Dwie kreski - dzień 12 - soczewica
Proza » Długie Opowiadania » Dwie kreski - dzień 12
A A A
Rano Igor zajrzał do nich, ale nie chciał ich budzić: "O co ona się wczoraj tak wkurzyła? Zrozumieć kobiety..." Z lekkim kacem popłynął na brzeg jeziora. Coz wstała, obudziła Joasię i chłopców. Jo pobiegła jeszcze do drugiego obozu. Nie chciała tak zostawiać marzeń brata, do tej sprawy też chciała dołożyć swoje trzy grosze. Kiedy dotarła tam, zobaczyła już tylko jeden namiot. Wyszedł z niego Wojtek. Joasia przywitała się z nim:
- Hej! Gdzie Malina?
- Nie wiesz? Rano wypłynęli z Igorem. Malina źle się czuła, chyba wczoraj trochę przesadziła z winem, tak naprawdę to ona nie pije, a wczoraj... My jedziemy po południu.
Joasia poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Myślała o tym, że sama polubiła Malinę i że ta cała sytuacja jest chora. Malina spiła się "pod Piotra", a potem wmawiała jej, że lubi to, jak on ją dotyka. Wojtek objął ją niezgrabnie i jeszcze bardziej niezgrabnie pocałował jej policzek. Z kieszeni spodni wyjął portfel, z portfela jakiś rachunek i zapisał na nim numer:
- To moja komórka, jakbyś mnie potrzebowała, albo... Chciała powspominać...
Jo objęła jego szyję:
- Jasne. - Kiedy całowała jego usta, kątem oka zauważyła Piotra, wychodzącego z namiotu, więc uciekła.

Wsiadała do łódki w towarzystwie rodziny z ciężkim sercem. Polubiła Wojtka, a teraz poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Był taki delikatny, zamyślony, jakby potrzebował opieki. Wiedziała, że na pewno do niego zadzwoni. Mijali kolejne małe wysepki, chłopcy wiosłowali w milczeniu. Coza myślała: "Uciekam. Który raz w życiu?" Zawsze kończyło się ucieczką, nigdy nie miała odwagi stanąć twarzą w twarz z facetem...

Joasia wykazała się dużym talentem organizacyjnym. Wiedziała, jak się dostać do Mysłowic ze Szczakowej, najbliższej wyspie stacji. Wprawdzie telefony zostawili na wyspie, ale wiedziała, że jeśli coś pójdzie nie tak, jak trzeba, to Coza pamięta numer Kat. Na pociąg czekali krótko, trasa z Krakowa do Katowic była od wielu lat jedną z najczęściej przejeżdżanych. Bilety kupili u konduktora. Musieli dziwnie wyglądać, bo wszystkim zajmowała się Joasia, Coza była jakby w szoku, chłopcy trzymali się z tyłu, nawet nie rozmawiając.

Podczas jazdy zaczęli się rozluźniać. Coza oczami połykała znajome okolice: "Więc to była Sosina. Mogłam się domyślić, choć przecież nigdy wcześniej nie byłam na tej wyspie... Tyle tam teraz zieleni, tak, Igor mówił, że cały teren tamtego ośrodka jest podzielony na części, przekształcony w rezerwat i posprzedawany... Wszystko jest takie logiczne. I tak blisko domu to wszystko... Tak blisko od niego do nas, nie będzie miał problemu z dotarciem...":
- Ana, zostawiłaś tą kartkę?
Joasia westchnęła z niecierpliwością:
- Zostawiłam, mamo! Tak bardzo ci zależy na tym, żeby nas znalazł?
Coza nie pytała już więcej. Patrzyła przez otwarte okno, wiatr szarpał jej włosy. To wszystko było ciągle w jej sercu: "Fashion House... Ciekawe, co tam teraz jest? Kominy elektrowni w tle, nadal stoi, a miało być tyle zmian w energetyce, miała już dziesięć lat nie istnieć.. Autostrada. Podobno prawie skończona. Ciekawe, czy to prawie, jest takie, jak w 2008, kiedy prawie robiło wielką różnicę i śmieszyło mnie i Pawka, jak wspominali o tym, że Polska ma organizować Mistrzostwa Europy w 2012... Ok, wtedy nam się udało, na prowizorkach i z ułańską fantazją, ale to nasz narodowa siła. Kontrol, a raczej resztki jej. Tak, tam się pierwszy raz całowałam. Ech, wspomnienia, w oddali osiedle Brzęczkowice..." Przez chwilę czuła się, jakby czas można było cofnąć i jakby to jej się właśnie udało, a potem dostrzegła swoje odbicie w szybie, kiedy oparła się o blat pod oknem: "Nie cofniesz czasu, Cozo. Ale możesz kilka spraw naprawić." Postanowiła zaraz, jak się tylko rozpakuje, a nawet wcześniej, tuż po wizycie u Kat, iść lub jechać do rodziców swoich i Peceta. Nawet ze swoimi od siedmiu lat utrzymywała bardzo luźny kontakt, a z pierwszymi teściami nie widziała się czternaście, wtedy zginął Pawko, ona sobie ułożyła życie i jakoś tak... Nie było okazji...

Wysiedli na Dworcu Głównym w Mysłowicach. Coza wiedziała, że Kat spełniła swoje, a właściwie ich wspólne marzenie z dzieciństwa i kupiła "Opuszczony Domek", który stał na Słupnej. Daniel i Bartek dźwigali plecaki, Coza i Joasia szły z torebkami, wyglądali jak zwyczajni spacerowicze i nie mieli problemów z niewzbudzaniem zainteresowania. Szli na nogach Promenadą, zresztą nie wyglądało na to, żeby kiedykolwiek przez tamte okolice miał jeździć autobus.

Coza uśmiechała się do drzew, każde pytało ją, czy pamięta o czymś. Pamiętała prawie wszystko, z jakichś resztek zapachów, z pozarastanych kształtów wyłuskiwała wspomnienia. Źródełko z wodą "niezdatną do picia", jak głosiła tabliczka nad rzeźbionym łbem lwa, z którego wszyscy okoliczni mieszkańcy brali wodę, a dzieciaki piły ją podczas wypraw i jakoś nie słychać było, żeby ktoś umarł, ściek przepływający nieco wcześniej, teraz już mniej śmierdzący, wielka łąka i boisko, nieco przesunięte z miejsca, w którym je zapamiętała, baraki, gdzie były wcześniej szatnie, wyburzono, nowe postawiono na terenie przylegającym do łąki. Po boisku biegało kilku chłopaków w wieku Bartka, może trochę młodszych.

Dotarli pod dom Kat. Na trawniku leżały tam dwa bernardyny, w krzakach buszowało kilka szczeniąt. Coza nacisnęła na dzwonek. Psy nawet nie spojrzały na nich. Bramkę otworzyła im trzynastoletnia, może czternastoletnia dziewczyna. Wysoka, blondwłosa, Coza próbowała się doszukać w jej rysach podobieństwa do Kat, ale nie umiała. Dziewczyna spytała:
-Ciocia Coza? - Tak, to musiała być Victoria. Z tym, że bardzo zmieniona, podobna do swojego ojca, Michała, bo do Kat na pewno nie. Wydoroślała, była w tym okresie, kiedy z dziewczyny stawała się kobietą, choć młodsza od Jo o dwa lata, nie ustępowała jej w dojrzałości, przynajmniej fizycznej. Nawet wzrostu były równego. Coza stała jak zamurowana. Joasia musiała odezwać się za nią:
- Hej, Vica! Wpadliśmy tak sobie do was. Są rodzice? Matkę mi, jak widzisz, zakorkowało, to jakaś starcza choroba, czy coś... -
Coza roześmiała się:
- Ty zołzo!
Victoria wpuściła ich do środka. Kat zastali w kuchni. Widząc ich, upuściła nóż:
- Co wy tu robicie? -
Coza uściskała ją:
- Wróciliśmy do Polski. Chcę tu zostać. Chyba na stałe.
Kat spojrzała jej w oczy:
- Zwariowałaś?
Coza pokręciła głową:
- Nie, ale blisko. Chyba się zakochałam.
Kat zaczęła się śmiać:
- Nie chcę być świnią, ale większością twoich poczynań kierowało tak zwane serce!
Coza śmiała się z nią. Dzieci wyszły do ogrodu, więc przyjaciółki mogły rozmawiać swobodnie. Właściwie mówiła głównie Coza, jak zwykle w takich wypadkach, za to Kat dorzucała swoje złośliwe komentarze. Niestety dla Cozy - celne...
- Zacznę od tego, że w zeszłym tygodniu... Eeee, w poprzednim, było rozdanie nagród w którejś telewizji. Fajnie zapłacili, to się poszło...
- Nie, nie. Ty tam musiałaś być, żeby szpiegować mojego brata i jego samicę.
- Cóż, teraz ma stadko, bo skoro Marta jest znowu w ciąży, czyli z seksu z nią nici, to...
- Przesadzasz. Przedstawiasz go jako chodzącą seks-maszynę...
- Do niczego innego się nie nadaje...
- Za to do tego doskonale, skoro po rozwodzie to z nim zaszłaś w ciążę...
- Przynajmniej ty wierzysz mi, że to nie był Jon... Nieważne. Był tam, chwilę gadaliśmy... A, chwilę przed tą rozmową poznałam Igora. Wpadłam na niego i... Nie wiem, jak to opisać... Zatrzymałam się na ścianie przytulnego, ciepłego ciała...
- O, to nowość. Myślałam, że dlatego nie związałaś się z Jonem, że on ma za dużo miękkiego, przytulnego ciała...
Coza nie mogła się nie uśmiechnąć:
- Jesteś jędza. No i zaraz mi przyszło do głowy, żeby z nim tak... Wiesz, seks bez zobowiązań nie był moją mocną stroną, ale tym razem bym zaryzykowała...
- Tiaaaa, jak z Jonem?
Coza puściła tą uwagę mimo uszu:
- No i Edi się odczepił. Poznałam też Linę. Taka młodziutka, śliczna, ma może z dwadzieścia lat, no coś cudownego i... Mówiłam ci, że Marta znowu jest w ciąży?
Kat przewróciła oczami:
- Tak. Zapętlasz się!
- No i Lina się nią opiekuje... Ale jakbyś ty widziała te oczy... No, piękne po prostu...
- Mówisz o Igorze, czy Linie?
- O Linie. A Igor... Ech, spiłam się jak świnia. I to czym? Szampanem!
Kat wybuchnęła śmiechem. Magiczny wpływ szampana na Cozę znała doskonale, tyle imprez się razem zaliczyło, że nie mogła nie wiedzieć, że szampan i Coza to połączenie śmiertelne. Coza kontynuowała:
- A on mnie zabrał do siebie. Nic nie pił, no i nie wykorzystał...
- Pewnie dlatego, że był trzeźwy. Cozo, to jest twoja porażka jako kobiety. Starzejesz się, skoro faceci nawet jak cię spiją, to nie biorą...
- I tu zagadka. Od tamtego momentu ten seks niedoszły wisiał między nami...
- Skoro wisiał, to nie dziwię się, że niedoszły!
- A w międzyczasie umarł Nic...
Kat spuściła wzrok:
-Wiem, czytałam o tym. Taka mała notka w gazecie muzycznej. Vica przyniosła mi i pytała, czy to mógł być ten Nic, którego tak nie lubiłam. Głupio tak po czyjejś śmierci zdać sobie sprawę, że tak naprawdę nic złego mi nie zrobił, a ja go nie umiałam znieść.
- Dla mnie był bardzo dobry...
- Jak Jo to przeszła?
- Spokojnie. Miała wyrzuty sumienia, że to przez nią się poddał, bo ja go wygoniłam, sama wiesz...
- Ta mała za dużo myśli...
- Ale już jest dobrze. Właściwie to dzięki niej tu jestem. Ona naprowadziła Igora za nami, kiedy jechaliśmy do Nica. W drodze powrotnej zepsuło się auto Jona, Jo się rozchorowała, przyznała się, że to ona pomaga Igorowi, a ja go już podejrzewałam o jakieś nadprzyrodzone umiejętności, Igor zabrał nas do domu, a potem do Polski.
- Jakby ktoś napisał o tym film, to zarzuciłabym mu niewiarygodność - westchnęła Kat. Coza uśmiechnęła się:
- Cóż... I dopiero tutaj, na wyspie, kochaliśmy się. Jak mi się okres skończył, bo oczywiście dostałam, jak jechaliśmy do Nica. I Kat... To był najlepszy seks na świecie...
- Ale chyba niewystarczający, skoro jesteś tu bez niego...
- Widzisz, chcę, żeby włożył trochę wysiłku w to. Mam wrażenie, że to ja za nim gonię od początku...
- Jeśli go rozpuściłaś, to na pewno będzie cię szukał...?
- A jeśli mnie kocha? Jest taka szansa i ja chcę tylko tego. Traktuje mnie inaczej, niż wszyscy. W życiu nie spotkałam nikogo, kto by... Komu zależałoby na mnie na tyle, żeby myślał o mnie w nierozłączności z moimi dziećmi. On nawet chciał wziąć na wyspę Jona, bo podobno tak dobrze mówiłam o nim po pijaku!
- Podobno mężczyźni po pijaku mówią to, czego nie mają odwagi powiedzieć na trzeźwo. Ciekawe, jak jest z babami...
- Jesteś okropna, ale mam na to teorię: mówimy to, w co mamy nadzieję, uwierzymy. Jon mnie zmusił do wyjazdu tym, że mnie zatrzymywał...
Kat prychnęła:
- No, jakżeby inaczej. Pani Chodząca Przekora!
Coza nie dała się wybić z toku:
- I tym chętniej wyjechałam, że jest Igor i przy nim wszystko jest takie proste. W życiu nie wyleciałam tak szybko ze Stanów... Jest cudowny. Z wyglądu - zwykły czterdziestoletni facet, a w środku... Tyle spokoju i ciepła...
- Przeciwieństwa się przyciągają, moja droga! - Kat westchnęła po raz drugi. Odkąd wróciła ze Stanów, było cicho i spokojnie. Uwiła sobie bezpieczne gniazdko, żyła z Radkiem, pracowali - ona dawała korepetycje z hiszpańskiego i angielskiego, on jako adwokat, a teraz miała wrażenie, że coś zacznie się dziać. Coza ściągała kłopoty. Może nie do końca kłopoty, ale na pewno robiła zamieszanie tam gdzie się pojawiła.
- A ty? Dużo się u ciebie zmieniło? - spytała Coza. Kat uśmiechnęła się:
- Cóż, miło, że pytasz, jak się już wygadałaś. Ja nadal z Radkiem. Nie wzięliśmy ślubu. To takie niepotrzebne...
- Nie? Byłam pewna, że tutaj, jak tylko dojedziecie, to zaraz coś sporządzicie...
- Tak. Sporządziliśmy. Małą umowę pomiędzy nami. To może głupie, takie w stylu Ani z Zielonego Wzgórza... Trzymamy tą kartkę pod kluczem... To w końcu też zobowiązuje. A jeśli miałby być ze mną tylko dlatego, że trzyma go papier z urzędu... To lepiej, żeby odszedł po prostu. Poza tym wiesz, Michał po trzech latach małżeństwa przestał się całkiem starać i traktował mnie jak coś oczywistego w swoim życiu, a potem nagle mu się znudziłam... A Radek jest ze mną dziesięć lat i... Udaje nam się utrzymać atmosferę...
- A teraz pewnie w pracy?
- A nie! Na spacerze z bliźniakami. Muszą zrobić jakiś opis lub obrazek dotyczący jesieni i zbierają doświadczenia...
Coza spuściła głowę z westchnieniem:
- Jak ja ci zazdroszczę tych maluchów. Moje dzieci są już takie dorosłe!
Kat zaśmiała się:
- Moim też się wydaje, że są już dorosłe. A Marysi i Kubie najbardziej.
Coza uśmiechnęła się:
- No, właśnie moje już nie udają dorosłości... I to jest smutne.

Radek wrócił godzinę później z dziećmi. Coza uściskała go i bliźniaki, które patrzyły pytającym wzrokiem na Kat. Ta odpowiedziała im:
-To jest ciocia Coza. Przyjechała do nas na... Coza, na ile?
Coza właściwie się nad tym nie zastanawiała:
- Niedługo. Jutro chcę iść do rodziców, potem wrócę do siebie. Chociaż nie wiem, czy jeszcze tam stoi...
Kat pokręciła głową:
- Nawet nie pomyślałam o tym, żeby tam zajrzeć. Prędzej bym wpadła na to, że chcesz go sprzedać, niż na powrót zamieszkać... A rodzice Peceta?
Coza spuściła wzrok:
- Nie wiem. Ostatni raz, kiedy się z nimi widziałam, czułam się, jakby mieli żal do mnie. Sama wiesz, że na Bartusia nie chcieli nawet patrzeć, jak wszystko wyszło. No i nie poprawiłam swojego wizerunku tym, że zaraz po śmierci Pawka ułożyłam sobie życie z facetem, z którym go zdradziłam!
Kat poklepała ją po ramieniu:
- Idź do nich też. Są już tacy starzy. Może ucieszy ich widok wnuków. Widuję ich czasem, jak idę do swoich rodziców. Do moich też zajrzysz?
Coza uśmiechnęła się łobuzersko:
- Ale tylko z tobą...
Radek poszedł do kuchni, Kuba podążył za nim. Marysia usiadła w fotelu obok swojej mamy. Ta nowa ciotka była jakaś dziwna. Niby wesoła, a smutna i w jej mamie wywoływała podobne uczucia. Postanowiła zagadać niepokój:
- Wiesz, mamo, widziałam wiewiórkę. Ale tylko ja, jak poszłam daleko w las, prawie się zgubiłam! Ale było tak ładnie... Kasztanów już nie ma, ale tata ma cały worek żołędzi...
W tym momencie spojrzenia Kat i Cozy skrzyżowały się i obie zdławiły głupkowaty śmiech, czego Marysia nawet nie zauważyła:
- I dwa bukiety z liści! - trajkotała dalej, a Coza miała ochotę ją uściskać i wycałować. Tak, Kuba i Marysia byli podobni do Kat.

Wieczorem siedzieli na progu. Radek obejmował Kat, ona położyła głowę na jego ramieniu, Coza siedziała z kubkiem herbaty w dłoniach i wpatrywała się w ogród, zastanawiając się, jak wygląda jej "puszcza". Dzieci miały spać, ale sądząc z odgłosów dochodzących z otwartych jeszcze okien, raczej dużo czasu miało minąć, zanim rzeczywiście zasną, najprawdopodobniej nawet bliźniaki siedziały z nimi. Coza pomyślała nagle: "Może tego wszystkiego nie było? Może nigdy nie wyjeżdżałam z Polski, a skutkiem jakiegoś upadku pamiętam zupełnie inne życie, wrócę do domu, a tam powita mnie... Kto? Pecet? Edi? Chciałabyś? Igor wprawdzie ma pewne cechy sennego marzenia, ale wolę, żeby był prawdziwy. Wcześniej, czy później dotrze tu i..." Rozmarzyła się. Kat chciała coś powiedzieć, widząc jej rozanielony wzrok, ale zreflektowała się, że to jedna z tych nielicznych chwil, kiedy złośliwości byłyby nie tyle "nie na miejscu", co zupełnie chybione...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
soczewica · dnia 31.07.2009 09:32 · Czytań: 846 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty