Proza »
Inne » MARCEL - fragment pierwszy (żółty)
Marcel kupił kanarka. Marcel kupił kanarka z prozaicznego powodu, który lubił przeglądać się w lustrze. Otóż żółty uspokaja. Odkrył to patrząc na firmowe opakowanie jednej z herbat, otrzymanej na kolejne urodziny wraz z termoforem do płukania ust. Pudełko z fusami miało jednolity odcień. Wtedy właśnie uświadomił sobie, że herbata jest dla niego gorzka, bo różana, a kolor ten nieodzownie kojarzył mu się z babcinymi serwetkami. Przy takich myślach trudno szukać orzeźwienia. Zamiast piąć się w górę, w stronę nieba, schodzą one po drabinie do studni, żeby zamoczyć stopy w zimnej wodzie, bo naokoło piętrzą się kłęby spalin. Od tamtej to pory, Marcel rozkochał się w kolorze żółtym.
Kanarka kupił, aby ustatkować się w oczach sąsiadów, i poskromić zapędy dzikich swoich żądz przepowiadających mu atakującymi głosami z szafy, że kiedyś będzie panował nad światem. Ptak miał płaską głowę. Nie było wiadomo jednak, czy to przez niskie urodzenie, czy też defekt ten wykształcił mu się przez epileptyczne ataki (tłuczenie żółtym łbem o ciasne, metalowe pręty klatki). Wszakże wykazywał czasem oznaki anemii pokazując swoje tatuaże, które każdy kanarek chowa przed oczami ornitologów. Ale patrząc na jego metrykę, gospodarz nie dopatrzył się większych uchybień. Pierzasty może nie pochodził z najlepiej sytuowanej rodziny, lecz stać go było na swój herb, ukazujący dumne, żółte skrzydło, a nie jakieś osrane gniazdko z bandą namolnych pisklaków. Mijało się z celem szukanie w dokumentach rodowych, sensacji takich, jak ojciec z pleśnią na dziobie, czy dziadek w ptasim radio. Płaskość w tym względzie musiała oznaczać wyjątkowość. Bezsprzecznie idąc tym tropem, można było znaleźć uderzające podobieństwa, albowiem ptak miał płaską głowę, zaś jego właściciel, płaskostopie.
Czasem z rana przyglądali się sobie. Gdy jeden się zakrztusił przy śniadaniu, to drugi pokiwał tylko głową. Przy prasówce na kuchennym stole, Marcel zerkał czasem na kompana, czy ten aby nie chce mu czegoś powiedzieć. Bowiem nawet dzieci wiedzą, że papugi gadają, a kanarki są żółte. Jeśli to prawidło wywinąć na lewą stronę, to mamy przecież żółte papugi, a kanarki przemówią kiedyś ludzkim głosem. Tak mijały dni w ciszy i spokoju, który skraplał się po ścianie i udawał głuchego marynarza w krótkich spodenkach. Psy sikały w parku przed hejnałem z wieży i zaraz po nim. Bo psy jak ludzie, pęcherze pełne roznoszą w cztery strony świata. I ten czas który tykał jak Gustaw Becker.
Pierwszego kwietnia, gdy Mars przebierał się w sukienki Wenus, do drzwi zapukał listonosz. Zawsze o tej porze, z początkiem miesiąca, witał się z mieszkańcami kamienicy swoją rozhuśtaną szczęką. Granatowy surdut i półbuty z kokardką, oznajmiały nadejście domowych budżetów upchanych w cierpkiej teczce. Ukłonił się głęboko na wejściu, i śliniąc kciuk odliczył facjaty w koronach, nie zapominając przy tym głośno wzdychać. Jeden. Dwa. Trzy. Dziesięć. Tyle co za każdym razem. Portfel na komodzie przetarł czoło ze złości. Przecież tego nie sposób będzie wytrzymać. Mleko i prąd wszakże wliczone, ale pióropusz w klatce?
Listonosz złapał prawą dłonią za lewy nadgarstek, i dał znak, że pora na innych lokatorów. Zimno przeszyło korytarz owerlokiem. zaś portfel wzrokiem ukrzyżował Marcela. Nastała inna cisza. Takie momenty w filmach kończą się zawsze efektowną jatką. Kowboje strzelają ze złotych koltów, smoki dostają rozwolnienia, a głowy państw po prostu są. Tym razem film był niemy, ponieważ ktoś zapomniał patefonu. Powietrze rozrzedzało się, i unosiło Marcela na duchu niczym gaz rozweselający. Wiedział już, że musi pożegnać ptaka, choć miłością pałali do siebie pełną kolorytu. Bo wielkie romanse mają to do siebie, że żadna ze stron nie nosi bielizny.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Jakint · dnia 07.09.2009 09:18 · Czytań: 756 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: