Wbici w ciasne garniturki, pod którymi kryją się fałdy tłuszczu od zbyt wytrawnego jedzenia; kawior, homar, może owoce morza? I wszystkie trunki, na które przeciętny człowiek musiałby wydać całą swoją miesięczną pensję, czasem może nawet oszczędzać przez jakiś czas...
Przesadnie opalone twarze, prawie wpadające w brązowy kolor; naciągnięta skóra, nienaturalna i odpychająca. Eleganckie kostiumy ("Prosto od Chanel, kochana!") kryjące szczupłą sylwetkę prosto spod skalpela chirurga plastycznego. Fryzury, dzięki którym siwizna staje się głupim żartem...
Patrzysz na nich, jak na bogów, królów życia. Mogą w jeden dzień wydać Twoją roczną pensję i stwierdzić, że to nic nie znaczący ułamek ich fortuny. Mogą prześcignąć Twojego sfatygowanego fiata, swoim nowiutkim, prosto z salonu mercedesem.
Mogą wszystko, czego Ty nie możesz.
Na co dzień depczą swoimi drogimi butami Twoje nadzieje, tak usilnie pielęgnowane. Twoją radość za dotknięciem ich obślizgłego palucha, zamieniają w przygnębienie. Bawią się ludźmi, jak zabawkami, które należą do nich. Patrzą na zachmurzone niebo i widzą słońce. Zawsze.
Podczas gdy Ty modlisz się w kościele, do Boga o lepsze życie, więcej pieniędzy, by jakoś wykarmić rodzinę, oni odpoczywają na Karaibach ("Taki weekendowy wypad za granicę").
Ich życie, jest Twoim marzeniem. Marzeniem, które NIGDY ma się nie spełnić.
Kiedy na Twoim koncie błyszczą trzy czy cztery zera, na ich kontach dumnie świeci pięć czy sześć- a może siedem?- zer.
Kiedy Ty chcesz dać dziecku pieniądze na studia, zapewnić mu przyszłość i utrzymanie, odkładasz przez dziesiątki lat marne grosze, oni zapewniają swojemu tępemu potomstwu pieniędzmi miejsce na najlepszych uczelniach i trzypiętrowe apartamenty.
Jesteś jak marny pyłek kurzu na ich butach, który koniecznie trzeba usunąć, bo gorszy swoją brzydotą. Drepczesz gdzieś kilometry za nimi w dziwnej, pokręconej hierarchii. Dostajesz mniejszy zwrot podatku niż oni, bo...mniej zarabiasz? To Tobie przydałyby się te pieniądze, a nie im, którzy i tak już śpią na pieniądzach, okryci czekami, kartami kredytowymi i dwusetkami.
Patrz na nich. Patrz, niech zaczną boleć cię wadliwe oczy ("Nie stać mnie na okulary"). Umieraj z głodu pod ich willą; każą cię wywieźć na wysypisko, jesteś śmieciem, ŚMIECIEM. Nieprzydatnym im śmieciem...
Przejdź obok ich domów, a pozwą cię do sądu i dzięki ich pozycji społecznej skończysz wytatuowany i łysy za więzienną kratą. Odezwij się do nich w prośbie o pomoc; każą wyrzucić cię za pozłacaną bramę. Płacz, błagaj, całuj ich brudne stopy; uśmiechną się z pogardą i rzucą ochłap, robiąc sobie darmową rozrywkę z tego, z jaką ostrożnością, wolno i uważnie żujesz skórkę chleba; podczas gdy oni rzucają nim o ścianę.
Jednak za Tobą KTOŚ skoczyłby w ogień.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Charlotte · dnia 05.08.2009 19:16 · Czytań: 748 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: