IV (część trzecia) - Rodion
Proza » Długie Opowiadania » IV (część trzecia)
A A A
Później nie było już niczego. Ani wszechogarniającego światła ani ciemnego tunelu. Nie grały trąby, próżno wytężać słuch. Chóry śpiewały ciszą. Est, Est Est estestestestest - echo powtarzało do znudzenia. W kakofonii dźwięków przechodziło od szumu liści do jazgotu szlifowanej blachy.

Nikt nie czekał pod bramą, bo jej nie było. Kotły też najwyraźniej wyparowały. Jedynie kruk, szybki i zwinny jak myśl patrzył z drwiną i rozbawieniem. Świat zaginał się w jego źrenicy, zwijał i roztapiał. Płaty szkła spadały na ziemię rozsypując się milionem kaleczących witraży.

Dalej bolesna pobudka, ręce i nogi skrępowane, przymocowane solidnie do fotela. Głowa zablokowana tak aby nie mogła się ruszać. Migotliwe obrazy wyświetlane na szerokim ekranie. Wielogodzinne seanse; "God loves you as He loved Jacob"; estestestest...
Środki podawane dożylnie, kolejne obrazy, chaotyczne dźwięki. Szeroki ciekłokrystaliczny tunel pełen barw i narkotycznych wizji. Mózg powoli przechodzi na wyższy tryb pracy. Przeszłość, przyszłość i teraźniejszość miesza się w punkcie. Nieskończoność jest punktem. Wszystkie wymiary otwierają swe drzwi. Zewnętrzny porządek świata rozmywa się. Rzeczywistość przecież i tak nie istnieje, nie ma materii i energii. Jest tylko cudowna, zimna pustka. Nicość, w której cichy szept śpiewa na dobranoc. Wreszcie wszystko się urwało. Usłyszał głos, pragnął wykonać jego rozkazy. Zatopił się w szmaragdach.

Ciepła noc, zsuwające się ramiączko sukienki, cisza zmącona urywanym krzykiem. Burza kasztanowych loków. Powódź księżycowego blasku wlewającego się oknem. Pokój tonie w białym świetle. Kruk patrzy i śmieje się skrzekliwie. Kot mruczy i ociera się o nogę krzesła. Poranek w pokoju pełnym gorącego, wilgotnego powietrza. Dżungla w środku miasta. Szkolenie i nauczanie. "No młody, musisz umieć zapracować na chleb, zagwarantować lepszą przyszłość rodzajowi ludzkiemu"- Mówi ten o stalowych oczach. "Stary, ale zrobili ci pranie mózgu w tych renegatach...." - odpowiada głos dawno zapomnianego, książkowego bohatera. Cichy strzał, środek tarczy. Czarny jak źrenica. Jak źrenica okolona szmaragdami.

Mikołaj umarł w chwili przekroczenia progu nieszczęsnego mieszkania. Nie było tu miejsca na przypadek, taki miał być jego los. Nikt dotąd nie wyrwał się z ich hipnotycznych szponów, nie istniał umysł, którego nie potrafiliby spętać. Byli mistrzami w swoim fachu. Mikołaj nie był pierwszą, ani też ostatnią ofiarą, którą zwerbowali na przestrzeni setek lat. Ot, kolejny pionek przygotowany do gry.
Zmienił się podczas szkolenia. Poszarzał, zmarniał, jego niebieskie oczy straciły blask. Patrzyły teraz mętnie, bezlitośnie i potwornie pusto, jak oczy drapieżnika. Jego gęsta blond czupryna poprzetykana gdzieniegdzie pasmami siwizny została zgolona praktycznie do skóry. Wyglądał niczym żywy trup. Zyskał jednak sprawność i zwinność wzmaganą nieustępliwą wolą kontrolujących go demonów.

Wreszcie nadszedł dzień sądu. Przed Mikołajem położono nieopisaną, brunatną teczkę, zawierającą wszelkie potrzebne informacje. Do ręki wciśnięto mu broń. Stary rupieć, ledwo trzymający się w całości. Pokryty dziwnymi, zawiłymi symbolami. Do tego zwykła amunicja. Przecież mogliby dać mu glocka. Zadanie, jakiekolwiek go czeka, stałoby się wtedy łatwiejsze. Ubrano go stosownie. Po raz ostatni spojrzał w oczy Zuzanny, otrzymał kolejną, solidną dawkę pewności siebie. Usłyszał też wyraźny rozkaz.

Wyruszył, zapadając się w ciepłą, letnią noc. Dalsze obrazy, poszatkowane i nieobecne, przesuwały się przed oczami Mikołaja. Zadymiona mordownia, pełna najróżniejszych szumowin. Wszędzie unosi się plugawy odór człowieczeństwa. Krysznow wychodzi. Ciche stąpnięcie, palec pociąga za spust. Kolejna klatka pięknego komiksu. Wygłuszony wystrzał, trup w kałuży krwi. Potarł chodnik dłonią ubraną w rękawiczkę. Patrzył na płyn rozlewający się po bruku, tak jakby widział go pierwszy raz w życiu. Es ist Bluthochzeit!

Pośpiesznie schował broń. Ruszył w mroczne uliczki, zagłębił się w cudownej, gęstej nocy. Jego organizm zaczęła wypełniać ekstatyczna radość (Hawa nagila wenis mecha!). Zmierzał ku Pałacowi Kultury i Nauki, czy raczej nowemu gmachowi, wzniesionemu na pamiątkę tego komunistycznego, majestatycznego olbrzyma. Przemierzał dzielnie ulice lepkie od grzechu i zepsucia (Belew sameach...).

Zatracił poczucie czasu. Nie wiedział, czy minęły godziny, czy dni. Przez ten niezmierzony moment trwania żył pełnią życia. Wreszcie czuł się wartościowym człowiekiem.

Na plac przed budynkiem dotarł bez większych przeszkód. Cudem uniknął policyjnych patroli, wspiął się na najwyższy punkt w okolicy. Stanął nad przepaścią Nowej Warszawy. Gdzieś w tyle głowy usłyszał stare, dobrze znane słowa. Słodka pieśń, tak kojąca, prawie zapomniana, odżyła i płynęła wolnym strumieniem dźwięków.

...Hält ein Mann die Arme auf (...pewien mężczyzna rozkłada ramiona)
Da steht er nun und zögert noch... (stoi tam I wciąż się waha...)


Bezwiedna łza płynie po policzku Mikołaja. Nie jest to łza smutku, ani radości. Po prostu silny wiatr wysuszył mu oczy. (Chmura przesuwa się skrycie i cicho.) "Co ja zrobiłem?" Lodowaty dreszcz rzuca jego ciałem. Narkotyczny trans powoli ustępuje. Oddaje scenę trwodze i szaleństwu. (Księżyc, zimniejszy brat Słońca rzuca swe przeraźliwie białe promienie.) "Tak, tak, przyszedłem zobaczyć widok. Piękny widok. Chcę widzieć tysiąc płonących słońc. Płonących dla Ciebie! Salve, Domine!" Histeryczny chichot unosi się w dal. Przemienia się w donośny, radosny śmiech. "Chodźcie tu wszyscy, zbierzcie się ludzie, podziwiajcie w niemym zachwycie! Panowie, czapki z głów! Ecce homo!"

Dźwięki powoli opanowują cały umysł, stają się coraz bardziej melodyjne, sączą cichą truciznę.

...Tret ihm von hinten in den Rücken (...zachodzę go od tyłu)
Erlöse ihn von dieser Schmach (zbawię go od tej hańby)
und schrei ihm nach... (i krzyknę za nim...)


r0;Spring!" Myśl wtarta prosto w neurony uderza swą ogromną mocą. Ktoś tu jest, ktoś obcy. Silny. Nikt nieświadomie nie potrafiłby wysłać tak potężnej wiadomości. Właściwie to rozkazu, stwierdzenia od którego nie ma odwołania. Mikołaj bezwiednie podchodzi coraz bliżej krawędzi. Odwraca się do niej plecami. Czuje pierwsze krople ciepłego, siąpiącego powoli deszczu. Uderzają go w twarz, zacinając pod znacznym kątem. Nabierają prędkości. Żaden mięsień w jego ciele nie śmie drgnąć pod ich dotykiem. Na skraju widzialności majaczy niewyraźna postać. Wynurza się z klatki schodowej i powoli, jakby od niechcenia wchodzi w krąg światła rzucanego przez latarnię. Ściąga z głowy kaptur żółtego sztormiaka. Podnosi głowę i...

***

...jest wojownikiem. Statek unosi się na falach nocnego morza. Szare niebo przecinane biczami piorunów oddziela się od szalejącej kipieli ("Niech Weratyr ma nas w opiece!"). Wokoło niego dziesiątki niespokojnych serc. Ufnych, wzburzonych, zdeterminowanych, jednak nieco zdenerwowanych. Zew krwi, chwała ojcom! Fale koloru rtęci mienią się tysiącem księżycowych refleksów. Morskie potwory wypływają ze swych głębin, jednak uciekają widząc potęgę brnącą wbrew kapryśnej naturze. Towarzyszy im pieśń, rozciera zbolałe ręce, osusza przemoczone ciała. Dotrzymają ślubów. Niech Ojciec ich przeprowadzi bezpiecznie. Dotrzymają słowa danego...

...Sidorowi ! (Poświęcam tę bitwę, poświęcam tę bitwę, tę-bitwę-tę-bitwę-tę-bitwę...) Jest włócznią. Pędzi rozcinając powietrze świszczącym okrzykiem. Pod nią roztacza się woń strachu. Powoli przelewana krew studzi wzmagający się głód. Ostrzy zęby grotu, połyskujące łuną wybuchającego pożaru. Okrzyk miotającego człowieka podąża za nią niczym zaklęcie. (...Odynowi!). Dociera do szczytu swych możliwości, załamuje tor lotu. Spada niczym bezskrzydła śmierć. Z cichym stukiem wbija się...

...pod żebra. Jednym prostym pchnięciem. Aby tradycji stało się zadość. Wszyscy dookoła świętują. Dotrzymali słowa. Zaczyna się okrutny bal. Ogniska płoną po horyzont, wszyscy tańczą tak, jak grają nowo przybyli goście. Wesoły rechot miesza się z okrzykami przerażenia. Nieszczęśni, bo w dzisiejszych czasach odrzuceni w kąt, jak zabawki, którymi znudzi się dziecko, bogowie mają swoje święto. Stołują się na nieskończonych rzędach szubienic. Hangagod zadowala się symbolem, pamięcią. Karmi emocjami. Na oczach wisielców maluje się bezbrzeżne przedśmiertne przerażenie. Paskudny, ostatni odruch, który...

...odbija się w źrenicy kruka. Mały, czarny łebek przekręca się nieznacznie. Dziób odrywa smaczny kąsek i odlatuje w dal. Jest Huginem. Wędruje przez wymiary, przypatruje się ludziom. Mija ich jednak, na nielicznych tylko sprowadzając złe sny. Dociera nad Drzewo. Pamięta zdarzenia, które miały tu miejsce. Przez chwile zdaje mu się, że widzi mądre, zimne oczy swego pana. Niebieski, iście holograficzny blask...

...staje się rzeczywistością. Wisi. To już ósmy dzień. Czuje jedność z drzewem, wyczuwa każdą komórkę, od ulistnionej korony po bezkresne korzenie. Soki płynące pod korą są teraz jego krwią, skorkowaciała skóra czuje delikatne podmuchy wiatru. W głowie szaleją niesłychanie piękne pieśni, nieznane dotąd słowa układają się w logiczne ciągi. Bok przebity własną włócznią krwawi potwornie powoli, wylewając gęste krople żywicy. Nie czuje tego jednak, odpływa w prawdziwy świat, coś czego zwykły śmiertelnik nie może pojąć. Rzeczywistość...

...zbudowaną z ciała pokonanego giganta. Widzi jak wraz z innymi tworzy ten świat, pamięta dokładnie wszelkie ingrediencje złożonego przepisu tworzenia. (Krew, zęby, mózg!) Jednocześnie tworzy i włada. Siedzi na tronie otoczony dzielnymi przodkami. Munin podlatuje, siada na jego ramieniu. Wlewa mu do ucha ciepły strumień słów. Dopełnia do nieskończoności praktycznie idealną wszechwiedzę. Kruk odlatuje trzepocząc skrzydłami. Czuje...

...powiew ciepłego wiatru na upierzonej piersi. Leci nisko nad pogrążonym w spalinach miastem. O jego Panu nikt już nie pamięta, jednak służba trwa wiecznie. Aż do Końca. Zbiera informacje, dopóki takie ma polecenie. W końcu nadejdzie upragniona chwila, w której śmiertelnicy odpokutują swoje zapomnienie. Będzie płacz i zgrzytanie zębów. (Zgrzytanie, zgrzytanie, zgrzzzzz...) Ryk silnika. Zbliżający się samolot zawadza go skrzydłem. Kruk spada szaleńczym korkociągiem na bruk, To niedorzeczne, przecież nie można zabić czegoś, co nie ma już życia. Przecież to...

...miało nie boleć. Ostatnia myśl przed uderzeniem o chodnik. Ciało młodego chłopaka leży zdruzgotane w kałuży...

...krwi rozszerzającej się niczym aureola wokół głowy zastrzelonego człowieka. Jego skóra biała jak kość...

...cięta powoli piłą elektryczną. Twarz nieznajomej zbliża się, niesamowite oczy zajmują cały plan wyobraźni. Nie ma niczego poza nimi, poza szaloną burzą szmaragdów. Czarnymi źrenicami patrzącymi bezlitośnie smaga jak biczem. Kryje się w nich coś, co nie chce być zobaczone. Wybucha więc tysiącem najjaśniejszych supernowych, wymazuje obraz z pamięci, oślepia i ogłusza.

***

Weiss po raz pierwszy od wielu lat obudził się z krzykiem. Natychmiast po podniesieniu głowy i otwarciu oczu sen wyparował z jego pamięci, zostawiając po sobie jedynie niepokój. Jakub zsunął się z łóżka i na pół przytomnie poszedł do kuchni. Czuł pulsujący, narastający ból głowy. Łyknął dwie tabletki, popił wodą. Rzucił się na łóżko, potwornie zmęczony. Nawet nie poprawił porozrzucanej pościeli. Usnął momentalnie. Do rana nic mu się nie śniło.

***

...ukazuje szmaragdowe spojrzenie, oczy pełne nienawiści oraz zawistnej satysfakcji. Uśmiecha się drapieżnie. Podchodzi coraz bliżej krawędzi. Staje obok Mikołaja. Nie patrzy nawet w jego kierunku. Kontempluje roztaczająco się pod nią widok.

-Byłeś dobrym narzędziem w służbie Planu... - szepcze cicho, jakby bała się zmącić świętą atmosferę tego miejsca, parszywą otoczkę ołtarza człowieczego trybu życia. - Spocznij...

"Skacz!" Myśl jeszcze silniejsza niż ostatnio. Mikołaj odwraca się twarzą do krawędzi. Chciałby jeszcze raz spojrzeć na nią, ucieszyć się tym widokiem. Niestety nie kieruje własnym ciałem. Skacze bezwiednie. Za nim podążają karty zapisane eleganckim, ozdobnym pismem. Nie czuje strachu, wszelkie emocje odbijają się od niego i uciekają w próżnię. Piosenka zmierza do niechybnego finału, słowa stają się coraz wyraźniejsze, wybuchają w umyśle niczym małe moździerze.

Spring (Skacz)
Erlöse mich (Wybaw mnie)
Spring (Skacz)
Enttäusch mich nicht (Nie zawiedź mnie)
Spring für mich (Skacz dla mnie)
Spring ins Licht (Skacz w światłość)
Spring (Skacz)

"Enttäusch mich nicht!"
Chodnik zbliża się coraz szybciej. Mikrosekundy przed uderzeniem wypełniają się błogim spokojem. Kosmos otwiera swe podwoje, nic już nie jest ukryte. Cielesne więzienie leży na dole, a myśl rozprasza się w czasoprzestrzeni. Pędzi, łamiąc wszystkie znane bariery. Dociera do kresu swej podróży. Widzi ukochaną pustkę.
Tak życie swe krótkie, acz burzliwe zakończył Mikołaj. Niech mu ziemia lekką będzie.

***

Ciało znaleziono w południe. Policja pojawiła się w kwadrans po wezwaniu. Podenerwowany głos w słuchawce wskazywał przynajmniej na masowe morderstwo. Jednakże po przyjeździe, wszelkie marzenia o kolejnej niesamowicie trudnej sprawie rozwiały się. Głupi cywile zawsze wyolbrzymiają problem. Psa sąsiadki gotowi są ochrzcić cerberem żywiącym się krwią niemowląt, a przeciągającą się w nocy imprezę urodzinową - wybuchem wojny. Do tego dojdzie wykład o dzisiejszych czasach, złym wpływie gier wideo i braku poszanowania dla otoczenia. A pod Pałacem znajdował się raptem jeden trup. Pospolity. Ot, pewnie samobójstwo. Albo zwyczajne morderstwo. Nic już chyba nie przebije wczorajszej śmierci Krysznowa.

Jakub chodził więc I wykonywał swoje ustalone zajęcia. Pogoda się nieco popsuła, w nocy popadało, wystąpiły liczne burze. Dziś niebo było pochmurne, dręczący upał odstąpił od swojego dzieła męczenia. Wszyscy pracowali niemrawo. Tak jakby obchodzili wczoraj zbiorowe urodziny, a dziś leczyli kaca. Może nie tylko Weiss miał problemy ze snem? Nawet Dawid spochmurniał jeszcze bardziej niż zwykle i, co było niecodzienne, nie narzekał! Jedynie burczał pod nosem i wlepiał spojrzenie w czubki swoich butów.

Z jednego z radiowozów dopływał dźwięk skrzeczącego radia:

I believe I can fly
I believe I can touch the sky
I think about it every night and day
Spread my wings and fly away...


Nikt jednak nie zważał na słowa starej piosenki. Wszyscy tańczyli w niemym korowodzie wokół martwego Mikołaja. Chmury jak na złość zaczęły się rozsuwać. W niedługim odstępie czasu cała okolica zalana została kaleczącym ultrafioletem. Śledczy zwolnili jeszcze bardziej, czuli się tak jakby jakaś niewidzialna i złośliwa istota krępowała im ręce.

Ów marazm został szybko przerwany. Oto podjechała opancerzona limuzyna wioząca znamienitego gościa. Ci, którzy to spostrzegli już zaczynali kląć w żywe kamienie. Cholerna nieoczekiwana wizyta z góry. Ich chyba muszą strasznie tyłki boleć od tych wysokich stołków. Zamiast zostawiać biednych szaraczków w spokoju ruszają swe czcigodne majestaty i burzą tak ciężko budowany spokój. Bo a to jeden ma nieprzepisowe obuwie, a to drugi trzyma krzywo pistolet, a to radiowóz odrapany... Z każdą kolejną niezauważalną wadą zatrzymują się premie, a brzęczące monety comiesięcznej pensji płyną zdecydowanie oszczędniejszym strumieniem.

-Panowie, Jaśnie Wielmożny Szwed raczył przybyć... - Rzucił Dawid, parodiując głęboki dworski ukłon.
Czarny samochód był coraz bliżej. Popłoch w szeregach pracujących (lub obijających się) ludzi rozprzestrzeniał się z zawrotną prędkością. Wiedzieli, że wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Szwed był straszliwym perfekcjonistą. Odkąd przejął władze nad ich oddziałem, nauczyli się rygoru i dokładności. Zmienili się z chaotycznego płonącego burdelu w dość sprawnie działający zegarek. Wprawdzie nie szwajcarski, lecz chiński, ale z prostymi wskazówkami i wygodnym paskiem.
Co najzabawniejsze mało kto wiedział, jak właściwie Szwed się nazywa. Ochrzcili go takim mianem z prostego powodu - pochodził z północy. Nie mówił zbyt dobrze po polsku, przyjechał do kraju niedawno. Za granicą miał dosyć dobrą opinię, znał kilku wysoko postawionych ludzi i wkręcił się w ten biznes. Nikt nie chciał uwierzyć, że przejmuje dowództwo jedynie z ogromnej chęci niesienia ładu i porządku w skorumpowanym świecie. Musiały iść za tym wymierne korzyści materialne. Początki były trudne, jednak po kilkunastu zwolnieniach, wielu karach i groźbach Szwed został zaakceptowany. Jego prawdziwe nazwisko nie było ważne. Zresztą i tak niewielu ludzi potrafiło wymówić je poprawnie. Tak więc nie zaprzątali sobie głowy tego typu łamańcami językowymi. Potocznie zwali go Szwedem; formalnie - używali zwrotów grzecznościowych. A najchętniej nie odzywali się wcale.

Limuzyna zatrzymała się, drzwi otworzyły. Ze środka wyszedł mężczyzna w średnim wieku, dość wysoki, ubrany w ciemny garnitur. Natychmiast pojawiła się wokół niego czarna mgła bezszelestnych ochroniarzy. Dostanie się w szeregi osób pilnujących tak wysoko postawionych obywateli zapewniało niesamowity prestiż, oraz gwarancję najlepszego wyposażenia i przeszkolenia.

Po chwili podjechał następny samochód, wprawdzie mniej okazały, jednak również wskazujący rangę znajdującego się w nim pasażera. Wysiadł z niego drugi mężczyzna, niższy i wyraźnie młodszy od Szweda. Przywitali się w dość przyjaznej atmosferze. Zmierzali teraz równym krokiem w kierunku miejsca zbrodni. Rozmawiali wesołym głosem, tak jakby znali się od dawna. Szwed ma przyjaciół? Istna komedia!

-Gar det bra, eller??
-Jaaa, ganska bra. Väder är sa dum, fann jag hatar solen.
-Ju, ju, jag fattar det!

Podeszli powoli do przedstawicielstwa wytypowanego przez grupę. Szwed, nie Szwed, wypadało przywitać. Weiss widział jak obie grupy: elegancko-czarno-majestatyczna i podenerwowano-usłużna spotykają się po środku i pozdrawiają zdawkowymi gestami. Później wywiązała się jakaś rozmowa. Ten drugi mężczyzna, trzymający się dotychczas z tyłu podszedł ponaglany przez Szweda. Ukłonił się nieznacznie. Dalej Szwed opowiadał coś zawzięcie, wyraźnie wskazując na Drugiego i żywo gestykulując. Klasa pracująca przytakiwała gorliwie. Weiss naprawdę nie miał ochoty domyślać się o czym mówią. Mógłby swobodnie wysnuwać jakieś teorie, czytać z ruchu warg szwedzkiego tłumacza, czy też próbować odgadnąć wagę całego zajścia patrząc na zmieszane oblicza komitetu powitalnego odbijające się w szybie sklepu stojącego naprzeciwko. Nie robił tego, bo po prostu nie wyczuwał takiej potrzeby. Co ma być, to będzie. Wszechświat nie pozwala na błędy.

Nagle zabłąkany promień słońca odbił się w labiryncie szyb i luster i jednym ze swych rażących odblasków sięgnął oczu Weissa. Na ułamek sekundy cały świat utonął w bieli. Jakub zmrużył oczy i zasłonił je ręką. Kiedy jego źrenice pozwoliły na dalsze patrzenie okoliczny krajobraz uległ znaczącym modyfikacjom. Ludzie zaczęli rozbiegać się w panice, ochroniarze nieśli kogoś powrotem do limuzyny, osłaniając się lufami pistoletów maszynowych. Nim dotarło do niego w pełni to co widzi, usłyszał krzyk mieszający się z piskiem opon startujących samochodów.

-Snajper!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Rodion · dnia 04.08.2009 10:18 · Czytań: 778 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty