Noch ist die Welt voll Rollen,
die wir spielen... spielt auch der Tod*...
Rainer Maria Rilke
Wyspy Nieistniejącego Czasu
– No to wybieraj – powiedział.
Dotknęła palcem mapy. Na oślep. Nawet nie patrząc.
Pochylił głowę.
– Nieźle – stwierdził. – Wyspa Nieistniejącego Czasu.
– Kiedy mam wyruszyć? – spytała obojętnie.
– Jak tylko wyrzucisz trzy wody. – Podał jej złocone kostki.
– Dwoma kostkami? – zdumiała się. – Na tych kostkach nie ma przecież wody!
– Spróbuj – zachęcił.
Popatrzyła na niego. Na nieprzeniknioną twarz i dziwne oczy w otoczce drobnych zmarszczek. Musiał być kiedyś pięknym mężczyzną. Kiedyś... zanim czas położył dłoń na jego ciele. Czas... Wyspa Nieistniejącego Czasu... Co to mogło znaczyć?
Ujęła kostki. Miarowym ruchem rzuciła je przed siebie. Zalśniło złoto. Na błękitnym morzu rozstąpiły się fale, latająca ryba przemknęła przez pianę, biały żaglowiec sunął w słonecznym blasku...
Spojrzała. Dwie szóstki.
– Blisko – powiedział. – Próbuj dalej.
– Po co? – Wzruszyła ramionami.
– To twoja szansa – odparł poważnie. – Wykorzystaj ją.
– Powiedz przynajmniej, co to znaczy? – rzuciła nagląco.
– To proste. – Uśmiechnął się do niej. – W twojej pamięci każde wspomnienie jest swego rodzaju wyspą w morzu codzienności. Nigdy nie marzyłaś, żeby czas przestał istnieć? Żeby coś trwało w nieskończoność... nie zmieniało się, nie odeszło, nie zblakło? To nie twoja ręka wybrała, to twój umysł podświadomie dokonał wyboru, więc idź za nim... Rzucaj! – polecił.
Zebrała kostki, spojrzała na nie uważniej i nagle dostrzegła w nich odbicie swojej twarzy. Jakby innej, młodszej, niezmęczonej brzemieniem doświadczeń... Rzuciła. Poleciały jak odpryski szkła z rozbitego kielicha... wylało się wino... czerwona perełka zastygła na złocie, spłynęła w dół, na mapę, i na białym piasku zastygła purpurową rozgwiazdą...
– Coraz bliżej – stwierdził.
Na błyszczącej powierzchni widniała ponownie szóstka. Druga kostka odbiła plamę światła spod lampy, rysunek liczby zamazał się, zniewidoczniał...
– Wierzysz w sprawiedliwość? – zaskoczył ją nagle.
– A co to jest sprawiedliwość? – spytała gorzko. – Zresztą może wierzę jedynie w winę i karę?
– Słuszna uwaga – przytaknął. – Sprawiedliwość to iluzja, jeszcze jedna pułapka wynikająca ze sformułowania pewnych zasad. Jak można bowiem wierzyć w sprawiedliwość, jeżeli nie zna się dalekosiężnych skutków swoich czynów...
– Ale wy już je znacie – przerwała cicho.
– My? – zdziwił się. – Powiedzmy, ja. Ale, owszem, znam.
– I to dlatego rzucam kostkami? – odgadła. – Lecz... czy w nagrodę, czy za karę?
– Może w imię wątpliwości? – Na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Moich wątpliwości. W tym przypadku twój umysł sam może dokonać oceny. Są w nim jeszcze inne wysepki. Te, o których nie chcesz pamiętać, ani do nich wracać. To też Wyspy Nieistniejącego Czasu. Wszystko zależy od tego, których jest więcej. A wina i kara? One istnieją tylko w tobie. To zaliczka, jaką dajesz za teraźniejszą iluzoryczność osądu.
– A kim ty jesteś? – spytała spokojnie.
– W ogóle, czy dla ciebie? – skonkretyzował.
– W ogóle i dla mnie – odparła.
– Dla ciebie? Panem Wysp Nieistniejącego Czasu. A w ogóle? Cóż, trudno zdefiniować miliony wyobrażeń, ulotnych pojęć, abstrakcyjnych tez stawianych przez ludzkie umysły. Możesz nazwać mnie Kimkolwiek i będziesz równie bliska prawdy, jak gdybyś nazwała mnie Nikim…
– A jeżeli nie wyrzucę wody?
– To znajdziesz się na Czarnej Wyspie – odparł. – Jednej z tych, które tak starannie ukryłaś w podświadomości.
– To przecież będzie piekło! – rzuciła gwałtownie.
– Piekło – zgodził się. – Nie wiedziałaś, że zarówno piekło jak i niebo nosimy w sobie? Trywializując, a raczej mówiąc waszym językiem, czyściec też istnieje. Przypadek Tantala jest tego najlepszym dowodem... A teraz rzucaj!
Podniosła kostki. Zważyła je na dłoni i rozglądnęła się wokół.
Wysoka, ciemna sala poznaczona była plamami bursztynowego światła... na rzeźbionych stołach leżały zwinięte rulony map, przewiązane złotym sznureczkiem... gdzieniegdzie z mroku wyłaniało się lśnieniem zwierciadło z kryształu... W powietrzu wisiała nieuchwytna i trudna do określenia smuga zapachu – coś jakby balsamiczna woń tlącego się cedru, wanilii z fajkowego dymu, aromat zasuszonej róży... Sala zdawała się nie mieć ni początku, ni końca... Jeszcze jedna Wyspa Nieistniejącego Czasu – pomyślała.
Obok Nikt-i-Ktokolwiek zawisł spojrzeniem na jej wargach.
Poruszyła nimi? Czytał w myślach?
– Rzucaj – przynaglił.
Jego twarz, schowana w półmroku, nosiła cechy wszystkich mężczyzn świata.
Tylko oczy były własne.
Nabrała powietrza i zanim rozum zdążył uświadomić jej, co zamierza, kostki po-leciały w mrok, przecinając złociście plamy światła, kręcąc się i obracając jak satelity nienazwanych planet. Brzęknęła rozkołysana lampa... w świetlistej smudze blasku kostki zalśniły efemerycznie i uderzając w cel, opadły na ziemię. Zwierciadło pękło, rozsypało się, w iskierkach kryształu odbijając tęczę, rozmigotał mrok, dźwięczące echo powróciło od ścian i umilkło, wessane w ciemność. Nastała cisza. Tylko lampa chwiała się jeszcze... Przysypane okruchami lustra złote kostki powtarzały nieskończoność.
– Wygrałaś – powiedział cicho.
Odłamki zwierciadła lśniły jak woda koralowych mórz w południowym słońcu... Jak obietnica spełnienia wszystkich nieuświadomionych marzeń...
– Mogę wybierać? – upewniła się jeszcze.
Skinął głową.
– Wybieram ciebie – powiedziała.
– Nie jestem twoją Wyspą – zaznaczył spokojnie.
– Już jesteś – stwierdziła cicho. – Perłowoszarą Wyspą gdzieś pośrodku drogi... między czarnym a złotym... a może na drodze do raju?
– Czemu chcesz przeżywać niewiadome, skoro możesz wybrać spełnienie? – zapytał Nikt-i-Ktokolwiek.
– Bo chcę przeżywać niewiadome spełnienie. Z tobą – odparła. – Wszystko tamto i tak już nie wróci, nawet jeżeli cofniesz mnie w przeszłość... To już nie będzie to samo. Nie wierzę w przeszłość. Chcę poznać przyszłość. Nie potrafię tego określić, ale chcę iść naprzód, przez Wyspy Istniejącego Czasu. Z tobą – dokończyła cicho.
Nikt-i-Ktokolwiek popatrzył na jej twarz, na wyczekujące, zasnute lekką mgiełką zamyślenia oczy i podniósł się z miejsca.
– Tego oczekujesz? – zapytał.
Wyciągnął ramiona i przytulił ją do piersi.
Szeroki, czarny płaszcz spłynął na jej głowę.
Wtopiła się w ciemność.
_____________________________________________________________
– Nie wiedziałaś, że nie ma Wysp Istniejącego Czasu? – spytał Nikt-i-Ktokolwiek, rozchylając poły płaszcza.
– Thanatosie... – szepnęła, z głową wciąż na jego piersi.
– Nie ma – powtórzył. – Czas zawsze jest dokonany. Lub taki, na który się czeka.
– A jeżeli czeka się w nieskończoność? – spytała.
– To prawda – odparł. – Wtedy nic, co dzieje się wokół, nie ma znaczenia. Nie istnieje. Tym niemniej, odchodzi w przeszłość...
– Wszystko, oprócz czekania – dorzuciła cicho. – A ty? Czy też czekałeś kiedykolwiek na coś?
– Czekałem na ciebie – powiedział. – Długo.
– I wiedziałeś, co zrobię – stwierdziła ze smutkiem.
– Nie! – zaprzeczył. – Tego się nie da przewidzieć. Zaskoczyłaś mnie, wybierając.
– Wielu cię już wybrało – szepnęła.
– Nie dałem im szansy – przyznał spokojnie. – Tobie, tak. Chciałem zobaczyć, jak postąpisz. I dlatego nie mogę zabrać cię z sobą. Związałaś mi ręce tym rozbitym zwierciadłem. Uwolniłaś wodę – eliksir życia.
– Jak w baśni? – spytała.
– Bardziej – powiedział. – To jak nieśmiertelność. Ponadczasowe marzenie o mitycznej Arkadii, które spełniło się w odpryskach lustra…
– Przez całe życie jesteśmy niespełnionymi kochankami ciebie, Thanatosie – stwierdziła cicho. – Nie można tego zmienić. Jak więc zamierzasz to uczynić?
– Zostaniesz tutaj – powiedział. – I co noc będziemy rzucać kości. Zaczniesz marzyć o tym, by móc wypowiedzieć życzenie. A kiedy uda ci się wygrać...
– Nie! Pozostawię to życzenie tobie – stwierdziła. – Nieśmiertelność przecież nic nie daje. Ile trzeba czasu, by nasycić się życiem, zmęczyć, by stępiła się wrażliwość, spowszedniała przygoda, ostygły uczucia... By nawet pamięć szczęścia zatarła się i zblakła... Nie chcę nieśmiertelności. Będę czekać na ciebie. To stanie się moją Wyspą. Wyspą Zapomnianego Czasu…
– A więc rzucaj – powiedział. – Może uda ci się uwolnić wodę Lety.
– I to wystarczy? – spytała.
– Nie. Ale będziesz szczęśliwa – uśmiechnął się lekko.
– A więc szczęście jest niepamięcią? – spytała zdziwiona.
– Tak. Szczęście jest niepamięcią wszystkiego, co nie jest szczęściem – odparł poważnie. – Chociaż i odwrotnie, niepamięć też może być szczęściem.
– Wybieram to pierwsze – szepnęła.
– Jeszcze nie wygrałaś – przypomniał jej spokojnie. – I możesz nie wygrać.
– Więc co mam robić? – Spojrzała na niego.
– Rzucaj – powtórzył, kładąc przed nią trzy złote kostki o lśniących, połyskliwych powierzchniach. – Wystarczy, że wyrzucisz jedną czarną wodę. Wodę Lety...
Zgarnęła kostki w stulone dłonie, pochyliła głowę i zamknęła oczy. A potem, delikatnym ruchem unosząc ramiona, rozwarła palce nad kryształowym kielichem... szkło zaśpiewało srebrzyście... kostki brzęknęły o dno i wino zmieniło kolor, ciemniejąc w atramentową czerń bezgwiezdnej nocy... Nie podnosząc powiek ujęła kielich, strącając parę kropel i przytknęła go do ust...
– Nie, nie pij – powstrzymał ją. – Nie musisz. Udało ci się. Wygrałaś. Więc czy teraz mogę wypowiedzieć życzenie? – zapytał cicho.
– Mów – szepnęła łagodnie.
– Weź mnie w ramiona – odszepnął – żebym wiedział, jak to jest, kiedy można umrzeć...
Spojrzała mu w twarz, w pociemniałe nagłym pragnieniem oczy, zasnute mgiełką oczekiwania, i podnosząc się z miejsca, łagodnym ruchem objęła jego głowę, przytulając do piersi.
Szeroki, czarny płaszcz spowił ich oboje.
Wtopili się w ciemność.
_____________________________________________________________
– Nie wiedziałeś? Jak mogłeś nie wiedzieć, że te wszystkie Wyspy są przecież tym samym? – spytała cicho pod namiotem płaszcza.
– Wiedziałem – powiedział. – Są takie same, bo ich nie ma, nie istnieją, a jeżeli nawet, to tylko w nas i dlatego jednocześnie są zupełnie inne, jak inni jesteśmy my sami. Więc żeby znaleźć się na jednej z tych Wysp razem z tobą, musiałaś wziąć mnie w ramiona, jak przedtem ja ciebie.
– Thanatosie – szepnęła. – A więc to prawda, że jesteś najbardziej samotnym Nieistnieniem na świecie?
– To prawda – przyznał powoli, po czym dodał ze smutkiem. – Każda istota, którą zabieram, odchodzi ode mnie. Przemierzam czas i gwiazdy, lecz nic mi nie pozostaje, oprócz pustki.
– Lecz teraz i ty będziesz miał swoją Wyspę. Wyspę Zapamiętanego Czasu – powiedziała miękko i kojącym gestem przytuliła jego dłoń do twarzy.
– Dziękuję ci za nią – wyszeptał. – Nikt mi jeszcze tyle nie ofiarował. Lecz czym mógłbym odwdzięczyć się tobie? Za tę chwilę, kiedy byłem śmiertelny i poznając smak szczęścia, umierałem w twoich ramionach... Czym? Powiedz.
– Zwróć mi kogoś – poprosiła cicho. – Nie przeszłość. Zwróć mi czyjąś przyszłość... wszystkie dni, których nie przeżyliśmy razem, nasze niepoczęte dzieci, wspólne życie, starość, wszystkie plany, marzenia, uczucia, wszystko to, co nie spełniło się kiedyś, bo zabrakło czasu... bo wybrał ciebie... i przegrał. Zwróć mi...
Nikt-i-Ktokolwiek popatrzył z nagłym smutkiem na jej błagalne, pełne nadziei oczy i zawahał się.
– Jesteś pewna? – zapytał. – Pewna, że tego właśnie chcesz?
Skinęła głową.
– I po to sprowadziłaś mnie na swoją Wyspę? – upewnił się. – A jeżeli się mylisz?
– Wrócisz po mnie. Albo ja wrócę do ciebie – przyrzekła.
– To już nie będzie to samo – stwierdził spokojnie. – Przegrani nie stawiają warunków, wiesz o tym. Stracisz wszystko. Czy więc nadal tego pragniesz? Pamiętaj, mogę oddać ci czyjeś życie, lecz to nie znaczy, że oddaję ci jego przyszłość. Nie! Nawet jeżeli ty tego chcesz... nie mogę...
– Więc po co jest życie? – zapytała z rozpaczą. – Czemu istniejemy, czym jest to nasze ulotne, nic nieznaczące trwanie? Czym?!
– Iluzją mitu – powiedział. – Przemieszczaniem się w czasie, który nie istnieje. Wyspą Usiłowań w strumieniu Niepamięci. Niczym szczególnym ani szczególnie ważnym, a jednocześnie ważnym szczególnie, choć tylko przez chwilę i dla ciebie, jak dla każdego z was... Nie, nie mogę – powtórzył.
– Więc podaruj mi jego wieczność tutaj... Wieczność Zapamiętanego Czasu – powiedziała błagalnie.
Nikt-i-Ktokolwiek zawahał się.
– Nie jestem Panem Czasu – stwierdził ze smutkiem. – Jestem Panem Chwili. Tej, która przychodzi raz w życiu i zabiera was z sobą. Ale można ją przeżyć wielokrotnie, chociaż nie do końca. Czy tak chcesz przeżywać? Tylko to bowiem wolno mi komuś ofiarować.
– Chcę – powiedziała. – Jeżeli będziesz miał jego twarz i jego ciało... Tak, chcę!
– Zawsze mam czyjąś twarz i czyjeś ciało – odparł łagodnie. – Bo spełnienie u granicy trwania jest spełnieniem ostatecznym, a każda z Wysp to tylko przelotna pociecha pożegnań.
Zamknęła oczy.
Nikt-i-Ktokolwiek uśmiechnął się lekko, jego twarz zaczęła zmieniać się, młodnieć, przeobrażać... rysy złagodniały, zniknęły cienie na policzkach, a potem, uniósłszy rękę, dotknął jej powiek i kiedy spojrzała, nie chciała widzieć już nikogo więcej...
Szeroki, czarny płaszcz opadł z jego ramion i wtopił się w ciemność.
_____________________________________________________________
– I to już wszystko? – spytał Ten-Ktokolwiek-To-Był.
– Nie – dokończyła z uśmiechem. – To dopiero początek...
_____________________________________________________
* Świat pełen jest jeszcze ról, które gramy... gra także śmierć...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt