Pęk z kluczami, również z tym otwierającym gablotę, bezpiecznie spoczywał w kieszeni drelichowych spodni. Woźny przechadzał się po pustych korytarzach sącząc kawę z papierowego kubka. Nie spieszył się. Była siódma dwadzieścia. Pierwszych uczniów mógł się spodziewać za jakiś kwadrans, chociaż ... był wtorek... - Pierwszacy mają matmę, a trzecia chyba biologię - czarny war mocci ożywił pamięć - O tak biologię z Kozubińską. Trzecioklasiści to we wtorki ranne ptaszki. Zresztą nie ma co się dziwić, kiedyś przecież trzeba spisać te lekcje ...
Tego dnia nie miało być jednak pierwszej lekcji, ani też drugiej i trzeciej. Dzieciaki mogły pójść do domów - niestety, o siódmej dwadzieścia woźny tego nie wiedział - nie wiedział również, że wyszorowana posadzka, po której właśnie stąpa za pół godziny spłynie krwią.
Dno kubeczka pokrywał pierścień płynu. Kryształki cukru przywarły do brzegu. - Cholerna lura, gorzka jak sto diabłów, a na dnie likier ... - papierowe naczynie plasnęło o niebieską wyściółkę kosza. Pogardliwie spojrzał na stojący tuż obok automat. Przybrudzonym adidasem wymierzył mu tęgiego kopniaka. Maszyna nie odpowiedziała, wielki palec u stopy za to i owszem. Pulsujący ból popłynął wzdłuż stopy, docierając aż do kostki. Złość nie pozwoliła mu jednak martwić się stanem palucha. Kończyna wzniosła się raz jeszcze, łapska zacisnęły na metalu, tuż przy szparze na monety. Zwężonymi ślepiami szukał najsłabszego punktu - i znalazł.
Odezwała się w chwili, gdy jego kolano niemal spotkało się z szybą. Nie usłyszał jej kroków, a ona chyba nie miała zamiaru przerywać mu zabawy. Bynajmniej w żaden sposób tego nie okazała.
- Grafik! - rzuciła znudzonym głosem, tak jakby widok faceta wyżywającego się na automacie do kawy był dla niej czymś najnormalniejszym w świecie. Papier spoczął na stoliku w kanciapie, a sekretarka wróciła do siebie obcasami stukając o posadzkę.
,,Debil", pomyślał w sekundę po tym, jak drzwi sekretariatu trzasnęły za nią. Noga wciąż tkwiła w górze, a kolano muskało podświetlaną taflę szyby. Zniknęła, a jednak wciąż czuł jej obecność. Pomarańczowa nuta perfum, szum fałdzistej spódnicy, płytki oddech wydobywający się spomiędzy umalowanych warg. Znikały powoli, dźwięki i zapachy kobiecego ciała rozmywały się w szkolnym zaduchu. I dobrze, dzięki temu mógł w końcu opuścić nogę. Purpura okrasiła policzki woźnego niemal natychmiast. Dał spokój automatowi. Odwrócił się i rzuciwszy tęskne spojrzenie zatrzaśniętym drzwiom, ruszył ku swej kanciapie.
Klucz od gabloty przekręcił trzy razy. Wolał się upewnić, że wszystko jest w porządku. Na drewnianych półkach stały przecież puchary. Może i nie były wiele warte, lecz dla niektórych uczniów już sam błysk złota jest wystarczającą zachętą do kradzieży. Przyjrzał się zawieszonej kartce. Tusz błyszczał drobinkami wilgoci w blasku jarzeniówki. Przemknął wzrokiem po wypisanych pozycjach, dzisiejsze zastępstwa wyglądały interesująco.
Pierwsi uczniowie przemknęli tuż obok, gdy jeszcze śledził wydruk. Gnali, za pazuchami ściskając zeszyty. Kilkoro zapomniało ściągnąć kaptury, inni strzepywali wodę z parasoli. Krople bryzgały dookoła. Sucha dotąd posadzka zmieniła się w śliską jezdnię. Krzyczał, w takich wypadkach nie krępował się złapać delikwenta, wstrząsnąć nim i zawrócić do rozłożonej przy drzwiach makatki. Dyrekcja niezbyt ceniła takie metody wychowawcze, pan Marian wiedział jednak swoje. Na rozwydrzone dzieciaki jest tylko jeden sposób: tęgie lanie. Na szczęście dla uczniów, i dla samego siebie, nigdy dotąd nie uciekł się do tej metody, na pewno nie zrobił tego we wtorek czwartego października. A chyba powinien, może w ten sposób zapobiegłby tragedii...
Grafik nauczycielskich zastępstw pochłonął go bez reszty. - Nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego. Stałem przed gablotą i jak osioł gapiłem się w nazwiska, a ona wtedy ... - swoje zeznania złożył przed Wysokim Sądem dwudziestego listopada, półtora miesiąca po całym zajściu. Zajściu, któremu z niewiadomych przyczyn nie zapobiegł. - Nie wiem do końca skąd te wszystkie obrazy wzięły się w mojej głowie. Wysoki Sądzie, może dlatego, że ja też chciałem zostać nauczycielem? Składałem nawet papiery na pedagogikę, ale nie wyszło ...
- Panie Grabowski proszę odpowiadać na stawiane pytania.
Czy był pan świadomy rzeczy, które się wtedy działy?
- Na Boga oczywiście, że byłem. Ta mała stała może z dwa metry ode mnie, jak mogłem tego nie widzieć?
- Więc dlaczego pan nie zareagował? Z zeznań złożonych na policji jasno wynika, że starał się pan utrzymywać porządek na korytarzach. A czwartego października pozwolił pan zasztyletować uczennicę?
Przyciasny garnitur uwierał go w ramionach. Czuł, jak szwy na plecach powoli, lecz stanowczo rozstępują się. Marynarka mogła pęknąć w każdej chwili, a wtedy wszyscy zobaczyliby koszulę i to co mężczyzna skrywał pod nią. Bandaże. Ciasne sploty przytwierdzające ostatnie płaty skóry do czerwonego mięcha jego pleców. Jego własną pamiątkę po tamtym dniu.
Zgarbił się. Palcami przetarł oczy. Łzy szkliły się w źrenicach.
- Wysoki Sądzie, bo to tak musiało być ... dopóki ona, oskarżona, nie wyciągnęła noża, myślałem tylko o zastępstwach. O tym, jak fajnie byłoby prowadzić lekcję zamiast jakiegoś nauczyciela, najlepiej razem z panią Aldoną, z sekretarką. Podkochiwałem się w niej odkąd do nas przyszła i ...
- Panie Grabowski, proszę odpowiadać na pytania.
Hmm. Powiedział pan przed chwilą, cytuję: ,,... bo to tak musiało być"; Co miał pan na myśli? Czy było to zaplanowane?
Chorobliwa biel wystąpiła na czoło i policzki przesłuchiwanego. Głowa przekręciła się w bok, a wzrok utknął w podłodze. Łza spłynęła policzkiem wprost na marynarkę. Pierwszy szew puścił.
- Boże nie, ... Ja słyszałem rozmowy dzieciaków, ich kroki, walenie drzwiami i strzepywanie wody z parasoli - palec wskazujący Mariana zbliżył się do pochylonej głowy. Opuszek plasnął o skroń - Ale tutaj słyszałem coś jeszcze. Czułem jakby ktoś był w środku i mówił do mnie. To coś znało moje myśli - wielkie ciało woźnego drgnęło spazmem bólu. Oblicze podniosło się; zerknął na sędziowski stół i pięścią walnął w politurę mównicy. Mebel zachybotał.
- Opętała mnie!
- Panie Grabowski ... upominam pana. Takie zachowanie jest niedopuszczalne na sali sądowej.
- Wiem ... - głowa ponownie opadła. - Przepraszam, to trudne. ... Gadam jak psychol, ale na miłość boską, to prawda! Oskarżona ... - palec mężczyzny wystrzelił w kierunku dziewczyny siedzącej za ławą. Jej adwokat wzdrygnął się - To ona wdarła mi się do głowy, to ona odczytała moje myśli i wykorzystała pragnienia. Słyszałem cię diablico ... i wszystko dookoła również; krzyk tego dziecka, jej upadek, brzuch, strugę krwi ... i nie zrobiłem niczego, ... przez ciebie.
- Rozumiem pańskie wzburzenie, ale to nie miejsce na tego typu emocje. Proszę się uspokoić ...
- Tak Wysoki Sądzie, przepraszam ...
- Wysoki Sądzie, czy ja mogę zadać świadkowi pytanie? - młody, tęgi mężczyzna poprawił togę wstając z fotela. Siedząca obok niego dziewczyna dłubała palcem w zielonym obrusie. Kruczoczarne strąki jej włosów spływały na twarz.
- Proszę ...
- Dziękuję. Panie Grabowski, w trakcie postępowania wyjaśniającego przeprowadzono mojej klientce serię badań psychiatrycznych - ręka adwokat spoczęła na ramieniu barczystej dziewczyny - Żadne z nich nie potwierdziło tezy, jakoby ta młoda osoby posiadła nadnaturalne zdolności psychiczne. Co więcej wykonano dokładne badanie elektroencefalograficzne rejestrujące przebieg aktywności fal mózgowych. Wyniki tego badania widzi pan na afiszu przed sobą. Amplitudy fal ...
- Panie Derbaum, to jeszcze nie podsumowanie. Proszę zadać świadkowi pytanie.
- Do tego zmierzam Wysoki Sądzie. A więc ... Panie Grabowski, proszę powiedzieć, skoro żadne badanie nie wykazało jakichkolwiek zaburzeń w mózgu mojej klientki, skąd u pana domniemanie, że potrafi ona, jak sam pan to określa, czytać w myślach?
Pięść przesłuchiwanego podniosła się raz jeszcze. Knykcie bielały w morderczym uścisku. Twarz nabrzmiała nadmiarem krwi. Już chciał trzasnąć w politurowaną powierzchnię mównicy, wykręcić ten cholerny pałąk zakończony mikrofonem i cisnąć nim w przemądrzałego adwokacinę. Sędzina była jednak szybsza; chrząknęła...
- Czekamy na pańską odpowiedź.
- Moją odpowiedź? ... - fala złości opadła niczym fragment wykresu elektroencefalograficznego. Również odchrząknął; z trudem przełknął ślinę. Nadmiar wody wypłynął kącikami oczu.
- Nie słyszeliście tego. Słów wypowiadanych z takim przejęciem - męska duma trafiła w czeluści kieszeni, mężczyzna nie płakał, on zawodził - Ona musi zginąć. Błagam cię, zrozum to. Jeśli tego nie zrobię stanie się coś strasznego - te słowa, te wszystkie słowa były w mojej głowie. Wyciągnęła nóż, a one się pojawiły, zepchnęły w nicość marzenia o lekcjach, o Aldonie. To było ważniejsze. Nie, nawet nie, nie było niczego innego. Została jej skupiona twarz, ręka dzierżąca nóż i to bose dziecko w obszarpanej sukience. I Boże przebacz, czułem że ona ma rację. Czułem, że powinienem rozgonić te wszystkie dzieciaki, złapać chudą Basię, wykręcić jej ręce, podciąć nogi, oderwać główkę i cisnąć nią o brudną posadzkę. Byłem gotowy pomóc oskarżonej, ale ...
- Sprzeciw! - adwokat zerwał się z krzesła, jego kolano trzasnęło przy tym w blat. - Wysoki Sądzie, czy my musimy słuchać tych bzdur? Przecież ten człowiek ewidentnie zmyśla.
- Panie Dernbaum, to moja rozprawa i to ja decyduje co jest zmyśleniem, a co nie. Proszę więc pohamować swoje przypuszczenia i pozwolić nam wysłuchać świadka. Panie Grabowski, proszę.
Adwokat opadł na krzesło. Wściekle przerzucił akta, po czym palcem jednej ręki zaczął błądzić po zeznaniach, druga dłoń rozcierała tymczasem bolącą rzepkę.
W innych okoliczności woźny podziękowałby zapewne skinieniem głowy i serdecznym uśmiechem, na sali sądowej jednak, stać go było jedynie na pociąganie nosem i osuszanie oczu rękawem marynarki.
- Ale ... ona już wbiła ostrze w pierś tej małej - drżący głos zniżył się do szeptu - Przekręciła nóż, pozwoliła by krew sieknęła na kurtkę. By struga spłynęła po materiale. A potem, a potem pojawił się śmiech. Jej szyderczy, gromki śmiech. Śmiała się ze mnie, z żartu, który mi zrobiła ... Już nie potrzebowała pomocy. O nie, to my jej potrzebowaliśmy. Wszystkie te dzieciaki, wznoszące przeraźliwe larum i ja. Ja też! Spojrzała na mnie, zatrzepotała powiekami, wyszczerzyła zęby i nie musiała więcej odzywać się w mojej głowie. Jej oczy mówiły wszystko, byłem następny ...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Bajdurzysta · dnia 26.08.2009 09:37 · Czytań: 1172 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 16
Inne artykuły tego autora: