- Pozwól mi - prosił przyciszonym głosem. Pozwól...
Światło małej świeczki nienachalnie wydobywało z mroku jej drobniutką twarz, cieniując każde wgłębienie i każdy, nawet najmniejszy grymas. Podsunął się więc jeszcze bliżej i, zamknąwszy oczy, delikatnie przyłożył palce do jej głowy. Nie cofnęła jej, a przeciwnie, poddała się nieco na przód tak, aby opuszki jego palców mogły zwiedzić milimetr po milimetrze słowiański owal jej twarzy. Potem przechyliła głowę na bok tak, aby mogli razem odkryć istnienie tej przedziwnej linii, biegnącej od małego wgłębienia za płatkiem ucha, aż po obojczyk. Linia życia, bo pulsująca krwią, obietnicą, życiem właśnie.
- Pozwól... - zaszeptał znów i, czując ciągłe napięcie jej mięśni, mocno przytulił ją do siebie. Jesteś piękna. Taka piękna...
Słuchała jego słów ze ściągniętymi brwiami i wypisaną na twarzy jakąś dziwną walką. Nierówną walką, gdyż ciało zaczynało już brać górę nad rozsądkiem, nad strachem i nad wstydem. Zaczynało brać górę nad tym wszystkim, z czym walczyła od lat, od momentu, w którym pierwszy raz, boleśnie, uświadomiła sobie swoje ciało. Może byłoby lepiej, gdyby nigdy nie rozwinęły się jej piersi, gdyby to magiczne miejsce w samym dole brzucha nie zaczęło żyć własnym, wymagającym życiem. To słodko i zarazem niepokojąco pulsujące centrum jej ciała, przypominało się coraz natarczywiej, coraz częściej...
- Chcę patrzeć...- w jej myśli wdarł się jego głos. Chcę na ciebie patrzeć, słyszysz? Pozwól mi...
Tyle było prośby w jego wzroku, tyle miłości, że podsunęła się znów bliżej ku niemu, usiłując przełamać swój strach przed prawdą, która za chwilę stać się też miała jego udziałem. Pozwoli rozpuściła włosy, a potem uniosła ramiona do góry, pomagając mu zdjąć z siebie oliwkowy sweter. Włosy opadły na jej półnagie ciało, nieświadomie obdarzając ją obiecującą pieszczotą, do której dołączyły jeszcze nieśmiałe, lecz wiedzione już instynktem, męskie dłonie.
Wyrysowywał ją teraz przed sobą oczami i wyławiał rozmyte świecą kontury jej ciała opuszkami palców. Wizualizował tę chwilę tysiące razy, ale dopiero teraz stała się ona najprawdziwszą treścią. Delikatne żebra, doskonałe, drobne piersi i to miejsce, którego do tej pory nie umiał sobie wyobrazić. Miejsce, w którym przewężenie talii szybowało łagodnym łukiem ku idealnej krzywiźnie prawego biodra...
Potem drugą dłonią szukał takiego samego miękkiego miejsca po drugiej stronie, ale tym razem jego palce nie zagłębiły się w ciepłej delikatności ciała, nie znalazły owej rozkosznej krągłości drugiego biodra. Natrafiły tylko na jakiś dziwny fragment skóry, to gładki, to poprzecinany łykowatymi ścięgnami.
Jego palce na moment zamarły, a ona spięła się do granic możliwości i zwinęła w ciasny kłębuszek, kryjąc się pod oplatającymi ją włosami. Nie rozluźniła się nawet wtedy, gdy jego palce znów podjęły przerwaną wędrówkę po jej okaleczonym i świadomym swej ułomności ciele.
- Przecież ja to wszystko wiem. Od dawna wiem...- powiedział tylko z prostotą, nie usiłując jej niczego tłumaczyć ani o nic nie pytać.
A potem, gdy leżała już przy nim całkiem naga, przytulił twarz do jej okaleczonego, pozbawionego kobiecości biodra i do tego posiatkowanego pajęczyną blizn, nienaturalnie chudego uda i powiedział:
- Jesteś doskonała...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
milla · dnia 04.09.2007 17:26 · Czytań: 1430 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: