zagrodził mi drogę.
- O-odejdź ode mnie! - zażądałam słabym głosem - Nie p-podchodź!
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy - odezwał się stonowanym głosem.
- Z-zejdź mi z drogi, chcę wracać do domu!
- Nie w takim stanie.
- Zostaw mnie! Nie podchodź, słyszałeś?! Trzymaj się ode mnie... - nie zdążyłam dokończyć, gdyż nagle Dawson złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą, tak szybko, że w przeciągu dwóch sekund znaleźliśmy się oboje za starą ścianą z cegieł. Przywarłam do tego muru, ściskana przez silną rękę Davida. Drugą dłonią zakneblował mi usta. Byłam w potrzasku. Zaczęłam wymachiwać nogami, chcąć uderzyć mojego prześladowcę, jednak na nic się to nie zdało.
Dawson rozejrzał się uważnie dokoła, chcąc sprawdzić, czy ktoś może nas tu zobaczyć, po czym zaczął mną bezczelnie potrząsać.
- Ty mała, podstępna Ziemianko! Mówiłem ci, że nikt nie może się dowiedzieć!
Zaczęłam się wyrywać, ale Dawson okazał się o wiele silniejszy, co w sumie nie było dla mnie zaskoczeniem. Wciąż czułam skórzaną rękawiczkę na swoich ustach.
- Chcesz nas zdemaskować?! Na tym ci zależy?!
Przestałam się szarpać, ale głównie z powodu utraty sił, a nie zrozumienia jego słów. Dawson też się trochę uspokoił, choć nadal zatykał mi usta swoją dłonią.
- Puszczę cię, jeśli obiecasz, że nie będziesz krzyczeć - spojrzał na mnie tymi swoimi świdrującymi oczami. Cóż miałam zrobić? Pokiwałam głową.
Opuścił rękę, która kneblowała mi usta, po czym odsunął się ode mnie na odległość około jednego metra.
Nie miałam już siły krzyczeć. Wydukałam tylko łamiącym się głosem:
- Kim jesteś?
- Stworzeniem, o którego istnieniu nie powinnaś wiedzieć - odparł poważnie i, jak zwykle, wymijająco.
- Na to już chyba za późno, nie uważasz?
- Dlatego musimy działać ostrożnie. Nie rozpowiadaj nikomu o tym, co widziałaś...
- Bo inaczej mnie zabijesz? - spytałam sarkastycznie.
- Będę musiał - odparł poważnie.
Przełknęłam głośno ślinę. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Musiałam się uspokoić przed powrotem do domu. Nagle przypomniało mi się coś ważnego.
- Dlaczego wyszedłeś na zewnątrz?
- Słucham?
Otworzyłam oczy.
- Dlaczego możesz stać w świetle?
Tak naprawdę, słońce dopiero przed chwilą zaczęło wyglądać zza horyzontu, nie oświetlając jeszcze całkowicie powierzchni Ziemi. Dawson uśmiechnął się pod nosem.
- Dlaczego miałbym się chować przed słońcem?
- No... bo... podobno macie... światłowstręt czy coś takiego...
Parsknął śmiechem.
- Tak... To był pomysł Richarda, żeby nie wzbudzać podejrzeń - popatrzył na mnie błyszczącymi oczami - Nie choruję na żadną anty-słoneczną przypadłość.
- Więc dlaczego się ukrywacie?
- Jeszcze nie zauważyłaś? - spytał tajemniczo.
- Niby co?
Popatrzył znacząco na piaszczystą dróżkę, na której się znajdowaliśmy. Zerknęłam tam i ja.
- Nic nie widzę - odparłam, wpatrując się w podłoże.
- Przypatrz się uważnie - zasugerował.
Chciałam powiedzieć, że nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale nagle zamarłam z otwartymi ustami, gdyż zorientowałam się, w czym rzecz. Na powierzchni dróżki widać było mój mdławy cień, nieproporcjonalnie wydłużony, biorąc pod uwagę fakt, że Słońce jeszcze się całkiem nie wychyliło zza linii horyzontu. Zaskoczenie polegało na tym, że w miejscu, gdzie powinien padać cień Davida, był tylko cień jego ubrania! Nie zauważyłam tego wcześniej, gdyż Dawson był odziany niemal od stóp do głów. Nawet miał czarne rękawiczki na dłoniach, mimo dosyć wysokiej temperatury na dworze. Jednak cień na drodze kończył się na wysokości jego sztywno postawionego kołnierza od płaszcza. Wyżej, gdzie powinna znajdować się głowa, nie było nic!
Wniosek: mój tajemniczy wybawca, David Dawson, nie tylko nie posiadał odbicia w lustrze, ale również własnego cienia!
- Bawisz się w Lucky Lucka, który jest szybszy od swojego cienia? - spytałam trzęsącym się głosem. Z nadmiaru emocji niemal nie zemdlałam.
Przecież to przeczy prawom fizyki!
Uśmiechnął się kwaśno.
- Pamiętaj... nikt nie może się dowiedzieć.
- Muszę... muszę odetchnąć... Chcę już wrócić do domu.
Kiwnął głową. Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę budynku Taylorów, modląc się w duchu, by nikt z sąsiadów mnie nie zauważył. Poczułam, że coś jest nie tak. Odwróciłam się i zobaczyłam postać Davida Dawsona, kroczącego kilka metrów za mną.
- Czemu za mną idziesz? - spytałam groźnym tonem, choć nie zrobił on na Dawsonie żadnego wrażenia.
- Nie mogę cię zostawić samej.
- Co?
- Po tym wszystkim, co zobaczyłaś, co już wiesz... nie mogę pozwolić, abyś zdradziła komuś tą tajemnicę.
- Przecież powiedziałam wam, że tego nie zrobię.
Popatrzył na mnie przenikliwie.
- Jeślibyś nie zdążyła ugryźć się w język... musiałbym cię zabić.
Zadrżałam.
- A tego bym nie chciał - dodał ciszej, po czym zawrócił i szybko zniknął mi z pola widzenia.
Wschodzące Słońce oznajmiło, że powinnam czym prędzej wrócić do domu, jeśli nie chcę zostać zdekonspirowana przez Taylorów. Przyśpieszyłam kroku.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kasiulek · dnia 10.07.2009 08:54 · Czytań: 723 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 1
Komentarze
waikhru dnia 10.07.2009 11:50 Ocena: Przeciętne
"przecisła" - jeśli już, to przecisnęła
"w każdym bądź razie" - albo "w każdym razie", albo "bądź, co bądź"
"w przyrodzie nie ma wyjątków" - ehhh... W przyrodzie są same wyjątki. Powtarzają mi to od początku roku akademickiego. Zresztą skąd kosmici (?) wiedzą jak jest w przyrodzie na Ziemii, skoro nawet istotom ludzkim się dziwią?

To ja już chyba wolałam wampiry niż kosmitów... Piszesz sprawnie, ale ta powieść może być skierowana (jak dla mnie) tylko i wyłącznie dla nastolatków do 15.roku życia. Bo powyżej - będzie wzbudzała śmiech. Ile właściwie bohaterka ma lat? Bo zachowuje się czasami jakby miała dziesięć. Poza tym jej zachowanie w obliczu zagrożenia jest nierealne. W dodatku, skrajnie nieprawdziwe jest to, że zachowywała się w miarę spokojnie, gdy rozmawiali o jej śmierci, a zaczęła się wydzierać w momencie kiedy nie zobaczyła odbicia w lustrze... Trochę to niespójne.

Sposób pisania podnosi ocenę i dam Przeciętne, a nie Słabe.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
AlexPretnicki
12/07/2025 23:14
Dziękuję, wzajemnie :) »
Krzysztof Stasz-Malkowski
10/07/2025 18:04
Dziękuję Miladoro za cenne rady i pozdrawiam. »
valeria
09/07/2025 21:44
Fajne, chociaż końcówka mnie zbiła z tropu:) »
pociengiel
09/07/2025 00:31
i wszystko jasne »
Szwarczyk
09/07/2025 00:00
Czasami to właśnie cień ukazuje nam więcej niż światło. »
pociengiel
08/07/2025 21:09
tak, cień to niebagatelna gwarancja »
Szwarczyk
08/07/2025 20:36
Ja spisałem tylko jego historię, która sama do mnie… »
pociengiel
08/07/2025 15:15
Zastanawiam się, w jaki sposób podmiot liryczny dał stamtąd… »
Wiktor Mazurkiewicz
08/07/2025 15:10
ajw Miło mi; już zapomniałem o tym wierszu, ale tytuł mnie… »
ajw
08/07/2025 10:33
A ja już myślę co będzie w październikowie i to potem mnie… »
ajw
08/07/2025 10:30
Bardzo wzruszający kawałek poezji.. Pozdrawiam serdecznie,… »
ajw
07/07/2025 20:19
Lilah - ja się musiałam latami tego uczyć :) Milu -… »
Wiktor Mazurkiewicz
07/07/2025 16:32
Podoba się bez dwóch zdań, od początku do końca; taki… »
Miladora
07/07/2025 03:25
A ja się nieziemsko ubawiłam. :))) Miłego dnia, Alex. »
Ala Mak
06/07/2025 23:53
Przykro czytać. »
ShoutBox
  • Miladora
  • 04/06/2025 15:22
  • Bardzo dziękuję, bo nie spodziewałam się wyróżnienia. :)
  • pociengiel
  • 28/05/2025 10:41
  • moskalik ciapatek a jak dowcipny buk Akbar! powie za rok dwa góra osiem posrają się muchy na jego głowie wcześniej da głos nieczyste prosię
  • pociengiel
  • 26/05/2025 14:18
  • co to z tym Conanem?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty