Z zapuchniętą twarzą stanęłam do sparingu. Jeremy był wściekły, bo odmówiłam zejścia z desek. Robert siedział pod ścianą. Chociaż na niego nie patrzyłam, wciąż miałam przed oczami jego twarz, tak dobrze znajomą. Byłam tak rozgorączkowana, że dostałam zawrotów głowy. Alex dał mi lekkie fory, ale i tak wiedziałam, że pokona mnie z łatwością. Moje ruchy były tak spowolnione, jakby każdy najmniejszy choćby wysiłek sprawiał mi ból. I w pewnym sensie tak było.
-Joycie, do cholery, skup się! - ryknął trener, kiedy Paul o mały włos nie wybił mi zębów. Zacisnęłam zęby i pokręciłam głową. Jeremy uniósł ręce w jednoznacznym geście: na twoją odpowiedzialność.
Wiedziałam, że z tego treningu i tak nie wyniosę niczego dobrego. Ale za bardzo bałam się nadchodzącej rozmowy z Robertem, żeby wyjść wcześniej. Nick już nie wrócił, telefonu także nie odebrał. A ja wciąż nie wiedziałam, co powiedzieć Robertowi, jaką decyzję podjąć, żebym mogła zasnąć w nocy. Choć coś mi szeptało, że i tak sen miałam z głowy.
Przedłużałam ten moment w nieskończoność. Przyjęłam wyzwanie Toma na pojedynek, potem na rewanż, pogadałam z trenerem, zamiotłam salę, starannie się spakowałam. Robert nie przeszkadzał, cierpliwie czekał przy drzwiach. W końcu nie mogłam już odwlekać. Z westchnieniem wzięłam torbę. Rich spojrzał mi szybko w twarz, po czym jego wzrok powędrował do Roberta.
-Potrzebujesz pomocy? - spytał półgłosem. Wbrew sobie uśmiechnęłam się do niego. Wielki, zwalisty niczym niedźwiedź student, miał twarz prawie dziecka.
-Dam sobie radę - znowu westchnęłam. -Na razie.
-Hej.
Wyszliśmy z Robertem w świeże, wieczorne powietrze. Przestało już padać, powiało chłodem. Zadrżałam, Robert już wyskakiwał z kurtki.
Zawahałam się po raz kolejny, ale nie chciałam się rozchorować, więc dałam sobie spokój z dumą. Wsunęłam ręce w rękawy jego płaszcza.
-Joy, wiem, że nigdy ode mnie niczego nie oczekiwałaś. Ale ja taki nie jestem. Jesteś mi coś winna.
Wybuchnęłam nerwowym śmiechem. Ja jemu?! No pięknie. Speszyłam go, zwolnił i złapał mnie za ramię, zmuszając, żebym stanęła.
-Kocham cię - powiedział cicho, nie puszczając mojej ręki. -Nie ze względu na to, że uratowałaś mi życie, ale właśnie dlatego.
-Nigdy nie powiedziałam, że coś do ciebie czuję - warknęłam, czując, jak moje serce wali w oszalałej piersi. Twarz Roberta skurczyła się gwałtownie.
-I to właśnie ty? Ta, która nienawidzi kłamstwa, która ze wszystkich cnót najbardziej ceni prawdę, nie może się nią posłużyć?
-Nigdy nie powiedziałam, że nie kłamię. Tak, jestem hipokrytką! Oczekuję prawdy, ale ty o niej nie pieprz, bo sam nigdy mi jej nie dałeś!
-Kłamiesz - już się opanował. -Słowa mogą kłamać, gazety mogą szydzić, ale wiem, jak bije twoje serce. Do cholery, chociaż teraz mi tego nie zabieraj!
-Tak - szepnęłam. Nie miałam już sił się kłócić. -Wiesz, jak bije moje serce. Bo bije w rytmie twojego. Sam je tak nastawiłeś.
-Więc dlaczego chcesz je przestawić?
-Ze względu na prawdę właśnie! Robert, od początku wiedzieliśmy, że to bez sensu! Oboje wiedzieliśmy, że żyjemy w innych światach, że to musi się w którymś momencie zakończyć. Głupotą było to zaczynać, ale teraz to i tak nie ma znaczenia. Kocham cię - powiedziałam miękko. -Kocham cię bardziej niż przypuszczałam, że można kochać. Kocham cię jak nigdy nie kochałam. Niczego nie pragnę bardziej, jak przytulić się do ciebie, zmusić, żebyś mnie objął i tak zostać, skamieniałą, na zawsze. Ale ty znowu wyjedziesz. Nigdy nie wierzyłam w miłość. Sprawiłeś, że zmieniłam zdanie. Ale w miłość na odległość? - parsknęłam. -To szaleństwo. Dziewczyny na całym świecie dałyby się zabić za jedną noc z tobą. Jak ja mam z tym walczyć? Jak wierzyć?
Jeszcze zanim skończyłam mówić, przygarnął mnie do swojej piersi. Był taki wysoki. Całował moje włosy, skronie, policzki, szyję, ale do ust się nie zbliżał. Jakby wiedział, że to przeważyłoby szalę.
-Więc wrócę. Zerwę kontrakt.
Na te słowa jakby piorun we mnie strzelił. Odepchnęłam go od siebie, przytrzymując się pnia drzewa. Nogi miałam miękkie.
-Oszalałeś?! Zostaniesz bankrutem.
-Będę miał twoje serce - zanucił. Potem spoważniał. -Tylko jedno twoje słowo.
-Moje serce już zabrałeś - prawie wycedziłam. -Robert, nie rób tego. Dokończ zdjęcia.
-Jeśli dasz słowo, że wytrzymasz. Dokończę zdjęcia i wrócę do ciebie. Umowa?
Bałam się słów, wiedziałam, że mój głos się załamie. Bez słowa ruszyłam na przystanek. Robert szedł za mną.
-Joy? - spytał cicho.
-Kim ona jest?
Prychnął cicho, choć musiał się tego pytania spodziewać.
-Bridget Walls. Charakteryzatorka.
-Jest śliczna - walczyłam, żeby wyrównać głos. Stanął przede mną i spojrzał mi krótko w twarz.
-Jest - przyznał beznamiętnie. -Ale nie ma twoich oczu - po twarzy Roberta znowu przebiegł dziwny skurcz.
-Co się dzieje? Robert? - zamrugał powiekami i szybko przesunął wargami po moim czole.
-Nic. To nic.
Na to nie znalazłam odpowiedzi. Ale gdzieś głęboko, pod powierzchnią spokoju, znowu zaczął kiełkować strach.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 31.07.2009 09:31 · Czytań: 462 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: