Czas ucieka, miłość czeka - torrey_girl
Proza » Długie Opowiadania » Czas ucieka, miłość czeka
A A A
PROLOG

Telefon obudził mnie dokładnie o 4:35. Byłam właśnie w ostatniej fazie snu, gdy usłyszałam dobrze znaną mi melodię, wydobywającą się z aparatu. Nie podnosząc głowy z poduszki, sięgnęłam po komórkę, przy okazji strącając wazon ze sztuczną orchideą na podłogę. Od dziecka uczono mnie, że zgodnie z zasadami etyki nie powinno się zakłócać życia prywatnego innych dzwoniąc przed 9 rano. Zaklęłam pod nosem i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Leno, to ja, William. – Po drugiej stronie usłyszałam aksamitny głos mężczyzny. - Przepraszam, że tak rano, ale niedługo ląduje mój samolot. Mogłabyś mnie odebrać z lotniska, kochanie? – Zapytał nieco ciszej i zamilkł. Westchnęłam głęboko, co najwyraźniej musiał usłyszeć, bo dodał ponurym tonem – Przykro mi, że cię obudziłem.
- Nie, nie, to nic. Zaraz będę. – Mruknęłam, ucinając rozmowę i schowałam głowę w pościeli.

Przedzieranie się przez korki na Manhattanie zawsze doprowadzało mnie do pasji. Nerwowo stukałam palcami w kierownicę, czekając na zielone światło, gdy zapiszczał pager. Z furią wcisnęłam go głęboko do kieszeni. Może nie należałam do ludzi cierpliwych, ale w tym wypadku miałam prawo się wściec. Ile można stać na skrzyżowaniu? Wiedziałam, że te dłużące się minuty na jezdni zawdzięczam samej sobie. Pech. To właśnie on najzwyczajniej w świecie prześladował mnie od rana. Przyczynę też znalazłam zaskakująco szybko. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu doszłam do wniosku, że nie pamiętałam, którą nogą wstałam. Nie żebym była przesądna, ale akurat takie szczegóły miały dla mnie istotną wagę. Przynajmniej byłam świadoma, dlaczego często miewałam złe dni. Lewa pchała się zawsze pierwsza.
Spojrzałam w boczne lusterko i pomalowałam usta szminką. Należałam do pedantów, ludzi dbających o najmniejsze szczegóły, a tamtego dnia chciałam, żeby William, mój William zobaczył mnie w jak najlepszym świetle. Znaliśmy się od 3 lat. Byliśmy parą od zaledwie dwóch. Nie wiem nawet, czy można było nazwać nasze stosunki związkiem, aczkolwiek niewątpliwie darzyłam go głębokim uczuciem. Pracował jako aktor. Zresztą, bardzo sławny aktor. Propozycje ról od wielkich reżyserów sypały się każdego dnia. Usiłowałam zaakceptować fakt, że Will już nigdy nie będzie tylko moim, osobistym Williamem Stanfordem. Stał się osobą publiczną, popularną gwiazdą filmową, czego tak bardzo pragnął, gdy był jeszcze chłopcem. Gdy wyjeżdżał na długie tygodnie, udawałam przed przyjaciółmi, że jego nieobecność nie ma na mnie aż tak złego wpływu, że te rozstania nie zniszczą przecież miłości. Nie znaczyło to jednak, iż wierzyłam w te słowa. Zdawały się wypływać z moich ust niepostrzeżenie, brzmieć wiarygodnie, zaspokajać ciekawość innych i łagodzić moje nerwy. Gdy William opuszczał mnie, żeby nakręcić nowe sceny na drugim końcu kraju, czułam ogromną pustkę i samotność. Czasem miałam wrażenie, że moje serce rozpadnie się na milion drobnych, ostrych kawałeczków i już nigdy nie przeszyje go chłód. Po prostu zniknie. Zniknę ja. Niestety, ono wciąż uporczywie biło i nie dawało żadnych oznak planowanego samobójstwa. Nigdy nie powiedziałam Will’owi, że tak bardzo cierpię, gdy zostaję sama. Może teraz, gdy patrzę na to z innej perspektywy, uważam takie posunięcie za błąd, ale wówczas jedynym, czego bardziej pragnęłam niż własnego szczęścia, było szczęście mojego narzeczonego. Tak, oświadczył mi się. Pewnej nocy po prostu obudził mnie i błagał, żebym została jego żoną. Do dziś nie wiem nic o okolicznościach, które zmusiły go do tak radykalnego czynu. Z natury nie był zwolennikiem pochopnych decyzji. Nad kupnem wspólnego mieszkania myślał parę miesięcy, więc nagła propozycja ślubu wywarła na mnie niemałe wrażenie. Zgodziłam się i mimo wszystko, już w dalekiej przyszłości, nigdy nie żałowałam tej decyzji. Wierzyłam, że byliśmy sobie przeznaczeni.


Czekałam przed wejściem na lotnisko, oparta o mur, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Poczułam muśnięcie czułych dłoni na włosach i podniosłam wzrok, aby spojrzeć prosto w roześmiane i błyszczące oczy Williama. Jego ręce przesunęły się wzdłuż mojego ciała i spoczęły na biodrach, przyciągając je do siebie. Zadrżałam, jak zawsze, kiedy mnie dotykał. Moje serce biło jak oszalałe. Autentycznie czułam coraz to szybciej krążącą w moich żyłach krew. Powiew chłodnego wiatru uderzył mnie w twarz, więc przyjęłam to jako znak, żebym trochę oprzytomniała. Przewróciłam oczami i odgarnęłam grzywkę z czoła.
- Jesteś. – Stwierdziłam obojętnie.
Nie odpowiedział. Zbliżył usta do mojej szyi i musnął ją kilka razy. Całą sobą tak idealnie przylegałam do jego ciała, że zdawać by się mogło, iż jesteśmy bliźniakami syjamskimi. Mogłam do woli wdychać zapach jego skóry i włosów. Stawał się on niemal moim własnym, prywatnym narkotykiem, którego chciałam coraz więcej i więcej. Byłam uzależniona. Stawałam się typowym ćpunem. Dzień przed jego wyjazdem kupiłam w sklepie kosmetycznym dwa, identyczne mydła. Jedno dałam Williamowi. Dzięki temu miałam poczucie więzi psychicznej. To taki psychologiczny trik, którego nie umiem dogłębnie wyjaśnić, choć nie przeczę, że można było to nazwać lekką obsesją.
- Już jestem przy tobie, najdroższa. – Uśmiechnął się. – Wszystko dobrze? - Obie dłonie chłopaka znalazły się nagle na moich policzkach. Prawa przesunęła się ku skroni i założyła niesforny kosmyk moich kasztanowych włosów za ucho. Jego ciemnoniebieskie tęczówki zastygły, doszukując się w moich, czarnych, odpowiedzi na swoje pytanie.
Wiedziałam, że czas wziąć się w garść. Byłam już dużą dziewczynką, a łzy nie służyły mojej urodzie. Nie mogłam jednak nic nie poradzić, bo tego ranka płynęły z moich oczu, pozostawiając po sobie czarne ślady z rozmazanego tuszu. Wstydziłam się ich. Pragnienie ukrycia się przed światem było jednak nie do spełnienia. Dałam upust swojemu cierpieniu i zaczęłam szlochać. Czułam ciarki na plecach, mym ciałem wstrząsały drgawki, a po chwili świat zniknął mi z pola widzenia. William trzymał mnie mocno w ramionach. Wiedziałam, że jestem bezpieczna.

Ocknęłam się we własnym łóżku. W radiu leciała stara piosenka Madonny, a z kuchni dobiegały dziwne odgłosy. Domyśliłam się, że zemdlałam, a mój chłopak przywiózł mnie do domu. Nie lubił szpitali, a poza tym nigdy nie zostawiłby mnie tam samej.
- William! – Krzyknęłam. Huczało mi w głowie, a ona sama wydawała się tak ciężka, że o własnych siłach nie byłam w stanie jej podnieść. – Will! – Zawołałam ponownie.
- Leno, skarbie, jak się czujesz? – Usiadł obok i otoczył mnie troskliwym ramieniem. W jego oczach widziałam niepokój i strach.
- Nie zadręczaj się, wszystko gra. Jestem trochę przepracowana. Ostatnio w redakcji mieliśmy problemy. Naczelny odrzucił projekty wszystkich z obsady, ale nie chcę tego roztrząsać. – Ziewnęłam i zamrugałam powiekami. Bolały mnie oczy. Podświadomie czułam, że mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Spojrzałam wyczekująco na Williama. – Nic nie powiesz?
-Nie mogę cię zostawić. Nigdy więcej. Jak mogłem być tak ślepy na wszystkie, oczywiste bodźce z zewnątrz, znaki od ciebie? Wybacz mi, proszę. – Przycisnął usta do mojej dłoni i pocałował ją. W chwilach autentycznego zaskoczenia robiłam, co w mojej mocy, żeby wyglądać na wyluzowaną, ale wtedy otworzyłam usta ze zdziwienia i potrząsnęłam z niedowierzaniem głową.
- Skąd taki pomysł? – Wyjąkałam, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Jego miękka dłoń, wpleciona w kosmyki moich włosów, gładziła mnie po głowie, ale usta miał zaciśnięte. – Aż tak to widać? Poważnie?! – Warknęłam.
- Znam cię. Jesteś dla mnie wszystkim, całym światem. Już dawno powinienem zauważyć, że męczysz się, będąc samą. Źle robiłem. Nie potrafię cię krzywdzić, bo za bardzo mi na tobie zależy, Leno. Musisz zrozumieć…dla ciebie jestem gotowy poświęcić wszystko. – Zmarszczył nos. Robił tak zawsze, gdy nie wiedział, co powiedzieć.
Bez słowa wstałam i podeszłam do okna. Na zewnątrz kropił deszcz. Zegar tykał jak zwykle, w tym samym tempie, a ja, chwiejąc się na nogach przemierzałam pokój w tę i z powrotem. Zachwiałam się. Zaskakująco silne ramię podciągnęło mnie w górę.
- Kochanie, jedź ze mną. Jedź ze mną na plan. – Łagodne spojrzenie Williama przywróciło mi na sekundę spokój ducha. Otrząsnęłam się i westchnęłam.
- Romea i Julię połączyło przeznaczenie, ale tylko na krótką chwilę. Fatum rozdzieliło kochanków. Gdyby przewidzieli, że tak się stanie, ich historia zakończyłaby się szczęśliwie. Co … co jeśli nie jesteśmy dla siebie, Will? Co jeśli twoją przyszłością jest aktorstwo, a ja nigdy nie będę potrafiła się do tego przyzwyczaić? – Pociągnęłam nosem i odwróciłam głowę. Chciałam uciec od niego, najlepiej zapaść się pod ziemię.
- Wiem, że uwielbiasz czerwone M&M’sy, że czytasz wieczorami Hamleta. Trzymałem cię za rękę na wszystkich pogrzebach, bo wiem, że boisz się duchów. Widziałem mały tatuaż, który zrobiłaś tam, gdzie nie dociera światło dzienne. Znam nawet dokładny adres twojej kosmetyczki. Leno, ja cię kocham. Kocham cię całym sercem. Pragnę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Jak możesz sądzić, że do siebie nie pasujemy? Co z tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Co ze mną …? – Zrezygnowany, ujął mój podbródek, zmuszając, bym spojrzała prosto w jego oczy. Były zamglone i pełne rozpaczy, chociaż na twarzy Williama gościł wymuszony uśmiech. – Nigdy nie chciałem cię zranić. Co mam teraz zrobić? Odejść i tęsknić za tobą? Prędzej rzucę to wszystko w cholerę, zrezygnuję z pracy. Chcę ciebie, tylko ciebie, Leno. - Pocałował mnie w czubek głowy. Przełknęłam głośno ślinę z przejęcia.
Przez całe życie myślałam, że gdy dorosnę, zacznę stawiać na swoim, że to moje zdanie będzie się liczyć i nic tego nie zmieni. Gdy byłam mała marzyłam o zawodzie strażaka. Chciałam też hodować ropuchy w beczce za domem. To były czasy, gdy jedynym, czym się przejmowałam były ubrania i zabawki. Szybko dorosłam. Szybko zostałam osierocona. Szybko zagubiłam się w tym wielkim świecie, do którego niegdyś tak się rwałam. To William był moją opoką, skałą, na której chciałam budować swój dom. Wiarą, gdy opadałam z sił. On za mnie widział, słyszał i czuł, gdy brakowało mi zmysłów. Podnosił wysoko, gdy nie mogłam dosięgnąć gwiazd. Zrozumiałam, że przyszedł czas, kiedy trzeba się odwdzięczyć. Dać cząstkę siebie. Dać całą siebie. Miłość wymaga poświęceń i cierpliwości. Czasem robimy dla niej rzeczy, które normalnie bywają niewykonalne. Dla niej rezygnujemy z marzeń, skupiamy się na dobru drugiego człowieka, uczymy się odpowiedzialności za innych. Ona prowadzi nas przez życie, trzymając za rękę i nie pozwalając upaść. Może sama nie wierzę do końca w to, co powiem, ale bywa, że wbrew naszym najlepszym intencjom przeznaczenie i tak wygrywa.
- Kiedy mamy samolot, Will? – Odpowiedziałam wtedy, zasypując chłopaka czułymi pocałunkami.

ROZDZIAŁ I

Tylko miłość jest abstrakcją.

Cała moja historia zaczęła się w San Diego, w Kalifornii, gdzie przyszłam na świat. Był słoneczny, czerwcowy poranek, gdy moja ciężarna wówczas matka zmusiła ojca, by zawiózł ją na przedwczesny poród. Skąd ten pomysł? Rzecz jasna zaczerpnęła go ze stronic stosu podręczników o wychowywaniu dzieci. Nie żebym miała coś do nauki i ściśle dopracowanych wskazówek dla kobiet w ciąży, ale skrycie uważam, iż czasem należy pozwolić, aby życie toczyło się własnym tempem. Przed południem, na zmęczonej, wykrzywionej grymasem bólu twarzy mojej matki pojawił się nikły uśmiech. Zdarzył się cud. Spojrzałam błękitnymi tęczówkami na obcy świat. Dostałam dar życia, a ktoś w tej samej chwili pewnie po raz ostatni brał głęboki oddech. Silne dłonie lekarza jak piórko przeniosły moje drobne, kruche ciałko do inkubatora, w którym spędziłam parę kolejnych dni. Nie płakałam. Odkąd bezlitośnie wyciągnięto mnie z macicy, moje oczy nie uroniły ani jednej łzy. Zabrakło tego naturalnego odruchu płaczu. Prawda była taka, że od początku swojego istnienia bez słowa sprzeciwu godziłam się ze swoim losem, przyjmując ze stoickim spokojem wszystko to, co mi zsyłał.
Opuściłam dom rodzinny tak szybko, jak tylko mogłam. Nie lubiłam niczego w swoim najbliższym otoczeniu. Rodzice potrafili zachowywać się mniej dojrzale niż ja, więc doprawdy ciężko mi było zawsze brać odpowiedzialność za ich oboje. Brat, Travis, okazał się na tyle sprytny, że ukończył publiczne liceum i korzystając ze stypendium, jakie mu przysługiwało, przeprowadził się do Los Angeles w celu studiowania medycyny. Nie znosiłam wody, ledwo tolerując ją w wannie, a tymczasem mieszkałam nad samym oceanem. I jak tu nie wierzyć, że wszystkie potajemne siły sprzysięgły się przeciwko mnie?
Bądźmy szczerzy, szkołę średnią w Georgetown wybrałam sama. Do dziś nie mam pojęcia, co strzeliło mi do głowy, żeby zamieszkać w internacie. Nigdy nie nabyłam umiejętności mieszkania z kimś w jednym pokoju. Tysiąc razy lepiej wychodziły mi proste interakcje z komputerem niż kontakty z ludźmi. W dzieciństwie nie miałam nawet rybki, bo współżycie z drugą, żywą istotą było dla mnie nie lada wyzwaniem, a opiekowanie się tym stworzeniem zdawało się być wręcz niemożliwe. Niedługo po opuszczeniu domu moje życie zaczęło się kręcić jak wielka karuzela i chociaż chciałam zsiąść to nie było nikogo, kto mógłby ją zatrzymać.


***

- Twój esej nie zawiera żadnych głębszych przemyśleń, a wnioski, które opisałaś w zakończeniu zupełnie nie pasują do tematu. Dostałaś kolejne F, Leno. Możesz się jakoś usprawiedliwić? – Pani Arciano, jedna z polonistek uczących w Georgetown stała oparta o moją ławkę i karcącym wzrokiem patrzyła uważnie w moje czarne jak węgielki oczy. Przy okazji, zapomniałam dodać, że jak przystało na niemowlaka, kolor moich tęczówek szybko uległ zmianie. Po matce odziedziczyłam ciemną karnację i oprawę oczu. – Leno? – Nauczycielka niecierpliwie wystukiwała długopisem rytm piosenki Beatlesów. Przynajmniej tak mi się wydawało, a mogłam dać uciąć sobie rękę, że słoń na uszy mi nie nadepnął.
- Nie wiem. – Burknęłam pod nosem. Gorąco pragnęłam, aby w końcu coś odwróciło jej uwagę albo żeby przynajmniej ogłosili alarm przeciwpożarowy. Nie musiałabym się nikomu tłumaczyć i słowo daję, że czym prędzej zwiałabym z Georgetown i rozważyła karierę alkoholiczki. Mimowolnie rozejrzałam się po klasie. Nikt na mnie nie patrzył. Byłam tak szarą, przeciętną istotą, że nawet, gdy działo się coś, co dotyczyło mnie, zdawało się nie być osób tym zainteresowanych. Westchnęłam i ponownie spojrzałam na swoją dręczycielkę. – Uważam, że moja praca jest dobra. Może nie najlepsza, ale nie zasługuje na F. Starałam się. Gwarantuję, że bardziej niż połowa innych uczniów. – Powiedziałam pewnym siebie głosem i wyzywająco zadarłam głowę.
- Lifton, jesteś największą egocentryczną na świecie. – Wycedziła z dezaprobatą w głosie i odeszła w stronę swojego biurka.
- To głupie, zna pani wszystkich ludzi? – Wzruszyłam ramionami. Zapewne wyrzuciłaby mnie z klasy, gdyby nie dzwonek. To był ten dzień, w którym dowiedziałam się, że nie posiadam talentu literackiego. Mimo wszystko, wciąż skrycie marzyłam, by zostać pisarką.

Życie może otworzyć serce na drugiego człowieka, ale może też je złamać, o czym przekonałam się na drugim roku w Georgetown. Rodzice przysłali pieniądze, więc czym prędzej popędziłam do sekretariatu, żeby je odebrać. Był październik, chłodne, jesienne popołudnie, gdy samotnie opuściłam swój internat i ruszyłam w stronę budynku głównego szkoły. Potrzebowałam gotówki na wydatki w mieście, do którego wycieczkę organizował dyrektor w najbliższy weekend. Musiałam do tego czasu znaleźć kogoś, z kim mogłabym się bliżej zaprzyjaźnić. Na tyle bliżej, aby zechciał mi towarzyszyć w centrum handlowym. Rozmyślania przerwał hałas parkującego obok samochodu. Obejrzałam się za siebie i mój wzrok przykuł srebrny Dodge, z którego wysiadł mężczyzna w średnim wieku, z teczką w ręku. Z drugiej strony, zza auta wystawał kawałek męskiej koszuli. Za chwilę ukazała się też głowa tajemniczego posiadacza flanelowej odzieży w kratę. Znałam go ze stołówki, a poza tym chodziliśmy razem na algebrę. Chris Hunter był zdecydowanie w czołówce najprzystojniejszych chłopaków całego liceum. Uśmiechnęłam się pod nosem, jak zawsze zresztą, gdy był w pobliżu. Miał orzechowe oczy i ciemna, bujną czuprynę, a poruszał się w taki wdzięczny sposób, że mogłam śmiało stwierdzić, iż jego ruchy przypominają kobiece. Mimo tego wciąż wydawał się typowo męski, co przyciągało do niego stada dziewcząt. Zaciekawiło mnie, co jego ojciec robił w Georgetown, bo termin odwiedzin rodziców przypadał dopiero w następnym miesiącu. Przystanęłam, oparłam się o murek i ganiąc się przy okazji w myślach zaczęłam obserwować Chrisa, co było wyjątkowo niegrzeczne z mojej strony.
- Leno, witaj. Poznaj mojego ojca. – Właśnie wymyślałam sobie pokutę za to bezczelne podglądanie, gdy młodszy Hunter podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic poklepał po ramieniu. Zdziwiłam się, że zna moje imię, ale to jeszcze nic. Przedstawiał mnie swojemu ojcu! – Tato, to jest Lena. – Ojciec chłopaka podszedł i wyciągnął dłoń w moją stronę, uśmiechając się szeroko. Z otwartymi ze zdumienia ustami skinęłam głową na powitanie i niepewnie ścisnęłam jego rękę. Była chłodna, masywna i pomarszczona. Spojrzałam z niedowierzaniem na Chrisa, a on po chwili odciągnął mnie na bok.
- Słuchaj, Lifton, to mój ojciec, przyjechał do szkoły, żeby sprawdzić, czy dobrze się uczę, czy mam dziewczynę i takie tam. Widzisz … - Westchnął głęboko. – Chodzi o to, że ja jestem gejem, rozumiesz? – Pokiwałam głową na znak, że tak. – Możesz udawać moją dziewczynę przez parę dni? Wiem, ze nie jesteś plotkarą, mało osób cię tu kojarzy. Proszę. Wydajesz się idealna jak na tę rolę.
No tak, pięknie to ujął, totalnie depcząc moje ego. Tak naprawdę to jedynie moja współlokatorka mnie znała. Chris był ucieleśnieniem wszystkich boskich cech. Jak mogłam mu odmówić?
- Tak, nie ma problemu. Mogę wiedzieć, skąd w takim razie ty znasz moje imię?
Nerwowo spojrzał w stronę ojca. Poczułam, że jego ręka obejmuje mnie w pasie i popycha lekko do przodu. Potknęłam się z przejęcia, ale dzielnie ruszyłam za chłopakiem. Tak sobie myślałam, że na mojej twarzy musiał gościć wymuszony uśmiech, bo pan Hunter popatrzył na nas z powątpiewaniem.
- Tato, Lena jest moją dziewczyną. Cieszę się, że mogłeś ją poznać. – Dłoń Chrisa spoczęła na moim prawym biodrze, a jego usta musnęły lekko mój policzek. Nigdy przedtem żaden chłopak mnie nie pocałował. Wówczas byłam nawet w stanie zaakceptować go jako homoseksualistę, oby tylko częściej zdobywał się na takie pieszczotliwe gesty wobec mnie. Szybko pozbyłam się tych natrętnych myśli, słysząc głos starszego z Hunterów.
- Ja również się cieszę. Leno, jesteś zjawiskowa. – Uśmiechnął się i wyjął z kieszeni marynarki kopertę.
- Co to? – Zapytałam zaciekawiona.
- Zaproszenie.
- Dlaczego? – Potrząsnęłam głową.
- Czy bawimy się w grę, pt. „ Z egzystencjalizmem na ty?” To zaproszenie do restauracji. Chciałbym, żebyś poznała moją żonę, matkę Chrisa. Wiem, że macie wolne w ten weekend, więc będzie mi miło, jeśli przyjdziecie. – Wręczył mi kopertę i wsiadł do auta. – Ach i jeszcze jedno. – Mruknął, wychylając głowę przez okno. – Jak możesz tu spać? Straszny hałas – wskazał palcem na budynek szkoły. Wiedziałam, że trwał trening koszykówki i dlatego na terenie campusu było tak głośno, ale postanowiłam nie usprawiedliwiać szkoły.
- Mam symulator szumu oceanu. – Rzuciłam bez wahania. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam nawet, co to jest.
Hunter pomachał nam i odjechał, zostawiając mnie sam na sam z Chrisem. Uśmiechnęłam się nieśmiało i ruszyłam wolno w stronę sekretariatu. Czułam na plecach jego wzrok. Niemal wiercił mi dziurę w środku.
- Jesteś ładna, Leno. Dlatego twoje imię zapadło mi w pamięci. – Krzyknął za mną, a ja zdziwiłam się, że nie wstydzi się wyrażać tak głośno swoich poglądów na temat takiej sieroty jak ja. Na dodatek pozytywnych poglądów.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
torrey_girl · dnia 04.09.2009 09:10 · Czytań: 957 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
SzalonaJulka dnia 04.09.2009 10:42 Ocena: Dobre
- "Całą sobą tak idealnie przylegałam do jego ciała, (...)" - może raczej przylgnęłam?
- "Nie mogłam jednak nic nie poradzić, (...)" - he? może "na nie poradzić"?
- "Ocknęłam się we własnym łóżku." i dalej - jak to? kobitka zemdlała a facet tak ją sobie przywiózł do domu i rzucił do łózka? mało prawdopodobne, normalnie raczej próbowałby ją ocucić i to jeszcze pod lotniskiem
- "(...) gdy moja ciężarna wówczas matka zmusiła ojca, by zawiózł ją na przedwczesny poród." - zabawne brzmi to zdanie, gdyby nie była wówczas ciężarna, to raczej nici z porodu
- "Dostałam dar życia, a ktoś w tej samej chwili pewnie po raz ostatni brał głęboki oddech." - zdanie trochę utrudnia odbiór, bo czytelnik zastanawia się, kto brał ostatni oddech a to chyba nie ma znaczenia
- "(...) ciężko mi było zawsze brać odpowiedzialność za ich oboje." - sugeruje zmienić, np. ciężko mi było brać za nich odpowiedzialność; tak jak jest zastanawiałam się czy aby nie byli leniwymi oboistami,
- " (...) jesteś największą egocentryczną na świecie." - literówka - egocentryczką,

Cóż, poprawnie napisane i nawet przyjemne czytadło, prowadzone (póki co) w stylu "Harleqina". Właściwie nawet ciut lepsze, a na pewno nie gorsze od znanych mi powieścidełek z tej serii.
Przeczytałam z przyjemnością, wypunktowałam to, co w oko wpadło i jestem ciekawa w jaką stronę opko się rozwinie.
Pozdrawiam :)
JaneE dnia 04.09.2009 11:03 Ocena: Dobre
Napisane poprawnie, czyta się płynnie. Jak na mój gust troszkę zbyt ckliwe.

Cytat:
Stawał się on niemal moim własnym, prywatnym narkotykiem


Znam to chyba z innej książki :)
Douross dnia 06.09.2009 18:48 Ocena: Świetne!
To co mnie najbardziej tu gryzie to dialogi, a mianowicie kropki na końcu zdań w dialogach, np:

Cytat:
- Leno, to ja, William.Po drugiej stronie usłyszałam aksamitny głos mężczyzny.


powinno to wyglądać tak:

- Leno, to ja, Wiliam - po drugiej stronie usłyszałam aksamitny głos mężczyzny.

I to tyczy się każdej wypowiedzi.

Druga sprawa. W tym zdaniu zdaje się, że czegoś brakuje...

Cytat:
Nie mogłam jednak nic (na?) nie poradzić,


Dalej:

Cytat:
chwiejąc się na nogach przemierzałam pokój w tę i z powrotem. Zachwiałam się


powtórzenie

Cytat:
Co … co jeśli

Cytat:
Co ze mną …?


Po cóż te spacje przed kropkami?

Cytat:
należy pozwolić, aby życie toczyło się własnym tempem.


Mała sugestia: torem.

Cytat:
na zmęczonej, wykrzywionej grymasem bólu twarzy


Nie lepiej:
na zmęczonej, wykrzywionej twarzy grymasem bólu ?

Cytat:
ruszyłam w stronę budynku głównego szkoły.


Nieprawidłowy szyk zdania- ruszyłm w stronę głównego budynku szkoły.

Cytat:
Miał orzechowe oczy i ciemna, bujną czuprynę


ciemną?

Bardzo mnie inryguje, dlaczego nazywasz Lenę sierotę skoro ma rodziców, ale cóż... Może się nie znam. Druga rzecz: trudno się połapać o co chodzi, gdyż na początku Lena ma chłopaka, a później nie. Być może, że wyjawisz to w dalszej części ( bo będzie, prawda? xD), co zachęca mnie jeszcze bardziej do jej przeczytania.

Mimo drobnych błędów bardzo mi się podobało. Płynne, bez ortów, ciekawe i zastanawiające. Ogólem: wszystko czego wymaga się od dobrego opowiadania. Najbardziej do gustu przypadł mi język tekstu i porównania pewnych sytuacji do innych. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty