Kasia wyszła spod prysznica. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś hałas na przedpokoju. Coś jakby spadło albo trzasnęły drzwi. "Może to Grzegorz wrócił" - pomyślała w pierwszej chwili. Ale nie wrócił. Musiało jej się przesłyszeć. Wróciła więc do łazienki, bo była całkiem mokra, i wzięła stamtąd ręcznik. Osuszyła się, ubrała maleńkie majteczki i wilgotna jeszcze wyszła z zaparowanego pomieszczenia. Weszła do dużego pokoju.
Tam wytarła dokładniej całe ciało i długie, kasztanowe włosy, a potem zaczęła się ubierać. Robiła to zawsze w balkonowym pokoju, nigdy w łazience, zupełnie nieświadoma, że chłopaki z bloku naprzeciwko już to zauważyli. Kilku z nich każdego dnia już od świtu siedziało w oknach, żeby popatrzeć sobie dłużej, zobaczyć lepiej, więcej. A było na co popatrzeć. Kasia miała doskonałe ciało - idealną figurę, cudowne piersi i gładką, oliwkową skórę. "Mokra Włoszka" - nazywali ją w myślach, przygryzając wargi i oblizując usta. Kilku z nich zaopatrzyło się już nawet na targu w rosyjskie lornetki, a niejeden posuwał ją z zamkniętymi oczami w swojej łazience. Kasia nie wiedziała o tym. Nie wiedziała, że staje się pierwszą dziewczyną tylu nastolatków! Gdyby wiedziała, to zasłoniłaby przecież to okno. A może i nie zasłoniłaby.
Ubrała się. Podeszła do drzwi balkonowych. Otworzyła je. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień - jeden z takich, kiedy człowiekowi aż chce się żyć, nawet jeśli trzeba by niezwłocznie rozwiązywać problemy nagromadzone w brzydszych dniach.
Normalnie Kasia włączyłaby teraz radio albo ulubioną płytę i potańczyłaby sobie na środku pokoju. Aż do utraty tchu. Potem wykończona, ale uśmiechnięta padłaby na miękkie łóżko, zatopiła się w nim bez pamięci i trochę potrwałoby, zanim przeobraziłaby się ze zwariowanej dziewczynki w odpowiedzialną kobietę. Później zjadłaby lekkostrawne śniadanie i wyruszyła na "podbój świata". I nie byłoby to trudne.
Dziś trudne było nawet ubranie się. Na śniadanie nie miała ochoty wcale.
Usiadła na skraju łóżka, ze skarpetką w ręce, i tępo patrzała przed siebie. Oczy po chwili zaszkliły się i napłynęły łzami.
Upuściła skarpetkę na dywan. Nie próbowała jej nawet podnosić, nie miała siły. Pochyliła się nad stolikiem nocnym i chwyciła komórkę.
- Darek? - zapytała drżącym głosem.
- Tak, przy telefonie - odpowiedział mężczyzna. - Kasia?! - Był wyraźnie zaskoczony.
- Tak, to ja - odparła i przełknęła łzy.
- Dzień dobry, Kasiu - rzucił wesoło facet, najwyraźniej zadowolony z telefonu.
Nie odpowiedziała, więc przez jakiś czas nie słyszał niczego w słuchawce. Dziewczyna milczała.
- Kasia? - sprawdzał, czy nie odłożyła. - Halo! Kasia?!
Była na linii. Słyszał wyraźnie jej łkanie.
- Katarzyno, co się stało? Ty płaczesz? Co się stało? Halo, odezwij się!
- Darek... - odezwała się w końcu.
- Tak?
- Grzegorz znowu nie wrócił na noc.
- Aha, więc o to chodzi - odparł nieco uspokojony. - Kasia, przecież mówiłem ci...
- Właśnie, mówiłeś... Mówiłeś, że mnie zdradza, a ja idiotka...
Znowu zamilkła.
- Mówiłeś też inne rzeczy, pamiętasz?
- Tak, pamiętam.
- Darek, ja już jestem pewna. On ma inną.
Zapłakała. Teraz już głośno płakała.
Mężczyzna postanowił przeczekać aż dziewczyna dojdzie do siebie i uspokoi się trochę. Nie odzywał się.
- Wczoraj znów nie wrócił na noc - kontynuowała, ale nie była spokojniejsza. - A wcześniej nazwał mnie Magdą! - dodała.
- Aha, no i co? Co dalej? - zapytał. - Co chcesz z tym zrobić?
- No... Nie wiem, nie wiem Darek. Mówiłeś, że... no... że mogę... Czy to jest aktualne?
- Jasne, przyjedź. Będę cały dzień w domu.
Pakując do torby swoje rzeczy zastanawiała się, czy robi dobrze, czy to dobry pomysł. Z jednej strony przeprowadzka do obcego mężczyzny napawała ją niemałym lękiem, bała się wielu rzeczy, ale czy miała inne wyjście? Nie mogła przecież pójść na ulicę, a do domu rodziców też wrócić nie mogła. Musiałaby wtedy przerwać studia, bo trudno nawet sobie wyobrazić codzienne dojazdy na Uniwersytet Gdański z Olsztyna. Nie dałaby rady ani fizycznie, ani nerwowo, ani finansowo. Akademik odpada: "Nie będzie mieszkać w takim syfie", a na hotel nie stać.
Darek ma koło czterdziestki. To "polski Niemiec" na stałe mieszkający w Hamburgu. Do Gdańska, gdzie też ma mieszkanie, przyjeżdża w interesach - ciemne te jego interesy jak węgiel. Jak koks.
Kiedyś blisko przyjaźnił się z Grzegorzem i wtedy często zabawiali się razem na mieście. To przez Grześka Darek poznał Kasię - na wakacyjnej imprezie techno w sopockiej "Vivie". Szalone to były czasy - amfa, jaranie, koks, piguły...
Wkrótce jednak te wspólne imprezy skończyły się. Grzegorz awansował w policji i, chcąc nie chcąc, musiał spoważnieć. Takie towarzystwo, znajomości z gangsterami, stały się nie na miejscu, więc obaj panowie szybko i bez żalu o sobie zapomnieli.
Ale Darek nigdy nie zapomniał o Kasi.
Dzięki temu i dzięki niemu będzie mogła dokończyć studia, a on... no cóż - być może nie będzie zbyt często przyjeżdżać do Gdańska, do tego swojego polskiego domu.
Skończyła rozmyślać. Była już gotowa - wszystko zapakowane, ubrana. Rozejrzała się jeszcze raz po pokoju.
Na szafce obok telewizora stała ramka ze zdjęciem sprzed czterech lat. Chwyciła ją do ręki i znów ciężkie łzy napłynęły jej do oczu. Byli wtedy tacy szczęśliwi...
Odłożyła ramkę na miejsce, znalazła pisak i kartkę. Napisała: "MAM DOŚĆ". Położyła list na stole i wyszła.
*
Grzegorz wjechał na policyjny parking dopiero przed południem. Musiał jeszcze wrócić do domu, by się umyć i przebrać po przygodzie na Elbląskiej.
W trzypiętrowym budynku Komendy Wojewódzkiej mieściło się kilka wydziałów. Niższe piętra zajmowała zwykła "biurokracja", wyżej znajdował się Wydział Kryminalny. Tam, na samym końcu korytarza ostatniego piętra, wygospodarowano cztery pomieszczenia dla Wydziału Spraw Niewyjaśnionych - Archiwum X - gdzie zatrudnienie znalazła maleńka grupa ludzi - pięciu funkcjonariuszy i ich szef, nadkomisarz.
Na początku roku dwa tysiące piątego, kiedy jednostka powstawała, w zespole była też jedna kobieta. Nie zabawiła jednak długo, szybko zrezygnowała.
Ale to nieprawda, że była miękka. Była całkiem dzielną, a już z całą pewnością - bardzo inteligentną babką. Przez wiele lat, rozwiązywała przecież trudne zagadki kryminalne piętro niżej i to z dużym powodzeniem. Dlatego właśnie trafiła do Archiwum.
Awans i nowa rola jednak chyba nie przypadły jej do gustu. Widocznie inaczej sobie to wyobrażała. W zwykłej służbie, co prawda, też często oglądała zwłoki i krew, może nawet częściej, jednak tam trupy przeważnie były świeże. W Archiwum przyszło jej przekopywać groby, wyciągać cuchnących, rozpadających się w rękach nieboszczyków, by potem ich kroić, oglądać z lupą w ręku - z zewnątrz i od środka. Mało wdzięczne zajęcie, jak dla kobiety. Nie wytrzymała.
W uzasadnieniu swojej rezygnacji podała, że "praca niekorzystnie wpływa na jej stosunki z mężem".
Faceci jakoś trzymali się, dawali radę, ale faktem jest, że podobnie jak u koleżanki, która odeszła, i u nich pojawiły się problemy z partnerami - z żonami, dziewczynami, kochankami. Żaden z nich nie był w stanie utrzymać przy sobie kobiety na dłużej odkąd rozpoczął pracę na ostatnim piętrze. Ani jeden. Partnerzy zwyczajnie odchodzili. Teraz wyglądało to już na jakąś klątwę, a Grzegorz najwidoczniej nie miał być wyjątkiem. Cóż - albo szczęście w rodzinie i udane stosunki, albo praca w Archiwum X.
Oficer mijał kolejne piętra. Wszędzie krzątali się mundurowi. Otwierały się drzwi do biur, z których dochodziły do uszu rozmowy, stuki maszyn do pisania, wycie drukarek i drzwi znów się zamykały.
- Mariola, każdy o tym wie... - powiedział mężczyzna wychodzący z sekretariatu.
Grzegorz od razu po głosie rozpoznał Tomka - starego lubieżnika, kumpla jeszcze ze szkolnych lat. Stał we futrynie drzwi, a głową tkwił ciągle wewnątrz pokoju i czekał na odpowiedź.
- Ej, Mariola, no mąż to akurat nie musi się o tym dowiedzieć - skomentował to, co usłyszał i gromko się roześmiał zamykając drzwi.
Grzegorz nie zatrzymywał się. Miał nadzieję, że Tomasz go nie dostrzeże.
- Hej, gangsta! Gdzie ty tak pędzisz?! Powoli, powoli... - I nadzieje się rozwiały.
- Witaj Tomek. No pędzę, do góry pędzę - odparł Grzegorz. Zatrzymał się jednak i zszedł kilka stopni w dół. Wypadało się chociaż przywitać.
- Tomek, nie mam czasu na rozmowy, naprawdę - powiedział podając rękę. - Dopiero wylądowałem na komendzie. Spóźniony jak cholera!
- Aaa, no rozumiem, rozumiem. Też bym zasypiał do roboty, jakbym miał taką... Kasię - Uśmiechnął się jednoznacznie.
- Heh, nie, nie brachu, nie tym razem. Kurewsko pechowy dzień mam. Szkoda gadać nawet - wyjaśniał Grześ, wchodząc już z powrotem na schody - Idę, trzymaj się.
- Dobra, leć. Aha i pozdrów Kaśkę! I mi tu nie ściemniaj koguciku.
- Może być problem.
- Jaki problem? - krzyknął Tomek.
- Odeszła.
- No, chyba jaja sobie ze mnie robi - powiedział sam do siebie. Szczerze nie dowierzał.
Grzegorz dotarł na ostatnie piętro i skierował się w stronę biura na końcu korytarza. Na tym holu panowała niemal zupełna cisza, którą mąciło jedynie cykanie startera neonówki. Jakoś nikt od miesiąca nie miał czasu naprawić tej przeklętej lampy.
Stanął przed drzwiami z napisem: "Laboratorium kryminalistyki".
Zanim nacisnął klamkę, jeszcze raz upewnił się, że woreczek z proszkiem nie jest fantazją. Nie był. Ciągle miał go w kieszeni.
W laboratorium była tylko jedna osoba - młody mężczyzna w długim, białym fartuchu. Nawet nie odwrócił się odpowiadając "dzień dobry".
Grzebał w dokumentach ułożonych pionowo w wysuwanych szufladach i cicho, ale soczyście klął pod nosem.
Grzegorz rzucił torebkę na blat biurka.
- Sprawdź to Sławek - przerwał zapracowanemu człowiekowi.
Laborant szukał jednak dalej i klął coraz głośniej, aż wreszcie się poddał i pchnął szufladę wściekle w przód tak, że cała szafka huknęła w ścianę. Odwrócił się.
- Co?! - zapytał niegrzecznie.
Grzegorz wskazał palcem na biurko.
- Co?! Co to jest? - ponowił pytanie. Chwycił worek i obejrzał zawartość pod światło.
- To ty mi powiedz.
- A dokumenty? Zlecenie?
- Nie ma dokumentów. Jest tylko to.
- Nie, Grzegorz, nie, nie. Chyba wiesz, że muszę to do czegoś przyczepić? - zapytał retorycznie laborant.
- Zrób to, po prostu zbadaj to gówno... Potem gdzieś to przypniemy. Sławek, to ważna sprawa, bardzo ważna. Proszę cię, zrób to i najlepiej jeszcze dziś.
- Nie, brachu. Nie mogę, sorry.
- Nawet mi tego nie mów - kończył Grzegorz kierując się w stronę wyjścia - Czekam Sławek - dodał wychodząc.
- Kurwa! - Usłyszał już zza zamkniętych drzwi i lekko uśmiechnął się pod nosem.
"Załatwione".
Dotarł do swojego biura. "Zamknięte? Dziwne. A gdzie Młody?!" - pomyślał. Arek, Haker, lub po prostu Młody, to nowy partner Grzesia. Przydzielili mu go w zeszłym tygodniu. Ksywkę: "Młody" dostał od ekipy na dzień dobry, bo chyba wszyscy świeżacy taką otrzymują i noszą aż do czasu, gdy pojawi się ktoś nowszy.
Tak naprawdę Młody jest młodszy od Grzegorza tylko o dwa lata i wcale nie jest najmłodszy w zespole.
Drugi pseudonim Arka - Haker - ma już lepsze uzasadnienie.
Studiował bowiem informatykę. Był w tym dobry, wyjątkowo utalentowany. Już kiedy studiował na trzecim roku zaczęły walczyć o niego firmy softwarowe. A Arek wprawdzie chętnie rozmawiał z ludźmi, których wysyłały do niego korporacje, ale robił to chyba tylko z grzeczności, bo na ostatnim roku zaskoczył tych wszystkich "poławiaczy głów" - oznajmił, że zostanie policjantem. I został.
Co prawda już na starcie dostał w policji lukratywną posadę, ale zarobki i tak dziesięciokrotnie niższe od tych, jakie proponowano mu gdzie indziej.
Niewielu takich romantyków jak on dziś na świecie.
Archiwum łaknęło specjalisty od komputerów nie mniej niż pustynia deszczu. Do wielu zadań taki mógł się przydać.
Na początek dostał rozkaz "odmulenia" laptopa Grzegorza i... spisał się na medal.
Grześ przekręcił klucz w drzwiach i wszedł do środka. Na biurku leżała jakaś teczka.
Usiadł na swoim stanowisku, przeciągnął się i głęboko odetchnął. Na te kilka sekund zapomniał o Kasi i nieprzyjemnym poranku.
Po chwili ktoś włożył klucz do zamka. Zaczął kręcić w tę i z powrotem, i dość długo kręcił. Wreszcie opadła klamka i drzwi otworzyły się. Do środka wszedł Arek.
- Zawsze zamykasz drzwi przed wejściem do środka, Młody?
Haker zaśmiał się.
- Gdzie byłeś? - rzucił leniwie przełożony.
- Kawa się skończyła - odparł, pokazując słoik rozpuszczalnej, który trzymał w ręce. - Zrobić panu też?
Grzegorz kiwnął głową twierdząco i rzucił okiem na teczkę leżącą przed nim.
- Młody, co to jest? Kto przyniósł tę teczkę?
- Szef. Nadkomisarz ją tu rano położył - odpowiedział Haker.
- Co w niej jest? Chodzi o coś?
- Sprawa dotyczy zaginięć - mówił ustawiając czajnik elektryczny na podstawce.
- Zaginięć? Młody, a od kiedy my się zajmujemy poszukiwaniem dzieciaków!?
- Nie tylko dzieciaki ostatnio znikają, szefie. Ale i tak nie w tym problem, nie o to chodzi. Okazało się, że najświeższe zaginięcia łączy coś ze starszymi... i to z bardzo starymi. Nawet z takimi sprzed pięćdziesięciu lat.
Woda w czajniku zaczynała syczeć.
- Co je łączy?
- Dom. Piwnica tego domu dokładniej. Na ścianach w piwnicy widnieją nazwiska zaginionych ostatnio i... bardzo dawno - kontynuował Haker.
Grzegorz przysunął energicznie teczkę do siebie i zaczął przeglądać akta.
- Prawdopodobieństwo, że to przypadek jest niewielkie - stwierdził informatyk zdejmując czajnik z podstawki. - Chociaż prawdopodobieństwo, że porywa ich jeden, ten sam człowiek też jest małe. I dlatego mamy tę sprawę - skończył, zalewając kawę wrzątkiem.
- Niech to szlag! - krzyknął Grzegorz, kiedy ujrzał fotografie.
Zerwał się z krzesła. Wepchnął wszystko z powrotem do teczki i wyszedł trzaskając drzwiami.
- A kawa?
*
Oficer ruszył prosto do laboratorium. Tam rzucił teczkę na blat biurka.
- Ta torebka... ten proszek... to poszlaka w tej sprawie. - Oficer przybił teczkę pięścią do blatu. - Do tego dopnij.
Laborant rzucił okiem na dokumenty.
- No. - Spojrzał na Grzegorza. - Nie można było tak od razu?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
valdens · dnia 10.08.2007 20:42 · Czytań: 1369 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: