Przymknąłem oczy i oparłem się o oparcie fotela. Głowa mnie bolała. Dosłownie mnie mdliło. Londyńska premiera drugiej części Zmierzchu nadciągnęła szybko. Musiałem tu być, choć wolałbym przykryć się kocem i skulić na kanapie.
Gdybym mógł załatwić to jakoś inaczej... Ale wiedziałem, że niedługo po tej rewelacji tej cholernej aktoreczki, we wszystkich gazetach ukażą się wywiady z nią. Joy dowiedziałaby się w najokrutniejszy możliwy sposób. Na to nie mogłem pozwolić. Inna sprawa, że wciąż nie potrafiłem zrozumieć, jak mogłoby do tego dojść. Nic nie pamiętałem z owego wieczoru, ale faktycznie wypiłem sporo.
Zapikał mój telefon. Odruchowo sięgnąłem po komórkę i odczytałem wiadomość. Jeszcze zanim rozpoznałem numer nadawcy, moje serce zabiło szybciej. Ale już treść wiadomości sprawiła, że otrzeźwiałem.
"Nie możesz wyjść na dywan. Nick jest w Londynie. Ma broń."
Zawahałem się, gdy samochód podjechał na wyznaczone miejsce. Nick miał wszelkie prawa, by pałać żądzą zemsty. Różnica polegała jedynie na tym, że ja również o tym wiedziałem. I wcale bym się nie dziwił, gdyby dosięgła mnie jakaś kulka. Zasłużyłem.
Wyskoczyłem z auta, zanim mógłbym zwątpić. Rozległ się ogłuszający pisk i powstrzymałem niecierpliwe ręce, które podskoczyły odruchowo, zakryć uszy.
Jeden metr, drugi... Moje oczy błądziły po skłębionym tłumie, wypatrując bladej twarzy z powiewającym irokezem. Nie mogłem znaleźć. Czyżby Joy chciała mnie tylko nastraszyć?
Nagle, sam nie zdając sobie z tego sprawy, stanąłem jak wryty. Nick stał w pierwszym rzędzie, tuż przy wejściu do budynku, tylko za cienką taśmą. Na głowie miał czarną chustkę, obie ręce schowane w kieszeniach. Jego oczy, zimne jak nigdy dotąd, wpiły się w moją twarz. Stałem nieruchomo, przerażony.
Nagle przestraszyłem się nieuniknionego. Co mogłem zrobić, żeby mu uciec?
-Ostrzegałem - wysyczał czysto. Było zbyt głośno, żebym mógł usłyszeć jego słowa, ale bezbłędnie odczytałem ruch warg. Drgnąłem, jakbym chciał się cofnąć, wiedząc, że i tak nie mam dokąd.
Nick wyciągnął rękę z kieszeni bardzo wolno, jakby delektując się tym momentem. Byłem sparaliżowany. Ktoś musiał krzyknąć, może któryś z ochroniarzy zobaczył blisk na srebrnej stali małego rewolweru - i nagle zapadła cisza. Przeraźliwa, przerywana tylko brzęczeniem jakiejś zabłąkanej muchy.
-To ją zabije - te słowa uciekły z moich ust bez mojego udziału. Nie wierzyłem w to, ale naraz zdałem sobie sprawę z tego, że chcę żyć. Mimo wszystko, chcę żyć. Chciałem dostać jeszcze jedną szansę, żeby naprawić krzywdę, wyrządzoną Joy. Chciałem jeszcze raz ją dotknąć, choćby zobaczyć.
Chociaż ja sam nie wierzyłem w swoje słowa, Nick się zawahał. I to wystarczyło. Usłyszałem kilka trzasków, jakby kapiszony. Wzdrygnąłem się, nawet nie tyle ze strachu, co na wspomnienie Brake'a. Prawie spodziewałem się, że znowu zobaczę cień Joy, zasłaniającej mnie przed kulą. Ale choć strach przygiął mnie do ziemi, stałem, wciąż nietknięty.
Nick otworzył szeroko oczy, zaskoczony. Zamrugał gwałtownie i opadł na kolana. Rewolwer wypadł z jego lewej ręki, na szarej bluzie wykwitła czarna plama. Ochroniarz, który strzelił, zawahał się, po czym schował broń, jakby przestraszył się tego, co zrobił.
W ciszę wdarł się nagle przeraźliwy krzyk. Nie wiadomo skąd, wybiegła drobniutka sylwetka w dżinsach i czarnej bluzie. Joy rzuciła się na kolana przy Nicku, nie oglądając się na mnie, nawet nie podnosząc wzroku. W jej oczach zobaczyłem panikę. Przycisnęła obie ręce do rany na brzuchu i dopiero wtedy uniosła głowę. Choć z pewnością nie był to najlepszy moment, na sam widok jej zielonych oczu zrobiło mi się gorąco.
-Błagam - jej głos był zduszony, chrapliwy. -Robert, jeśli cokolwiek z tego, co mówiłeś, było prawdą, zaklinam cię, pomóż mi.
Nagle było tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Na każde jej słowo mógłbym pędzić na koniec świata.
-Dzwoń po karetkę - rzuciłem do Codswana.
-Już to zrobiłem - mój ochroniarz klęknął przy Joy sięgnął do szyi Nicka. Patrzyłem na to z osłupieniem.
-Nick... Nick... - irokez był nieprzytomny, ale Joy jakby tego nie widziała.
Wskoczyła do karetki zaraz za noszami.
Odliczyłem do siedmiu, po czym machnąłem ręką na premierę i wskoczyłem do samochodu.
-Do szpitala.
Joy klęczała przy drzwiach do sali operacyjnej. Poruszała ustami tak szybko, jakby krzyczała, ale żaden dźwięk nie wydostawał się z jej warg. Na jej długich, silnych palcach zakrzepła krew. Przez dłuższą chwilę tylko na nią patrzyłem, bojąc się ją spłoszyć szybszym ruchem czy głośniejszym słowem.
-Joy - powiedziałem w końcu cicho.
Wolno uniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć. Jej oczy, zełzawione i przerażone, były bliskie szaleństwa.
Objąłem ją i zmusiłem, żeby wstała. Przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że mi się poddała. A potem jakby odżyła.
Odepchnęła mnie i nim zdążyłem zatrzymać jej ręce, zaczęła tłuc mnie pięściami. Po piersi, ramionach - wszędzie, gdzie tylko była w stanie sięgnąć.
-Już, już - wymruczałem uspokajająco. Pozwoliła mi się usadzić na ławce, ale gdy tylko chciałem usiąść obok niej, odsunęła się na drugi koniec.
Czyżby, do tego wszystkiego, na poczet moich win miała też wpłynąć odpowiedzialność za śmierć jej najlepszego przyjaciela?
-Poznałam Nicka, gdy miałam czternaście lat - usłyszałem po chwili jej cichy głos. -On miał siedemnaście. Wracałam wieczorem z basenu, na skróty. Natknęłam się na trzech znudzonych, pijanych sukinsynów. Chcieli... Sam sobie to dopowiedz. Nick wtedy wracał z treningu judo. Pomógł mi, zawiózł do szpitala, potem odwiózł do domu. Tydzień później zaprowadził na pierwszy trening. I od tamtej pory zawsze przy mnie stał. Mogłam na niego liczyć w każdej sytuacji. Jeśli teraz... - jej głos się załamał, ukryła twarz w dłoniach. Zacisnąłem zęby.
-Nic mu nie będzie.
Joy wykrzywiła twarz w przeraźliwym grymasie. Nic głupszego nie mogłem wymyśleć.
-Przepraszam - dodałem ciszej.
-Co mi teraz po twoich przeprosinach? - nagle jej głos stał się zimny jak stal, obojętny. Powiodłem oczami za jej wzrokiem i dojrzałem jakiegoś Murzyna w białym fartuchu. Nareszcie lekarz. Joy poderwała się na równe nogi.
-Co z nim? - prawie krzyknęła, jeszcze zanim lekarz zamknął za sobą drzwi.
Zacisnąłem powieki, bojąc się usłyszeć odpowiedź.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 31.08.2009 08:48 · Czytań: 568 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: