a na koniec proponuję bajeczkę
o zapomnianym zegarku, beczce śmiechu
i krzywych lustrach z byle jakiego wesołego
miasteczka. o rozkładanych namiotach nad
cyrkową areną, z muzyką kwartetu ni to smyczkowego,
ni to dętego, o wiecznie pijanym dyrektorze zakochanym
w nutach Nino Roty, karłowatej kobiecie kochającej
"największego siłacza świata" i siłaczu walczącym ze
swoimi fobiami. cały ten świat zamknięty pod dziurawą
płachtą brezentu, która robiła za parasol nad głowami artystów,
a na nim napis, w hołdzie Felliniemu,
z którego uleciało kilka liter "_irc_s l_ S_rada".
miała być bajeczka, ale bajeczki dobrze się kończą,
a ta ma smutny koniec. tak smutny jak muzyka
nad grobem dyrektora.
i żeby było śmieszniej, przez pomyłkę
zagrano któryś z walców Straussa
i to w dodatku na 2/3.
taka to była orkiestra.
a co ma z tym wspólnego zegarek?
ano nic poza tym, że poszedł w zastaw za wyleniałego lwa,
który zżarł dwie ciekawskie kury podczas ostatniego
objazdu. zresztą potem lew rzygał, bo nie przywykł do piór.
szkoda więc tego zegarka, bo był zepsuty i czas się
w nim zatrzymywał w połowie każdego spektaklu,
a dyrektor się wściekał i krzyczał niezrozumiałe dla nikogo
carramba.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
msh · dnia 26.08.2009 09:34 · Czytań: 1131 · Średnia ocena: 4,71 · Komentarzy: 16
Inne artykuły tego autora: