Zombie
Wsiadam do autobusu i zajmuję pierwsze wolne miejsce przy oknie. Zombie wciąż stoją na przystanku. Nie ma co, od ostatniego razu znacznie poprawiły swoją technikę. Niemalże doskonale mieszają się z tłumem. Dziś na ich bladych twarzach goszczą nawet lekkie rumieńce – poranki coraz chłodniejsze, widać, że są świetnymi obserwatorami przedstawicieli mojego gatunku. Do pojazdu ładuje się tłum podróżnych, co chwila słychać przenikliwe piknięcia kasowników oznaczających kolejne bilety. Jak powiedział kiedyś kierowca – rok szkolny, to i zarobek lepszy. Zombie wskrobują się po schodach i siadają. Nie zdążyły jeszcze odkryć, jak zatuszować since pod oczami, ale ogólny efekt i tak jest powalający – gdybym nie wiedziała, kim są, nie rozpoznałabym ich.
Spuszczam wzrok, zmieniając płynącą przez słuchawki muzykę. Nie chcę na nich patrzeć, choć czuję, że wybałuszają na mnie swoje szaroniebieskie gały. Moje dłonie nagle spływają potem; na każdym zakręcie coraz mocniej wciskam się w fotel, opierając policzek o szybę, odnoszę wrażenie, jakby były coraz bliżej, ich spojrzenia przyciągają mnie coraz bardziej…
– Cześć – odzywa się jedna z zombie, siadając obok mnie.
"Głupia" – myślę sobie. Jak mogłam tego nie przewidzieć! Mruczę coś pod nosem, zbyt zdenerwowana, żeby zafundować dziewczynie pełniejszą odpowiedź. Zagapiam się w przeciwny pas ruchu. Na szczęście autobus zbliża się do miasta. Wysiądę na wcześniejszym przystanku.
Z westchnieniem ulgi wciskam czerwony przycisk STOP i, kiedy tylko drzwi się uchylają, wypadam jak strzała na zatłoczony chodnik. Jakaś kobieta z ciężką torbą warczy coś o dzisiejszej młodzieży, nie zwracam na nią uwagi. Pędzę przed siebie, jakby w obawie, że zombie ruszą za mną w pościg, przepycham się przez tłumy ludzi w drodze do pracy, mijam sklepy, kościół, jakąś szkołę, wszystko zlewa się w kolorową masę; odpoczywam dopiero przed futryną spożywczaka. Serce wali mi jak opętane, ręce drżą, nie mogę wziąć porządnego oddechu. Nie zważając na obserwujących mnie przechodniów robię głęboki skłon i podnoszę się dopiero, kiedy przestaję czuć kłucie w boku. Patrzę na zegarek. Mam jeszcze dwadzieścia minut do początku lekcji, zdążę .
Kątem oka zerkam na słońce odbijające się w szybie i z moich ust wydobywa się tłumiony krzyk, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, co widzę. Odbite promienie oświetlają przygarbioną sylwetkę, sińce pod oczami, bladą skórę i to zmęczone spojrzenie… Zupełnie jak… Drugiego okrzyku nie jestem w stanie powstrzymać, jakiś człowiek przygląda mi się zdziwiony.
Uciekam.
„Prawie wszystkie nastolatki wchodzące w okres dojrzewania stają się chodzącymi zombie, a to dlatego, że za mało śpią.” –James B. Maas