Chwile z podróźy - Elanor
Kategoria Konkursowa » Konkurs "Wakacyjny" » Chwile z podróźy
A A A
To chyba było tak. Wymyśliliśmy sobie plan. My, czyli: Bart, Kam, Olo i ja. Kam miał pomysł by najpierw pojechać na festiwal rockowy a potem na wakacje. Ponieważ zawsze podobały mi się jego pomysły uznałam, że to ciekawy plan. Trzeba było określić szczegóły. W Belgii końcem sierpnia odbywa się festiwal Pukkelpop, no a gdzie potem na wakacje? Może Hiszpania? Olo z którym od kilku sezonów jeżdżę na wakacje ze względu na specyficzne poczucie humoru i przede wszystkim spokój jaki wnosi jego osoba, zapytał tylko: „A ta bitwa na pomidory to kiedy się odbywa?” Ponieważ od czerwca prowadziłam ożywioną korespondencję z członkiem hiszpańskiego zespołu Migala umówiłam się z nim na spotkanie w Madrycie. I tak powstał plan podróży szalony i szybki Belgia, Francja a potem...wakacje w Hiszpanii. Czwartym kompanem w podróży był Bart, który od początku w 100% zgadzał się na plan który zaakceptuję, pewnie dlatego że jest facetem o największym i najwrażliwszym sercu, jakiego znam. Tak więc... ekipa była gotowa, wybraliśmy więc muzykę na podróż i ruszyli w trasę. Jak się później okazało, najczęściej odtwarzaną płytą wakacji został James „The best of”, a dzień bez odśpiewania tej płyty uznany był za stracony.
Festiwal był doskonały, mimo iż organizacyjnie Belgowie nie mają najlepszych patentów, bo skoro na pole namiotowe nie wolno wnieść noża, to jak sobie zrobić kanapkę? (Niemcy i Duńczycy organizują festiwale dużo logiczniej). Po festiwalu szybko przemknęliśmy przez Francję zahaczając o dwa zamki nad Loarą. Urocze San Sebastian, kąpiel w wodach oceanicznych w Bilbao (w drodze do Bilbao, gdzieniegdzie pisane Bilbo znaleźliśmy naszą „małą Irlandię”, ale tą opowieść zostawię sobie na kolejny konkurs).
W Madrycie nie zawitaliśmy długo, ponieważ umówione spotkanie na Plaza de Espana nie doszło do skutku, a my musieliśmy pędzić na Tomatine. Madryt więc nie oczarował nas swoim urokiem, być może takowego po prostu nie posiada. Hiszpania jest naprawdę dużym krajem. Kiedy Bart, Kam i Olo smacznie spali w samochodzie, a mnie przypadła rola kierowcy mającego za zadanie dowieźć ekipę do Valencji, uderzyła mnie surowość krajobrazu w okolicach Madrytu. Hiszpania w głębi lądu przypomina rdzawą pustynie. Pamiętam jak przyglądałam się spieczonej słońcem ziemi, gdzieniegdzie rosnącym drzewom oliwnym i pomyślałam, iż ludzie którzy mieszkają w tak trudnych warunkach muszą mieć wielki hart ducha.
Kiedy zbliżaliśmy się już do Valencji, wtorkowy dzień pomału chylił się ku końcowi. Zjechaliśmy za drogowskazem na Bunol. Chcieliśmy sprawdzić wcześniej jak wygląda to miasteczko, które corocznie w ostatnią środę sierpnia tonie w pomidorowym sosie. Kiedy wysiedliśmy z auta nie mieliśmy wątpliwości, że następnego dnia będzie tu świetna zabawa. Miasteczko tętniło życiem. W wąskich uliczkach przystrojonych lampionami i świetlistymi napisami FERIA DE BUNOL, mieszkańcy domów rozwijali z okien folię zakrywającą elewacje domów. Musi być tu niezła zadyma w czasie bitwy. Namierzyliśmy na mapie kilka campingów pod Valencją i ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu. Już na pierwszym kempingu sytuacja wydała nam się dziwna, nie tyle że nie było miejsc, co przyjechaliśmy po godz. 22.00, a o tej porze już nie przyjmują gości. Ta sama sytuacja powtórzyła się w następnym, w kolejnym by nas przyjęli, ale nie mieli już miejsc. Zrobiliśmy więc naradę i zgodnie ustaliliśmy, iż śpimy tej nocy na plaży. Nie byliśmy przekonani czy to dozwolone w Hiszpanii (do tej pory nie wiem), ale skręciliśmy za pierwszym drogowskazem. Zajeźdźmy na plażę, a światła naszego samochodu centralnie niczym reflektory ustawiają się na plażowym prysznicu. Pod prysznicem...o zgrozo!!! Odbywa się akt miłosny dwóch mężczyzn!!! Sytuacja jest paraliżująca, siedzę w samochodzie z trzema zdeklarowanymi hetero sensualistami i wszyscy mamy baaardzo dziwne miny. Czym prędzej gasimy światła. Moje chłopaki chórem mówią: „Tu nie śpimy! Za duże ryzyko!” (w rzeczywistości mimo tolerancji, w szoku poleciały niezłe bluzgi). Odjechaliśmy z plaży.
Poszukiwanie innej bardziej przyjaznej plaży w środku nocy nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Wróciliśmy na pierwszą plażę. „Znajomi” panowie obściskiwali się przy swoim samochodzie. Postanowiłam się przywitać z moim ukochanym Morzem Śródziemnym i zafundowałam sobie nocna kąpiel. Bart postanowił zrobić to samo. W między czasie Kam i Olo przygotowali kolację. Ach co to był za wieczór: kolacja na plaży przy szumie fal i muzyce z samochodu. Ułożyliśmy się jeden obok drugiego w śpiworach, po czym Bart rzucił do męskiej części grupy: „Dobranoc Panowie, tylko nie zapomnijcie sobie zakorkować d...”
Kiedy otworzyłam oczy, był blado-siny świt. Słońce wisiało jakieś 15 cm nad wodą i było jeszcze zaspane. Wysypałam piasek z ucha i obudziłam chłopaków. Rozbiliśmy namioty na najbliższym campingu i jak najszybciej pognaliśmy na Tomatine. Nie było łatwo znaleźć miejsce do zaparkowania auta. W końcu poddaliśmy się hiszpańskiej policji, która skierowała nas na duży parking. Na parkingu oprócz straganów oferujących specjalne ochronne gogle i aparaty pomidoroodporne, z wielkiej ciężarówki rozdawano gratisowo jogurty. Zabraliśmy całe 4 zgrzewki i schowali do bagażnika auta, bez większej nadziei na to że gdy wrócimy będą jeszcze chłodne. Przy wejściu w część miasta w której odbyła się bitwa otrzymaliśmy ulotkę zachęcającą do skorzystania z ochronnych okularów (my takich nie posiadaliśmy) oraz zdjęcia zbędnych okryć (koszulek). Bart i Kam od razu się rozebrali, Olo z niewiadomych powodów postanowił pozostać w swojej koszulce. Ja także się nie rozebrałam, głupio byłoby mi paradować przy znajomych chłopakach toples. Informacja mówiła jeszcze o tym, że należy rzucać jedynie rozgniecionymi wcześniej w dłoni pomidorami oraz jedynie przez godzinę wyznaczoną rozpoczynającym i kończącym sygnałem.
Nie wiem dlaczego wyobrażałam sobie Tomatine jak bitwę z czasów dzieciństwa, że zabieramy kilka pomidorów i biegamy chowając się przed przeciwnikiem za rogami domów. W miarę zbliżania się do „centrum rażenia” wizja ta całkowicie uległa rozwianiu. Ogromna ilość ludzi różnych narodowości nie tylko Hiszpanów (Japończyków, Francuzów, Anglików, Niemców...kogo tam nie było?!) stała ramię w ramię wciśnięta w wąskie uliczki Bunol. Dobiegało południe. Robiło się coraz bardziej gorąco. Hiszpanie zaczynali krzyczeć w niebo: „AQUA!!! AQUA!!! AQUA!!!” i jakimś cudem mimo bezchmurnego nieba, na tłum spadała woda. Mieszkańcy Bunol gotowi są przyjść z pomocą tłumowi rządnemu pomidorów, polewając go wodą z okien swych kamienic ilekroć się tego domaga. „OLE!!! OLE!!! OLE!!! OLE!!!” śpiewaliśmy wszyscy coraz bardziej rozbawieni. Co chwila w górę wylatywały mokre koszulki, które niestety z czasem przeistaczały się w supły. W niektórych miejscach, co bardziej waleczni mężczyźni toczyli bitwy na mokre pociski, moim facetom też się na chwile udzieliło, ale szybko ewakuowaliśmy się z pola walki, gdyż ciosy wymierzane mokrą, zawiązana szmatą są szalenie bolesne. Gdzieś w końcu rozległ się gong. Warkot silników ciężarówek został skutecznie zagłuszony przez okrzyki „TOMATINA!!! TOMATINA!!!”. Z dachów domów zaczęły spadać pojedyncze pomidory, zgodnie z zasadą wcześniej rozgniecione w dłoni.
Przebieraliśmy nogami zniecierpliwieni, widząc jak jakieś 100 m od nas po opróżnieniu pierwszej ciężarówki tłum wiruje w pomidorowej mgle. W tym momencie dolatywały do nas jedynie pojedyncze pomidory. Staliśmy zrozpaczeni, przecież przyjechaliśmy się tu bić! Następna ciężarówka również nie zatrzymała się w naszym rewirze. Zniecierpliwienie dosięgło zenitu (gdybyśmy stali tam nadal w końcu dojechałyby pomidory i do nas). Spojrzeliśmy sobie w oczy i zgodnie ruszyli w stronę amunicji. Taka decyzja musiała pociągnąć w skutkach (jak to na wojnie) straty, Kam się stracił. Już na parkingu przewidzieliśmy taką ewentualność więc mieliśmy ustalony punkt zborny przy samochodzie. We trzech Bart, Olo i ja dotarliśmy do miejsca, gdzie amunicji było pod dostatkiem, a walka wrzała. Cóż to za ogromna radość, móc rozgnieść pomidora na czole przyjaciela! W tym właśnie momencie uświadomiłam sobie, że mam mokro w butach! Zerknęłam na swoje stopy, ale nie mogłam ich dostrzec pod warstwa ketchupu! Nagle 5 oszalałych Hiszpanów rzuciło się na Ola, a w zasadzie na jego koszulkę którą potargali na strzępy boleśnie odzierając jego ramiona (ślady tej akcji nosił przez resztę wyjazdu i długo potem w kraju). Jednakże Hiszpanom nie było dość, rzuciwszy okiem na moją osobę zapragnęli: „Jeszcze!”. Ich czerwone twarze i dłonie zaczęły błyskawicznie zmierzać w moim kierunku. Błagalnym, wzywającym ratunku wzrokiem, pełnym przerażenia spojrzałam na Barta. W kraju Don Kichota nie przyszło mi długo czekać na pomoc. Toteż Bart, mimo iż najmłodszy z wszystkich chłopaków, okazał się szalenie rycerski. Jednym pchnięciem obalił moich oprawców, szybko objął mnie ramionami i w zasadzie wyniósł z dala od „miejsca zbrodni”. W ten sposób uratowaliśmy moją koszulkę, ale stracili Ola.
Gdy emocje nieco opadły postanowiliśmy z Bartem odszukać utraconych towarzyszy. Jakże było miło, po krótkiej rozłące powitać pomidorową salwą Kama. Szczerzyliśmy zęby w radosnym uniesieniu i euforii. W takich okolicznościach Bart i Kam wpadli na pomysł zanurzenia mnie w płynącym ulicą przecierze. Na nic się zdały moje protesty, na nic krzyki. Jeden za ręce, drugi za nogi i... chlup! Ale co tam, w końcu to Tomatina, może nigdy więcej nie uda mi się tu powrócić. Musiałam więc „posmakować” wszystkich atrakcji. Ledwie stanęłam na nogi, wepchnęłam chłopakom po garści pomidorów za spodnie. To zresztą było nagminna praktyką, ilekroć ktoś schylał się po amunicje, podnosił się z porcja pomidorów w majtkach. Ulica była cała „zakrwawiona”, my szczerze ubawieni i umorusani, ale i zmęczeni. Zakończyła się bitwa. Stale wypatrywaliśmy Ola idąc razem z tłumem w stronę rzeki. W uliczkach miasta niektórzy mieszkańcy oferują uczestnikom Fiesty kąpiel pod prysznicem z ogrodowych węży. My jednak dotarliśmy nad rzekę. Tam przygotowane było kilka „stanowisk prysznicowych” z ponacinanych węży przymocowanych do fosy. Wszyscy kąpiący się mieli tę sama dolegliwość – przykurczone mięśnie twarzy ukazujące pełne uzębienie.
To była fantastyczna zabawa! Cudowna fiesta! Każdy przynajmniej raz w życiu powinien tam pojechać! Przy samochodzie przebraliśmy się w stroje kąpielowe. Olo dotarł w końcu do reszty grupy i pojechaliśmy wykapać się w morzu, ponieważ prysznic rzeczny nie spłukał dokładnie pomidorów z naszych ciał (prawdę mówiąc przez następnych kilka dni, znajdowaliśmy jeszcze odrobiny pomidorów np. w nosie czy oku). Plaża na której spędziliśmy ostatnią noc była naprawdę urocza. Wykąpaliśmy się (niestety maski do nurkowania nie zdały się na nic bo dno było piaszczyste), pozbieraliśmy muszle i wypili ciepłe jogurty. Na camping wróciliśmy szczerze zadowoleni i dumni, że uczestniczyliśmy w jednej z najsłynniejszych zabaw świata. To jednak nie był koniec atrakcji tego dnia.
W czasie gdy byłam pod prysznicem moje chłopaki miały kolejną przygodę. Wróciłam pachnąca i gotowa na podbój Valencji (w Valencji narodziła się tradycja zwiedzania pięknych miast nocą w czerwonej sukience), a moi panowie siedzieli z niewyraźnymi minami. Popatrzyłam na nich i pytam: „Co się stało?”. Bart się nie odzywa, Olo się uśmiecha, a Kam zaczyna opowiadać: „Wiesz, robiliśmy przegląd campingowych dziewczyn, choć wiadomo Polki są najładniejsze (tak, tak znam te ich gadki). No i szczerze mówiąc nie ma na czym tu oka zawiesić. Więc siedzieliśmy i jedli „Słodką Chwilkę” w oczekiwaniu aż wrócisz. Z tamtego namiotu wyszła całkiem ładna dziewczyna. Wszyscy zwróciliśmy uwagę, bo na tle Hiszpanek wypadała całkiem, całkiem. Podeszła bliżej i zaczęła rozwieszać pranie na obozowych sznurkach. No więc my komentowaliśmy, że całkiem niezła i ładna i w ogóle. I wiesz jak Bart zaczął rzucać coraz zabawniejsze komentarze, że owszem nic jej nie brakuje, ale nos to ma za duży i bałby się ze mu w łóżku oczy wykole. Na co Olo powiedział, żeby może uważał na to co mówi, bo nigdy nie wiadomo kogo się na campingu spotka. Bart całkiem wyluzowany zaczął uspokajać Ola, żeby się nie martwił, bo nic im nie grozi. Na co dziewczyna odwróciwszy głowę, rzuciła: „Faktycznie, nic wam nie grozi”. Do dziś nie mogę odżałować, że ominął mnie widok ich min, po ripoście rodaczki. Wieczór spędziliśmy w Valencji. Miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Świetliste, jasne, pełne roześmianych ludzi. W przyjemnej restauracji, dobranej bardziej pod katem muzyki niż jedzenia czy nawet cen, zjedliśmy pesto i pizze z owocami morza. W miastach położonych nad brzegami Śródziemnego Morza jedną z najpyszniejszych atrakcji są ryby, małże, krewetki i inne stwory, które są świeże i smakują wyśmienicie. Tu przypomina mi się zupa z ośmiornicy w Peniscoli. Mniam...
Zwiedzaliśmy Valencje nocą. Na campingu po dniu tak pełnym wrażeń, zasnęliśmy jak zabici. Tym bardziej, że wspomożeni nie jednym hiszpańskim kartonowym winem, które postanowiliśmy zdegustować w jak największych ilościach i rodzajach podczas tej wyprawy (zwycięzcą w rankingu win została Sangria „Don Simon”). Następnego poranka zatryumfował patriotyzm i na hiszpańskiej campingowej ziemi wymieniliśmy z rodakami polskie „cześć” a potem udało się nawet nam bliżej poznać. Dzięki nim na mapie naszej podróży pojawiła się Chucilia z niezapomnianym wodospadem. Hiszpania... zaczarowała mnie, choć nie zdradziła mi wszystkich swoich tajemnic. A ponieważ chcę je odkryć muszę tam wrócić, usłyszeć i poczuć jak bije jej serce.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Elanor · dnia 14.09.2009 19:06 · Czytań: 793 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Aleksandra Meister dnia 29.11.2009 16:08
na konkurs z błędami?
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty