Baśń dawnych dni - jarusilski
Proza » Bajka » Baśń dawnych dni
A A A
Baśń dawnych dni

W pierwszej godzinie świata zrodziły się jego duchy. Ziemia jeszcze gorąca, rozpalona i delikatna, nieukształtowana w pełni dała życie najszlachetniejszym i najdostojniejszym istotom, które zrodziła ze swojego łona. Oni to bowiem, obdarzeni darem tworzenia, za sprawą myśli i uczuć mieli ukształtować świat ostatecznie i toczyć jego losy, aż do ostatniej chwili bytu.
Duchy obdarzyły miłością każdy pierwiastek materii, który zrodził się w głębi nich i dały mu wyraz i odbicie na swoje podobieństwo, na powierzchni ziemi. Są stworzycielami wszystkich istnień i zjawisk. Ich udziałem są zorze, pływy mórz, opady, wiatry, burze. Woda, skały, ogień, rośliny i zwierzęta są ich dziećmi. Gdy któraś cząstka świata umiera jej duch trwa i odradza się w nowym pokoleniu, lub pierwotny jego zamysł ulega zmianie i rodzi się nowa forma.
W owych pierwszych czasach Ziemi nie było słońca, ani księżyca. Jedyne światło, które padało na jej powierzchnię, było blaskiem gwiazd – srebrzyste, białe światło.
Upodobała je sobie szczególnie jedna z owych istot. Była nią Pani Paulijanna, ta, której udziałem jest rosa, miliardy jej kropel błyszczących wśród traw pól, lasów i łąk. Każde zroszone źdźbło, listek, kwiat, gałązka migotały w półmroku, odbijając w swej kulistej strukturze promienie gwiazd, których stanowiły odzwierciedlenie tu w dole. Cała ziemia usiana była tymi małymi „gwiazdeczkami” i mroki owych dni one rozjaśniały, mieniąc się cudnie, wespół z niebiańskimi siostrami.
Sama Pani Paulijanna była postacią wysoką o pięknej sylwetce i takichż samych rysach twarzy. Miała delikatne, miękkie policzki. Nie pulchne i nie kościste, ale takie jak dojrzały, aksamitny pąk kwiatu – gładkie, ciepłe i zimą bladziutkie, a latem brązoworumiane. Między tymi policzkami malowały się usta rozciągnięte w najsłodszym uśmiechu. A śmiech jej wypełniał każdą przestrzeń, gdzie tylko była, tańczyła i sprowadzała na ziemię rosę. Zza dwóch różowiutkich warg błyszczały nieskazitelnie białe ząbki, jak sznur najczystszych pereł. Jej wygląd radosny dopełniał zadziorny nosek, który nadawał twarzy charakteru i wspólnie z oczami czynił ją wyjątkową. Same oczy były mistycznie piękne i zmysłowe. Lśniły niezwykłą barwą nefrytu, którą Pani Paulijanna upodobała sobie, a zapożyczyła od roślin, na których składała kropelki rosy i pozostawiała je w ich opiece.
Tańczyła. Pląsała po soczystej trawie i zataczała koła wokół każdego kwiatu. Tuptała, podskakiwała, z gracją opadała, kłaniała się, unosiła ręce, opuszczała je, rozkładała swobodnie i wirowała z rozwianymi włosami, koloru ciemnego złota. W chwilach kiedy się schylała, to z jej ust dobywał się najcudowniejszy głos na całym świecie. Niemal śpiewając, melodyjnie szeptała każdej roślince: „Przyjmij te małe kropelki, zaopiekuj się nimi, popatrz jakie są małe i bezbronne. Lśnią blaskiem gwiazd i ozdobią cię ślicznie i ukoją wilgocią. Przyjmij, a będę ci wdzięczna, zatańczę, zaśpiewam i będę cię chwalić”. I zostawiała błyszczące kropelki, całowała kwiat i biega dalej.
W gwiezdnej poświecie migotała jej suknia. Śnieżnobiały, mięciutki materiał przywierał do ciała, a jednocześnie pozwalał na pełną swobodę ruchów. Przetykany był licznymi błyskotliwymi klejnotami, którymi Pani Paulijanna lubiła się przyozdabiać. Drobniutkie rubiny, szmaragdy, turkusy, kryształy, brylanty świeciły niczym małe kropelki, podobnie do jej dzieci rozsianych po całym świecie. Suknia była długa. Okrywała bose stopy pani rosy i sięgała aż do ziemi, a zawieszona była na cieniutkich ramiączkach, jakby utkanych z pajęczej przędzy, spoczywających na delikatnych, ale mocnych ramionach.
Pani Paulijanna była najpiękniejszą istotą z wszystkich duchów.
Pewnego razu, gdy beztrosko tańczyła na leśnej polanie dostrzegł ją Jaros, opiekuńczy duch lasu. Nie był on jego stworzycielem, bo każde drzewo, krzew i wszystkie zwierzęta zamieszkujące lasy mają swoich stworzycieli. On objął jedynie w opiekę wszystkie drzewostany, bory i knieje. Sprawował opiekę, żeby piękno to przetrwało i krzywda żadna nie spotkała nawet najmniejszego listka. Jaros był duchem opiekuńczym. Miał postawną sylwetkę. Był dobrze zbudowany i wysoki. Wyraz twarzy rozpraszały ciemne, brązowe oczy, które skupiały całą uwagę patrzącego. Nie uśmiechał się często, chociaż w głębi siebie radował się całym światem. Surowy wyraz twarzy był zwodniczy, ponieważ był prostoduszny i życzliwy o łagodnym przysposobieniu. Jak przystało na strażnika strój Jarosa złożony był z długiej kolczugi opasanej pasem i długiego, czarnego płaszcza. Duch lasu był stale w ruchu. Przemierzał dniami świat i w biegu doglądał lasów, drogich jego sercu.
Właśnie w trakcie jednej z tych wędrówek zatrzymał go widok najcudowniejszy na świecie. Na leśnej polanie tańczyła najśliczniejsza istota, która kiedykolwiek spotkał. Jak zwykle rozsiewała kropelki rosy i Jaros dostrzegł wreszcie tę, której dzieci napotykał i podziwiał zawsze. Wyłonił się z lasu. Bez słowa podszedł bliżej, aby przyjrzeć się pięknej damie, która spodobała mu się od tej jednej chwili. Był bardzo blisko niej. Ona go zauważyła. Przystanęła. Uśmiechnęła się do milczącego przybysza, zawirowała, opadła leciutko i usiadła pośród krzaczków truskawek.
- Usiądź przy mnie – zachęciła słodko nieznajomego
- Nie chcę gnieść swym ciężarem tych roślin i kropel rosy twojej strącać, o pani – przemówił wreszcie i ukłonił się ku niej Jaros
- Usiądź przybyszu, nic tym dzieciom się nie stanie – uśmiechnęła się życzliwie i dodała – jestem Paulijanna, dusza wszystkich kropel rosy świata
- Ja jestem Jaros – odpowiedział zmieszany, tym że sam pierwszy się nie przedstawił – jestem duchem strażującym lasy. Tyle czasu już przemierzam wszystkie i dopiero teraz spotkałem tę istotę, która swymi dziećmi tak cudownie upiększa każdy z nich. Ale twoje piękno, pani jest największą ozdobą i nie tylko lasu, ale i całego świata
- Czy zatem zechcesz spocząć przy mnie?
- Nie wypada mi odmówić – uśmiechnął się wówczas pierwszy raz w jej stronę.
I odtąd śmiał się przede wszystkim do niej i przy niej. Przesiedzieli na polanie dłuższy czas. Rozmawiali, śmiali się, droczyli ze sobą, jak gdyby znali się całe wieczności. Oboje byli bardzo szczęśliwi swoim towarzystwem. Przy sobie zapomnieli o wszystkim. Tak miło i przyjemnie płynął im czas ze sobą.
Od tamtego spotkania powracali zawsze po dniu własnych obowiązków na tę samą polanę. Ich polanę. Za każdym razem spotykali się, siadali blisko siebie, rozmawiali i na nowo śmiali, wtuleni w siebie. Jaros pierwszy powiedział Pani Paulijannie, że w jego sercu zrodziło się najczystsze uczucie – miłość. Ona odwzajemniała je, lecz dopiero po pierwszym pocałunku wiedziała już na pewno i odważyła się odpowiedzieć mu „kocham”. Pokochali się szczerze i prawdziwie.
Pani Paulijanna zaczęła jeszcze cudowniejsze kropelki rozsiewać, a szczególnie wśród lasów, żeby jej ukochany napotykał je i cieszył oczy ich widokiem, żeby wiedział, że ona bardzo go kocha. On zostawiał na roślinach drobne klejnoty, aby jego najpiękniejsza zbierała je i przyozdabiała swoją śliczną suknię.
Długie lata tak trwali w przeogromnym szczęściu. Po spełnieniu swoich zadań spoczywali na polanie, wśród truskawek. Odpoczywali i radowali się, że mają siebie i nic tego nigdy nie zmieni.
Nie wiedzieli wszakże, że między drzewami i w półmroku czaił się podstępny, zawistny Demon. Zrodził się z zazdrości innych istot. Świat do tej pory beztroski i radosny utracił tę cząstkę. Narodziło się zło, które podstępem i knowaniami zatruwa wszystko. Rodzi pretensje, niechęć, nienawiść i odtrącenie.
Demon ujrzał kiedyś Panią Paulijannę i Jarosa rozkosznie i błogo wylegujących się na polanie, pełnych wzajemnej miłości. Zapałał wówczas nienawiścią do tego szczęścia. Od tamtej chwili śledził ich i prześladował – strącał rosę z roślin, deptał leśne paprocie, łamał gałęzie drzew, zatruwał strumienie. Kiedy urósł w siłę, gdy coraz więcej zła rodziło się po kolei na świecie, wybudował mroczną twierdzę w rozpadlinach skalnych i gromadził w niej inne złe duchy. Razem z jego siłą rosła pycha i arogancja. Zadufany w sobie postanowił przerwać i zniszczyć uczucie dwojga kochanków, których nienawidził coraz bardziej i bardziej.
Jaros przemierzał południowe połacie lasów, a Pani Paulijanna na północy, gdzie gwiazdy były najbliżej ziemi, rozsiewała swoją rosę. Demon bezszelestnie, po cichu zbliżył się do niej, nie podejrzewającej niczego. Ustał szum drzew i szmer pobliskiego potoku. Głęboki, metaliczny, chrapliwy głos rozbrzmiał w cichym zagajniku:
- O pani! Jesteś najpiękniejszą z pięknych! Wybacz, że tak ośmielam się, jednak nie mogę milczeć dłużej. O pani, uczyń mnie, prostą istotę najszczęśliwszym i trwaj przy mnie – zakończył wymuszonym uśmiechem
- Słowa twoje piękne i prośba śmiała przybyszu – odrzekła Pani Paulijanna – ja jednak mam ukochanego, jedyną istotę, którą miłuję.
- Tak wiem o tym Jarosie – odparł z grymasem – wiem, że darzysz go uczuciem, bo serce twe wspaniałe, ale o pani czy wiesz co on tam na południu wyczynia? Bo on ciągle w biegu, w czterech stronach świata i tam w każdej ma wiele takich jak ty. Przebacz jeśli tym wyznaniem sprawiłem ci ból, ale tak jest i takiego cuda jakim jesteś...serce mi pęka gdy widzę jak on cię okłamuję – wysapał z udawanym ubolewaniem
- Wierzę swojemu sercu. W twym głosie czai się nieprawość. Kim jesteś? Ja ufam Jarosowi. Znam go i miłość, którą mnie darzy jest najwspanialsza, jedna i jedyna. Jego miłość jest wieczna, a w oczach ma tylko mnie. Czy to nie pewne dowody jego szlachetności? Kim jesteś?
- Nie odrzuca się mojego uczucia – wysyczał przez zęby ponurym głosem – nie odrzuca się mnie. Szczerze ci powiedziałem wszystko! Kim ty jesteś, żeby tak niewdzięcznie postąpić?! - krzyczał już
- Ujawniłeś się – zatriumfowała Pani Paulijanna – z twych ust jątrzy się kłamstwo i podstęp. Nie darzysz mnie czystym uczuciem, lecz pałasz nienawiścią!
- Harda! - wrzasnął Demon i z impetem rzucił się na bezbronną panią rosy.
Ogromnymi, ciężkimi łapskami schwycił jej drobne ciało. Podniósł ją , szarpnął i przydusił do ziemi. Wbił w nią szpony, w delikatny atłas jej ciała.
Nagle zza drzew usłyszeli przeraźliwe wycie i krzyk rozpaczliwy. To Jaros wracał z wędrówki. Dzieci lasu - nimfy, ptaki, owady, drzewa doniosły mu o mroku i cieniu, który zakradł się w te strony i niebezpieczeństwie, które przeczuwali, że groziło ich ukochanej Pani Paulijannie.
Jaros niczym potężny wicher wyłonił się zza drzew na łąkę przy strumieniu, w którym to miejscu Demon chciał skrzywdzić jego ukochaną. Natarł na ciemną zjawę i odepchnął od swej miłości. Uniósł go w powietrze i wymierzył przeraźliwy cios napastnikowi, aż głośne echo zadudniło głuchym pomrukiem na wszystkie krańce świata. Zaskoczony nagłym atakiem i ogłuszony Demon nie był w stanie ogarnąć sytuacji. Jego słudzy pierzchli z trwogi przed Jarosem, który urósł i zdawał się być duchem samej burzy lub piorunów.
W mgnieniu oka jednak znów był sobą. Podbiegł do Pani Paulijanny. Pogładził po rannych bokach, po buzi, ucałował ukochaną, uniósł na rękach i zaniósł na ich magiczną polanę. Tam ułożył ją wśród truskawek. Objął w ramiona i przytulił. Siedział tak z nią i głaskał po słodkiej główce. Ona słabiutkim głosem szeptała:
- Wiedziałam, że mnie uratujesz, wiedziałam, że wrócisz. Wiem, że mnie kochasz. Ja Ciebie też bardzo kocham i nic tego nie zmieni, nic nas nie rozdzieli, mój ukochany...
- Ćsiii... nie mów nic już. Odpoczywaj najmilsza. Zaśnij słodko. Musisz nabrać sił. Śpij najsłodsza.

Rany się goiły. Strach przemijał. Pani Paulijanna wracała do pełni zdrowia. Znowu zaczynali wierzyć w swoje szczęście.
Zraniony i upokorzony Demon knuł jednak zemstę. Nie był w stanie wybaczyć lub zapomnieć takiej zniewagi. Odzyskiwał siły i czekał na dogodną chwilę, żeby rozprawić się z Jarosem
Tymczasem oboje zakochanych spędzało ze sobą więcej czasu. Swoje obowiązki wypełniali razem. On doglądał lasów, a tuż obok niego ona tańczyła rozdając światu, jak dawniej rosę. Byli nierozłączni. Krok, w krok podążali ze sobą. Śmiali się i radowali jak niegdyś. Obraz całego świata zamykał się dla Jarosa w obliczu Pani Paulijanny, a ona nie spuszczała wzroku z jego posępnej, ale uśmiechniętej ku niej twarzy.
Nie zawsze jednak, gdy chcemy być z kimś, tylko we dwoje pozwala nam na to życie. Pani Paulijanna nie była jeszcze w pełni sił, gdy z dalekich stron dobiegły Jarosa lamenty setek istnień. Na dalekim zachodzie płonęły lasy, trawione zdradliwym ogniem, który nie był dziełem przypadku, dziełem ducha ognia, lecz był to płomień złej woli.
- Kruszynko moja najsłodsza, wrócę niebawem. Jak najszybciej powrócę do ciebie, gdy tylko ugaszę ognie. Niesiony wiatrem przybędę do ciebie. Nigdy, a nigdy cię nie zostawię – szeptał ukochanej Jaros
- Wiem o tym. Czuję to najukochańszy – odpowiadała Pani Paulijanna – nie obawiaj się. Nic mi się nie stanie. Obiecuję ci to.
- Ty jesteś taka dzielna – podziwiał ją Jaros – będą cię chronić wszystkie leśne duszki i stworzenia. Czekaj na mnie na naszej polanie. Oczekuj mnie piątego dnia. Na pewno się zjawię – powiedział Jaros uśmiechając się.
Pocałował ukochaną na pożegnanie i popędził przed siebie w dal. Piątego dnia, obiecanego przez Jarosa, Pani Paulijanna czekała na niego w umówionym miejscu. Zmęczona długą nieobecnością wybranka, usnęła. Gdy się obudziła nadal go nie było. Nie siedział przy niej. Nie patrzył na śpiącą. Nie przemówił do niej. Nie pogłaskał. Nie objął. Nie przytulił. Nie pocałował. Pustka ja otaczała. Zajęła się codziennymi sprawami, lecz wszystkie jej myśli krążyły wokół ukochanego. Każde miejsce lasu przypominało go jej. Tam gdzie dotąd bywali razem, nie było go. I nie pojawił się szóstego, ani siódmego, ani ósmego, ani dziewiątego dnia odkąd wyruszył w drogę. Nie dawał znać o sobie. Las był dziwnie milczący.
Obawy pani rosy nie były nieuzasadnione. Niebawem doszła ją bowiem straszna wieść. Tego dnia, gdy Jaros obiecał swój powrót i pędził, by obietnicy dotrzymać, to znalazł się w pułapce. Nieopodal polany został napadnięty przez sługi Demona i uprowadzony do jego kryjówki. Opowiedziała o tym Pani Paulijannie Artap, królowa gwiazd. Pani nie tego świata, acz interesująca się jego losami. Widziała rozpacz pani rosy i to jak przybladły jej dzieci, w których tak chętnie gwiazdy lubiły się przeglądać. Wedle słów Królowej Artap, Jaros został uwięziony na szczycie najwyższej góry świata, u podstaw której Demon wykuł sobie twierdzę. Przykuł go do skał i uczynił zależnym od jego woli.
Pani Paulijanna czym prędzej zwiewnym krokiem pognała na ratunek ukochanego. Przemierzała szmat drogi bez ustanku, bez wytchnienia, bez spoczynku. Rozżalona biegła naprzód, lekko uderzając stopami o ziemie, tak że ani razu nie potknęła się i nie upadła. Biegła wytrwale jeden, drugi, trzeci dzień, aż dotarła pod górę – więzienie ukochanego. Strome stoki układały się niemal pionowo, nagie skały bez roślinności były przytłaczającym, smutnym widokiem, lecz nie złamało to odwagi Pani Paulijanny. Bez wahania zaczęła wspinaczkę na szczyt, zawieszony gdzieś tam na granicy chmur, stykający się niemal z niebem. Droga była trudna. Ostre krawędzie kamieni raniły jej stopy. Co chwila gdzieś wysoko odrywał się okruch skalny i z impetem spadał w dół. Półki skalne, po których stąpała dzielna Pani Paulijanna osuwały się spod jej nóg. Wszędzie wkoło roztaczał się nieznośny smród siarki, którą Demon wydobywał z kopalni, żeby wzniecać ogień, który trawił większość dzieł dobrych duchów. Wspinała się dalej nie zważając na trudności. Mimo bólu i zmęczenia parła naprzód.
Im góra wznosiła się wyżej, tym była zimniejsza. Zrazu napotkała Pani Paulijanna lekki szron, który jednak dalej przemieniał się w zaspy śnieżne. Gruby puch przykrywał cały szczyt. Osuwające się lawiny były kolejną przeszkodą, która spotkała panią rosy. Dalsza wspinaczka okazała się niemożliwa. Duch rosy, królowa kropelek wody, które zamarzały w tych warunkach utraciła siły. Niska temperatura okazała się barierą nie do pokonania. Pani Paulijanna w miejscu, w którym nie mogła rozsiewać rosy nie mogła istnieć. Wycieńczona upadła. Bezsilność, ogromny żal i tęsknota trawiły jej myśli. Płakała. Rzewne łzy spływały jej po sinych policzkach, a gdy skapywały, to zmieniały się w kryształki lodu. Jedyne co pozostało Pani Paulijannie, były te łzy, które cisnęły się do oczu, płynące prosto z jej serca. Nic więcej nie mogła już zrobić dla ukochanego, a tylko opłakać jego stratę.
Gdy tak leżała zrezygnowana, ogarnięta rozpaczą, po raz kolejny objawiła się jej Pani Artap.
- Ból i strata twoje zaprawdę ogromne są – przemówiła – walczyłaś dzielnie, wykazałaś się ogromną odwagą. Twoje imię powinno być wypisane wśród moich sióstr. My z góry widzimy Jarosa. Siedzi na kamiennym krześle wpatrzony w pustkę przed sobą. Jego oczy spowił mrok. Cień rzucony przez Demona jest zbyt mroczny. Żadna światłość znana temu światu nie jest w stanie go obudzić i przegnać złych sił. Tam wysoko jest bliżej naszego blasku, ale ten dalej jest zbyt słaby na takie czary. Zadam ci ból takimi słowami, ale jeśli nasze światło go nie cuci, to nie ma takiego, które by temu podołało – po chwili milczenia dodała – Wróć w doliny. Rozsiej rosę, żeby migotała w dole, jak my na górze...jak dawniej. Zrób to dla ukochanego. Nie giń tu.
Jeszcze większy żal napełnił serce Pani Paulijanny. Jeszcze bardziej poczuła się bezsilna i bezradna. On tam na wieki uwięziony, a ona nie może nic na to poradzić. Znów zaczęła ronić łzy, jeszcze większe i gorętsze.
Nagle poczuła dziwną siłę. Podniosła się. Wielka tęsknota i miłość nagromadzone w jej sercu paliły teraz. Ze słodkich jej ust wydobył się krzyk rozpaczy i rezygnacji. Krzyczała zapłakana. Zbudziła lawiny, jednak była na nie obojętna. Tak bardzo chciała być z ukochanym. Tak bardzo chciała go ocalić. Tak bardzo chciała znów usłyszeć jego głos, czuć dotyk dłoni, słyszeć jego oddech, gdy głowę układał do snu na jej piersiach. Gorączka trawiła jej serce i zmysły. Łzy już wyschły, lecz nie przerywała krzyku. On sam jakby się wzmagał sam z siebie. W jednej chwili z jej piersi buchnął płomień. Cera była coraz bardziej rozpalona. Wreszcie od stóp do głowy płonęła żywym ogniem. Suknia jej strawiona płomieniami pozostawiła ją nagą. Pani Paulijanna zamilkła. Rozłożyła ręce i uniosła w powietrze do lotu. Przeistoczyła się w coś przedziwnego – ogień, który płonął ale nie palił jej, topił śnieg wkoło i rozjaśniał ciemne skały, jak żadne inne światło. Im więcej bólu, rozżalenia i tęsknoty rodziło się w niej, tym płomień buchał większy, żywszy i jaśniejszy. Unosiła się coraz wyżej i wyżej. Swym ciałem rozjaśniała mroki tamtego świata.
Z ogromnej miłości, wielkiego cierpienia, które zgotowała jej tęsknota za swoim jedynym, najukochańszym spośród wszystkich ziemskich stworzeń, Pani Paulijanna stworzyła najdonioślejsze dzieło, spośród wszystkich duchów – istot stwórczych. Dała światu słońce. Uczyniła to jednak dla ukochanego, żeby to najjaśniejsze światło przegnało ciemność z jego oczu i by znów powrócił dla tego świata jakim był do tej pory. Pani rosy przeistoczyła się w potężną tarczę, która wędruje po nieboskłonie.
O pierwszym wschodzie słońca Jaros na nowo otworzył oczy. Ujrzał jasną, ognistą kulę zawieszoną wysoko na niebie. Jej promienie dosięgły go i czule pieściły twarz rozkosznym ciepłem. Pokochał te nowe dzieło.
Serce jego rwało się jednak ku ukochanej, która czekał a na niego, a on się przecież nie zjawił. Tyle bowiem pamiętał. Puścił się w dół z wysokiego szczytu i pobiegł na to najświętsze z miejsc. Na ich polanę. Pani Paulijanny jednak tam nie było. Zaczął szukać jej w lesie. Wołał ją i odwiedzał każdy zakątek świata, każdą polanę, zagajniki, niezliczone łąki. Obiegł świat po kilka razy, w szerz i wzdłuż, lecz mimo poszukiwań nie odnalazł jej.
Wezbrał w nim gniew. Przypomniał sobie o Demonie. „Zapewne zniewolił ją i uwięził w lochach swojej fortecy” - myślał. W największym wulkanie swą siedzibę miał pan i władca ognia, Versil. Głęboko pod ziemią rozpalał on jej wnętrzności. Jaros przybył do niego i poprosił o wykucie z najczystszego ognia potężnego miecza. Pan Versil nie znał wydarzeń z powierzchni i z ochotą zabrał się do pracy. Miecz był srogi. Swoją mocą kruszył najtwardszy pancerz, a nawet potężne skały. Jaros z ognistym mieczem w dłoni pognał pod bramy fortecy Demona, u podnóży tej góry, której był więźniem.
Pod nogami Jarosa drżała ziemia, a gdy dotarł na miejsce, cała góra zatrzęsła się w posadach. Jednym ciosem wspaniałego miecza Jaros rozniósł w pył mury mrocznej fortecy. Z jego ręki padali wszyscy słudzy Demona, aż w najgłębszym lochu dopadł wreszcie bestię.
- Gdzie ona jest?! - wykrzyczał Jaros – co uczyniłeś mojej ukochanej?! Gdzie jest Paulijanna?!
Skulony ze strachu Demon odparł:
- Tu jej nie ma – i już ze swoją złośliwą hardością dodał – Zabiłeś ją! To nie ja, ale ty zgotowałeś jej ten los. Przez ciebie ona umarła. Spłonęła ze zgryzoty. Nie żyje!
- Kłamiesz!
- Czego ty ode mnie chcesz? - podniósł się Demon i błysnął potężnymi kłami – nie ma jej tu! Na co mi ona?! Wynoś się stąd głupcze! Zabiłeś ją!
Tego było zbyt wiele. Jaros podbiegł do Demona. Chwycił za gardło i przydusił do ściany. W mroku pomieszczenia błysnął płomień miecza.
- Dalej, zabij mnie głupcze. Nie zabijesz mnie bo ja się na nowo odrodzę. Mnie nic nie grozi.
- Gdzie jest moja najukochańsza istota na świecie? Tylko tyle chcę wiedzieć. Tylko na tym mi zależy!
- Ty niewyobrażalny głupcze! Zabiłeś ją. Przez ciebie oddała swój byt i zapłonęła przeklętym światłem, tą parszywą kulą na niebie! - po chwili milczenia dodał z ironią – idź do niej! Tam wysoko, niech cię ogrzeje – drwił stwór – niech oświetli twój tępy umysł.
- Ty plugawy draniu! - wrzasnął Jaros
Zacisnął mocniej dłonie na szyi przeciwnika. Zaczął nim potrząsać i obijać go o ściany. Odrzucił wreszcie w róg komnaty i cios za ciosem spadały na Demona. Wreszcie zbity i obolały stwór ledwo już dyszał.
- Za to cierpienie, które nam zgotowałeś – powiedział wreszcie spokojnym głosem Jaros – teraz zginiesz. Wiem, że się odrodzisz. Zło jest silne na tyle, że dobro nie ma sił go zwyciężyć. Wobec twojego okrucieństwa i pychy jest bezsilne i skazane na porażkę. Ale zemsta pozostanie zemstą. Ty będziesz nas na nowo nienawidził, ale będziesz się i bał.
Mrok rozjaśnił się na chwilę, gdy gniewny miecz Jarosa ugodził potwora. Jeden cios wystarczył. Miłość zatriumfowała nad złem, chociaż było to straszne zwycięstwo.
Jaros wszystko już rozumiał. Jego mała kruszynka była ognistą tarczą, która go zbudziła, a która teraz o rubinowej barwie opadała za widnokrąg. Usiadł wśród ruin zburzonej fortecy i zaczął płakać. Przypomniał sobie wszystkie radosne dni, kiedy oboje wtuleni w siebie spędzali błogo czas.
- Kocham cię moja słodka, moja kruszynko, moja najwspanialsza piękna pani – mówił wpatrzony w słońce – poświęciłaś się dla mnie. Dzięki tobie tu jestem. Ale ciebie nie ma przy mnie. Kocham cię, nie zostawiaj mnie...
I w tejże chwili dosłyszał cichuteńki głos swojej ukochanej. Gdzieś z oddali dobiegł go jej szept: „zimno mi...pusto mi...Jarosie gdzie jesteś?...przyjdź mój kochany...tak strasznie tęsknie...”. „Nie zostawię cię” - pomyślał – Nigdy! - zawył na całe gardło.
Wstał i zaczął biec. Coraz szybciej i szybciej. Jak oszalały pędził po stokach swego dawnego więzienia, wyżej i wyżej. Głazy osuwały się pod nim. Gnał najszybciej jak tylko potrafił. Nic co stało mu na drodze, nie było w stanie go zatrzymać Wreszcie był już na szczycie. Jednym, zwinnym susem odbił się i poszybował w powietrze. Niósł go wiatr, niosła siła ogromnego uczucia, które płonęło w nim i które ofiarował aż po kres tylko tej jednej, jedynej. Była coraz bliżej, już chwila, już tylko rękę wyciągnąć ku niej, chwycić w ramiona i przytulić. Zapłonął srebrzystym światłem. Księżyc pojawił się na niebie z chwilą gdy słońce skryło się za zachodnim krańcem świata.
Na zawsze pozostali ze sobą razem. I choć górują nad światem, to często powracają na ziemię, na swoją ulubioną polanę. Przeszczęśliwi, że mają siebie, trwają nadal. Rosa w blasku ognistego słońca lśni cudnie, a jeszcze piękniej w świetle księżyca.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jarusilski · dnia 10.09.2009 09:33 · Czytań: 1012 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Jack the Nipper dnia 10.09.2009 19:59 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
zrodziły się jego duchy. Ziemia jeszcze gorąca, rozpalona i delikatna, nieukształtowana w pełni dała życie najszlachetniejszym i najdostojniejszym istotom, które zrodziła


2 x zrodził

Cytat:
Są stworzycielami wszystkich istnień i zjawisk. Ich udziałem są zorze, pływy mórz, opady, wiatry, burze. Woda, skały, ogień, rośliny i zwierzęta są


3 x są

Cytat:
gładkie, ciepłe i zimą bladziutkie, a latem


zimą gładkie, ciepłe i bladziutkie, a latem...

Cytat:
opiekę wszystkie drzewostany, bory i knieje. Sprawował opiekę, żeby piękno to przetrwało i krzywda żadna nie spotkała nawet najmniejszego listka. Jaros był duchem opiekuńczym.


2 x opieka, a potem jeszcze powtorzenie po raz kolejny o opiekuńczości Jarosa (było juz o tym wcześniej)

Cytat:
był zwodniczy, ponieważ był prostoduszny i życzliwy o łagodnym przysposobieniu. Jak przystało na strażnika strój Jarosa złożony był z długiej kolczugi opasanej pasem i długiego, czarnego płaszcza. Duch lasu był


4 x był

Cytat:
się z lasu. Bez słowa podszedł bliżej, aby przyjrzeć się pięknej damie, która spodobała mu się


3 x się

Cytat:
jak on cię okłamuję


okłamuje (chociaż... ta pomyłka może być przejęzyczeniem, pasuje jak ulał, może taki był Twój zamiar?)

Cytat:
jej drobne ciało. Podniósł ją , szarpnął i przydusił do ziemi. Wbił w nią szpony, w delikatny atłas jej


zaimkoza - jej - ją - nią - jej

Cytat:
Pustka ja otaczała




Cytat:
dotrzymać, to znalazł się w pułapce.


to - zbędne

Cytat:
których stąpała dzielna Pani Paulijanna osuwały się spod jej nóg. Wszędzie wkoło roztaczał się nieznośny smród siarki, którą Demon wydobywał z kopalni, żeby wzniecać ogień, który


których - którą - który

No i piękna baśń wyszła. To co mi troche przeszkadzalo to zbyt rozbudowane, kwieciste opisy. Kilka ozdobnych zdań bym wyrzucił, bez uszczerbku dla treści, po prostu gotycki przepych zabudowy i konstrukcji czasem nuży. A sam pomysł - bardzo zacny.
Bardzki dnia 12.09.2009 15:35 Ocena: Bardzo dobre
No cóż, Jack napisał już wszystko. Ode mnie mogę jedynie dodać, że opowiadanie bardzo mi się podobało. Przez moment oderwałem się od rzeczywistości. Wielkie dzięki:yes:
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty