Charles - sirmicho
A A A
Tekst przeznaczony raczej dla dorosłych czytelników


Klucz przekręcił się w zamku, wydając przy tym głośny trzask. Znów coś zgrzytało i trzeba będzie naprawiać. Ale to zrobi już mój następca. Schowałem ciężki klucz do kieszeni i odwróciłem się w stronę ołtarza. Wierni-niewierni, którzy przybyli na dzisiejszą mszę, patrzyli z niedowierzaniem. Musieli być zszokowani. Siedemnaście lat służyłem Bogu w Bridgetown i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by drzwi kościoła podczas mszy były zamknięte. Do dzisiaj. Ale tak musi być, moi kochani. To wielki dzień. Tak dla mnie, jak i dla was. Delektujcie się więc tą chwilą, zamiast spekulować i zastanawiać, o co chodzi. Czułem na sobie ich podejrzliwe spojrzenia.

Czego się, kurwa, gapicie? Ryje do ołtarza i modlić się o pokój i zbawienie!

Przechadzając się wąskim korytarzem między dwoma rzędami ław, słyszałem szepty. Mary Bennet, stara, wścibska, wszystkowiedząca plotkara, próbowała chwycić mnie za rękaw. Coś tam mamrotała pod nosem, ale nie chciałem jej słuchać. Nie teraz. Podniosłem prawą rękę informując gestem, żeby się uciszyła. Miałem cel i nic nie mogło mi w tym przeszkodzić. A już na pewno nie pani Bennet. Ku mojemu zdziwieniu zamilkli wszyscy i zapanowała kompletna cisza. Wszedłem po trzech stopniach i stanąłem za ołtarzem. Nim zacząłem odprawiać mszę, wyjaśniłem, że powodem zamknięcia kościoła jest specjalny charakter dzisiejszej modlitwy. Nie chciałem, by ktokolwiek nam przeszkodził. Cisza i spokój - tylko tyle potrzebowałem, by pożegnać się z moimi parafianami.

Rezygnuję. Tak, dziś, dokładnie po mszy, którą miałem zamiar rozpocząć za kilka sekund, wielebny Charles zrzuci sutannę. Miałem dosyć. Już od jakiegoś czasu czułem się wypalony, bezradny. Głosiłem słowo Boże, które do nikogo nie docierało. Uczyłem jak żyć w zgodzie z sumieniem, a ciągle byłem świadkiem okrucieństw, jakich dopuszczali się mieszkańcy miasta. Czy jestem aż tak beznadziejny? Zawiodłem, Boże Wszechmogący, zawiodłem Cię. Miej mnie w swej opiece, przebacz.

Mimo moich starań, Bóg stanowił dla mieszkańców Bridgetown zwykłą ikonę - obrazek, który dawał nadzieję; osłonę, za którą można się skryć; posążek, przed którym można wylać żale, jak swojemu najlepszemu przyjacielowi i liczyć na zrozumienie. Tylko, że nie traktowali go jak przyjaciela. Mieli gdzieś wiarę. Boga obawiali się tylko w momencie, kiedy czuli realne zagrożenie. Ból, choroba, śmierć? O tak, wtedy wiedzieli do kogo się modlić. Jak trwoga to do Boga. Jak Ty to znosisz? Jak możesz patrzeć na tę jawną ignorancję? Zakłamanie.

Drażnili mnie. Moi parafianie byli jak wrzód na dupie. Doskonale wiedziałem, że Ojca Niebieskiego mają za nic, a mimo to przychodzili tu co niedziela. Modlili się, głęboko, prawdziwie. Gówno prawda! Okłamywali samych siebie i pluli Jezusowi prosto w twarz. Plugawe świnie, nie ludzie. Po mszy wyjdą i będą dalej czynić zło, jak co dzień. Nic się nie zmieni. A przecież przychodzili tu by poczuć dobro, by znaleźć je w sobie. Ale szambo zostanie szambem, prawda? To nie ma sensu. Żadnego.

Pokłoniłem się i ucałowałem, pachnący winem mszalnym, ołtarz. W ten właśnie sposób rozpocząłem coniedzielną syzyfową próbę nawrócenia pustych i nędznych dusz. Na szczęście to już ostatni raz.

Całe napięcie, które w momencie zakluczenia drzwi, napełniło przestrzeń kościoła, ustąpiło. Znów byli sobą - pokornymi parafianami. Dobrze. Niech to będzie zwykła msza, jak co dzień. Tak będzie łatwiej.

- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - wypowiedziałem, wykonując ręką symbol krzyża. Zebrani pokornie przeżegnali się, akcentując głośno "amen". Wszyscy, prócz jednego. W ostatniej ławce, tuż przy drzwiach, siedział Thomas Wield. Z pewnością bardzo pragnął się przeżegnać, ale niestety w miejscu, gdzie powinno wyrastać długie jak dąb ramię, Thomas posiadał jedynie kikut. Druga ręka zaś, tak jak większość lewej połowy jego ciała, była sparaliżowana.

Wszyscy wiemy, dlaczego tak jest, prawda, Thomas? Trzeba było trzymać fiuta w spodniach, stary zboku!

Rzuciłem okiem na przeciwległą stronę kościoła. Siedział tam jego oprawca - Chris Malooney. Grzeczny, niepozorny, dobrze sytuowany mężczyzna. W niczym nie przypominał człowieka sprzed kilkunastu lat - trzymającego zakrwawioną siekierę, którą raz po raz opuszczał na wrzeszczącego z bólu Thomasa. Nawet go rozumiałem, choć nie usprawiedliwiam tego, co zrobił. Nie wiem, jakbym zareagował, gdybym zobaczył kogoś dobierającego się do mojej kilkunastoletniej córki. Chris dotkliwie go pobił, a potem zawlókł do szopy na swojej posesji i po prostu odrąbał mu rękę. Kilka dni później stracił córkę, która targnęła się na swoje życie, skacząc z mostu do pobliskiej rzeki. Bywa.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Prowadziłem mszę według schematu, który tak mi się przejadł przez siedemnaście lat, że miałem ochotę rzygać. Ciekawe, jaka byłaby reakcja, gdybym puścił pawia prosto na ołtarz. Założę się, że część udałaby fałszywe oburzenie, reszta śmiałaby się do rozpuku. Nikt nie ruszyłby dupy, żeby zobaczyć czy wszystko ze mną w porządku.

Spokojnie, jeszcze chwilka, jeszcze moment i będziesz wolny.

Uwolnię się wreszcie od tego gówna. Nie będę musiał już oglądać tych zakłamanych bałwanów. Siedząc w konfesjonale, nie wysłucham już Katie Fry, która co spowiedź opowiadała tę samą bajkę - "kłamałam, plotkowałam, używałam przekleństw i przypaliłam mężowi obiad". Kurwa, przypaliła obiad. Ani słowem nigdy nie wspomniała, że kiedy mąż ciężko haruje, ona kurwi się z tym złamasem ze sklepu. Z tym, no, jak mu tam, Stevenem czy innym, kurwa jego mać, frajerem. No chyba, że to było właśnie przypalanie mężowi obiadu. Dzisiaj, kochany mężu, przyrządziłam ci Steve'o-jebanię w sosie własnym. Daję takiej lafiryndzie rozgrzeszenie i pokutę, o której zapomina zaraz po odejściu od konfesjonału. Nic się nie zmienia.

Boże, dodaj nam sił.

Uwolnię się wreszcie od Billy'ego Carpenter'a - synka bankiera, który teraz pokornie składał dłonie do modlitwy w trzeciej ławce. Ten to jest ziółko. Jebany prześladowca niewinnych zwierząt. Sadysta. Siedzi z tym swoim durnowatym uśmieszkiem na twarzy, myśląc, że jest taki cwany, że nikt nie wie o jego makabrycznych zainteresowaniach. Otóż wiedziałem o nich doskonale. Trzy koty, dwa psy i, w co nie chciało mi się wierzyć, nawet koń szeryfa. Odwaga godna pozazdroszczenia. Szeryf do tej pory nie wie, jakim cudem jego koń wykrwawił się na śmierć pod miejskim więzieniem, po tym jak stracił wszystkie kończyny. Taki z niego, kurwa, szeryf. John Dellaware, stróż prawa, obrońca obywateli.

Zbirze!
Skończyły się, kurwa, żarty,
w Bridgetown John rozdaje karty!


Szkoda tylko, że jest zimnokrwistym mordercą. Skurwiel sprawiedliwość wymierza na miejscu, nie przesłuchując nawet podejrzanego, czy świadków. Kulka w łeb. Rachu ciachu, ciało w piachu. To jego metoda. Nie zna litości. Jeśli podpadłeś Johnowi, mój Boże, masz pecha, kop sobie grób. Oczywiście, zawsze wszystko uchodziło mu na sucho. Jak mogłoby być inaczej. Miał przecież protekcję w postaci braciszka, który piastował posadę burmistrza miasta. A tego delikwenta wszyscy się bali. Razem trzymali Bridgetown na krótkiej smyczy. Kto tylko podskakiwał, szybko wplątywany był w jakąś aferę i ginął w imię prawa z ręki zacnego szeryfa.

Uwolnię się wreszcie od Sissy Borrows - miejskiego symbolu dziewczęcego zepsucia. Nie było chyba faceta w mieście, któremu by nie obciągnęła. Szesnastoletnia kurewka o niebagatelnej urodzie i świetnej figurze. Co gorsza była cholernie inteligentna. Potrafiła tak zmiękczyć serce mężczyzny (chociaż w jej przypadku chodziło o zmiękczanie zupełnie innej części ciała), że wyciągała z niego wszystkie pieniądze. Była w tym dobra. Każdy oddałby fortunę, byleby tylko przez chwilę poczuć się jak w nie... tfu! piekle. Toż to szatan w damskim ciele. Za kolejne pięć dolców to, za następne tamto. Zasób gotówki malał wprost proporcjonalnie do wzrostu rozmiaru kutasa, którym bawiła się ta... ta... lafirynda.

Boże, daj nam sił.

- Słowa ewangelii według świętego Jana - zaśpiewałem. Nie wiedziałem nawet, kiedy dotarliśmy do tego momentu. Tak bardzo byłem zajęty przeglądem grzechów i niecnych występków zebranych tu gnid, że kompletnie nie kontrolowałem przebiegu mszy. Jestem już tak zmęczony, że prowadzę mszę z pamięci. Rutyna. Wybacz Boże Wszechmogący.

- Chwała Tobie, Panie - odpowiedzieli.

Otworzyłem Pismo Święte i czytałem, co tam świętemu Janowi do głowy przyszło. Myślami krążyłem jednak po życiorysach zebranych tu ludzi. Boże, oni są obrazą Twego dzieła. Stworzyłeś ich na swoje podobieństwo, a oto jak się odwdzięczają.

Kurwa!!!

Moja dusza, nie mogąc się z tym pogodzić, wrzeszczała z bólu. Rwała mnie od środka, próbując wydostać się na zewnątrz. Koniec z tym. Pora naprawić dzieło Boga. Przyznaję Panie, spierdoliłeś robotę. To miasto Ci nie wyszło. Ale już ja się nim zajmę. Pozwól tylko, że tym razem zrobię po swojemu. Twoje metody zawiodły.

Przerwałem w pół zdania. Spojrzałem na udających, że słuchają i rozumieją, wiernych-niewiernych. Prawa dłoń zanurzyła się na półce pod blatem.

Jesteś pewny?
Tak, jestem.
Na pewno chcesz...
Tak, kurwa. Właśnie tego chcę!
Ale pastorze... tak nie wypada...
pastorze...
pastorze...


- Pastorze - odezwał się stary Phil. Patrzyłem ślepo przed siebie. Dłoń nadal spoczywała na półce. Musiałem przerwać czytanie, co wprawiło wiernych-niewiernych w konsternację. Dopiero Philowi udało się wyrwać mnie z czeluści własnych myśli. - Wszystko w porządku?

Spojrzałem na niego pałającymi złością oczyma. Przerażony usiadł z powrotem na ławce.
Chcesz wiedzieć, stary pierdzielu, czy ze mną wszystko w porządku? Martwisz się, kurwa, o mnie? Czy może jednak chciałbyś, żebym skończył jak najszybciej? Mógłbyś wtedy szybciej zalać się w trupa, trzepiąc przy tym kapucyna, co nie, stary zjebie? Wszystko w porządku?

- Nie! - krzyknąłem. - Nic nie jest w porządku!

W kościele aż zahuczało. Rozległy się donośne głosy, ludzie spoglądali nerwowo na siebie. Peter O'Connel podniósł swój tłusty zad i ruszył w kierunku wyjścia. Najwyraźniej zorientował się, że od kilkunastu lat tracił tu czas. Może zrozumiał, że Bóg nie wybaczy mu tego, co zrobił. Posłanie do Melrose dwóch czarnych jeźdźców, którzy uciszyli na zawsze niewyparzoną gębę szwagra, to nie jest coś, o czym Bóg zapomina, ot tak sobie. Biedaczysko zorientował się, jakim człowiekiem jesteś. Ale spokojnie, Pete, poznasz dziś, jak miłosierny jest nasz Pan.

Koniec mordowania. Koniec rozlewu krwi. Koniec tego całego gówna. Teraz nasza kolej! Charles... zaczynamy.

Energicznym szarpnięciem wyciągnąłem rękę spod blatu. W dłoni dzierżyłem sześciostrzałowy rewolwer. Płynnym ruchem wycelowałem, w srającego w tej chwili ze strachu, Phila. Nacisnąłem spust, dłoń odskoczyła do tyłu. Huk wystrzału rozniósł się głośnym echem po kościele. Peter zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia, w momencie, gdy kula z trzaskiem przebiła czaszkę Phila. Wylatując z drugiej strony głowy, ciągnęła za sobą strumień krwi. Mężczyzna padł bezwładnie na podłogę. Zebrani parafianie wpatrywali się z trwogą to we mnie, to na denata.

- Bóg odpuścił tobie grzechy - wyrzekłem opanowanym głosem.

Peter, który stanął między ławkami, wykonał ruch jako pierwszy. Pewnie stwierdził, że skoro był już na nogach, to miał realną szansę by dobiec do drzwi i uciec. Naiwny kretyn, zapomniał, że wyjście jest zamknięte i nie ma takiej siły, która mogłaby je sforsować. No chyba, że z pomocą Bożą. Ale na to bym nie liczył. Skorygowałem cel, przesuwając lufę w prawo. Ruchoma tarcza stanowiła nie lada wyzwanie. Peter malał za muszką lufy z każdym kolejnym krokiem. BANG! Pocisk wystartował z niewyobrażalną prędkością. Chwilę później Peter witał się z kamienną posadzką, zostawiając na niej groteskowe wzory malowane własną krwią.

- Tobie również, idź w pokoju.

Usłyszałem huk. Dziwne, moja broń stygła jeszcze po ostatniej salwie. Nie ja strzelałem. Świst, który usłyszałem (i poczułem) za uchem uświadomił mi, że nie tylko ja mam pukawkę. A przecież, kurwa, prawo jest jasne. Nawet takie bęcwały, jak mieszkańcy Bridgetown powinni wiedzieć, że w mieście obowiązuje zakaz noszenia broni.

- Rozumiecie to, kurwa? - wyrzęziłem na głos.

John Dellaware szykował się do oddania kolejnego strzału. Celującego we mnie szeryfa dostrzegłem kątem oka. Błąd planistyczny.

Durniu jeden, przecież oczywiste było, że szeryf będzie miał ze sobą giwerę.
Stul pysk! Nie obrażaj mnie!

Uchyliłem się w momencie wystrzału. Pocisk rozerwał skórę na plecach (ach, co za ból!) i utkwił w wiszącej na krzyżu postaci Jezusa. Zapłacisz za to! Zapłacisz za wszystkie swoje morderstwa, na które przyzwalało ci to zepsute miasto. Teraz cię rozgrzeszę.

- Panie, zlituj się nad jego duszą! - krzyknąłem, odpalając w kierunku szeryfa. Pech chciał, że na linii strzału stanął Billy. Gdy ołowiana kulka wbiła się w klatkę piersiową, chłopakowi oczy wyszły niemal z orbit.

Czyż nie tak właśnie czuł się kocur, którego dusiłeś jednej pięknej niedzieli, Billy?

- Niech Bóg ma cię w swojej opiece - wyszeptałem. Ciało Billy'ego osunęło się na ławkę, wystawiając szeryfa na czysty strzał. BANG! Krew bluznęła z prawego ramienia stróża prawa. Jego colt wyleciał bezwładnie w powietrze. Nim opadł, John przyjął kolejną kulkę prosto między oczy.

- Niech nikt nie waży się podnosić tej broni! - wrzasnąłem, schodząc po stopniach prowadzących do ołtarza. Dymiąca lufa namierzała po kolei zebranych w kościele. Podszedłem do ciała szeryfa, mijając sparaliżowanych ze strachu wiernych-niewiernych. Podniosłem spluwę i wsadziłem do kieszeni, ukrytych pod sutanną, spodni. Ruszyłem do skulonej ze strachu Sissy. Chwyciłem za jej złociste włosy i pociągnąłem do góry, zmuszając ją do wstania.

- Klęknij przed Bogiem - wyrzęziłem. Posłuchała. Wyglądała niewinnie, jak dziecko. Jedynie zapłakane oczy zdradzały, że Sissy niejedno ma na sumieniu. - Otwórz usta, suko! Chyba nie zapomniałaś, jak to się robi?

Dziewczyna rozchyliła drżące wargi. Spodziewała się poczuć w nich kawałek ciepłego, naprężonego ciała. Zdziwiła się, kiedy wsadziłem jej w usta lufę remingtona. Zaskomlała jak pies, gdy skóra zaskwierczała przy zetknięciu z rozgrzaną stalą.

- Ssij! Normalnie proszę, bez fanaberii. Za jedyne pięć baksów.

I zaczęła ssać. Przesuwała wargami w dół i w górę sunąc po błyszczącym metalu rewolweru. Robiła to bardzo zmysłowo, bardzo... profesjonalnie. Była tak przekonywująca, że poczułem podniecenie.

Nie, nie... nie można tak, nie w kościele... grzeszę.

Pociągnąłem za spust powodując opadnięcie kurka. Kula opuściła bębenek i wylatując z lufy rozerwała tył głowy Sissy. Usta nie poluźniły uścisku i musiałem mocno szarpnąć, by wyswobodzić z nich broń.

Perwersyjna nawet po śmierci.

Czy było już sześć? Tak, chyba właśnie oddałem szósty strzał. Wysunąłem pusty bębenek i załadowałem go nową porcją ołowianych aniołów, które skończą nic nie znaczące, zakłamane życie wiernych-niewiernych. Wtykając kule do komór wyrecytowałem na głos:

- Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli...

Gotowe. Pociski spoczywały na swoim miejscu, gotowe do akcji. Gotowe, by uwolnić od bólu i strachu kolejną zatraconą owieczkę.

- Sukinsynu! - Chris Malloney odważył się odezwać, przeczuwając, że to będzie ostatnie jego słowo.
- Och nie, Chris. Mylisz się - odpowiedziałem wpatrując się w jego załzawione oczy. - Znów się mylisz. Tak samo, jak myliłeś się sądząc, że odrąbanie ręki Wieldowi, powstrzyma go przed dobieraniem się do małych dziewczynek. Durniu jeden. Trzeba było odrąbać coś innego. Dziwne, że Bóg w swej nieskończonej doskonałości zezwolił na życie takiemu skończonemu głupkowi, jak ty.

Nowo wsadzony nabój szybko zabrał się do roboty. Thomas, częściowo sparaliżowany, jednoręki kaleka, zawył z bólu, gdy kula trafiła prosto w klejnoty. Zaśmiałem się głośno.

- Tu trzeba było celować, Chris - powiedziałem. - Rozumiesz? Dotarło do tego twojego durnego łba? Czy mam ci to wbić siłą?

Kolejny wystrzał posłał Wieldowi śmierć. Nie mogłem dłużej patrzeć jak się męczy. Byłem zbyt wrażliwy na cierpienie bliźnich.

- Bóg odpuszcza tobie grzechy - wyszeptałem przesuwając rękę w lewo, a następnie posyłając ołowianego anioła w kierunku Chrisa. - Zmiłuj się Panie nad jego duszą.

Kutas, którego ostatnimi czasy używałem jedynie do oddawania moczu, naprężył się do granic możliwości. Czułem niesamowite podniecenie, radość, a nawet euforię. W końcu nie każdy otrzymuje szansę, by naprawić dzieło Stwórcy. Bóg przemawiał moimi ustami, moim ciałem, moim rewolwerem. On mnie wybrał. Czułem się jak apostoł, pełniący Bożą misję. To było wspaniałe uczucie.

- Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem jak z darem łaski - recytowałem dalej list świętego Jana do Rzymian. - Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa.

Kolejny strzał posłał do nieba bram (a może do piekła, ale to już zmartwienie świętego Piotra) zdradliwą Katie Fry.

Już więcej nie przypalisz mężowi obiadu, głupia cipo.
- Wieczny odpoczynek racz jej dać, Panie.

Do tej pory wszystko układało się idealnie. Dokładnie tak, jak zaplanowałem (za wyjątkiem zasranego szeryfa). Ale kiedy Katie wydała swoje ostatnie tchnienie, straciłem panowanie nad sobą. Wyjąłem colta należącego do świętej pamięci Dellaware'a i zacząłem siać kulami z obu pistoletów. Zatraciłem się, zabijałem...

Nie, nie zabijałeś. Wyzwalałeś.

... każdego po kolei, jak na jakiejś pierdolonej egzekucji. Lufy wypluwały pociski w akompaniamencie mojego śmiechu i płaczu ofiar. Wszędzie unosił się zapach śmierci, prochu i uryny. Kiedy dym już opadł i wszyscy wierni-niewierni spali snem wiecznym, odłożyłem broń i uklęknąłem przed ołtarzem. Czułem się spełniony, dokonałem czegoś ważnego. Oczyściłem miasto, wyzwoliłem je od grzechu. Spłukałem całe to gówno czystą, nieskazitelną wodą.

- Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym - szepnąłem.

- Pastorze Charles - zaskoczył mnie, dobiegający zza pleców, damski głos. Czyżbym zapomniał o kimś? Kogoś ominąłem? Nie rozgrzeszyłem? Biedna duszyczka nadal pławi się w bagnie swoich grzechów? Ten głos... gorzki, ostry, czerstwy. Był mi bardzo znajomy, ale w pierwszej chwili, kiedy krew dziko buzowała w żyłach, nie byłem w stanie przypisać go do twarzy. Znam ją, na pewno.

- Pastorze Charles - powiedziała ponownie. Tak, to musi być ona. Mary Bennet, moje oczy i uszy. Dzięki niej orientowałem się w miejskich wydarzeniach. Właśnie ona - wścibska Mary z niewyparzoną gębą i gumowymi uszami - przychodziła do mnie co tydzień i zdawała relację. Opowiadała o tajemnicach, których nie sposób dostrzec gołym okiem. Mówiła kto z kim, jak i dlaczego. Nie wiem, skąd to wszystko wiedziała, ale ufałem jej. Nie wiem też, po co przychodziła z tym akurat do mnie. Widocznie byłem jedyną osobą, która traktowała ją poważnie. Może byłem jedynym człowiekiem, któremu mogła ufać? I chyba nie pomyliła się. Skorzystałem z jej wiedzy. Rozgrzeszyłem ich. Przecież to zrobiłem, prawda? Mam rację? Czy mam pierdoloną rację?

Masz.

Okręciłem się, pozostając na klęczkach. Tak, to Mary. Jej niebieska bluzka umazana była krwią. Przy podartym rękawie dostrzegłem nawet zamazany, ale jeszcze wyraźny, ślad ludzkiej dłoni. Mary uniosła rękę. W dłoni trzymała rewolwer wycelowany prosto we mnie. Lufa remingtona (to mój?) spoglądała jedynym, doskonale czarnym okiem.

- Pastorze Charles - powtórzyła Mary unosząc kącik ust w groteskowym uśmiechu. - Kłamałam. Przez cały czas.

Huk - ogień w lufie - ołowiany anioł - ciemność.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
sirmicho · dnia 27.08.2009 08:39 · Czytań: 3230 · Średnia ocena: 4,64 · Komentarzy: 41
Komentarze
Bajdurzysta dnia 27.08.2009 11:08 Ocena: Bardzo dobre
Skończyłem czytać i ... o kurczę, gratulację sirmicho, to jest świetne. Opisy postaci są krwiste, przekonałeś mnie do grzechów tych wszystkich ludzi i do misji, jaką masz do spełnienia jako odchodzący pastor. A zakończenie i słowa Mary, która kłamała we wszystkich donosach, to nadzwyczajne, aż brakuje słów. Jedyne do czego mogę się przyczepić to sam pastor - narrator, rozumiem, że jest to bohater sfrustowany, jego życiowe cele nie doczekały się realizacji, mimo wielkich chęci nie przekonał trzódki wiernych-niewiernych do życia zgodnego z przykazaniami. Rozumiem to wszystko i może to być dobry asumpt do całego zajścia, do jego nagłego wybuchu i morderczego transu, w który wpada. Wydaje mi się jednak, że w całości brakuje pewnego ważnego elementu, a mianowicie nie ma tam wcześniejszej działalności pastora. Widzimy go w kościele, owładniętego szałem mordowania, wymierzającego karę za grzechy, dostrzegającego winy tak wszystkich ludzi i kreującego się na Zbawiciela, brak mi jednak jego własnego grzechu. Stawiasz go na piedestale, tworzysz postać widzącą zadrę w oczach innych, a nie dostrzegającą belki we własnym. Jego poddanie się w nawracaniu parafian musi wynikać z pewnej słabości, możliwe nawet że z grzechu, którego on sam nie dostrzega. Mam nadzieję, że zrozumiałeś o co mi chodzi. W każdym razie tekst jest wart pozazdroszczenia, niesamowicie wciąga. Jeszcze raz gratuluję.
Almari dnia 27.08.2009 11:18 Ocena: Świetne!
Buenos dias

Cytat:
Klucz przekręcił się w zamku, wydając przy tym głośny trzask. Znów coś się zacinało i trzeba będzie to naprawić. Ale tym zajmie się już mój następca. Schowałem ciężki klucz do kieszeni i odwróciłem się w stronę ołtarza.


~ 4x się.

Cytat:
Delektujcie się więc tą chwilą zamiast spekulować i zastanawiać się o co chodzi.


~ 2x się.

Cytat:
Czego się, kurwa, gapicie? Ryje do ołtarza i modlić się o pokój i zbawienie!


~ 2x się.

Cytat:
Miej mnie w swojej opiece, przebacz mi.


~ Sugestia - może lepiej by się czytało w swej.

Cytat:
za którą można się skryć; posążkiem, przed którym można się wyżalić, jak swojemu


~ 2x się.

Cytat:
Ale szambo zostanie szambem,


~ Czyżby nawiązanie do ojczulka Rydzyka ;)?

W połowie testu tak się wciągnęłam,m że przestałam wyłapywać błędy. Świetny tekst, druzgocąca puenta. Co do jednego mam lekkie wątpliwości. Osobiście lubię wzmacniać wymowę tekstu poprzez przekleństwa, ale tutaj chyba było ich za dużo. Rozumiem to, że pastor był niespełna rozumu i miał rozdwojenie jaźni, ale chyba jednak za częste te przekleństwa się przewijały. Ale tutaj bardziej chodzi o estetykę tekstu i formę, bo treść jest znakomita. Gratuluję.
JaneE dnia 27.08.2009 11:26 Ocena: Świetne!
No nie mogę, aż mnie w fotel wgniotło :O
Mocny tekst. Bardzo dobry tekst.
Zakończenie zaskakujące.
Trochę za duża przekleństw jak na mój gust, ale rozumiem, że to miało wzmocnić przekaz.

Ode mnie świetny.
Woland dnia 27.08.2009 12:13 Ocena: Świetne!
Podoba mi się. Mocny, męski tekst :) Daję maksa :D
sirmicho dnia 27.08.2009 12:29
Dziękuję za komentarze i oceny. Nie spodziewałem się, szczerze mówiąc, że tak się spodoba. Tekst jest kontrowersyjny i miałem obawy przed jego wysłaniem. Zdaję sobie sprawę, że ilość wulgaryzmów jest duża, ale ograniczenie ich złagodziłoby wydźwięk tekstu (punkt dla Jane). Doskonale tez wiem, że tym tekstem balansuję na krawędzi regulaminu. Widzę jednak, że tekst został dopuszczony.

@Almari - z szambem to takie puszczenie oka do czytelnika. Miło, że wychwyciłaś. Dziękuję za wskazanie błędów i sugestię. Zmiany wprowadziłem.
Usunięty dnia 27.08.2009 14:41 Ocena: Świetne!
Cytat:
Ale tym zrobi już mój następca.

tym zrobi? ;)
Cytat:
Uczyłam jak żyć

uczyłem

Nice :D

(To chyba mój najkrótszy komentarz, ale po prostu nie mam się do czego przyczepić, no ewentualnie do ilości naboi w stosunku do zagęszczenia w kościele, ale nie znam się na tym, więc się nie odzywam)
sirmicho dnia 27.08.2009 15:01
Dzięki Oke za komentarz. "Tym zrobi" to efekt poprawek. Twoje uwagi już uwzględniłem - tekst poprawiony.
Abakarow dnia 27.08.2009 15:16 Ocena: Świetne!
bardzo ciekawy tekst, krwista narracja, wciągająca opowieść...jedyne co mnie zastanowiło, czy lufa rewolweru po 5 wystrzałach nie nagrzewa się ??? (scena z jej ssaniem)
Miladora dnia 27.08.2009 15:23 Ocena: Świetne!
Witaj, Sirmisiu - niestety, Twoje przeznaczenie przyszło... :lol:
- Ale tym zrobi już mój następca. - to zrobi już...
- w tym mieście, - usuń, bo to wiadome
- tą chwilą(,) zamiast spekulować i zastanawiać(,) o co chodzi.
Ten pierwszy akapit jest słabszy stylistycznie, może go trochę dopracuj?
- korytarzem, między dwoma rzędami - bez przecinka
- Ku mojemu zdziwieniu, zamilkli wszyscy - bez przecinka
- Uczyłam jak żyć - uczyłem
- okrucieństw(,) jakich dopuszczali się
- zawiodłem cię. - Cię, ponieważ zwraca się bezpośrednio do Boga
- mieszkańców Bridgetown, zwykłą ikoną - bez przecinka
- Mimo moich starań... - w tym akapicie jest za dużo "sięjączków" - popracuj nad tym
- pachnący winem mszalnym - raczej kadzidłem
- wypowiedziałem(,) wykonując ręką
- Wszyscy wiemy(,) dlaczego tak jest, prawda(,) Thomas?
- wiem(,) jakbym zareagował
- dni później, oprawca stracił - bez przecinka
- Ciekawe(,) jaka byłaby reakcja
- która co spowiedź opowiadałasamą bajkę - która przy każdej spowiedzi opowiadała samą bajkę
- Steve'o-Jebanię - Steve'o-jebanię
- Boże, daj nam sił. - daj nam siłę albo daj nam siły albo dodaj nam sił
- jednak po życiach zebranych tu ludzi. - po życiu albo życiorysach
- Kurwa!!!! - po co aż cztery wykrzykniki? Trzy...
- środka(,) próbując wydostać się
- Ale już ja/Ale zrobię to - powt. zmień jedno "Ale"
- co byś mógł się zalać w trupa(,) trzepiąc - żebyś, nie "co byś", bo nie ma tu uzasadnienia do jakiegokolwiek regionalizmu
- nie jest coś(,) o czym Bóg zapomina(,) ot tak sobie.
- Ale spokojnie(,) Pete, poznasz dziś(,) jak
- wycelowałem w, srającego w tej - wycelowałem, w srającego...
- wpatrywali się z trwogą to na mnie, to na denata. - wpatrywali się we mnie
- ma realną szansę dobiec do drzwi - by dobiec lub dobiegnięcia do drzwi
- Naiwny kretyn(,) zapomniał,
- Skorygowałem cel(,) przesuwając lufę w prawo.
- z kamienną posadzką(,) zostawiając na niej
- wystrzał. Dziwne, moja broń stygła po ostatnim strzale. Nie ja strzelałem. - powt.
- ach(,) co za ból!)
- Panie(,) zlituj się nad jego duszą!
- waży się się podnosić - usuń jedno "się"
- wrzasnąłem(,) schodząc po
- do ciała szeryfa(,) mijając sparaliżowanych
- pociągnąłem do góry(,) zmuszając ją do wstania.
- Sissy nie jedno ma na sumieniu. - niejedno
- Otwórz usta(,) suko! Chyba nie zapomniałaś(,) jak to się robi?
- sunąc po błyszczącej rurce - usuń "rurkę", sugeruję "po błyszczącym metalu rewolweru"
- głowy młodej Sissy. - po co dopowiedzenie "młodej"?
- Dlatego też(,) jak przez jednego człowieka
- Tak samo(,) jak myliłeś się
- rzecz z przestępstwem(,) jak z darem łaski. - bez kropki
- Wieczny odpoczynek, racz jej dać, Panie. - bez pierwszego przecinka
- Dokładnie tak(,) jak zaplanowałem
- Panu naszym. - szepnąłem. - bez kropki po "naszym"
- Ten głos... delikatny, dźwięczny. - na początku opisujesz Mary Bennet "Mary Bennet, stara, wścibska, wszystkowiedząca plotkara," - a więc delikatny i dźwięczny głos w jej przypadku jest nielogiczny
- Nie wiem(,) skąd to wszystko
- Nie wiem też(,) po co
- Okręciłem się(,) pozostając na klęczkach.
- W dłoni trzynała - trzymała
- doskonale czarnym, okiem. - bez przecinka
- powtórzyła Mary uśmiechając się lekko. - nie dałabym "lekko" bo po takim pogromie i sama prawdopodobnie ranna, nie mogła uśmiechać się lekko - dałabym "uśmiechając się z trudem"
Bardzo dobry tekst i nie widzę żadnego powodu, dlaczego miałby nie zostać dopuszczony. Ilość wulgaryzmów, moim zdaniem, nie jest przesadna, gdyż doskonale podkreśliły stan psychiczny bohatera. Zakończenie od pewnego momentu przewidywalne, ale nie umniejsza to wartości opowiadania.
Świetny z minusikiem, żeby nie rozpieszczać Cię przedwcześnie. ;)
PS. komentarz Oke pojawił się, zanim skończyłam swój, dlatego te powielone przeze mnie błędy...
Kaliope dnia 27.08.2009 16:20 Ocena: Świetne!
Tekst trzymający w napięciu, zaskakujące zakończenie. Intrygujący był dla mnie fragment:
"Była w tym dobra. Każdy oddałby fortunę, byleby tylko przez chwilę poczuć się jak w nie... tfu! piekle. Toż to szatan w damskim ciele. Za kolejne pięć dolców to, za następne tamto. Zasób gotówki malał wprost proporcjonalnie do wzrostu rozmiaru kutasa, którym bawiła się ta... ta... lafirynda."

A skąd on tak dokladnie poinformowany?:rip:
sirmicho dnia 27.08.2009 17:59
@Abakarow - celna uwaga, moja przeoczenie. Przyznaję Ci rację i biję się w pierś. Poprawiłem ten fragment.

@Miladoro - jak zwykle niesiesz mi dużo nauki:) Cieszy mnie to i smuci zarazem. Poprawki wprowadziłem, ale z kilkoma muszę polemizować:)

Cytat:
- w tym mieście, - usuń, bo to wiadome

Nie jest wiadome. Siedemnaście lat posługi w Bridgetown. Wcześniej mógł służyć w innym mieście.

Cytat:
- pachnący winem mszalnym - raczej kadzidłem

A czemu nie winem? Nie raz mogło się wylać na ołtarz.

Cytat:
- co byś mógł się zalać w trupa(,) trzepiąc - żebyś, nie "co byś", bo nie ma tu uzasadnienia do jakiegokolwiek regionalizmu

Tu mam problem. Nie mogę wstawić "żebyś", bo będzie za dużo "żebysiów" w jednym miejscu (tuż przed też jest). Zostawiłem tak.

Cytat:
- Dlatego też(,) jak przez jednego człowieka
- rzecz z przestępstwem(,) jak z darem łaski.

A tu mam pytanie. Zastosowałem oryginalną pisownię z Biblii. Brakowało mi tam przecinków i byłem tego świadomy. Powinienem je wstawić, czy zostawić tak jak było w oryginale?

Cytat:
- Ten głos... delikatny, dźwięczny. - na początku opisujesz Mary Bennet "Mary Bennet, stara, wścibska, wszystkowiedząca plotkara," - a więc delikatny i dźwięczny głos w jej przypadku jest nielogiczny

Niekoniecznie. Można być starym i wścibskim, wpychającym nochal w nie swoje sprawy, a przy tym mieć delikatny, dźwięczny głos. Tym bardziej, że w tej sytuacji Mary zmienia charakter, staje się władcza, zwraca się do pastora z politowaniem.

@Kaliope
Cytat:
A skąd on tak dokladnie poinformowany?

Pytanie retoryczne? Nie wygląda na świętego, prawda?

Jeszcze co do wulgarności. To właśnie nadmierna ich ilość powoduje, że tekst może być odrzucony. Ale absolutnie, nie skasowałbym ani jednego przekleństwa, jakie w tym tekście pada. Tak ma po prostu być, jak to słusznie zauważyła Mila.
Miladora dnia 27.08.2009 18:59 Ocena: Świetne!
W tym mieście... - no dobrze, ale w takim razie popraw stylistycznie zdanie, bo to wyraźnie zaburza jego rytm...
Pachnący winem... - niezmiernie wątpliwe, ponieważ zazwyczaj bardzo się dba o czystość mszalnego obrusa... nigdy nie widziałeś w kościele czyściutkich wykrochmalonych serwet itp.?
Co byś... - to przeredaguj zdanie, bo to słowo nie ma tu absolutnie żadnego uzasadnienia...
Oryginalna pisownia z Biblii, to jej oczywiście nie ruszaj... ;)
Nie - dźwięczny, delikatny głos starej, wścibskiej plotkary, to się po prostu nie trzyma kupy i pachnie szwindlem... :D Nie trać wiarygodności... ;) Takie stare plotkary zazwyczaj posługują się scenicznym szeptem z domieszką podnieconej zadyszki... :D
Pozdrawiam, Sirmiś... :D
Jack the Nipper dnia 27.08.2009 20:41 Ocena: Świetne!
Cytat:
Chwilę później Peter


Cytat:
Chwilę potem usłyszałem huk.


Tak samo zaczynasz kolejne zdania narracji.

Cytat:
się! Nie obrażaj mnie!

Uchyliłem się w momencie wystrzału. Pocisk otarł się o plecy (ach, co za ból!) i wbił się


4 x się

Cytat:
szeryfa na czysty strzał. BANG! Krew bluznęła z prawego ramienia szeryfa.


2 x szeryfa

Cytat:
Wysunąłem pusty bębenek i załadowałem go nową porcją ołowianych aniołów


na logikę - czemu przeładowywał broń, ryzykując, ze ktos mu przeszkodzi, a nie skorzystał ze zdobycznej broni szeryfa?

Cytat:
była Mary. Jej niebieska bluzka umazana była


2 x była

No, pięknie, pięknie. Jeden z najlepszych tekstów tutaj. Przewrotne to zakończenie jak diabli. Świetne sie wiec należy.
neska dnia 27.08.2009 20:42 Ocena: Świetne!
świetne. Zakończenie naprawdę super, Miladora - przewidywalne?!?! dla mnie zaskakujące, bardzo :smilewinkgrin:

generalnie pomysł ciekawy, wykonanie bez zastrzeżeń. ;)
sirmicho dnia 27.08.2009 21:13
Dziękuję za kolejne opinie. Ech, rozpieszczacie mnie. Ale nie twierdzę, że nie jest to przyjemne :)

@Jack the Nipper
Cytat:
na logikę - czemu przeładowywał broń, ryzykując, ze ktos mu przeszkodzi, a nie skorzystał ze zdobycznej broni szeryfa?

Szybciej poradzi sobie z własną bronią, którą zna bardzo dobrze, niż będzie się bawił z obcą. Mogło się okazać, że broń szeryfa również jest już pusta. Nie ryzykował wybierając pewniejszą opcję.

Poza tym, był święcie (dobre słowo) przekonany, że nikt więcej nie ma broni. Był zakaz jej noszenia w mieście... jedyna osoba, która miała prawo mieć broń to szeryf... na logikę to równie dobrze mógł przewidzieć, że stróż prawa będzie miał pistolet przy sobie. Jak widać nie był nieomylny. Nie był rasowym mordercą, nie miał instynktu rewolwerowca, to tylko pastor.

Poprawki wprowadzę jutro, moje natchnienie poszło już spać.
sirmicho dnia 28.08.2009 09:18
Poprawki wprowadzone.

@Miladora - mam nadzieję, że teraz ten głos będzie odpowiedni. Muszę Ci przyznać rację. Faktycznie, mógł do niej nie pasować. Resztę sugestii również uwzględniłem... prócz wina. Uparłem się jak osioł, wiem... owszem, w normalnych kościołach obrus jest zawsze świeżutki. Ale ten konkretny kościół należał do tego konkretnego pastora, który od jakiegoś czasu był znużony swoją pracą. Przestał się przejmować. Wisiało mu to, bo wiedział co zaraz się wydarzy. Sam to w końcu zaplanował.
Miladora dnia 28.08.2009 11:27 Ocena: Świetne!
Tak, Sirmisiu - teraz jest naprawdę dobrze i wiarygodnie... :D
Jej uśmiech też pasuje do sytuacji... ;)
A wino sobie rozlewaj do woli... przestaję się czepiać... :lol:
Pozdrawiam i kasuję ten minusik... :D
Usunięty dnia 29.08.2009 15:22 Ocena: Świetne!
NARESZCIE B) sirmicho

w końcu oparłem sobie policzek na dłoni i posłuchałem opowieści bez krytycznej uwagi. Dałem się ponieść i to był extra.

Gratuluję sirmicho i życzę więcej takich.

Nie ma co słodzić to trzeba przeczytać:) Świetne! :yes:
Elwira dnia 29.08.2009 17:50
Cytat:
Klucz przekręcił się w zamku, wydając przy tym głośny trzask. Znów coś zgrzytało i trzeba będzie naprawiać. Ale to zrobi już mój następca. Schowałem ciężki klucz


jednak za blisko, spróbuj jakoś inaczej zbudować zdania

Cytat:
Miej mnie w swej opiece, przebacz mi.


mi bym wycięła

Cytat:
pokornie przeżegnali się, akcentując głośno "amen". Wszyscy, prócz jednego. W ostatniej ławce, tuż przy drzwiach, siedział Thomas Wield. Z pewnością bardzo pragnął się przeżegnać



Cytat:
Chris dotkliwie go pobił, a potem zawlókł do szopy na swojej posesji i po prostu odrąbał mu rękę. Kilka dni później oprawca


tu się zgubiłam, bo nie wiem o którym oprawcy mówisz, jeśli o Chrisie, wytnij oprawca, bo wynika z kontekstu poprzedniego zdania, jeśli o Thomasie, musisz doprecyzować jakoś

Cytat:
przez te siedemnaście lat


"te" do wycięcia

Cytat:
To miasto Ci nie wyszło. Ale już ja się tym zajmę. Pozwól tylko, że tym razem zrobię to po swojemu.


zamiast drugiego to daj myślnik, nad resztą pomyśl sam :)

Cytat:
wyrwać mnie z czeluści własnych myśli.


własnych do wycięcia

Cytat:
zalać się w trupa(,) trzepiąc przy tym kapucyna


przecinek

Cytat:
spoglądali nerwowo na siebie.


spoglądali na siebie. nerwowo

Cytat:
krzyknąłem(,) odpalając w kierunku szeryfa

Cytat:
schodząc po schodach.


jednak razi, dookreśl gdzie, a schody wytnij
Elwira dnia 29.08.2009 18:30
Cytat:
W końcu nie każdy otrzymuje szanse,


szansę

Cytat:
jak apostoł(,) pełniący


Cytat:
Oczyściłem to miasto, wyzwoliłem je od grzechu. Spłukałem całe to gówno


pierwsze to bym pominęła

Cytat:
Tak to musi być ona. Mary Bennet, moje oczy i uszy. To dzięki niej orientowałem się w miejskich wydarzeniach. To właśnie


pomyśl jak się tego pozbyć

Cytat:
Opowiadała mi o tajemnicach, których nie sposób dostrzec gołym okiem. Mówiła mi


oba mi do wycięcia

Cytat:
Okręciłem się,


Odwróciłem się, chyba jednak ładniej

Cytat:
powtórzyła Mary(,) unosząc kącik ust


przecinek i zastanawiam się, czy nie miało być "kąciki"

Bardzo dobry tekst. Napisany lekko, bez rażących błędów. Zakończenie zaskakujące, tego się nie spodziewałam, już prędzej, że on sam sobie w łeb strzeli :)

Zostawiam świetny z pozdrowieniami. Przepraszam, że w dwóch ratach, ale musiałam na chwilę przerwać czytanie.
sirmicho dnia 29.08.2009 19:26
@Franki - Dziękuję za poczytanie i komentarz. To chyba pierwsza wystawiona przez Ciebie ocena, która nie jest BD:)

@Elwira - wiedziałem, że coś jeszcze wyłuskasz w tym tekście:) Dziękuję, przeanalizuję sugestie jutro lub w poniedziałek.

Niezmiernie się cieszę, że przypadło do gustu.
ginger dnia 30.08.2009 16:54 Ocena: Bardzo dobre
Hmpf... Mam ten sam problem co Bajdurzysta - pastor jest zbyt czysty na coś takiego. Postać, którą odmalowałeś, raczej by sobie odpuściła, wyjechała z miasta, a nie wpadła w szał mordowania. Moim zdaniem jest zbyt mało wiarygodny. Pokaż jakieś zdarzenia z przeszłości, które sprawiły, że postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość, zamiast po prostu zrezygnować...
I jeszcze - nigdzie nie wspomniałeś, że pastor ma jakieś konszachty z Mary. Dlatego ona nagle wyskakuje jak Filip z konopi... Jakbyś gdzieś wrzucił chociaż jedno zdanie o tym, ja ona się spowiada, i że z jej plotek płyną dla pastora pewne korzyści... Końcówka byłaby lepsza.
Poza tym - moim zdaniem - możesz wyrzucić ostatnie zdanie. I tak wiadomo, że strzeliła. A słowa Kłamałam. Przez cały czas. idealnie nadają się na zamknięcie tego tekstu.
Generalnie mi się bardzo podobało. Dobra, trzymająca w napięciu historia. Gratulacje :)
sirmicho dnia 30.08.2009 17:57
Wprowadziłem kilka poprawek sugerowanych przez Elwirę.

@Ginger - dziękuję za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że się podobało. Ale teraz przejdźmy do wyjaśniania Twych wątpliwości. Nie lubię się tłumaczyć z własnego tekstu, ale cóż :)

Nie uważam, by postać pastora, była mało wiarygodna. On jest przecież szurnięty. Widać to na każdym kroku. A szajba musiała mu strzelić wcześniej, przed rozpoczęciem opowiadania. Masakrę zaplanował przecież wcześniej. Powody załamania? Człowiek orientuje się po siedemnastu latach (w tym konkretnym mieście, wcześniej mógł pełnić rolę księdza w innym), że jego praca nic kompletnie nie daje. Że karmi ludzi dobrą nowiną, która do nich nie dociera. Że wartości, w które wierzył całe życia są nic nie warte. Ma tego dosyć, zapał ustaje, narasta frustracja. Nie wiem, nie wydaje mi się, żeby tu było coś więcej do dodania. Wydawało mi się, że to widać.

Co do Mary Bennet - jest mała wzmianka na początku tekstu, zaraz po zakluczeniu drzwi. Nie pada tam stwierdzenie, że kobieta przychodziła się do księdza wyżalić i przekazać najnowsze plotki. Pada jedynie, że jest wszystkowiedzącą plotkarą. Próbuje zagadać pastora, ale ten odmawia... nie teraz - może sugerować, że w innych okolicznościach z chęcią by ją wysłuchał.
Gdybym wspomniał wcześniej o tym, że kobieta przekazuje sensacje pastorowi... zaskakujące zakończenie szlag by trafił.

Ostatnie zdanie jest celowe. Ginie tak samo jak zginęli wierni-niewierni. Uważał, że byli zakłamani a był dokładnie taki sam. Ginie od ołowianego anioła, które sam posyłał.
Izolda dnia 18.09.2009 19:26 Ocena: Świetne!
Pokazałeś klasę.
Mogę tylko dołączyć z oklaskami.
Rozwiązania z Bennet się nie domyśliłam.
Dochodzę do wniosku, że muszę częściej sięgać do starych tekstów, które już zeszły ze sceny.
aGRAFka dnia 18.09.2009 19:52 Ocena: Dobre
Mnie trochę dziwią te ochy i achy... ale to może przez nastrój utworu;)

Według mnie to tekst dobry... ale na pewno nie świetny...(jak patrzeć na skalę oceniania na tym portalu)

tak krytykować, jak ja powyżej łatwo... ale poniżej będzie bardziej konstruktywnie- mam nadzieję...no i oczywiście zaznaczam, że moje odczucia nie są odczuciami nikogo wielkiego- więc jakby co w żaden sposób nie obligują do tego, byś czuł, że coś jest strasznie nie tak:p Większości- jak widzisz sam- podoba się baaaaaardzo...:)a po moich uwagach sam stwierdzisz, że są subiektywne- ale musiałam je napisać po prostu:p

Po pierwsze:
Cytat:
Klucz przekręcił się w zamku, wydając przy tym głośny trzask.

Klucz przekręcił się w zamku?ale był w ręce pastora...? Tak, tak- wiadomo: sam się przekręcił- o pomocy wielebnego nie trzeba mówić- będzie bardzoej tajemniczo? Moim zdaniem można napisać np. "udało się!- głośny trzask dochodzący z zamka potwierdził- nie było łatwo." albo jakoś tak;) bez słowa "klucz"- później jest to słowo- i klucz chowany do kieszeni, więc jak na mój gust, w pierwszym zdaniu niekonieczny...
po drugie:
Cytat:
Znów coś zgrzytało i trzeba będzie naprawiać. Ale to zrobi już mój następca.

Moim zdaniem umieszczanie na początku słów o "następcy" nie jest konieczne. Tak, wiem- zaznaczasz przez to zmiany, które mają nastąpić itd... ale pomyśl- tworzysz postać pastora, który czuje się niespełniony w swojej pracy... czuje że zawiódł Boga, bo nie udało mu się wyplenić zła. Myślisz, że w takim poczuciu podgrzanym jeszcze złością na parafian i wszechmocnego-pastor myśli o swoim następcy... Racja- zgrzyt klucza może przypominać o tym, że często on był naprawiany itd... ja jednak napisałabym: "ale nie ja się tym zajmę..." albo coś w tym stylu- sądzę, że pastor nie myślałby w danym momencie o tym kto to zrobi...

po trzecie

już teraz bez przytaczania, bo nie ma tego w tekście co moim zdaniem by się przydało;)
Pastor mógłby jakoś wyjaśnić to, że zamknął drzwi- przecież w innym wypadku wierni nie siedzieliby cicho- nie sądzisz? Pomyśl- w biblii jest wiele wyjaśnień- a pastor, owładnięty swoją nienawiścią do grzechów- i przez to do ludzi- wchodząc do kościoła wiedział,że zamknie drzwi...Czy nie mógłby przy tym powiedzieć jakichś słów z pisma św? np. czegoś o tych "pannach głupich i mądrych"- głupie spóźnią się na ucztę i nie zostaną wpuszczone...a w myślach wtedy mówić o tym, jak pyszni są ci ludzie, pozbawieni samokrytycyzmu- i jak łatwo wmówić im to że są mądrzy- i od tego zacząć dopiero ujawniać gniew pastora czytelnikowi. Można wtedy też dodać jakąś postać, która zawsze się spóźnia- a pastorowi nie chce się czekać na nią... potem ona może np. ciągnąć za klamkę w połowie mszy i to może wyrwać pastora z zamyślenia- bo, że parafianin coś mówi do pastora na mszy- którą Ty tutaj przedstawiasz- na takiej katolickiej, zwykłej, schematycznej mszy- raczej wątpliwe...myślę,że Phil siedziałby cicho niezależnie od wszystkiego- a to, że ktoś się spóźnia może też być pozornym wyjaśnieniem zamkniętych drzwi dla czytelnika- i wtedy to, że pastor zacznie zabijać jest moim zdaniem mniej przewidywalne...

Po czwarte

Pani Bennet chwytająca za rękaw...
Myślisz, że plotkara, która donosi na wszystkich pastorowi obnosi się tym w miejscowości? Myślisz, że chce, by wszyscy widzieli, że coś mu mówi?A może chwyta go za rękaw w poczuciu skruchy?

Wszyscy mogą wiedzieć, że ona jest blisko pastora- ale myślę, że raczej przyszłaby do niego po ceremonii, a nie zaczepiałaby go w trakcie... Myślę, że mogą rzucać sobie porozumiewawcze spojrzenie- albo nie wiem- pastor może na nią spojrzeć jako na "jedyną dobrą kobietę"... zakończenie i tak będzie zaskakujące- może nawet bardziej....moim zdaniem....

po piąte:

umieszczasz akcję w USA...ok- powiedzmy,że pani Bennet brzmi lepiej w thrillerze od pani Kowalska... i w ogóle- ale zastanawia mnie to, dlaczego piszesz o mszy np tu:
Cytat:
Rezygnuję. Tak, dziś, dokładnie po mszy,

a nie o "nabożeństwie"- protestanci chyba raczej tak nazywają "spotkania w kościele"

po szóste:
Cytat:
Mieli gdzieś wiarę. Boga obawiali się tylko w momencie, kiedy czuli realne zagrożenie. Ból, choroba, śmierć? O tak, wtedy wiedzieli do kogo się modlić. Jak trwoga to do Boga. Jak Ty to znosisz? Jak możesz patrzeć na tę jawną ignorancję? Zakłamanie.

tam bym dała raczej wykrzyknik zamiast znaku zapytania... albo inaczej bym ten fragment trochę sformułowała- ale nie chcę się tak naprawdę w formułowanie wtrącać- bo to każdy robi najlepiej po swojemu... A też "Boga obawiali się"- piszesz o rozterkach pastora nad wiarą- czemu mają się go obawiać ciągle? Pastor sam się nie obawia- zabija, sądząc, że to dla ich dobra i że Bóg wiele wybacza- więc raczej "przypominali sobie o Bogu tylko, gdy czuli realne zagrożenie" tak myślę- choć oczywiście- Ty mógłbyś to ująć inaczej- ale mam nadzieję,że wiesz o co mi chodzi...

po siódme:

Myślę, że spokojnie mogłeś Charlesa zrobić księdzem, a nie pastorem- w stanach też są katolicy, a pastorowi wolno jakby więcej...no a poza tym liturgia protestancka chyba nie jest taka sama jak rzymsko- katolicka- więcej jest w niej spontaniczności-główną częścią jest jakby kazanie- oczywiście- to zależy jaki odłam... ale nawet nie jestem pewna czy w każdym zaczyna się od przeżegnania- czy lud żegna się dopiero podczas końcowej modlitwy- wiesz- np. u Baptystów- każdy z ludu może czytać biblię, prezbiterianie nie mają ołtarza, luteranie zaczynają od pieśni i psalmów, a potem jest kazanie, komunia i do domu;)...i tak dalej- w każdym razie- moim zdaniem przedstawiłeś akcję w kościele bardziej jakby było to w kościele rzym- kat, niż jak w protestanckim gdzie przewodzi pastor.

spowiedź w konfesjonale jest też coraz mniej popularna u protestantów...ten kto się spowiada "zgrzeszył ciężko z własnej winy" i w ogóle...musiał zrobić coś strasznego- spowiedź jako sakrament chyba przetrwała tylko w katolicyzmie (ale nie jestem pewna) w każdym razie jak tu przeczytałam po lekturze Twojego thrillera: http://www.spowiedz.pl/bonhoeffer.htm no i też po niektórych kazaniach, które kiedyś słyszałam- dziś w Stanach większą popularnością cieszy się spowiedź powszechna... z takimi grzechami jak; "przesolenie zupy mężowi" Amerykanka raczej do spowiedzi nie pójdzie...powie to Bogu, a nie pastorowi- no chyba, że byłaby w kościele katolickim- to księży się jeszcze czymś takim owszem zadręcza:p

No dobra- więcej nie mówię- bo mi trochę uleciało już z głowy- choć wracam do tekstu co chwilę...
Napiszę tylko też to, co mi się podoba:)
wzrost napięcia i rozładowanie go na koniec- mimo tego, że łatwo przewidzieć- moim zdaniem to, że pastor i ktoś jeszcze będzie mieć broń (choć mało prawdopodobne, że pastora nikt nie zabił- ale zostawiam to, bo w sumie mógł być bardzo spostrzegawczy i szybko reagować, a ludzie mogli być w strachu- nie każdy jest zabójcą, nawet jak posiada broń... ale jak już się ktoś odważył, to przecież... ale mniejsza...)
dyskusja sumienia- która przeradza się prawie w rozdwojenie jaźni (tu duży plus)
postacie Johna, Billego, Pete'go, Sissy (ją jakby pastor sam dobrze znał z każdej strony) i innych super nakreślone (nad panią Bennet tylko bym popracowała)
Fajne przejście od ogólnego opisu parafian do opisu poszczególnych postaci
no i generalnie to chyba tyle...:)
sirmicho dnia 23.09.2009 09:42
Witaj Agrafko. Dziękuję za mocno rozbudowany komentarz. Z częścią z Twoich spostrzeżeń się zgodzę, ale nie ze wszystkimi. Zmian w tekście póki co nie wprowadzę, gdyż ten tekst zamknąłem, nie chcę teraz do niego wracać. Może w przyszłości.

Cytat:
No to teraz się ustosunkuję do części uwag.
już teraz bez przytaczania, bo nie ma tego w tekście co moim zdaniem by się przydałosmiley
Pastor mógłby jakoś wyjaśnić to, że zamknął drzwi- przecież w innym wypadku wierni nie siedzieliby cicho- nie sądzisz?


Przecież jest to w tekście:
Cytat:
Nim zacząłem odprawiać mszę, wyjaśniłem, że powodem zamknięcia kościoła jest specjalny charakter dzisiejszej modlitwy.


Cytat:
na takiej katolickiej, zwykłej, schematycznej mszy- raczej wątpliwe...myślę,że Phil siedziałby cicho niezależnie od wszystkiego

Nie wydaje mi się. Pastor zamyślił się i tkwił bez ruchu dłuższą chwilę. Wydaje mi się, że reakcja Phila była naturalna.

Cytat:
Po czwarte

Pani Bennet chwytająca za rękaw...
Myślisz, że plotkara, która donosi na wszystkich pastorowi obnosi się tym w miejscowości? Myślisz, że chce, by wszyscy widzieli, że coś mu mówi?A może chwyta go za rękaw w poczuciu skruchy?

Wszyscy mogą wiedzieć, że ona jest blisko pastora- ale myślę, że raczej przyszłaby do niego po ceremonii, a nie zaczepiałaby go w trakcie... Myślę, że mogą rzucać sobie porozumiewawcze spojrzenie- albo nie wiem- pastor może na nią spojrzeć jako na "jedyną dobrą kobietę"... zakończenie i tak będzie zaskakujące- może nawet bardziej....moim zdaniem....

Nigdzie w tekście nie jest napisane po co Mary chwyta pastora za rękaw. To sam pastor stwierdza, że nie ma zamiaru jej wysłuchac, natomiast powody jej reakcji są nieznane. Może zaniepokoiła się zamkniętymi drzwiami, może zobaczyła, że pastor ma brudną twarz... nie jest powiedziane co Mary chciała... mogła chcieć cokolwiek.

No i siódmy zarzut.
Przyznaję się, bardzo mało wiem o rytuałach panujących na mszach (nabożeństwach) protestanckich. Dlatego przypomina tą, bliższą mi, rzymsko-katolicką mszę. Zastanawiałem się nad księdzem, ale wybrałem pastora. Dlaczego? Bardziej pasował mi do klimatu. Nie ma nigdzie w tekście napisane wprost, ale akcję osadziłem w okolicy XIX wieku (od razu odpieram tym samym zarzut o tym, że dziś spowiedź wygląda inaczej). Starałem się za to pokazać, że akcja dzieje się właśnie w tych czasach - szeryf, koń, rewolwer, zakaz noszenia broni w mieście, no i właśnie pastor, który jakoś bardziej mi pasuje do klimatu dzikiego zachodu niż ksiądz. W dzisiejszych czasach z pewnością ktoś wyciągnąłby telefon komórkowy.

Cieszę się, że mimo wszystko dostrzegłaś plusy w tym opowiadaniu. Dziękuję bardzo za uwagi, którymi zechciałaś się ze mną podzielić i za rzucenie nieco światła na to jak może wyglądać nabożeństwo u protestantów.
aGRAFka dnia 08.10.2009 18:44 Ocena: Dobre
Nie ma sprawy. Przepraszam, że się przyczepiałam bez sensu do tego, czego w rzeczywistości nie ma- może ze zmęczenia coś mi się pokićkało:)Albo nie zrozumiałam za dobrze...Nie wczułam się w klimat XIX wieku itd.
jednakże samo chwytanie za rękaw mimo tego,że nie jest napisane po co i tak mi się nie podoba:p
Ale mniejsza:)
Pozdrawiam:)
andro dnia 27.11.2009 17:04 Ocena: Świetne!
Bez mrugnięcia okiem - świetnie!
Historia wciąga, dobrze się czyta, nic na siłę. Dobrze przyprawiona wulgaryzmami - smakuje jak węgierskie leczo na kacu. Zdecydowanie wrzucam ten tekst na półkę z moimi ulubionymi. A jest tam już "Piłeś? Nie jedź".
Do błędów się nie przyczepiam, bo sam cierpię na zespół interpunkcji przypadkowo-sporadycznej... :)
sirmicho dnia 27.11.2009 17:41
Kłaniam się nisko i dziękuję za komplement. Dziękuję.
DamianMorfeusz dnia 28.11.2009 22:30 Ocena: Bardzo dobre
Pocisk wystartował z niewyobrażalną prędkością. - Wydaje mi się, że jest to prędkość do zmierzenia, czy tam nawet zmierzona
Nowo wsadzony nabój szybko zabrał się do roboty. - Dziwne jest zabieranie się naboju do roboty
Kolejny wystrzał posłał Wieldowi śmierć - Wystrzały nie posyłają śmierci, dziwnie brzmi
Na początku piszesz - stara plotkara - a na końcu, że usłyszał damski głos. Damski głos słabo pasuje mi do kogoś starego. Chodzi o samo skojarzenie słów - damski-stara.

Podobał mi się ten tekst, choć przyznaję, że spodziewałem się jakiegoś ładunku wybuchowego lub pożaru. Faktycznie - jeśli chodzi o pistolet, to nie wiem, czy by tak szybko załadował nowe kule. Nawet jeśli znasz broń, to trochę to jednak trwa, jeśli ładował kule pojedynczo. Co innego z wymienianiem magazynków, to trwa też chwilkę, ale jednak szybciej. Kiedy ładował rewolwer, pewnie znalazłby się ktoś, kto by próbował go obezwładnić. Naboje musiał wyjąć z kieszeni - to trochę trwa - spod sutanny. Następnie załadować, znowu trwa. I dopiero mógł strzelać.
Też zgrzytnęła mi ilość pocisków do ilości wiernych-niewiernych.
Nie wiem, jak jest w życiu, na szczęście nikt do mnie nie strzelał, ale na filmach po pierwszym strzale ludzie kładą się na ziemi, chowają pod ławkami i jakimiś zakamarkami starają się umknąć przed strzelającym szaleńcem. Tu miałem wrażenie, że siedzą i czekają na kolejne strzały.
To, że go okłamała - super. Opisywanie grzechów parafian - tak jak lubię.
sirmicho dnia 30.11.2009 12:02
Dzięki Damian. Cieszę się, że wpadłeś. Z Twoimi uwagami w tym przypadku akurat się nie zgadzam, ale to już sobie omówiliśmy na GG. Dzięki za przeczytanie.
Usunięty dnia 17.02.2010 15:51 Ocena: Świetne!
Aż się przypomina pastor Ray :) ''Nie przyniosłem pokoju, ale miecz'' :).

Ode mnie masz świetne.

Najbardziej podobało mi się zdanie z ssaniem rewolweru ;)
Usunięty dnia 17.02.2010 16:06 Ocena: Świetne!
Aczkolwiek zastanawia mnie, czy Bennetowa rzeczywiście kłamała, co do Sissy ;)
NATAre dnia 05.06.2010 22:17
jako małostkowy nikt ocenię po wielkiej burzy mózgów i zupełnie z innej perspektywy, bo jakoś tak snułam sobie po tym opowiadaniu i jeden wątek rozwód? ale być może ja go tak ubrałam, wciąż to czułam czytając i nie powiem nic technicznie bo ze mnie czytelnik.
Jerzy dnia 02.08.2010 14:37 Ocena: Przeciętne
Cytat:
- Rozumiecie to, kurwa? - wyrzęziłem na głos.

Jeżeli ktoś rzęzi na głos, to pewnie inny ktoś rzęzi bezgłośnie - to jest cała puenta mojego komentarza. Naiwność, stereotypy, kalka.
dante77 dnia 04.08.2010 16:32 Ocena: Świetne!
Brawo. Ciekawie się czytało, a zakończenie faktycznie zaskakuje.
fanny dnia 05.08.2010 12:04
Ogolnie - bardzo, bardzo mi sie podoba :) Niektorymi sformulowaniami jestem zachwycona. Ale końcowka jakos mnie nie przekonuje. mysle, ze bardziej by mi pasowalo, gdyby bohater dowiedzial sie o klamstwie i popelnil samobojstwo.

moje sugestie: nie "informując gestem", a 'nakazując gestem", wyrzucilabym: A już na pewno nie pani Bennet., zaklucZyc - zastąp to "zamknąć", tu niepotrzebny apostrof: Carpenter'a (po spolgloskach nie wstawia sie). niebagatelnej urodzie - to tez bym zmienila, uroda raczej nie moze byc niebagatelna, niebagatelna moze być suma ;) i jeszcze troche drobiazgow. Ale jeszcze raz napisze - generalnie za@biscie ;))))
sirmicho dnia 06.08.2010 14:35
Dzięki za poczytanie. Cieszę się, że się podobało (no, z jednym wyjątkiem).
Nad sugerowanymi zmianami się zastanowię i wprowadzę jak mi się zachce, chwilowo na PP tylko zaglądam :) Dzięki.
pasieczny14 dnia 15.08.2010 15:48 Ocena: Świetne!
Tekst świetny. Sam chciałbym umieć tak opisywać pewne wydarzenia.
to opowiadanie wywarło na mnie wielki podziw.

Zakończenie..
No po prostu super :) Więcej nie potrafię powiedzieć :)
Ode mnie max!

Pozdrawiam :)
Bardzki dnia 16.08.2010 16:06 Ocena: Świetne!
Cześć Siermicho. Widzę, że Cię po sąsiecku polecają, to pomyślałem, wpadnę. To opowiadanie jest prawie doskonałe. Tempo utrzymane od początku do końca.Nie odpuszczasz nawet na moment. Doskonały pomysł. Świetnie przedstawiona postać pastora. Nieźle podpatrzone życie. Za taki tekst musi być świetnie.:yes:

Pozdrawiam
Ceceron dnia 22.08.2010 05:31 Ocena: Świetne!
To był pierwszy tekst Twojego autorstwa jaki przeczytałem... i to był błąd. Rzucił cień na wszystkie kolejne i pewnie zaburzył moją ocenę. Zdecydowanie najlepszy twój tekst, chociaż styl masz ogólnie świetny.

Patrząc na treść, dałoby się doszukać pewnych luk, ale podczas czytania w ogóle się ich nie czuje. Chciałem niedawno opisać podobną rzeź, jednak spasowałem, bo zabrakło mi pióra takiego jak Twoje. Dlatego podziwiam.

Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty