Śmierć kury - ferdynand
Proza » Długie Opowiadania » Śmierć kury
A A A
Opowiadania bandyty dla Laury Laurki.


Śmierć kury.


Zbliżały się wakacje. Mój pierwszy rok pobytu w przedszkolu dobiegł końca. Matka z babcią zakończyły rok szkolny. Zajmowały się przygotowaniami do wyjazdu na wakacje nad morze. Będą to trzecie moje wakacje, kiedy będę mógł biegać po polach i lasach, kąpać się w zimnym morzu. Woda ocieplała się dopiero w drugiej połowie lipca. Na razie jednak przebywałem w swoim rodzinnym mieście, najstarszym mieście w tym kraju. Pierwsze pogromy Żydów miały tu miejsce w trzynastym wieku. Mnie jednak, w tamtym okresie mojego życia historyczne zawieruchy przeszłości i teraźniejszości zupełnie nie obchodziły. Żyłem w błogim stanie nieświadomości, w świecie własnej wyobraźni, wyimaginowanych bohaterów, których sam sobie wymyślałem. Przyzwyczaiłem się już do nieobecności ojca, który odszedł od nas ponad półtora roku temu. Nie pamiętam pożegnania. Podobno dzieci w tym wieku, w którym ja wtedy byłem niczego nie pamiętają. Lecz to nieprawda; pamiętam zimę z przed półtora roku, zaspy śniegu i ojca w czapce z niedźwiedzia, zwanej stalinówką. Przywiózł ją sobie z jednego z licznych wyjazdów zagranicznych, gdzie jeździł występując w jednym z zespołów ówczesnego reżimu. Zwiedził kawał świata. Dotarł nawet daleko, do Azji. Wietnam, Kambodża. W późniejszym wieku miałem okazję oglądać zdjęcia z tych wypadów.
Z tamtej zimy, pamiętam go szczęśliwie śmiejącego się razem z matką, gdy ciągnął nas na sankach. Wyraźnie pamiętam te obrazy: śnieg, sanki, ojca, matkę i rodzeństwo. Miałem wtedy trzy i pół roku. Mój młodszy brat półtora a siostra cztery i pół. Po tej zimie wszystko się zmieniło. Ojciec odszedł a jego miejsce zajęła babcia. I tak już miało pozostać. Nie przeszkadzało mi to zupełnie, gdyż żyłem własnym życiem, a ojciec i tak rzadko się pojawiał, kiedy miał przerwy w trasach koncertowych, które trwały czasami i cały miesiąc. Ale to było już półtora roku temu. Zbliżał się wyjazd na wakacje, a jeszcze przed wakacjami będę obchodził urodziny. W tym roku już piąte.
Okolica w której mieszkaliśmy znajdowała się wtedy na obrzeżach miasta. Mieszkaliśmy w domu rodzinnym mojej babci. Mieliśmy do dyspozycji pokój i kuchnię. Było bardzo ciasno, ale świadomość ciasnoty wtedy do mnie nie docierała. To był mój świat od urodzenia. Mieszkanie było ogrzewane węglem. W pokoju był piec kaflowy, a w kuchni kaflowy piec kuchenny i koza stojąca pośrodku kuchni, otoczona blaszanym parawanem. Przy kozie odbywaliśmy kąpiele w wielkiej miednicy. Wody bieżącej nie było. Przynosiło się ją ze studni z żurawiem, która była tuż za oknem kuchennym. Za studnią zaczynał się ogród. Było to najwspanialsze miejsce na świecie. Znikałem w nim na całe dnie. Ogród był ogromny. Ciągnął się ponad pół kilometra w głąb od ulicy, gdzie stał dom, a kończył dopiero nad rzeką. Znałem w nim wszystkie zakamarki, miałem też swoje ulubione miejsca i drzewa. Brat babci zajmował się ogrodem. Miał pasiekę i produkował miód. Lubiłem się za nim włóczyć i patrzeć jak dymną dmuchawą wyganiał pszczoły z uli, żeby wybrać drewniane ramy pełne miodu, które potem odwirowywał w specjalnie skonstruowanej beczce wypełnionej wodą z cukrem.
Nasz ogród nie był jedynym. Ogrody ciągnęły się po obu stronach naszej ulicy. Zresztą cała dzielnica nazywała się Ogrody, a nasza ulica Ogrodowa. Żeby dojść do dzielnicy, trzeba było przejść przez ulicę zwaną Opłotki. Była to bardzo niebezpieczna ulica. Mówiono że fruwają tam noże. Ulica Ogrodowa kończyła się pod krzyżem, spod którego wykopano zwłoki jakiegoś zasztyletowanego nieszczęśnika. To były naprawdę zupełnie inne czasy, pełne innych ideałów i bohaterów. Tamten świat odszedł na zawsze, ale wtedy był mój i najwspanialszy.
Znałem nie tylko nasz ogród. Poznawałem z czasem ogrody po obu stronach naszej ulicy. Lecz nie tylko ogrody, ale i innych mieszkańców. Zawiązywały się przyjaźnie, jedne mniej, inne bardziej zażyte, ale przeważnie nic z nich nie wynikało. Byłem typem samotnika, który jeśli wchodził w jakiś układ grupy, przejmował przywództwo. Z tego powodu najczęściej kończyły się znajomości z innymi rówieśnikami. Ale po takich niepowodzeniach, mogłem zawsze wrócić do naszego ogrodu, gdzie byłem sobie panem.
Jednym z moich rówieśników był Stefek, mieszkający w połowie ulicy, po drugiej jej stronie. Wybraliśmy się tam na wspólne zabawy; był ze mną młodszy brat. Nie miał jeszcze trzech lat i chodził w spodenkach wypchanych pieluchą, przez co wyglądał przezabawnie, kołysząc się krok za krokiem, gdyż na pieluchę miał założoną jeszcze ceratkę. Był chodzącym obrazem nieszczęścia. Gdy miał sześć miesięcy wypadł z łóżeczka i urwał mu się nerw w lewym oku, przez co miał ekstremalnego zeza. Baba, która się nami zajmowała (tak ją nazywaliśmy), była bardzo leniwa. Większą część czasu zamiast się nami zajmować, spała. Po wypadku przywiązywała braciszka za nogę do łóżeczka, żeby więcej nie wypadał. Dopiero gdy miał sześć lat przeszedł operację podwiązania nerwu i oko wróciło, ale nie do końca, na miejsce. Musiał nosić okulary.
Tak więc wybraliśmy się do Stefka... Po krótkiej naradzie postanowiliśmy pobawić się w dzikich indian, tropiących wrogie plemię. Było nas w sumie czterech. Czwartym był Krzyś, mieszkający naprzeciwko Stefka. Ponieważ wszyscy chcieliśmy należeć do jednego plemienia, musieliśmy znaleźć jakieś wrogie plemię. Jako osobnik z cechami przywódczymi znalazłem nam szybko przeciwnika. Były to kury, których spora gromadka biegała po ogrodzie Stefka, nieświadoma czyhających na nie wrogo nastawionych przedstawicieli innego plemienia. Najpierw sporządziliśmy odpowiednie uzbrojenie. Najlepiej do tego celu nadawały się gałęzie leszczyny; długie, sprężyste i wytrzymałe. Mieliśmy więc wspaniałe dzidy. Ale trafienie w uciekającego przeciwnika wcale nie było łatwe. Potrzebowaliśmy unieruchomionego przedstawiciela przeciwnego plemienia. Wpadłem na fantastyczny pomysł, a ponieważ potrzeba matką wynalazków znalazłem odpowiedni przedmiot – kawałek sznurka sizalowego, który był bardzo popularny w ogrodowych gospodarstwach domowych.
Wytropiliśmy grupę przeciwników bez trudu. Kury grzebały najczęściej w piasku w plamach słońca. Zarzuciłem pętlę właśnie w takim miejscu i zgodnie przycupnęliśmy w krzakach, oczekując na nieuważnego osobnika. Po jakichś piętnastu, dwudziestu minutach pojawiła się kura, krocząc z głową przy ziemi, szukając czegoś w drobinach piasku lub trawie. Krok za krokiem zbliżała się do naszej pułapki. Gdy tylko jej noga znalazła się w pętli, pociągnąłem mocno i sznurek zacisnął się. Nasz przeciwnik był złapany. Ale to był dopiero początek jego męk. Sznurek zarzuciłem na gałąź podciągając kurę do góry i przywiązałem do drzewa. Kura zawisła za jedną nogę ; szamotała się bijąc skrzydłami. Uderzyliśmy na nią zgodnie, okładając ją naszymi dzidami. Ptak był bardzo żywotny. Miotał się na sznurku, a my uderzaliśmy bezlitośnie z czterech stron. Trwało to już parę ładnych chwil, gdy Stefkowi udało się trafić kurę w szyję. Złamał jej kręgosłup. Byliśmy usatysfakcjonowani. Pokonaliśmy wreszcie przeciwnika. Opuściłem ptaka na ziemię, gdzie powoli dokańczał żywota wywracając oczami w które zaczęła zaglądać śmierć. Nie miałem sumienia. Przepojony byłem mocą odbierania życia. Mój młodszy braciszek bardzo się przestraszył i odrzuciwszy swoją dzidę uciekł do domu. Pożegnałem się z moimi współplemieńcami i też ruszyłem w kierunku naszego domu.
Za bramą podwórka, gdzie mieszkał Stefek, obok jego domu był sklep rzeźnicki, jedyny na naszej ulicy. Z pozoru był to zwykły sklep, lecz dla mnie bardzo magiczny. Miał dużą szybę w kształcie prostokąta stojącego w pionie, za którą różowiły się różne gatunki mięs i wędlin. Ta szyba oddziaływała na mnie hipnotyzująco. Codziennie chodząc do przedszkola i wracając z niego wpatrywałem się w tą szybę. Czasami matka musiała mnie siłą ciągnąć, gdyż stawałem i wpatrywałem się w nią nie pozwalając jej iść dalej.
Tamtego dnia, po zabiciu kury, szyba znów przywołała mnie swoją mocą. Nie mogłem oprzeć się pokusie... Podniosłem luźny brukowiec, jakimi wyłożona była nasza ulica i z całej siły cisnąłem nim w szybę. W sklepie były dwie osoby, ale żadna nie oberwała kamieniem. Szyba poszła z hukiem w drobny mak, a ja pędem ruszyłem do domu. Ze sklepu wybiegła właścicielka, grube babsko w białym fartuchu; ruszyła biegiem za mną. I tak nie miałem szans, gdyż mnie znała. Tak, że trafiła za mną do naszego domu. Ja byłem jednak szybszy i schowałem się w kuchni za szafą. Babsko zrobiło awanturę mojej matce; matka wyciągnęła mnie zza szafy i nieźle mi się dostało. Musiała zapłacić za szybę, co uszczupliło finanse przeznaczone na wakacje nad morzem.
A ja i tak byłem odtąd panem życia i śmierci, i nie istniały dla mnie żadne autorytety. Było to przyczyną różnych dziwnych incydentów, jakie przytrafiały mi się w moim późniejszym życiu.
Następnego dnia skończyłem pięć lat i wkrótce wyjechaliśmy na następne wakacje nad morze, gdzie czekały na mnie następne przygody.



Dla mojej Leny.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
ferdynand · dnia 19.09.2009 09:10 · Czytań: 820 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 2
Komentarze
Usunięty dnia 22.09.2009 16:59 Ocena: Przeciętne
Cytat:
Będą to trzecie moje wakacje, kiedy będę

- będą/będę - powtórzenia kolą w oka ;)

Cytat:
rodzinnym mieście, najstarszym mieście

- wiem, że to powtórzenie tak dla podbicia efektu, ale nie brzmi to dobrze.

Cytat:
pogromy żydów

- Żydów ( z dużej litery, tak jak Murzyn ;)

Cytat:
Pierwsze pogromy żydów miały tu miejsce w trzynastym wieku.

- nie wiem, czy jest się czym chwalić.. Może powinieneś był zaakcentować jakąś pozytywną stronę historii Twojego miasta...

Cytat:
świadomość ciasnoty wtedy do mnie nie docierała

- może dlatego, że byłeś mały ;)

Cytat:
To był mój świat od urodzenia. Mieszkanie było

-był/było - powtórzenia wpływają niekorzystnie na odbiór.

Cytat:
Mieszkanie było ogrzewane węglem. W pokoju był

-jw.

Cytat:
W pokoju był piec kaflowy, a w kuchni kaflowy piec kuchenny i koza stojąca pośrodku kuchni, otoczona blaszanym parawanem.

- to zdanie brzydkie... Piec kaflowy w pokoju, kaflowy kuchenny w kuchni i jeszcze ta koza stojąca pośrodku czego? Kuchni? O kurka, namieszałeś masło maślane. Przy okazji, zastanawiam się co to za koza? Proszę o wytłumaczenie, jeśli to jakiś przedmiot użytku codziennego, z którym się nigdy nie spotkałam ;)

Cytat:
Przy kozie odbywaliśmy kąpiele w wielkiej miednicy

- naprawdę przydałoby się wyjaśnienie tej kozy, bo ja nie znam i to zdanie brzmi co najmniej dziwnie :smilewinkgrin:

Cytat:
Nasz ogród nie był jedynym. Ogrody ciągnęły się po obu stronach naszej ulicy. Zresztą cała dzielnica nazywała się Ogrody, a nasza ulica Ogrodowa.

- ło matko: ogród/ogrody/ogrody/ogrodowa - raz, że powtarzasz w kółko ten jeden wyraz, dwa, że te zdania w ogóle brzmią bez sensu.
Na przyszłość lepiej szukaj synonimów, albo staraj się zapisać swoje myśli tak, aby nie musieć cały czas powtarzać jednego wyrazu.

Cytat:
Ulica Ogrodowa kończyła się pod krzyżem, spod którego wykopano zwłoki jakiegoś zasztyletowanego nieszczęśnika. To były naprawdę zupełnie inne czasy, pełne innych ideałów i bohaterów.

- bezpośrednie sąsiedztwo tych zdań sugeruje, że m.in. tym innym bohaterem był zasztyletowany nieszczęśnik. Bez sensu.

Cytat:
Znałem nie tylko nasz ogród. Poznawałem z czasem ogrody po obu stronach naszej ulicy. Lecz nie tylko ogrody,

-znowu te nieszczęsne ogrody...

Cytat:
Nie miał jeszcze trzech lat i chodził w spodenkach wypchanych pieluchą, przez co wyglądał przezabawnie, kołysząc się krok za krokiem, gdyż na pieluchę miał założoną jeszcze ceratkę. Był chodzącym obrazem nieszczęścia.

- a to akurat zabawne :D, tylko ostatnie zdanie bym zmieniła, np. wyglądał jak nieszczęście.

Zacznę od tego, że piszesz bardzo prostym, wręcz szkolnym językiem. Zdania budujesz kanciaste, ledwo da się przełknąć... Mnóstwo powtórzeń, które sprawiają, że z historii robi się masło maślane.
Ten tekst nie jest jednak taki zły, jak mi się wydawało, gdy go czytałam. Zawarłeś tu jakąś ... prawdę. O tych dzieciach, jak zabiły tę kurę, potem rozbita szyba. I mały łobuz, jaki się pojawia na końcu. To jest przekonywujące i dobre.
Sugeruję, abyś popracował nad tym tekstem. Przeróbki wymaga cała ta część "opowiadania", która poprzedza właściwą akcję. Ten wstęp jest nudny, bo źle opisany. Całość do przeróbki, tak pod względem stylistyki, jak i fabuły. Postaraj się nadać tekstowi jakiegoś ruchu, bo teraz to on pełznie jak ślimak co najwyżej.
Być może robisz ten błąd co ja np i zaczynasz pisanie od razu od opowiadań. Proponuję najpierw trochę poćwiczyć. Opisać, jak wyglądały włosy Twojej pierwszej miłości, cokolwiek.
Pzdr
SzalonaJulka dnia 22.09.2009 22:09 Ocena: Dobre
Plus za tytuł - przyciąga :) czytało mi się dość gładko, chociaż błędów nie brakuje, do tych wypunktowanych wcześniej dorzucę jeszcze rzeczowy:
"(...) które potem odwirowywał w specjalnie skonstruowanej beczce wypełnionej wodą z cukrem." - "beczka" nazywa się miodarką - narrator oczywiście nie musi tego wiedzieć, ale ta woda z cukrem to już totalny nonsens - skoro odwirowuje się miód to chyba nie do wody, prawda? Cukrem rozpuszczonym w wodzie podkarmia się pszczoły, ale to zupełnie inna historia...

i jeszcze jedna uwaga:
"Zajmowały się przygotowaniami do wyjazdu na wakacje nad morze. Będą to trzecie moje wakacje, kiedy będę mógł biegać po polach i lasach, kąpać się w zimnym morzu." - coś tu nie klapuje z czasami - może lepiej: Miały to być moje trzecie...

Zastanawiam się na ile cztero- pięcioletnie dzieci są zdolne do przeprowadzenia takiej skomplikowanej akcji z polowaniem i zabiciem kury, poza wszystkim to wymaga sporo siły - może bohater powinien być ciut starszy? To tylko taka moja wątpliwość - nie neguję zamysłu autora.

Daję dobry, bo ujęcie tematu mnie zaintrygowało, a poza tym doceniam debiut :D pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty