Koniec podróży.
Podróż trwała już od dłuższego czasu. Lecz tak naprawdę czas nie grał większej roli w moim życiu. Był praktycznie bez znaczenia. Cała moja rasa skazana była na wieczność. Pochodziłem z planety, gdzie warunki egzystencji tworów organicznych były doskonałe i my jako naczelne istoty posiadaliśmy możliwość egzystencji nieograniczoną. Zakończyć ją można było tylko na własne życzenie. Gdy odchodził jeden osobnik, mógł się dopiero narodzić następny, przez co mieliśmy nadmiar wszystkiego. Przestrzeni, świeżego powietrza i resursów naturalnych, potrzebnych naszym organizmom do przetrwania.
Mój pojazd przebywał przestrzeń bez trudu, przemieszczając się z ogromną prędkością, przekraczającą parokrotnie prędkość światła. Byliśmy jedyną cywilizacją we wszechświecie, która doszła do tych rozwiązań, za pomocą przyrodzonych nam zdolności i rozwinięciu technologii, graniczących z niemożliwym.
Pojazd w którym się znajdowałem, był to rodzaj kapsuły, która wykorzystywała odwrotność przyciągań grawitacyjnych planet, obok których przelatywało to urządzenie. Siła przyciągania przemieniana była w siłę odpychania poprzez zmianę fazy grawitacji i przez specjalny transformator zwielokrotniana, do granic możliwości.
Osobnicy naszej rasy wyglądali podobnie do niektórych mieszkańców kosmosu. Mieliśmy po cztery macki; dwie dolne służyły do przemieszczania się w pionie, pozostałe dwie do wykonywania czynności manualnych. Po gładkich powierzchniach mogliśmy przemieszczać się używając czterech kończyn, a gdy musieliśmy pokonywać siły grawitacji nasze macki przysysały się do powierzchni. Osobnicy rodzaju męskiego posiadali trzy narządy służące do zapładniania, a rodzaj żeński miał trzy otwory, pasujące do naszych części. Bardzo rzadko były one jednak używane, u niektórych w czasie ich wieczności nigdy.
Wyhamowałem kapsułę, chcąc przyjrzeć się lepiej mijanym planetom. Z naprzeciwka zbliżała się kula, która wywołała w moich zwojach mózgowych obrazy z przeszłości. Musiałem tu być wcześniej. Czyżby to nie miał być przypadek? Tak, byłem już tutaj kiedyś. Ta planeta rządziła się swoimi prawami i w kalendarzu który tu obowiązywał upłynęło ponad dwa tysiące lat. Wtedy miałem okazję zejścia na nią, gdyż przylecieliśmy tu normalnym statkiem kosmicznym. Przebywaliśmy tam czterdzieści parę lat, licząc lata według tamtejszych prawideł. Ale dla nas był to okruch, jak ziarnko piasku na pustyni. Mieliśmy możliwość transformacji naszych postaci, tak że nikt nie zauważył naszej inności; no może nie do końca... Po upływie czasu spędzonego tam, nasi współplemieńcy zabrali nas stamtąd siłą i odtransportowali z powrotem na naszą wieczną planetę... Z moich wspomnień wyrwał mnie ruch, jaki zarejestrowałem kątem oka. Z mojej lewej strony zbliżał się jakiś przedmiot, który wyhamowywał prędkość, wychodząc z nadnaturalnego przyśpieszenia. Ciągnęła się za nim smuga drobinek ognistych.Gdy ludzie żyjący tam w dole widzieli coś takiego, nazywali to kometą.
Pojazd zmniejszył prędkość tak, że istota siedząca w nim musiała zauważyć moją kapsułę. Ja też widziałem go bardzo wyraźnie. To była taka sama kapsuła jak moja. Pochodziła z mojej planety. Czyżby gdzieś niedaleko znajdowała się nasza baza?
Odwróciłem kapsułę wizjerem szklanym w kierunku tej drugiej. Tamta robiła to samo. Jakież było moje zdziwienie!!! W drugiej kapsule znajdowała się istota, którą pokochałem kiedyś od pierwszego spojrzenia, i której już nigdy miałem nie zobaczyć! Ona mnie też rozpoznała.
Włączyłem komunikator telepatyczny, przyssałem się czterema mackami do szyby wizjera, moje trzy narządy napęczniały do granic możliwości jakby chciały ją wypchnąć. Ona też przywarła w swojej kapsule; z jej trzech otworów wydobywała się biała gęsta ciecz, co wskazywało na nienaturalny stan podniecenia.
-Jak to się stało, że się tutaj znalazłaś; zostaliśmy przecież wyrzuceni w kosmos i tak obliczono tory naszych dróg, że nigdy mieliśmy się nie spotkać?
-Z pozoru był to przypadek
-Jak to?
-Trafiłam niedawno na wybuch supernowej i siła wybuch zmieniła diametralnie tor mojego lotu...
-A czemu z pozoru?
-Fikcja kompletnie mnie nie interesuje; interesuje mnie tylko rzeczywistość.
-Nie rozumiem Cię zupełnie?
-W fikcji chciano nas umieścić w kosmosie z dala od siebie, raz na zawsze a w rzeczywistości dzięki naszym myślom jesteśmy znów razem...
-Rozumiem...
-Po tym jak nas odtransportowano z powrotem i osądzono za naszą miłość, myślałam że już Cię nigdy nie zobaczę. Ale zdarzył mi się bardzo dziwny przypadek. Otóż gdy byłam już na rampie transportowej, tuż przed odlotem na wieczność, którą miałam spędzić bez Ciebie, podszedł do mnie bardzo już stary osobnik, który jak się okazało posiadał ogromną wiedzę o kosmosie. Był mędrcem. Powiedział mi że największym kosmosem jest nasz mózg. Że jeśli czegoś bardzo pragniemy i myślimy o tym, wszystko jedno co to by było, to nasze myśli wędrują w kosmos, a potem wracają zmaterializowane w to o czym tak intensywnie myśleliśmy. Na tym też opiera się sukces naszej cywilizacji.
-Ja też o niczym innym nie myślałem, jak o tym żeby Ciebie spotkać i zostać z Tobą na zawsze!
-No widzisz, a więc to jednak prawda.
-Pamiętasz nasze życie na tej planecie, dwa tysiące lat temu?
-No pewno że pamiętam! Ty byłaś Marią Magdaleną, a ja Jezusem. Nauczałaś tych ludzi wyuzdanego seksu...
-A ty nauczałeś jak być dobrym; wpajałeś im jak żyć, żeby ta planeta żyła jak najdłużej. Potem różni kombinatorzy zaczęli deformować Twoją naukę, tak że prawie nic z niej nie pozostało...
-A pamiętasz jak zmartwychwstałem, a Ty musiałaś udawać, że bierzesz mnie za ogrodnika, chociaż wiedziałaś że to ja?
-Nie mogłam pohamować śmiechu..., pamiętasz?
-Tak, pamiętam...
-Każde z nas nauczało czegoś innego, chociaż z religii nie pozostało wiele... za to seks zrobił się intratnym interesem.
-Tak, wiem to... też miałem włączony cały czas informator międzyplanetarny.
-W każdym razie nasze nauki nie poszły w las, jak mówią tam na dole, chociaż seks jest bardziej popularny od religii...
-
-Teraz znów będziemy mogli być razem, kochana!
-Cieszę się z tego bardzo, że dzięki naszym myślom nam się to udało. Ale jeśli przekroczymy atmosferę ziemską w naszych kapsułach, będziemy musieli poddać się prawom tej planety.
-Wiem najdroższa; będziemy musieli umrzeć jak wszyscy, tam...
-Wiem mój kochany, ale pozostaje nam jeszcze sto piętnaście lat życia, dzięki naszym organizmom. I nie chcę już, żebyśmy znowu byli Magdaleną i Jezusem; znajdziemy sobie inne tożsamości.
-Kocham Cię nad życie i nad gwiazdy, i przemierzając wszechświat marzyłem o tym żebyśmy razem żyli, starzeli się i razem umierali.
-Też kocham Cię nad życie i nad gwiazdy i chcę być na zawsze z Tobą... to do zobaczenia tam na dole!!!
Przestawiliśmy generatory mocy na przyciąganie ziemskie i nasze kapsuły weszły w atmosferę. Wylądowaliśmy obok wioski El-Me-dżel.
Pamięci świętej Magdaleny.
Dla mojej Leny.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ferdynand · dnia 06.10.2009 08:39 · Czytań: 581 · Średnia ocena: 1,33 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: