Dzień był ponury, listopadowy i tak przygnębiający, że otaczające człowieka zewsząd przenikliwe zimno dostawało się głęboko gdzieś do samego środka serca, do samej duszy.
Wokół przemykających się szybko ludzi ze spuszczonymi głowami, wokół drzew i domów snuła się nieprzyjazna i wilgotna mgła, której nie rozpędzał nawet siąpiący deszcz.
Na jarzębinach przyczaiły się jeszcze zwarzone rodzynki czerwonawych owoców i pojedyncze liście, które opadając na chodnik przyklejały się do niego, tworząc rozciapaną, wilgotną i obrzydliwą masę. Olbrzymie gawrony też zastosowały się do panującej atmosfery i siedziały cicho na gałęziach, strosząc pióra.
Dopiero nieprzyjemny krzyk, który rozdarł mglistą ciszę poderwał je do niechętnego lotu. Zerwały się z drzew wystraszoną, czarną gromadą i, krążąc nad jarzębinową aleją, głośno wykrakiwały swoją dezaprobatę dla usłyszanego przed chwilą przeraźliwego dźwięku.
Krzyczała kobieta. Krzyczała, a raczej wyła nieludzko, idąc przed siebie jak w lunatycznym widzie. Miała bladą twarz, której rysy rozmazywały się w mgielnych oparach i czerwoną kurtkę, której kolor bił po oczach w szarobiałej listopadowej atmosferze.
Kobieta szła dalej przed siebie, strasząc swoim wyglądem i zwierzęcym, bezsłownym krzykiem. Po chwili do jej krzyku dołączył jeszcze jeden, dziecinny lecz równie rozpaczliwy. Mały, może ośmioletni chłopiec biegł za kobietą i, czepiając się jej rąk, krzyczał proszalnie i lękliwie:
- Mamo! Mamo!
Kobieta, nie przestając krzyczeć, odtrąciła syna, odrzucając go od siebie aż na ulicę. Mały znów podbiegł do matki i klęknął przed nią, obejmując jej kolana tak, jakby chciał ją zatrzymać. Kobieta oprzytomniała na chwilę i spojrzała na niego pełnym nienawiści, obcym wzrokiem. Brutalnie oderwała jego małe ręce od swoich ud i znów odrzuciła go od siebie.
- Spierdalaj, ty skurwysynu! - wykrzyczała ochrypłym głosem i dalej szła przed siebie, rozdzierając głuchą szarość swoim nieludzkim wrzaskiem.
- Mama! Ja cię proszę...! Tak bardzo cię proszę! -chłopak uwiesił się tym razem oburącz na jej kurtce, zanosząc się straszliwym, spazmatycznym płaczem.
- Zostaw mnie! Zostaw, bo cię, kurwa, zabiję!
Syn odwrócił się od niej gwałtownie i, zatykając sobie uszy, wbiegł na ulicę. Uderzenie samochodu odrzuciło go teraz znacznie dalej niż ręce pijanej i ogłupiałej matki, na której bladą twarz spadły teraz krwawe łzy jej dziecka.
Łzy tego małego skurwysyna...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
milla · dnia 20.08.2007 13:46 · Czytań: 717 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: