SKAŁA DEMONA
Oparty o skałę, demon siedział pośrodku olbrzymiej pustyni. Kiedyś płynęła tam rzeka, lecz kiedy to było? Pustynia bodajże też przeminęła. Cóż zatem zostało?
A czy to warto głupie pytania zadawać?
Demon przyglądał mi się badawczo – oszukujesz draniu i wciąż grasz znaczonymi czaszkami. Ale dobrze, zagrajmy. Jakby na to nie patrzeć, miło że zajrzałeś.
- Nie powiesz mi chyba, że tu gości co dzień nie macie.
- Tamte brzdące liczysz, ludzi tak zwanych. Ledwie taki paluszek oparzy i zwiewa. I co z takiego za pożytek? Jak spróbuje wejść to zaraz padnie. Od twojej ostatniej wizyty nikogo kulturalnego tu nie było. A to już spory kawałek czasu.
- Jak dla kogo, niewiele ponad rok.
- Z tą waszą rachubą czasu. Kilka tysięcy lat już minęło. A może kwadrans. Zegarek mi się stopił. Wygrałem w karty od człowieka, więc był słaby.
- Ale ja nic nie wiem, żebym do ciebie przychodził.
- Tak? Zgłupiałeś do reszty. A czy ja mogę tam do ciebie zaglądać? Przylazłeś przyjacielu, a że tego nie spostrzegłeś dotąd? Zdarza się. Zresztą nie wiem, może i nie ruszyłeś dupy z wyra. Ważne, że jesteś. Jaka to w końcu różnica, tam gramy, czy tutaj.
- Skoro tak mówisz, można pograć.
- Takiś pewny swego?
- Mniej niż kiedykolwiek.
- Mów to Panu Marze, albo innemu durniowi.
- Masz go tutaj? Znaczy, że ktoś cię jednak odwiedził.
- Sam go tu przecież przykułeś.
- Sklerozę to ja mam niezłą, ale o tym chyba bym pamiętał.
- Tak? A, to może ktoś inny. Taki problem? Wypuściłem, bo tylko kwękał i narzekał.
- I nie boisz się, że ci to Siwa lub Dharma będą mieli za złe?
- Bać się? – od śmiechu demona sześć krain się zatrzęsło – przyjdzie mnie tu któryś ukarać? Z własnej woli tu nikt poza tobą nie wlezie.
- Może i masz rację, ale Mary tam nigdzie nie widać.
- Mara to kret. Jeśli został strącony, to się teraz długo jadaczki nie odważy pokazać. Ludziom we łbach durnych mąci. Ma do tego niezły talent. Takich jak ty omija o tysiące parseków. Tylko czeka, aż zaczniesz rozrabiać.
- Jesteś pewien?
- Jasne że jestem. Ty też, więc po co pytasz? Też masz do tego talent. Chcesz czy nie, samo ci tak wychodzi. Zacząłeś i to z grubej rury. Ode mnie.
Po co pytałem, sam dobrze nie wiem. Chciałem pogadać, jak sądzę, w końcu to niemała frajda, pogaduchy ze starym kumplem. Nie śpieszyło nam się do walki. Wbrew temu co widział demonek czułem się słaby, słabszy niż w czasie mej ostatniej wizyty. I nie miałem najmniejszej pewności, że był to krok właściwy.
Zapomniałem, że rozmawiam poniekąd ze sobą. W swojej głowie usłyszałem zwariowany chichot.
- Gdybyś wiedział, braciszku, nigdy byś tutaj nie dotarł.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krzysztofpnowak · dnia 09.09.2009 09:46 · Czytań: 1022 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: