KLATKA GULIWERA CZ.II - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » KLATKA GULIWERA CZ.II
A A A



( Kacper Literowicz prowadzi wykłady na temat psychologii twórczości i tak zajmująco opowiada o powołaniu, talencie, grafomanii, natchnieniu i genezie pomysłów, że zachwycone studentki tworzą pod jego opieką Kółko Literackie (KL) i próbują same pisać. Literowicz też chce na sobie sprawdzić omawiane problemy i zaczyna napisać powieść. Chce się przekonać, czy do tego potrzebny jest specjalny talent i czym właściwie ten talent jest?)
- - -
Korciło go coś takiego od niepamiętnych czasów. Niestety dziedzina, jakiej się poświęcił, miała ściśle określony zakres tematyczny i określone metody. Pozostawał mu pewien naddatek treści, których nie miał jak zagospodarować. Nijak nie wykorzystane obserwacje życiowe, przemyślenia, wnioski z rozległej lektury, przepadały w mrokach niepamięci. Niewybaczalne marnotrawstwo. Ale były nadto nieogarnione, żeby zrobić je przedmiotem badań, nadto swobodne, by stanowiły temat książki, jakie naukowcowi pisać wypada. "Człowiek inteligentny nie robi z siebie wariata"- zwykł był mawiać, aby się przywołać do porządku.
Czuł jednak niedosyt. Poważny naukowiec nie zmarnuje ani krzty intelektualnej pożywki. Wszystko dla dobra nauki wykorzysta. Inni z czegoś takiego robią sobie na boku książki popularnonaukowe, felietony. Niektórzy - nawet skecze do kabaretu! I to im uchodzi. Co więcej, takie urozmaicenie jest wskazane. Stanowi podnietę do poważnej pracy twórczej przez wykorzystanie drugiej półkuli mózgu. Jemu na coś, co nie wiązało się z pracą naukową brakowało wolnej chwilki. A przede wszystkim pomysłu. Nieoczekiwanie wpadł w to po uszy.
Najpierw chciał tylko spróbować, czy i on by potrafił coś wymyślić, sklecić i wykazać się taką cierpliwością, żeby to wszystko opisać. Chyba wolno mu też sprawdzić, czy przypadkiem nie zakopał darowanego może sobie talentu, jak ów poczciwina z Biblii, co to otrzymał zaledwie jeden talent i go zakopał. Pewnie zawstydził się skromnością daru. Pierwsi zostali obdarzeni szczodrzej, jeden otrzymał pięć talentów, drugi dwa. Byli lepsi. Przepełnieni dumą patrzyli na niego z wyższością. Zaczęli swe talenty pomnażać tak, by wszyscy widzieli. On zlekceważony swój nazbyt mizerny prezent zlekceważył. Zaraz sprzątnął go sprzed oczu, zakopał. Jakoś został za to ukarany, ale jak Kacper nie pamięta. Później inni, pamiętni losu tamtego wzdychają w modlitwie:
"Dałeś mi Panie talencik niewielki.
Dzięki Ci i za to!"
Kacper, obracający się pośród polonistów, mających wciąż na ustach kwieciste i wzniosłe cytaty ludzi wielkich, nabrał też upodobania, by podpierać się czyimiś słowami. Tylko on nigdy, przenigdy, nie przyjmie pełnego pokory zadowolenia z miernych darów. Niewdzięczny też zakopie talencik niewielki. Rzecz w tym, że nigdy się nie wie, ile los wyznacza.
Miernoty, beztalencia, zdani są na pastwę złośliwców. Bywają szczególnie wyśmiewani przez takich, co nawet tyle od losu nie otrzymali, albo palcem nie kiwną, by się o swych możliwościach przekonać. Wygodniej jest się nie trudzić, nic nie przedsiębrać ale wykpić tego, co wlecze się na końcu wyścigu. O tak, ludziska lubią wyśmiewać czyjeś nieudane poczynania. Tym bardziej im te poczynania bardziej uporczywe i ponawiane. Z tych, co leżą sobie beztrosko do góry brzuchem nie śmieje się nikt. Ot paradoks!
On nigdy by się na coś tak ośmieszającego nie porwał! Dotychczas jeśli się czemuś poświęcił, musiał być w tym najlepszy. No, przynajmniej bardzo, bardzo, dobry. Takim był uczniem, studentem. Takim musi być też w swojej pracy. Nie bez powodu zakuwał kiedyś łacinę. Już jako podrostek widział siebie w todze i birecie profesorskim w auli uniwersytetu wygłaszającego - w tym martwym języku - mowę dziękczynną za otrzymany doktorat honoris causa. Ma nadzieję, że kiedyś tego dostąpi. Tylko rzadko wykorzystywana biegłość lingwistyczna powoli topnieje jak śnieg na wiosnę. Dlatego powtarza sobie, najczęściej podczas jazdy samochodem albo tramwajem, zapamiętane z rozmów w jego rodzinie farmaceutów, nazwy leków i przeróżne sentencje typu: "Barba crescit, caput nescit." Chyba dobrze pamięta? Tak kiedyś mawiał mu dziadek, potem ojciec, co oznaczało:broda rośnie, ale nie głowa. Zawsze go do czegoś dopingowali. Dlatego nie mógłby napisać kiepskiej powieści. Nawet jakiejś drukowalnej, przeciętnej ramoty. Tylko on, jeśli się do czego się zabierał, musiało to być najlepsze. Przezornie więc nie chwali się ze swym pisaniem. Zobaczy co z tego wyjdzie.
Kiedyś zgadał się na ten temat z profesorem i ten z nieśmiałym uśmiechem wyznał cicho, że w młodości pociągały go pospołu i praca naukowa i próby literackie. Wybrał naukę, ufając że wieczorami będzie mógł sobie pisać do woli. Niestety nauka jest zaborcza i jej trzeba poświęcić wszystkie siły, myśli, zamierzenia, każdą chwilę. Poniechał prób w innej dziedzinie. Na szczęście artystyczne upodobania profesora znalazły odbicie w jego wykładach i publikacjach. Z fantazją podejmował się rozległej tematyki i zadziwiał niekonwencjonalnymi metodami. Czasem aż zawistni zarzucali mu ślizganie się po powierzchni zjawisk. No cóż...
A więc i sławnemu profesorowi, zalega na sercu jakiś osad niespełnienia. Być może znane to uczucie większej części ludzkości. Może od wieków. Niejeden całe życie nosi w sercu tęsknotę za nieudanym zamierzeniem, za czymś czego los mu poskąpił, co sam zaprzepaścił, poniechał. Cierpi tak samo, jak ten, co wzdycha do osoby, o której nie może zapomnieć. Wyznanie profesora stało się dla Kacpra przestrogą.
On, Kacper Literowicz z ręką na sercu mógłby przysiąc, że sam osiągnął wszystko czego zapragnął. Przede wszystkim - miłość pięknej kobiety, obok której stanął na ślubnym kobiercu i dotąd idą przez życie zgodnie, ręka w rękę. Ogólnie rzecz biorąc udała mu się też kariera naukowa. Chwile zwątpienia się nie liczą. Takie nawet mobilizują do wzmożonego wysiłku. Nobla wprawdzie nie osiągnie, ale jego dziedzina w tym kierunku nie zmierza. Na sławę... nie liczy. Jako realista i pragmatyk nie wyobraża sobie rzeczy niebywałych. Dlatego, wkraczając w wiek przełomowej czterdziestki, zboczył odrobinę z drogi rozsądku i zapragnął spróbować czegoś, co rzadko daje spełnienie, nie mówiąc o sukcesach. Widocznie, jak się ma już wszystko, przychodzi ta dziwna tęsknota.
Kiedy się nad tym wszystkim zastanawia, podejrzewa, że profesor nie tak od razu poniechał swych prób literackich, tylko nic z nich nie wyszło. Zabrakło czegoś, co dla sukcesu niezbędne i dopiero wówczas się poddał. Czym więc jest to coś niezbędnego, co zawiera się pomiędzy wykonaniem złym a świetnym. To jednym przychodzi samo z siebie, bez trudu, a innym - wcale. Czy naprawdę nie da się tego nadrobić znajomością prawideł, pracowitością? Kacper zapragnął przyłożyć do tego szkiełko uczonego i sam na sobie to wybadać, czy nie jest to przypadkiem rzecz przesadzona? Może tylko triumfatorzy bronią się tym tajemnym słowem przed konkurencją? Rzucają je innym jak kłodę pod nogi, by nie ważyli się podążać tam gdzie oni.
Zdążył się rozsmakować w nieznanych mu dotąd formach świadomości. Poznał, co to moment zajarzenia się pomysłu. Uwielbiał to olśnienie i stan, który po nim następuje: ten żarłoczny przymus, aby ubrać to w słowa, co bywa tyleż męką co i rozkoszą, czymś w ogóle nie z tego świata. A więc po to się tworzy?
Tylko od jakiegoś czasu narasta w nim poczucie, że tematy prowadzonych przez niego wykładów powtarzają się do znudzenia. Podobnie prace seminaryjne rozegzaltowanych studentek. Na szczęście ich teksty, prezentowane w ramach kółka zainteresowań wzbudzają żywsze emocje. Artykuły czy reportaże pisane przez chłopaków bardziej godne uwagi. Ci zapowiadają się na tęgich dziennikarzy. Dobrze wiedzą czego chcą i jak to osiągnąć. Pochwaleni, rychło przestają dbać o jego opinię. Odgradzają się od niego błyskiem ironii w oczach. Nie cenią jego uwag, co da się zauważyć bez słów. Trudno, tak w ich wieku bywa. Młodzieńczy idealizm, dla którego nic nie jest wystarczająco dobre, staje się wściekle krytyczny. Kiedyś i oni staną się mniej agresywni, bezkompromisowi, bardziej sprawiedliwi... Dziewczęta skwapliwiej podpierają się jego radami. Od czasu do czasu którąś dla zachęty pochwali na wyrost i ta odtąd gorliwiej zasypuje go kolejnymi tekstami, zazwyczaj omijając - czy to na skutek genialności, czy przez nieporadność - kierunek jaki jej wyznaczył po dopatrzeniu się w ich pisaniu jakiegoś "zaczątu".
"Zacząt". Takim to terminem Przyboś nazywał pojawianie się pomysłu wiersza w jego początkowej wizji wraz z towarzyszącą mu aurą podniosłego wzruszenia. On, Literowicz, używa go w nieco innym znaczeniu, jako przebłysk talentu. Próbuje tym sposobem ominąć to wyświechtane słowo-wytrych: "talent", które niby coś tłumaczy, ale jeszcze bardziej zaciera.
Dumając tak, omal nie przegapił swego przystanku. Wyskoczył z tramwaju ocierając się o jakiegoś zawalidrogę, który ani myślał się odsunąć i jeszcze coś tam mamlał niewyraźnie. "O czym taki myśli? - zastanowił się Literowicz - Czego taki pragnie? Czym się cieszy, co mu doskwiera?" Należałoby lepiej poznać ludzi, życie. On zna je raczej teoretycznie. Z książek. One mu życie przysłaniają. Dlatego wciąż za mało rozumie innych. Szczególnie tych żyjących zupełnie inaczej niż on sam. Tacy zawsze go zadziwiają.
* * *
Podążając dalej szybkim krokiem w stronę uczelni, wciąż rozmyślał o tym, co mu ostatnio spędzało sen z powiek. Wydawałoby się, że wystarczy mieć ów "zacząt", czyli zaczyn, który rozrośnie się jak chleb podczas pieczenia, a tym jest jakiś pomysł. Tu byt zbieżny z Przybosiem, że zacząt, owa pierwotna wizja, pomysł nie każdemu jest dany. Czyżby to właśnie był talent? Niechętnie o tym mówi na wykładach. Nie, żeby pozbawiać swe wdzięczne słuchaczki nadziei, ale bardziej sam pragnie temu zaprzeczyć. Inwencję twórczą można przecież wzmóc - powtarza. Tak optymistyczne założenie napawa nadzieją potencjalnych twórców. Dlatego tacy wciąż się do niego garną, szczególnie dziewczyny.
Niestety nie wiedzą, że w jego biurku, głęboko pod papierami, leży niedokończona powieść, na której ten dowód zamierzał przeprowadzić. Jedna mu się udała. Była to wprawdzie quasi-powieść, zbeletryzowana biografia na zamówienie, co z góry wyznaczało jej treść, ale jednak. Oddał w niej hołd swemu nieżyjącym już mistrzowi. Druga idzie mu niesporo. Zamordowuje ją kolejnymi przeróbkami. Wszystko przez to, że - jak żartował - z natury jest raczej krytykiem i lepiej wie jak nie pisać, niż jak to się robić powinno. Wiadomo, jedną książkę potrafi napisać każdy. Szczególnie, gdy to historia jego życia a on sam już nie wie, na ile utożsamił się ze swym bohaterem.
* * *
Czasem jednak dopada go straszne zwątpienie. Najczęściej przy goleniu, gdy żyletka - jak dzisiaj - okazuje się tępa. Z lustra spoziera na niego osobnik w równie pieskim nastroju, białorzęsy z niewidocznymi brwiami i białymi włosami albinosa, całkiem nijaki. Obły. Tylko z profilu nadmiernie wystająca dolna szczęka nadaje mu wyraz okrutnika.
Nigdy nie miął pozytywnego stosunku do swej powierzchowności. Dlatego nie odważył się zabiegać o względy dziewczyn, które naprawdę mu się podobały, ale o dziwo ożenił się w końcu z urodziwą panną, wprawdzie bez studiów i większych ambicji, ale z niezłą pozycją towarzyską w mieście, gdzie on, jako skromny student z akademika wcale się, jako partia nie liczył. Kazia dotąd utrzymuje długie, wąskie, paznokcie nienagannie wymalowane na cynobrowo. Wcale się jej nie łamią przy zmywaniu garów czy obieraniu ziemniaków. Włosy ma zawsze pięknie ufryzowane. Wygląda niczym lalka. Jej środowisko ukształtowało ją na prawdziwą ozdobę dla męża docenta.
Na inne kobiety nie zwraca uwagi. Nigdy nie był podrywaczem. Lubi jednak dreszczyk emocji, kiedy wyczuwa podziw w oczach młodych dziewcząt. Nigdy nie patrzy na nie wprost, bo nie wypada, ale ich zachwyt i tak da się wyczuć. Najczęściej bywa tak podczas wykładu. Nie na darmo uchodzi za niezrównanego mówcę i teoretyka. Potem oblegają go onieśmielone, chcąc o coś zapytać i czasem same nie wiedzą o co. Dopiero, odkąd z racji prac z pogranicza literatury, psychologii i nauk społecznych został opiekunem Koła Literackiego, przylgnęły do niego bardziej odważnie.
Wykłady są jego mocną stroną. Potrafi słuchaczy zainteresować i utrzymać w napięciu. Nieraz czuje coś jakby elektryzujący ich prąd płynący z jego słowami. To z kolei porywa jego samego. Mówi więc w coraz większym uniesieniu. Zaraz cisną mu się na usta rzeczy przenikliwe, niemal wieszcze. Rodzą się one nieoczekiwanie w momencie takiego podniecenia, gdy słuchacze zapatrzą się w niego w zachwytem.
Tylko na tym już mniej mu zależy. Już się tym nasycił. Wie, co potrafi, wie jak być uznanym, wie, że liczą się z jego sądami. Nie dba już o takie powodzenie. Przestało nęcić, co przychodzi łatwo. Wolałby napisać teraz liczącą się powieść.
Przypomniał sobie, jak pokazał pierwsze rozdziały swej powieści, Jurkowi Wejlinowi, koledze z pokoju asystentów, ukrywając oczywiście swe autorstwo. Ten oddał ją szybko, nazbyt szybko, i z grymasem znudzenia obwieścił: Nie roztkliwiaj się nad tym grafomanem. Jeśli dasz takiemu nadzieję, tylko mu zaszkodzisz, bo niewiele się z takiego da się wykrzesać".
Tym sposobem niby przychylny mu kolega wydał zarazem wyrok na pierwszą Kacpra powieść, do której ta była podobna. Uczynił tak świadomie, czy nie?
Natychmiast przeredagował tak wrednie potraktowany tekst. Oczywiście lepiej by było, gdyby głównego bohatera: naukowca, publicystę, przerobił na lekarza lub inżyniera, ale prawdę powiedziawszy nie wiedział o czym tacy myślą, co wypełnia ich pragnienia, ambicje, co przynosi satysfakcję, jakie mają sposoby na miłość, upływ czasu i śmierć. To zdawało się być główną przyczyną jego niemocy. Nie potrafił wymyślać, co tkwi w środku drugiego człowieka.
Mógłby jeszcze pisać o aptekarzach, jak cały klan Dórdziołków z oddalonego stąd starego, zabytkowego miasteczka, jego ojciec, dziadek, brat, których znane tam i powszechnie szanowane nazwisko zamienił na cokolwiek sztuczne: Literowicz. Sprzeniewierzył się rodzinnej tradycji, bo tamto zanadto przypominało Dusiołka Leśmiana. Poniewczasie żałował. Paskudnie postąpił z tą zamianą. Oj, paskudnie! Niby tylko jedno słowo jednym gestem zmazane, a ciążyło mu to odtąd zawsze. I co go podkusiło, by tak pochopnie na całe życie zademonstrować swą miłość do liter czyli książek.
- - -
cdn
Uwaga!
Jest to fragment chyba z II rozdziału powieści "Klatka Guliwera". To zbeletryzowane rozważania na temat pracy twórczej. Powieść ta powstała z materiałów do mojej pracy magisterskiej na Psychologii pt "Geneza pomysłu twórczego". (dodane 3.3.10r)
Całość wydana w 2005r przez My Book jako: "Podręcznik czarownicy. Klatka Guliwera".


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 26.07.2009 09:22 · Czytań: 692 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Komentarze
Usunięty dnia 29.11.2009 09:52
34e20f40de29bf9e031b443b32c6cbe3 Hi Guys, I am newbie in the internet stuff and I dont know if I am writing on correct board on this website. I
have got problem with activating my account. I received email but when I click on the link it was not working, is this link is correct? keyword,
Krystyna Habrat dnia 01.12.2009 17:23
Usunięty dnia 01.03.2010 17:11 Ocena: Bardzo dobre
wciąga

M
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty