Nad Hańczą - wyrrostek
Proza » Obyczajowe » Nad Hańczą
A A A
Przedostatnie opowiadanie z tomu "Mury Carcassonne".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.

Nadchodziło lato. Czekał nas znowu miesiąc beztroskich wrażeń. Planowaliśmy urlop w atmosferze pozostałej jeszcze po wizycie papieskiej.
Trzeba powiedzieć, że w ogóle szczęśliwie rozpoczęliśmy rok.
Sfinansowane przez zakład pracy tygodniowe wczasy w Polanicy Zdroju, łącznie z sylwestrowym balem, należały do zaskakująco udanych.
W domu wypoczynkowym, choć nawet nie udawaliśmy małżeństwa, zakwaterowano nas w dwuosobowym pokoju. Szampański nastrój zabawy noworocznej trwał do końca turnusu, a świeża biel śniegu dodawała niepowtarzalnego uroku urlopowej atmosferze.
Znaleźliśmy nawet czas na jednodniowy wyskok do Hradec Kralovy. Kupiłem tam, za parę koron, pneumatyczny pistolet, który niestety po latach odegrać miał dość nieprzyjemną rolę w stosunkach rodzinnych.

Do letniej wyprawy załadowałem fiacika po brzegi. Wybieraliśmy się jak zwykle, turystycznie - pod namiot.

W pierwszym dniu dojechaliśmy do Dąbrowy nad Czarną, gdzie moje dzieci, tradycyjnie już od paru lat, spędzały wakacje. Nie miałem najmniejszej ochoty spotykać się z Ireną, jednak tęsknota za maluchami zwyciężyła.

Przeżyłem wspaniałe chwile: Spacer piaszczystymi dróżkami wśród sosnowych lasów, upojenie aromatem żywicy, ciepła kąpiel w spokojnych wodach płytkiej rzeki. Radość, śmiech i zapomnienie.
Irena ostentacyjnie przytulona do boku wysokiego bruneta popisywała się tolerancyjnością. Niepostrzeżenie mijały godziny.
Nadchodziło rozstanie.
Dzieci nie mogły zrozumieć, dlaczego nie możemy wspólnie spędzać wakacyjnych dni. W najmniej odpowiednich okolicznościach doszło do dramatu pożegnania. Wolałem już te sytuacje, kiedy Irena robiła awanturę i z trzaskiem drzwi rozstawałem się z nimi.


Nie znałem Pojezierza Suwalskiego. Pociągała mnie egzotyka kąta Polski bijącego w zimie rekordy ujemnych temperatur.

Lipcowa pogoda nie nastrajała optymistycznie. Pochmurne niebo i codzienna porcja deszczu dawały w kość.
Maluszek toczył się posłusznie po polnych, drogach zgrabnie omijając olbrzymie kamienie pozostawione jeszcze przez lodowiec. Jadąc bezdrożami wzdłuż Czarnej Hańczy dotarliśmy do jeziora. Otoczyła nas czysta natura nieskażona śladem cywilizacji.
W Bachanowie, niedaleko szkoły, za zgodą jej dyrektora rozbiliśmy namiot na pochyłej łące. Parędziesiąt kroków dzieliło nas od tafli wody. Całkowitą ciszę sporadycznie przerywał daleki ryk krowy i bliski, zarazem jednostajny, szum deszczu.
Szum deszczu to raczej poetyckie określenie – po prostu lało. Nasz dwuosobowy "jamnik" nie nastrajał optymistycznie. Postanowiliśmy mimo wszystko pozostać. O kąpieli w jeziorze nawet nie myślałem; samo mycie głowy stawało się torturą nie do zniesienia. Lodowata woda zmuszała Alinę do podgrzewania jej na kocherze nawet, gdy chciała wymyć zęby.
Na całe szczęście przejaśniało się zawsze około trzeciej po południu. Wychodziliśmy wtedy zziębnięci rozprostować kości.
W promieniach słońca natychmiast powracała nadzieja. Nie napotykając ani razu żywego ducha, wędrowaliśmy dookoła spokojnego jeziora i po osobliwym głazowisku. Oszałamiała nas harmonia barw i kształtów. Nie rozstając się ani na krok z aparatami uwieczniałem cały swój zachwyt na błonie filmowej.
Po czterech dniach nie wytrzymaliśmy. Ujmując precyzyjnie, to namiot nie wytrzymał. Nie pozostała nam ani jedna sucha rzecz. Ruszyliśmy nad morze.
W Sopocie przestało padać, ale zimno pozostało. Dopiero na Łebskich Piaskach wiatr osuszył nas całkowicie, a w promieniach słońca ustał ostatni szczęk zębów. Do wrzenia doprowadziła nas jednak inna sytuacja.

Po raz pierwszy chciałem dojść do Wydm Ruchomych od zachodu. Maluchem objechałem Jezioro Łebsko. Na niestrzeżonym postoju za Czołpinem otoczyła nas pustka, jednakże w drewnianej budce siedział stróż pobierający opłaty przed wejściem do rezerwatu.
Zainteresował się moimi aparatami.

- Panie...! Tutaj z takimi grubymi obiektywami nie można chodzić!

Udałem zdziwienie, choć wiedziałem o co chodzi. Dojeżdżając do parkingu widziałem po drodze zielony gazik. Wszędzie roiło się od ostrzegawczych tablic: "Wstęp wzbroniony! Ścisły Rezerwat Przyrody". Nie ulegało wątpliwości - w pobliżu znajdował się teren wojskowy.

- Panie...! Ja panu mówiłem. Tu nie wolno! Zostaw pan ten aparat w aucie.

Nie byłem chojrakiem, ale też nie idiotą, aby na zupełnym bezludziu zostawiać drogi sprzęt fotograficzny.
Minęliśmy lekceważąco strażnika. Do uszu naszych dotarł jeszcze bardziej podenerwowany jego głos:

- Panie, tutaj nie wolno! Będziesz mieć pan kłopoty!

Nasze bose stopy pozostawiały wyraźne ślady na ciągnącym się hen, aż po horyzont, pomarszczonym dywanie piasku. Po paru minutach wiatr je zasypywał, zagłuszając równocześnie skrzypienie drobnych ziarenek wydobywające się spod naszych palców i pięt. Szeroką panoramę równowagi stwarzały kilometry łagodnych powierzchni, dziesiątki pagórków, a ponad ich wierzchołkami granat tafli morza poszarpany liniami białej piany.
W drodze powrotnej, ukryci przed wiatrem na skraju umierającego lasu, przymuszeni ssaniem żołądków wyciągnęliśmy jajka na twardo, pomidory i bułki z serem.
Delektując się w czasie jedzenia ciepłem słońca, zwróciłem uwagę na dwie sylwetki pojawiające się co jakiś czas pomiędzy pagórkami. Nie sprawiały wrażenia turystów; poruszały się pośpiesznie przemierzając zygzakami żółtą płaszczyznę piasku według zaplanowanej marszruty.
Przyłożyłem do oka aparat zaopatrzony w teleobiektyw. Moje przypuszczenia potwierdziły się; dwóch wojaków penetrowało teren. Czego mogli szukać? Nie było wątpliwości: oczywiście nas.

Duża odległość od auta uniemożliwiała szybkie dotarcie do niego. Nie mieliśmy również ochoty bawić się w harcerzy. Spakowałem sprzęt do torby, zostawiając na wierzchu jeden aparat z szerokokątnym obiektywem.
Wyszliśmy na otwartą przestrzeń po nasyceniu się do syta słoneczną kąpielą.
Po paru minutach zmienił się kurs wojaków. Walili prosto na nas.
Przypomniało mi się zdarzenie sprzed wielu lat:
Wyjeżdżaliśmy do Jugosławii. Przed Wojewódzką Komendą Milicji, w oczekiwaniu na wkładki paszportowe, cyknąłem parę zdjęć nową "praktiną". Minęło zaledwie parę minut, a już siedziałem za biurkiem tajniaka. Aparat został zarekwirowany. Wyciągnięto z niego film, który oddano do laboratorium. Czekałem. Okazało się na szczęście, że są na nim tylko osoby. Aparat bez filmu dostałem z powrotem. Gdybym sfotografował trochę za dużo gmachu, w którym się znajdowałem, mogło być inaczej - oświadczył mój dobroczyńca.

Minęło co prawda szesnaście lat, ale z mundurowymi dalej nie należało żartować.
Dwaj młodzi chłopcy, zlani potem, w hełmach na głowie i karabinami na ramieniu docierali do nas.

- Na pewno mnie szukacie. - Zacząłem pierwszy.
- Pomimo ostrzeżenia poszedł pan fotografować z teleobiektywem.
- Panowie...! Ten strażnik przy parkingu pojęcia nie ma o sprzęcie. Mówił coś o grubym obiektywie, miał na myśli z pewnością "tele".
Popatrzcie zresztą sami. Co ja mogę fotografować takim aparatem? To jest szeroki kąt.

Udostępniłem im po kolei spojrzenie przez wizjer pentakonsixa. Na ich zmęczonych twarzach pojawiło się zmieszanie.

- Panowie, ja wiem, że chodzi o tajemnicę wojskową. Ale przecież wiecie, jaki miniaturowy sprzęt szpiegowski jest dzisiaj w użyciu.
Wyobrażacie sobie takiego faceta jak ja z wyciągniętym na wierzch potężnym aparatem, wałęsającego się w biały dzień, robiącego na oczach wszystkich zdjęcia zakazanych obiektów?
Powiem wam prywatnie. Jest mi przykro, że przeze mnie tak strasznie naganialiście się po piasku. Ale tu chodzi o zupełnie coś innego. Wy nie mieliście przyłapać jakiegoś szpiega tylko wywołać strach. Ludzie boją się milicji - to jasne. Dlaczego jednak mieliby się was bać?

- Panie... Daj pan spokój z tą propagandą. Taką gadkę możecie wstawiać komu innemu. My mieliśmy was znaleźć i skontrolować. Nie robicie zdjęć teleobiektywem - no nie Marek? - Więc wszystko jest w porządku. Nie zatrzymujemy was dłużej.


W starym, drewnianym budynku przy głównej ulicy w Łebie, mieściła się poczta. Panował tam w czasie lata niesamowity tłok. Nawet chcąc kupić znaczek na kartkę, stało się potwornie długo w kolejce.
Czekałem na połączenie z Nysą. Krysia z małą Anielą, dziesięciomiesięczną Helenką oraz z Zygmuntem wyjeżdżali do RFN-u - chciałem się pożegnać.
Po wielu latach i przymiarkach nareszcie się zdecydowali.
Zygmunt miał tam rodzinę. Po śmierci swojej matki, Niemki z pochodzenia, nie znajdywał już żadnych powodów do dłuższego pozostawania w Polsce. Z Krysią sytuacja wyglądała inaczej; nie miała ochoty rozstawać się ani z krajem ani z rodziną. Myślała nawet, że po zajściu w ciążę uda jej się unicestwić wyjazd. Walczyła w zasadzie samotnie, gdyż również rodzice, zapatrzeni w blask niemieckiej zamożności, niedwuznacznie popierali plany zięcia. O moim wpływie już nie wspomnę – na okrągło i przy każdej okazji zachłystywałem się bez umiaru zachodnim stylem życia.
W rezultacie Krysia ustąpiła, przekonana niezachwianą wiarą swojego małżonka w beztroskie i bogate życie "im Vaterland".

Oczekiwanie na rozmowę przeciągało się w nieskończoność. Postanowiłem zadzwonić z automatu. Przy trzeciej próbie uzyskałem połączenie.
Życzyłem siostrze dużo szczęścia, dodając konspiracyjnie, że niedługo podążę jej śladem. Na więcej zabrakło drobnych.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wyrrostek · dnia 20.08.2009 11:02 · Czytań: 664 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 4
Komentarze
Krystyna Habrat dnia 22.08.2009 11:36 Ocena: Bardzo dobre
Nieraz zwyczajny czytelnik tęskni do zwyczajnej lektury o życiu zwyczajnych ludzi jak on sam. Autorze, jeśli te teksty są fragmentami książki, podaj jej tytuł, bo warto poczytać, szczególnie, że to dzieje się tu i teraz.
milla dnia 22.08.2009 11:55 Ocena: Bardzo dobre
tak, wyrrostek umie opisywać najzwyklejsze życie w cholernie smakowity sposób. bo niby to tekst o niczym, takie wspmnienia, omze nawet średniociekawe, ale napisane tak, że człowiek się wogóle nie ma prawa znudzić.
pzdr
Miladora dnia 22.08.2009 13:42 Ocena: Świetne!
Witaj, Kochany Wu - tym razem spotykamy się w Łebie, pod Pocztą... :D A taniec... może przy ognisku, na polu namiotowym? ;) Albo boso, na piasku... ;)
- polnych drogach(,) zgrabnie omijając
- Ujmując precyzyjnie(,) to namiot nie
- słońca zastygł ostatni szczęk zębów. - sugeruję "ustał"
- Panie(,) tutaj nie wolno!
- horyzont(,) pomarszczonym
- sylwetki pojawiające się co jakiś czas pomiędzy pagórkami. Nie wyglądali na turystów; poruszali się pośpiesznie... - jeżeli sylwetki, to nie poruszali się, tylko poruszały, sugeruję także jakąś zmianę z "wyglądali na turystów"
- Nie mięliśmy - mieliśmy
- Mówił cos o - coś
- miał na myśli na pewno "tele". - 2 x "na", zmień może na "z pewnością "tele"
- Popatrzcie się zresztą sami. - "się" zbyteczne
- zmęczonych ich twarzach - ich zmęczonych twarzach
- Panowie(,) ja wiem, że chodzi
- wałęsającego się w biały dzień,
robiącego na oczach wszystkich zdjęcia zakazanych obiektów? - przesuń powyżej do jednej linijki, bo Ci zdanie uciekło
- Ale tu chodzi o zupełnie coś
innego. Wy nie mieliście przyłapać jakiegoś szpiega tylko wywołać strach. Ludzie boją się milicji - to jasne. Dlaczego jednak
mieliby się was bać? - w tym fragmencie ponownie tekst Ci uciekł - przesuń go do odpowiednich linijek
- My mieliśmy was znaleźć i
skontrolować. Nie robicie zdjęć teleobiektywem - przesuń tekst
Kochany - ja już nie mam w zasadzie co tu robić... :D Czytać najwyżej... :D
Tak więc nasz maraton taneczny powoli zbliża się do końca... :D
A ponieważ towarzyszyłam Ci od samego początku, to znając wszystkie poprzednie odcinki i kłopoty, z jakimi borykałeś się wówczas (interpunkcyjne i inne) nie mogę dać innej oceny niż "świetne" - zasłużyłeś na nią szczerze... :yes:
I wiesz, jakoś nie mam ochoty rozstawać się z tą historią... :D
duży buziak, Wu... ;)
wyrrostek dnia 15.09.2009 14:15
Millu i Sokole, dziękując za miłe uwagi pragnę Was przeprosić, że dopiero teraz, po długim urlopie, to nastąpiło. :)
Droga Miladorko, kolejne podziękowanie za wspaniałe wyczucie. :yes: Z wdzięcznością przyjmuję każdą taneczną propozycję. :D Nie wiem tylko czy dalsze dźwięki, z ich rozszerzonym kolorytem zaakceptuje Twoja wrażliwość. :D Pozostaję jednak optymistą, a wraz z ukłonem posyłam pourlopowy buziak. ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty