Było upalne letnie popołudnie. Siedział na ławce w parku niedaleko centrum miasta, wypalając niezliczoną ilość papierosów i obserwując przechodzących nieopodal ludzi. Po każdym precyzyjnie zgaszonym do śmietnika papierosie, upijał łyk gorącej kawy z Mc Donalda. Ubrany był w niezwykle kolorową, rozpiętą hawajską koszule i jasne krótkie spodenki, a na nogach miał nowiutkie firmowe sandały. Pomimo ponad trzydziesto stopniowej temperatury wybrał ławkę, na którą nie padał nawet najmniejszy cień ze znajdujących się dookoła drzew, a na jego suchym niczym pustynia czole, przez cały ten czas nie pojawiła się nawet najmniejsza kropla potu. Zerkając co rusz na przypadkowego przechodnia, próbował nawiązać z nim kontakt wzrokowy, uchwycić choć jedno spojrzenie. Bezskutecznie. Spoglądał na wysokie i piękne kobiety, na grubych i łysiejących mężczyzn, ludzi wszelkiej maści, łudząc się, że ktoś chociaż rzuci na niego okiem. Po pewnym czasie zdjął lewy sandał i z całym impetem cisnął nim prosto w plecy spieszącego się faceta w średnim wieku. Ten, zerknąwszy przez ramie na leżący za nim przedmiot, bez najmniejszej reakcji pospieszył dalej, nie próbując nawet ustalić sprawcy owego incydentu. Po chwili zdjął drugiego laczka i wymierzył nim w twarz starszej kobiety z zakupami. Trafił. Siła z jaką babcia dostała owym obuwiem spowodowała kolizje z pędzącym z naprzeciwka przypakowanym osobnikiem, od którego odbiła się niczym kauczukowa piłeczka, upadając na chodnik. Chłopak poprawiając sobie koszulkę poszedł dalej zostawiając kobietę zbierającą rozsypane pomidory. Sprawca obydwu wypadków bez żadnych emocji przyglądał się temu wszystkiemu, odpalając papierosa za papierosem. Dostrzegł stróżkę krwi pociekającą z nosa starszej pani, która szybko wyjąwszy chusteczkę, przetarła ją i ruszyła dalej.
Nagle poczuł pod nogami łaszącego się małego kotka. Wziął go na ręce i jednym sprawnym ruchem skręcił mu kark. Ciało, rzucił niczym wcześniejsze sandały na środek chodnika, wprost pod nogi nadchodzącej matki z kilku letnim dzieckiem. Dziewczynka zauważywszy leżącego z nienaturalnie wykręconą głową zwierzaka zaniosła się przeraźliwym płaczem. Reakcja matki była natychmiastowa. Wymierzając córce kilka potężnych klapsów zagroziła że jeżeli natychmiast nie przestanie płakać to nici z jutrzejszego wyjazdu do Aquaparku. Ciągnąc za rękę cały czas płaczącą dziewczynkę, ruszyła przed siebie. Mężczyzna wstał z ławki i podniósł leżącego kota, ruszając za kobietą i lamentującym dzieckiem. Podszedł do niej, wręczając jej jeszcze do nie dawna zdechłe zwierze, które teraz, zwinnie próbowało złapać łapkami, latającego pod nosem motyla. Na twarzy dziewczynki momentalnie pojawił się uśmiech.
- Proszę, to dla ciebie - odrzekł bosy mężczyzna. Dziecko wzieło kota na ręce, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy wzrokiem przepełnionym szczerą radością.
- Mamo, mamo! Patrz. - Zawołała rozpromieniona.
- Dobrze dziecko, weź tego kota tylko choć już bo ojciec niedługo z pracy wróci, a ja jeszcze obiadu nie mam. - Odpowiedziała sucho. Dziewczynka troskliwie trzymając czworonoga podbiegła do matki i obie ruszyły przed siebie.
- A więc tak się tutaj sprawy mają. - Pomyślał. - Jedna wielka degrengolada, szkoda że tak zaniedbałem to piękne miejsce... no cóż, chyba trzeba będzie zainicjować im jakąś większą wojnę... - stwierdził wsiadając do autobusu numer 7.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Leopold Chrust · dnia 05.08.2009 08:34 · Czytań: 669 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: