QUIDQUID LATINE DICTUM SIT, ALTUM VIDETUR*
...et circenses**
Mirosław Klose:
Czy żałuję? A powinienem? Z reprezentacją Niemiec zdobyłem już dwa medale mistrzostw świata: srebrny w 2002 roku i brązowy dwa lata temu. To moim zdaniem olbrzymie sukcesy, o które z reprezentacją Polski byłoby bardzo trudno. Nie ma się co oszukiwać, z niemieckim zespołem łatwiej jest mi osiągać dobre wyniki, a to jest celem każdego piłkarza.
Euro 2008, które tak pięknie koloryzowało mi okres sesji egzaminacyjnej i początek wakacji, właśnie wczoraj dobiegło końca (całkiem zresztą przyjemnie, wygrał jeden z moich dwóch faworytów do tytułu!). I tak, jak wiadomo, reprezentacja królewskiej Hiszpanii z jednym Brazylijczykiem w składzie ograła Resztę Świata... o, pardon, swoich kolegów z Republiki Federalnej Niemiec, wśród których prym wiodło dwóch Polaków, w tym jeden całkiem zgermanizowany; z ławki rezerwowych wchodzili niekiedy: David Odonkor (urodzony w Niemczech z Ghanijczyka i Niemki) i Kevin Kuranyi (urodzony w Rio de Janeiro obywatel Panamy, Brazylii i Niemiec), a na swoją szansę wciąż czekał Olivier Neuville (Szwajcar, grający dla Niemiec). Takie wyliczanki można ciągnąć w nieskończoność, a wystarczy przypomnieć głosy po meczu Polska - Niemcy, które mówiły, że z reprezentantów Polski najlepszy był Brazylijczyk, a u naszych zachodnich sąsiadów najlepiej radził sobie Polak.
Ogólnie rzecz biorąc Euro 2008 obfitowało w dziwne pojedynki, stąd pomysł panów J. Skoczylasa i S. Szylca by
podzielić bramki na strzelone chętnie i niechętnie. Co by się z tym wiązało? Otóż
każda niechętnie strzelona bramka powinna być liczona jako pół gola. To byłoby sprawiedliwe. Jeżeli ktoś strzela niechętnie, to niech składa to wcześniej na piśmie i wtedy każda strzelona bramka liczy się jako pół. To od razu zmienia obraz gry. I tak Podolski strzelił nam bramkę niechętnie, nie cieszył się również Hakan Yakin, kiedy w szwajcarskich barwach strzelał gola Turcji. Jeszcze większego wymiaru zasada ta, zaproponowana przez panów z kabaretu Elita, nabrałaby na Mistrzostwach Świata, gdzie reprezentacja Brazylii praktycznie w każdym meczu narażona będzie na utratę bramek, które zdobywać mogą ich pobratymcy, grający w innych reprezentacjach.
O co by w meczach międzypaństwowych nie chodziło, to na pewno nie miało to polegać na tym, że naturalizuje się każdego wybijającego się obcokrajowca i de facto na Mistrzostwach Europy gra 6 Brazylijczyków (precyzując: urodzonych w Brazylii z Brazylijczyka i Brazylijki)...
Cóż począć ma w takim razie biedny kibic, fan piłki nożnej? Jeśli obłuda mu nie przeszkadza, to właściwie może nad tym problemem przejść do porządku dziennego. Jeśli natomiast coś go gryzie, niech odpuści sobie piłkę reprezentacyjną, o ile nie jest Brazylijczykiem lub Argentyńczykiem, i emocjonuje się piłką klubową... A jeśli w piłce klubowej drażni go, kiedy zawodnik całuje herb klubu i deklaruje miłość doń, po czym za grubą kasę przechodzi do znienawidzonego rywala... niech sobie znajdzie inne hobby. Ogrodnictwo na przykład.
30.06.2008
-----------------------
*
cokolwiek powiesz po łacinie, brzmi mądrze
**
...i igrzysk - Juwenalis