Słowa maga okazały się prawdą. Smok przesiadywał w ruinach starego zamku i znano go w całej okolicy. Vulpes też był tam sławny - ludzie omijali go z daleka. W świetle słońca zamek zdawał się zwyczajną ruiną. Nic nie wskazywało, że zamieszkuje go legendarny gad. Tajemniczy mag odprowadził ich pod samą bramę budowli. Wrota wyłamano. Na dębowych deskach widać było ślady ostrych szponów.
- To tutaj. Życzę powodzenia - stwierdził Vulpes.
- Nie pomożesz nam? - zdziwiła się Emilly.
- To nie moja sprawa - odparł spokojnie mag - Z pewnością świetnie sobie poradzicie.
- Co za optymizm - mruknął Shadow.
- No to załatwione. Do zobaczenia - powiedział mag, nim rozpłynął się w powietrzu.
- Zniknął - stwierdziła Emilly ze zdziwieniem.
- Fakt. Może chcesz jeszcze zrezygnować? - spytał Shadow.
- Mam tam nie wchodzić? Kpisz sobie!
- Smoki raczej nie lubią włamywaczy.
- Nigdy jeszcze nie widziałam smoka! Zamierzam zobaczyć tego gada, czy tego chcesz, czy nie.
- Skoro tak...
Emilly bez wahania weszła do zamku. Tom był zaraz za nią. Szybko znaleźli się na głównym placu. Gdzieś tam miało być zejście do podziemi. Trochę to trwało, nim je zauważyli. Było zasłonięte drzewami. Nim zeszli do lochów, upewnili się, że nikt nie idzie za nimi. Trudno było iść w nikłym świetle po schodach. Stopnie były wysokie, lecz wąskie.
Nagle zobaczyli światło. Jego źródło było gdzieś na dole. Emilly przyśpieszyła kroku, ale Tom szybko ją dogonił. Chwycił ja za rękę.
- Co? - spytała ze złością.
- Cicho. Tam musi być smok.
Teraz schodzili coraz wolniej. Emilly z nerwów liczyła stopnie. Ostatni był dla niej 37.
Lochy były w rzeczywistości gigantyczną komnatą, której strop podtrzymywały liczne kolumny. Na każdej kolumnie powieszone były trzy pochodnie i to one dawały światło. Tom ciągnął Emilly od kolumny, do kolumny. Jakby nie mogli iść między nimi. Powoli zbliżali się do porozrzucanych przedmiotów. Leżało tam wiele rupieci - ubrania (głównie kobiece), pierścienie, kolczyki, monety, kryształy i wiele innych.
Nigdzie w pobliżu nie widzieli smoka.
- Dobra - szepnął Tom do Emilly - Szukamy tego kamienia, a potem w nogi.
- Dobrze - odparła szeptem.
Zgodnie z opisem Vulpesa, kamień miał być błękitnym kryształem. Powinien też świecić mdłym blaskiem.
Zaczęli przerzucać po cichu sterty różnych przedmiotów.
Nagle...
Z tyłu dobiegły ich kroki. Nie zdążyli się odwrócić.
- Co tu robicie? - spytała złotowłosa kobieta w stroju kapłanki.
- Szukamy pewnego kamienia - odpowiedziała spokojnie Emilly.
- To raczej nie należy do was... - pokręciła głową nieznajoma.
Nagle kobieta rozbłysła jasnym światłem. Shadow rzucił się w stronę Emilly. W ostatniej chwili popchnął ją. Upadli na ziemię.
- Hej! - krzyknęła dziewczyna.
- To jest smoczyca! - odkrzyknął Tom.
- CO?
To była prawda. Tam, gdzie chwilę temu była kobieta, teraz stał gigantyczny gad.
Smoczyca miała złote łuski. jej oczy zdawały się świecić jasno-błękitnym światłem. Wpatrywała się w nich prężąc grzbiet. Nie mogła rozłożyć skrzydeł w podziemiach. Mimo to, jej ostre szpony i białe jak śnieg kły, robiły straszliwe wrażenie.
Tom i Emilly próbowali się wycofać. Smoczyca jednym skokiem znalazła się tuż przed nimi.
- Chcieliście mnie okraść! - krzyknęła.
Jej głos się zmienił. Nie był to już słodki głos kobiety, lecz przypominający syk głos gada.
- My tylko chcieliśmy wziąć jeden kryształ... - stwierdziła przerażona Emilly.
- Kłamiecie! Szukaliście moich rzeczy!
- Nie - próbowała się bronić Emilly - Potrzebuję kamienia, by odbudować monument!
Smoczyca zbliżyła w ich stronę swój pysk. Shadow mocniej ścisnął Emilly. Nie zamierzał się poddać tak łatwo. Emilly poczuła dziwne uczucie w głowie. Jakby był tam ktoś jeszcze. Głos smoczycy odezwał się z wnętrza jej czaszki. Przerażona dziewczyna zamknęła oczy.
- Czego tu szukasz? Odpowiedz!
- Kamienia. Chcę naprawić monument i wrócić do domu.
Poczuła dotknięcie czyjejś ręki. Otworzyła oczy. Ręka należała do smoczycy. Pod postacią kobiety stała nad nimi.
- Mówisz prawdę - stwierdziła uśmiechając się - Jestem Dagmara. Jak cię zwą?
- Emilly Watson - wyjąkała dziewczyna - a to Tom Shadow.
- Watson. Watson... - smoczyca podrapała się po głowie - Jesteś krewną doktora Watsona?
- Doktora? Nie. Raczej nie...
- Szkoda. Czytałam sporo o przygodach jego i tego detektywa, Holmesa.
Nagle Emilly zrozumiała. Dagmara czytała książki z Ziemi!
- Nie. Nie jestem z nim spokrewniona - powiedziała z trudem powstrzymując śmiech.
- Co powiecie na herbatkę?
- Herbatkę?
- Mam świetną. Prosto z południowego kontynentu.
- Cóż... - zająknęła się Emilly.
- Lepiej nie wkurzaj smoka - szepnął jej do ucha Tom.
- Oczywiście. Z chęcią się napiję - stwierdziła dziewczyna.
- Cudownie. Chodźcie za mną!
Po paru minutach pili słodką herbatę przy małym stoliku.
- Przepraszam za bałagan. Mało osób mnie odwiedza - stwierdziła Dagmara.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała grzecznie Emilly.
- O jaki kryształ wam chodzi?
Emilly spojrzała na Toma. On skinął głową i przejął inicjatywę.
- Mały. Prawdopodobnie niebieskiej barwy. Może świecić. Z pewnością jest źródłem energii magicznej - stwierdził szybko.
- Och. Niezły opis - zaśmiała się smoczyca.
Żadne z nich nie odpowiedziało.
- Mam coś takiego, ale odpowiedzcie mi szczerze na jedno pytanie. Kto wam powiedział o tym kamieniu?
- Mag imieniem Vulpes - powiedział spokojnie Shadow.
Nagle twarz Dagmary się zmieniła. Wyglądała na zdziwioną. Po chwili westchnęła i uśmiechnęła się.
- A to cwaniak! Wysłał was, by odwrócić moją uwagę!
Emilly spojrzała zdziwiona na Toma. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Chodź - powiedziała smoczyca chwytając Emilly za rękę.
Smoczyca użyła magii. Teleportacja. Tomasz chwycił rękę Emilly i wraz z nią zniknął w błysku światła.
Dagmara i jej goście z trzaskiem pojawili się w rupieciarni.
Między złotymi monetami kluczył Vulpes we własnej osobie!
- Znowu tu jesteś ty stary skurczybyku! - wrzasnęła smoczyca.
- Tym razem mam, czego chciałem! - odkrzyknął mag.
Uniósł w górę bryłę magicznego srebra. Przyśpieszył kroku.
- A ja mam coś, czego się boisz - stwierdziła właścicielka przedmiotu.
Podniosła z posadzki garść złotych monet. Rzuciła nimi w maga.
Vulpes odskoczył jak oparzony. Przeskoczył nad przewróconym krzesłem i pobiegł do wyjścia.
- W pobliżu złota tracisz moc! - krzyknęła Dagmara - Nie uciekniesz!
- Już za późno! - zaśmiał się Vulpes.
Mag z hukiem zamienił się w dym. Smoczyca westchnęła.
- No to mi zwiał.
- Przepraszam... - zaczęła Emilly.
- Nie. To nie twoja wina. Jest Srebrnym magiem. Boi się złota, ale Księżycowe Srebro zwiększa jego moc. Jeżeli nie dziś, to w innym czasie zabrałby mi tę grudkę.
- Cóż...
- A nasz kryształ? - spytał Shadow.
- Ach tak - smoczyca podniosła jeden z kamieni leżących na podłodze - oto on.
Kamień był wielkości dłoni.
- Duży jest - stwierdziła Emilly.
- Wcale nie. Widywałem znacznie większe - odparł Tom.
- Dziękuję - powiedziała dziewczyna do smoczycy.
- Nie ma sprawy. Dokończmy herbatkę.
- Tak!
Emilly nie spodziewała się czegoś takiego po smoku. Dagmara okazała się miłą kobietą-smokiem. Nie była chciwym potworem leżącym na kupie złota, jak opowiadały o tych istotach książki fantasy. Była dobrze wychowaną miłośniczką ciasteczek i herbaty. Natomiast Vulpes, który zdawał się być uprzejmym czarodziejem, okazał się sprytnym złodziejem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Vulpes · dnia 15.07.2009 09:33 · Czytań: 783 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: