Elfy to wysokie, piękne istoty służące mocy światła. Są pacyfistami - nienawidzą walki. Gdy jednak ktoś napada na ich królestwo, stają się one bezlitosne. Ich specjalność to zazwyczaj łucznictwo. Po całym Ostatnim Świecie krążą niezwykłe opowieści o łuczniczych zdolnościach Elfów. Kto bezprawnie zbliży się do królestwa elfów, przynosząc ze sobą ogień i śmierć, błyskawicznie zostaje przebity gradem strzał. Dlatego też ludzie rzadko zagłębiają się w gęstwiny starych puszcz. Niewielu bowiem stamtąd powraca. Zależnie od pochodzenia, które potocznie określa się stronami świata, elfy różnią się między sobą wyglądem. Najbardziej wojownicze i skore do porzucania pokoju są elfy zachodnie. Wyglądają one jak ludzie, lecz mają spiczaste uszy i są nieco wyższe. Ich przeciwieństwo - elfy wschodnie, mają uszy położone poziomo i nieco zwinięte w rurkę. Są one spokojne, unikają walki. Swe mistrzostwo osiągają w rolnictwie a nie w boju. Obecność wschodnich elfów kojarzona jest więc z urodzajem i bogactwem. Elfy północne są silne i skryte. Rzadko używają łuków, za to świetnie rzucają sztyletami. Mieszkając na zimnej północy kryją się w iglastych lasach tundry. Z tych informacji logicznie powinno wynikać, że istnieją także elfy południowe. Jest to jednak błędem. Maleńkie istoty o wielkiej mocy magicznej są tylko wymysłem podróżnych bajarzy.
Ale dla Emilly elfy i tak były wspaniałe. Nie potrzebowała szczegółowej wiedzy na temat ich odmian i gatunku. Ona, Tom i Dagmara zmierzali w kierunku pałacu tych istot. Tego dnia, wieczorem, miał się tam odbyć bal. Na nim Dagmara chciała poprosić królową elfów o możliwość wglądu do starych, elfich ksiąg. Smoczyca uważała, że pośród wiekowych manuskryptów znajdzie jakąś mapę monumentów.
Uroczystość rozpoczęła się przemówieniem królowej, która powitała zarówno zaproszonych gości, jak i tych którzy zjawili się sami. Następnie tłum kelnerów wniósł poczęstunek a orkiestra zaczęła grać. Muzyka elfów przypominała Emilly wizyty w operze - dynamiczna, emocjonalna, wykonywana klasycznymi instrumentami. Jeden z gości wyszedł na podium. Był to młody niziołek ubrany w zielony strój. Jego magiczny płaszcz unosił się w powietrzu. Uderzył w struny trzymanej w ręku harfy, a orkiestra odpowiedziała mu skrzypcami. Tworząc delikatną melodię zaczął śpiewać.
"Nie zdradzę miejsca, gdzie mój dom ukryty
nie zdradzę, gdzie lud mój żyje
dopóki gniew sercem ludzkim rządzi
a w elfach nienawiść się kryje
przybyłem bowiem z krainy słodyczy
co jest na wzór boskiego ogrodu
do tej krainy słonecznej lecz smutnej
gdzie serca wasze są z lodu"
Śpiewak ukłonił się i zszedł ze sceny. Na podium wstąpił inny grajek, śpiewający balladę o magu z północy.
- Ten, który śpiewał o swojej ojczyźnie, to przybysz z Bountyland - szepnęła Dagmara.
- Co to za miejsce? - spytała Emilly.
- Ty naprawdę musisz być z innego świata, skoro nie słyszałaś o Bountyland - stwierdziła smoczyca kręcąc głową.
- To jest mityczna kraina bogactwa, nikt nie wie gdzie ona jest, a przybywający z niej wędrowcy milczą o tym - szybko wyjaśnił Shadow.
Muzykanci zaczęli grać melodie do tańca. Dagmara szybko podeszła do królowej.
- Przepraszam, wasza wysokość, czy mogłabym o coś prosić?
- Prosiłabym najpierw o przedstawienie się...
- Tak. Jestem Dagmara, kapłanka światła. Chciałam prosić o możliwość wglądu do elfiej biblioteki.
Elfka w koronie przez chwilę mierzyła ja wzrokiem. Dagmara starała się nie okazywać emocji, choć w środku zżerały ją nerwy. Elfia królowa była potężną czarownicą. Nie mogła się dowiedzieć, że Dagmara jest smokiem. Odkrycie oznaczałoby dla niej śmierć.
- Nie - powiedziała po chwili królowa - Nie pozwolę ci dotykać naszych starych zwojów.
Po czym królowa odeszła w stronę tańczących. Pewien młody mężczyzna poprosił ją do tańca.
Człowiek ten wyglądał dla Dagmary znajomo. Ubrany był w szary strój i czarną pelerynę. Na głowie miał cylinder. Ręce jego ukryte były w srebrnych rękawiczkach.
"Vulpes!" - pomyślała Dagmara - "Co ty tu robisz?"
Wróciła do Emilly i Toma. Siedzieli przy stoliku powoli sącząc jakieś napoje ze szklanek.
- Udało ci się? - spytał Tom.
- Nie. Królowa jest w złym humorze.
- Znając Vulpesa, przekona ją bez problemu.
- Widzieliście go?
- A ty nie?
- Tańczy z królową.
- Więc pewnie dostanie mapę monumentów bez problemu.
- Tak sądzicie?
- Jasne.
Hrabia tańczył z królową Elfów. Odeszła ona od niego wkrótce nieco urażona. Następną jego towarzyszką była elfia księżniczka. Ona wciąż się uśmiechała, rozmawiała z magiem. Była z nim do samego końca.
Bal u Elfów zakończył się w środku nocy. Większość gości udała się do kwater. Służący rozpoczynali sprzątanie.
Emilly i Dagmara miały wspólny pokój. Przebierały się w piżamy, gdy rozległo się pukanie. Nie dochodziło ono od drzwi, lecz ze ściany.
- Co to? - spytała Emilly.
- Nie wiem. Rzadko ktoś puka do ściany...
Nagle ze ściany wyszedł Vulpes. Obie szybko naciągnęły koce na siebie.
- Mógłbyś ostrzegać, zanim wejdziesz!
- Przecież pukałem - zaśmiał się magik.
Jego oczy były zamknięte. W lewej dłoni trzymał spory zwój. Potrząsnął nim przed nosem smoczycy.
- Monument jest niedaleko. Radzę rano wyruszyć, ja idę przyjrzeć mu się już teraz.
Rzucił manuskrypt na łóżko Emilly i odwrócił się.
- Wygląda na to, że twoja podróż się kończy Emilly. - stwierdził - Wkrótce wrócisz na Ziemię!
Spojrzał na uśmiechniętą dziewczynę. Dobrze wiedział, że dał jej nową nadzieję. W duchu śmiał się z bezradnej podróżniczki. Jej powrót do domu oznaczał dla niego zwycięstwo. Chciał jej powiedzieć, że jest ona tylko przynętą a monument pułapką. Nie mógł. To zniszczyłoby wszystko.
Zniszczyłoby jego plan...