Krypta cz.1 - webciak
Proza » Długie Opowiadania » Krypta cz.1
A A A
...Siedząc w fotelu, wolno popijałem herbatę, kątem oka obserwując wolno zanikającą w powietrzu parę. Obserwowałem jak znika, równomiernie do utraty ciepła przez ciecz koloru słonecznego popołudnia, którego nabrała dzięki plastrowi cytryny. Lecz było to jedynie chwilowe zajęcie pozwalające na rozbudzenie zmęczonych oczu. Zmęczonych czytaniem, książki, która mnie nie nużyła, wręcz przeciwnie, coraz bardziej ciekawiła z każdą przeczytaną stroną. Czytałem ją jednak od dłuższej chwili, przez co mój umysł uległ uśpieniu, z którego starałem się go wyciągnąć by móc kontynuować lekturę. Postanowiłem, dlatego zrobić sobie herbatę, którą teraz z wolna popijałem. Mimo, że od tego zdarzenia minęła chwila, myślałem, co zrobić jeszcze, aby jednak nie usnąć i dowiedzieć się, na czym jest oparta intryga, wokół, której toczyła się cała akcja opowiadania. Historia zawarta w mej lekturze była tym bardziej interesująca, że jej tok rządzony był przez ironię losu, co raczej było rzadko spotykane w tego typu książkach. A więc rozglądałem się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia, mój wzrok jednak nie padł na telewizorze gdyż nie chciałem zmiękczać swego umysłu a raczej pobudzić go do działania. Pomyślałem, że miło by było posłuchać jakiejś miłej dla ucha muzyki. Wstałem, więc kierując się w stronę radia, które stało na półce zaraz obok kilku książek, do których lubiłem sięgać w związku z emocjami, jakie we mnie wywoływały. Znajdował się wśród nich tom Rozmyślań Marka Aureliusza-wybitnego stoika, wiersze Leopolda Staffa oraz wiele innych dzieł z różnych epok i gatunków literackich. Tym razem jednak nie miałem ochoty na przyglądanie się im nawet na chwilę. W momencie, gdy włączyłem radio mym uszom objawił się dźwięk, którego tak bardzo teraz pragnęły, otóż była to rSonata B- moll op. 35 Fryderyka Chopina. Sonata o charakterze monumentalnego dramatu. Dzięki niej zapominałem o bożym świecie, wpadając w bezdenną toń myśli i marzeń. Nie zauważyłem, że drzwi od pokoju, w którym się znajdowałem po cichu się uchyliły i gdy ja pozwalałem się porwać muzyce ktoś zakłócał moją samotność, moją prywatną ostoję. Nagle usłyszałem klaskanie wydobywające się z za moich pleców, a dokładnie z fotela, na którym przed chwilą siedziałem. Odwróciłem się zdenerwowany, że to moja pokojówka ponownie pozwoliła sobie na złamanie mojego zakazu by nie przeszkadzać mi, gdy oddaję się lekturze. Lecz to nie była ona. Na fotelu siedział nieznajomy mi mężczyzna, ubrany w garnitur szyty na miarę, w którym wyglądałby jak James Bond, gdyby nie żółte zęby iskrzące się w ironicznym uśmiechu. Jego twarz nie przypominała mi nikogo znajomego, zresztą wątpię żeby komukolwiek by kogoś przypomniała. Taką twarz można spotkać na każdej ulicy, każdego miasta. Opis tej osoby zamykał się w paru słowach: wysoki brunet, oczy koloru piwnego, dosyć dobrze zbudowany i...tyle. Jedyna rzecz, która go wyróżniała z tłumu to ten uśmiech, serdeczny i ordynarny zarazem, miły i złowieszczy. Gdy tak studiowałem fizjonomię tej imitacji Bonda Chopin kończył pokaz swych umiejętności.
- Może pan usiądzie- przemówił mój rgość, wskazując na fotel stojący naprzeciw tego, na którym siedział.
- Chętnie- odpowiedziałem, zastanawiając się, kim jest- Czym mogę zawdzięczać tą niezapowiedzianą wizytę i kim pan w ogóle jest?- spytałem mając nadzieję, że uzyskam jakieś odpowiedzi na gnębiące me pytania.
- Hm, wizytę tą zawdzięcza pan samemu sobie- mówił szczerząc te ohydne, żółte zęby- a to, kim jestem niech póki, co pozostanie tajemnicą, jeśli to panu nie przeszkadza.
Było mi to w jak najmniejszym stopniu obojętne, ale postanowiłem nie odpowiadać na to pytanie, gdyż spod marynarki mojemu kompanowi wystawał wyraźnie pistolet, więc wolałem nie ryzykować by go nie urazić. Od emocji wywołanych zobaczeniem broni zaschło mi w ustach, nie miałem już jednak ochoty na herbatę, która zdążyła wystygnąć w oczekiwaniu na konsumpcję, która jednak została przerwana wizytą rBonda. W tym momencie myślałem raczej o czymś mocniejszym. Spojrzałem w stronę szafki, która pełniła rolę barku, a która była dosyć dobrze wyposażona w alkohol.
- Czy nie będzie panu przeszkadzało, że zrobię sobie drinka? A może ma pan również ochotę na coś mocniejszego?- spytałem, wskazując na skupisko butelek stojących na szafce w otoczeniu szklanek i kieliszków różnego rodzaju.
- Ja dziękuję, nie piję w pracy, ale jeżeli pan ma ochotę to bardzo proszę, nie będę powstrzymywał.
rW pracy? Ciekawe, co miał na myśli mówiąc praca? Mam nadzieję, że nie był jednym z tych fanatyków, którzy od dawna starali się mnie pozbyć, gdyż jak sami mówili uraziłem ich Boga, przez co wydał na mnie wyrok śmierci. W końcu było to dawno, nikt już nawet tego nie pamiętał. Nie zrobiłem wtedy nic złego, po prostu otworzyłem kryptę, w której według nich leżał mesjasz ich wiary. Przecież takie działania należą do mojej pracy, jestem przecież archeologiem. Jednak sprawa tego grobowca była naprawdę dziwna, od początku, gdy zaczęliśmy prace wydobywcze pojawiały się jakieś usterki, dziwne choroby, na które zapadali uczestnicy wyprawy. Najdziwniejsza była ta stara kobieta, która pojawiła się pewnego dnia w moim namiocie, bredząc coś o jakiejś klątwie, o śmierci niewiernych, no i oczywiście o zakłócaniu spokoju Boga. Zdziwiło mnie to, że ochrona ją przepuściła, przecież teren wykopalisk był zamknięty dla ludzi. Zaraz po jej wyjściu miałem iść ich z nimi porozmawiać, ale gdy wyszedłem z namiotu nikogo wokoło nie było, tak jakby znikła wtopiwszy się w dżunglę. Wtedy mnie to nie zastanawiało, bardziej byłem zmartwiony tym, co się wydarzyło później.
- Powiedział pan rpraca, na czym ona polega, jeśli mogę wiedzieć?- powiedziałem wracając na swoje poprzednie miejsce ze szklaneczką whisky w ręce.
- Profesorze. Niech pan nie będzie śmieszny, nie przyszedłem tu z panem rozmawiać o mojej pracy, a o pańskiej. Przecież zdaje pan sobie w pełni sprawę z powodu, dla którego tu jestem. Nie tracić niepotrzebnie czasu, więc jeśli byłby pan tak dobry proszę to oddać.
- Oddać? Ale co? Przykro mi, ale nie rozumiem.
- Zrozumie pan- powiedział sięgając do lewej kostki. Jak się okazało do nogi miał przyczepiony pokaźnej długości nóż, który nie wiem, kiedy znalazł się przy mej szyi.
Nie rozumiałem z tego nic, prócz tego, że trafiłem na kogoś gorszego od tych fanatyków, którzy do tej pory mnie atakowali. Oni prawie nigdy nie sięgali po takie środki perswazji, a przynajmniej zawsze atakowali mnie w miejscach publicznych by pokazać światu wagę swojej misji i wielkość wiary. Ten osobnik różnił się od nich diametralnie. Siedziałem tak z nożem przy gardle, myśląc, że to już koniec. Lecz to nie był koniec, a dopiero początek, gdyż Bond odsunął nóż od mojej szyi i uderzył mnie w twarz z taką siłą, że aż spadłem oszołomiony z fotela. Leżałem tak przez chwilę obserwując swego oprawcę, gdyż teraz już mogłem tak go nazwać i czekając na jego następny krok.
- Niech pan wstanie- wykrzyknął pełen gniewu- i przestanie udawać, że nie wie pan, o co chodzi. A jeżeli naprawdę pan nie pamięta, to postaram się odświeżyć panu pamięć- mówiąc to uśmiechał się przypominając amstafra, który zaraz zagryzie swoją ofiarę.
Nie wydarzyło się jednak nic, co można by określić mianem drastycznychr1 wydarzeń. Wstałem z podłogi i usadowiłem się na fotelu, trzymając się za szczękę, która okropnie bolała, nie żebym był mięczakiem, ale ten cios był nienaturalnie silny. Starałem się znaleźć w pamięci jakieś wydarzenie, którym mógłbym zasłużyć na takie traktowanie przez tego osobnika. Nie znajdowałem jednak w pamięci nic takiego, co by tłumaczyło jego zachowanie. No, chyba, że.....Ale, nie, to niemożliwe. On tego nie mógł przeżyć, a do tego wynająć kogoś takiego.
- Mówię to z trudem po tym, co przed chwilą pan zrobił, ale nie mam pojęcia, o czym pan mówi- powiedziałem patrząc mu głęboko w oczy, szukając w nich, chociaż cienia zrozumienia.
- No, cóż. Rozumiem pana profesorze, takie wydarzenia człowiek stara się jak najszybciej zapomnieć, spychając je na sam kraniec świadomości, bo na sklerozę nie można w tym przypadku zrzucić winy, gdyż jest pan jeszcze dosyć młody, w końcu czterdzieści trzy lata to nie jest tak źle.
Jeżeli chodziło o wiek i moją sprawność psychofizyczną to nie lubiłem o tym rozmawiać, więc nawet nie skomentowałem tego, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- Zapewne w pierwszym momencie skojarzyłem się panu z tymi jak pan zwykł ich określać rfanatykami- stwierdził, bardziej niż spytał, a ja tylko przytaknąłem twierdzącym ruchem głowy- Nie mylił się profesor zbytnio, gdyż to ma związek z tamtymi wydarzeniami. Żeby bardziej rozjaśnić panu umysł postaram się opowiedzieć cała historię od początku, pomijając jednak pewne wątki. Otóż, jak pan zapewne pamięta, przed paroma laty wybrał się pan by wydobyć lub też raczej odkryć dla świata kryptę Ariasza, Boga dla tych fanatyków. Spotkał się pan z wieloma przeciwnościami i problemami, które nie było łatwo wytłumaczyć w logiczny sposób. I nie chodzi mi bynajmniej o nagłe pojawienie się i jeszcze szybsze zniknięcie tej staruchy, a raczej o nagłe zachorowania pomocników, na jak się wydawało zwykłe choroby, na które jednak zmarli. Lekarze byli bezsilni, podobnie jak w przypadku pana towarzyszy, którzy zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach zaraz po powrocie do kraju. Tylko pan przeżył.
To prawda, z moich towarzyszy, którzy ze mną wtedy byli tylko ja przeżyłem. Hobgersra znaleziono w wannie pełnej wody, jednak nie to było dziwne, gdyż usta i płuca miał wypełnione piaskiem z rejonów, z których pochodziła krypta. Reszta ekipy zginęła w nie mniej tajemniczych okolicznościach. Najbardziej zabolało, gdy musiałem zidentyfikować ciało mojego nauczyciela, który zawsze mawiał żeby publikować swoje odkrycia nawet te najmniej ważne, przez co jego lista dzieł była tak okazała. Jego ciało odnaleziono w parę dni po jego zniknięciu, w muzeum gdzie umieściliśmy mumię wydobytą z krypty. Zwłoki były w stadium daleko posuniętego rozkładu, co było bardzo dziwne gdyż zniknął zaledwie dwa- trzy dni wcześniej. W prawej dłoni trzymał kopertę, zaadresowaną do mnie, w środku jednak nie znajdowało się nic, nic prócz napisu od, wewnątrz, który brzmiał: rAriasz = Jaggerr...Jaggerr- tak brzmiało nazwisko człowieka, mojego przyjaciela, którego zostawiliśmy w krypcie, gdy uległa zamknięciu. To nie była nasza wina. Gdyby nie jego ciekawość może by się nic nie stało. Jednak on nie mógł się mścić za to, że po niego nie wróciliśmy.
- Nie mógł? Jest pan tego pewien?- spytał rBond, tak jakby czytał w moich myślach.
- S..sk..skąd pan wie, że o tym pomyślałem- zapytałem zdziwiony i wystraszony.
- Wiem więcej niż się panu wydaje. I potrafię rzeczy, o których nie potrafi pan sobie wyobrazić. Proszę kontynuować pańskie rozmyślania, może dojdzie pan do sedna sprawy, jeśli zbytnio się pan oddali od głównego wątku postaram się sprowadzić profesora na odpowiedni tor.
Nic już nie mówiłem, tylko posłuchawszy rady zająłem się myśleniem. Starałem się przypomnieć wszystkie wydarzenia związane z kryptą Ariasza, było to trudne zadanie, gdyż strąciłem je na kraniec świadomości. Mniej więcej wiedziałem do czego zmierza, co miałem zwrócić, ale postanowiłem się z tym od razu nie zdradzać, a tym samym nabyć trochę czasu.
- Mogę zapalić?- spytałem, myśląc jedynie o łagodzącym działaniu dymu nikotynowego krążącego powoli po płucach.
- Ależ proszę, sam chętnie zapalę- powiedział podając mi papierosa.
Spojrzałem na niego zanim włożyłem go do ust, był to Lucky Striker Cóż za ironia losu. Myślałem chwilę o tym w czasie, gdy rBond przypalił mi papierosa elegancką zapalniczką, widocznie robioną na zamówienie. Był zrobiona ze złota z wygrawerowanym smokiem na jednej stronie i tygrysem na drugiej. Zamiast oczu oba stworzenia miały iskrzące się brylanty. Przypomniało mi to o figurkach, w krypcie przedstawiających dziwne zwierzęta- pół lwy, pół węże. Nie spotkałem się z czymś takim w żadnej z mitologii. Ale zacznę od początku. Mój mistrz, nauczyciel zajmował się historią Ariasza już od dłuższego czasu zanim ja dołączyłem do badań. Sam Ariasz wiódł żywot- według opisów, do jakich udało się nam dotrzeć- pustelnika. Był niczym mnich- filozof, a zarazem wojownik. Znał wiele sztuka walki, które dzisiaj są już zapomniane, a które były niebywale śmiertelne oraz posługiwał się biegle wieloma językami, znając całą ówczesna myśl filozoficzną. Żył sam pośród piasków pustyni, przyjmując na nauki chętnych do tego ludzi, których jednak sam wybierał poddawszy ich wcześniej testom fizycznej sprawności i lotności umysłu. Niewielu osobom udało się przejść te testy, ale ci, którym się udało cieszyli się wielkim poważaniem, jako jego uczniowie. Spędzał swój żywot na przekazywaniu wiedzy, do momentu, gdy jego pustelnia została zaatakowana przez jednego, z tych, których odrzucił, nie dając dostępu do swych nauk. Wraz z grupą najemników Miush- bo tak brzmiało jego imię- napadł na Ariasza i jego uczniów, zabijając wielu. Tego dnia Ariasz zginął zabijając wcześniej wielu z najemników, a na samego Miushra rzucając straszną klątwę. Klątwa była tak straszna, że nikt nie śmiał jej powtórzyć w swych zapiskach, tak, że o jej kształcie i wyglądzie nie można nic powiedzieć. Sam Ariasz został pochowany w krypcie wybudowanej w miejscu jego obozu, a zarazem miejscu gdzie zginął. Ludzie mawiali, że kto się ośmieli zakłócić spokój śpiącego mnicha zostanie straszliwie ukarany, nawet bardziej od Miushra. Zrozumiałe jest, znając zabobonność ludu, że nikt nie odważył się na wejście do krypty, ale my naukowcy nie wierzyliśmy w to, myśląc, że jest to po prostu opowiastka mająca na celu odstraszanie złodziei. Tak, więc wyruszyliśmy ja, mój mistrz oraz piątka innych archeologów, aby odkryć tajemnicę rśpiącego mnichar. Wśród naszych towarzyszy był mój przyjaciel Jaggerr. Zanim dotarliśmy do samej krypty napotkaliśmy wiele problemów, o niektórych wspomniałem wcześniej, a resztę przemilczę, gdyż nie wnoszą w sprawę zbyt wiele........c.d.n.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
webciak · dnia 10.08.2006 13:52 · Czytań: 795 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:77
Najnowszy:ivonna