Diabeł w jeansach - HHUrbaniak
Proza » Inne » Diabeł w jeansach
A A A
DZIEŃ PIERWSZY

Mężczyzna siedział przy komputerze i bez celu klikał po kolejnych adresach internetowych. Przeglądał pocztę, sprawdzał na komunikatorze, z kim mógłby zamienić parę e-słów i nagle jego biurko zaczęło wibrować. Dostał SMS od e-numeru, o czym świadczyła strzelająca szybko różnymi kolorami lampka pracy. Gdy na telefon nic nie przychodziło lampka pracy migała na niebiesko, co jakieś dziesięć sekund. Podniósł z biurka komórkę by sprawdzić, kto go niepokoi o dwudziestej drugiej czterdzieści siedem. Wszedł do skrzynki odbiorczej i ujrzał „Nowa wiadomość od Cień”. Nie miał pojęcia, o co chodzi, bo w książce adresowej nie zapisywał nikogo pod taką nazwą. Przeczytał wiadomość, która głosiła: „W spodniach, w jeansach diabeł stał, z ciebie się śmiał, zeżrę twoją sukę i będziesz czarny, czarny jak ściana do czarnego rana.” Czarny jak ściana? Zapytał siebie. Nie miał pojęcia, co jest grane, czy ktoś sobie z niego żarty stroi, czy to zjawisko e-paranormalne i miał to gdzieś, bo gardło Mężczyznę bolało, wręcz piekło, czuł, że zbliża się grypa. Dlatego doszedłszy szybko do wniosku, że SMS to omam wynikający z przemęczenia i choroby, rzucił telefon na blat. Zbierał się powoli do łóżka, gdy dostał kolejnego SMS. Podniósł komórkę i przeczytał go. Jego dziewczyna życzyła mu dobrej nocy. Odpisał, nie pamiętając kompletnie, że przed paroma sekundami dostał dziwną wiadomość od Cienia, odłożył telefon tam gdzie leżał i wyłączył komputer. Zastanawiał się czy będzie się kąpał dzisiaj, czy jutro rano. Lepiej rano. „Albo nie, rano tylko umyje głowę, nie spociłem się dzisiaj, to nie będę śmierdział.” Na dodatek w mieszkaniu panował chłód, więc spocenie się w nocy też odpadało.
Poprzerzucał graty z łóżka na krzesła i podwinął kołdrę. Przebrał się raz dwa w piżamę, co było bardzo nieprzyjemne, gdyż trząsł się cały z zimna. Wskoczył pod kołdrę i zaklął, bowiem zapomniał zapalić lampki nocnej, a miał ochotę jeszcze porozwiązywać krzyżówki przed snem. Wstał, zatem, włączył światło i poszedł do gniazdka, gdzie wetknął biały kabel od przedłużacza. Lampka automatycznie zaświeciła, widocznie zasnął wczoraj przy zapalonej, rano tego nie zauważył i zamienił po prostu wtyczki w gniazdku z przedłużacza na akumulator do laptopa. Zgasił ponownie światło i lampka zaczęła mrugać. Gniazdko było zepsute, więc z powrotem się cofnął do niego i wcisnął wtyczkę mocniej. Mruganie ustało. Po drodze do łóżka zabrał długopis i wodę z biurka. Postawił ją koło łóżka, wszedł pod kołdrę, odmówił modlitwę, jak co noc, po czym wziął się za krzyżówki. Nie chciało mu się spać. W rozwiązywaniu szło mu zaskakująco dobrze. Roztrzaskiwał hasła jedno po drugim. Nawet znajdywał te, których nie znał, a to, dlatego, że wynikały one z liter wpisanych w wierszach lub kolumnach z prostszych odpowiedzi, które znał. I tym oto rajskim sposobem dowiedział się na przykład, że dawniej tatarak nazywano ajerem, metal o liczbie atomowej 89 to aktyn, i że prawy dopływ Tury to Nica (w azjatyckiej części Rosji).
Zadowolony z siebie poczuł lekkie zmęczenie i ciężar powiek. Rzucił „banalne” krzyżówki na podłogę i wyłączył lampkę. Wiercił się w łóżku póki nie znalazł w miarę wygodnej pozycji. Dzisiejszego dnia doszedł do wniosku, po raz któryś, że coś z jego łóżkiem musi być nie tak. Kiedy rano wstaje, bok, na którym nie spał boli go jak kości w grypie. Zatem położył się na bok, który go bolał i poczuł cholerną ulgę. Zamykał i otwierał oczy, gdyż jak zawsze akurat w nocy jego mózg pracował na najszybszych obrotach zasypując go milionami myśli. Nieświadomie gapił się w okno i zastanawiał, co jest nie tak z jego dziewczyną. Nie daje znaku życia, nie interesuje się nim, mało mówi o sobie, a jak już powie, że coś ją dręczy, to zaraz ucieka i pozostawia mężczyznę z niewiedzą. Tak było wczoraj. Zastanawiał się, o co może chodzić, zastanawiał się czy do siebie pasują, czy go zdradza, co robi jak nie jest z nim i zorientował się nagle, że wcale nie śni, tylko ciągle gapi się w to przeklęte okno. Pozycja stała się niewygodna, więc zrobił to, co zawsze jak nie mógł spać przez bezsenność (zastanawiał się czy to nie przez nie wykrytą jeszcze przez niego depresję, ale raczej nie, bezsenność może dręczyć zdrowego człowieka i poza nią nie zdradzał żadnych innych objawów chorób umysłu, no oprócz tego natłoku myśli… ale to minie), czyli przewrócił się na plecy. Nie mógł długo wytrzymać w tym położeniu, poza tym bał się, że połknie własny język w nocy, chociaż wiedział, iż to niemożliwe. Zamykał po prostu oczy i czekał aż poczuje prawdziwą senność i przewróci się na którąś stronę, by spać bezpiecznie. Nie wiedział, co takiego miała w sobie pozycja na plecach, ale naprawdę pomagała. Leżał tak myśląc o setkach różnych rzeczy, ale tym razem nic nie widział. Żadnego zasranego okna. Tylko ciemność. „A to banan, ja mu dam kłamać za moimi plecami, jutro złapię go za gardło i przycisnę do ściany, niech sobie inni patrzą. A on będzie się bał i dobrze, bo nie lubię po prostu jak ktoś kłamie i obrabia mi dupę za moimi plecami” Myślał sobie o „koledze” „Ale daj sobie z nim spokój, przejmowanie się tym, co ktoś o tobie mówi jest zachowaniem typowo blacharskim, że tak zachowują się te farbowane lalunie, które noszą modne, często poplamione spermą ciuchy i jak ktoś im obrabia dupę, to jedna nachyla się nad innymi obejmuje je i robi wielkie gały, tak tępe, że gdyby były nożem, to nie przekroiłyby nawet roztopionego masła, tak, takie mają spojrzenie, a jak próbują ci wygarnąć to agresywnie się zachowują, bluźnią, a jak im robi im się głupio, chociaż rzadko, wiadomo dlaczego, to odpowiadają – jestem jaka jestem, wybacz. Dobrze o tym wiesz, bo sam to wymyśliłeś” Odpowiedział mu głos w głowie. „Wiem, no w sumie masz racje, ale coś mu na pewno powiem, żeby tego wybryku nie powtórzył”. Otworzył nagle oczy, bo poczuł lekką bezradność. Nie można nic zrobić, jeśli chce się zachować mądrze w stosunku do głupiego. Zapewne jego oczy wyglądały teraz jak oczy stłuczonego psa. Smutne i bezradne gapiły się w ciemności w sufit.
Lampka pracy na telefonie rozbłysła, rozświetlając na ułamek sekundy dużą część pokoju. Mężczyzna przymrużył oczy, ponieważ na suficie zauważył coś dziwnego. Czekał, aż lampka jeszcze raz błyśnie. Zrobiła to. A on zobaczył to samo. Chyba tak… poczekał jeszcze chwilę, żeby w końcu się upewnić. Lampka zaświeciła chwilę na niebiesko i pokazała mu to, co było na suficie. Cień leżącego plackiem człowieka. Leżący na suficie z każdym błyśnięciem wydawał się większy, lecz może tylko wydawał się. Popatrzył po pokoju, żeby sprawdzić jak to możliwe, by na suficie pojawił się taki cień. I szczerze nie wiedział, jak to wyjaśnić, nawet nie chciało mu się o tym myśleć. Poczuł cholerne zmęczenie i runął na któryś bok zasypiając.

Śniło mu się drzewo, wyglądające jak Dąb Bartek. Obok niego stał facet w czarnych jeansach z dziurami. Takimi jak u rockmanów. Dziury zachowywały się niczym usta. Otwierały i zamykały swoje postrzępione wargi, a każdemu otwarciu towarzyszył cichy trzask i pomarańczowo czerwona barwa na krańcach materiału. Mężczyzna zbliżył się do faceta w węglowych spodniach, obserwując go uważnie, lecz ten nie zwracał na niego uwagi, tylko patrzył przed siebie. Tam gdzie spoglądał zmaterializowała się farbowana blondynka w taniej skórze. Blondynka oszołomiona nie wiedziała, co się dzieje, a facet w jeansach uśmiechał się do niej… był śmiertelnie przystojny. Dziewczyna spostrzegła to i zbliżyła się do niego gotowa na jego skinięcie opierdolić mu berło. Mężczyzna obserwujący całe zajście krzyknął do blondynki, żeby się do niego nie zbliżała, bo to zły człowiek, ale one takich lubią. Nikt nie reagował na jego słowa, dziewczyna parła przed siebie z zalotnym uśmiechem, nieznajomy miał ją już w garści. Było praktycznie po niej. Nagle Mężczyznę złapał ktoś za ramię, odwrócił się gwałtownie i spostrzegł, że to jego dziewczyna patrząca ze łzami w oczach na blondynkę idącą do faceta w czarnych jeansach. „Nie rób tego” szepnęła swojemu mężczyźnie na ucho. Czego? zapytał zdziwiony. Mam nie krzyczeć? W tym momencie blondynka dotknęła faceta pod Dębem Bartkiem i stało się coś dziwnego. Usta na jego spodniach otwierały się coraz szerzej, świeciły coraz mocniej, a trawa stawała się czarna. Mężczyzna zbudził się niewiele pamiętając. Wstał z łóżka i poszedł umyć głowę.


DZIEŃ DRUGI

Mężczyzna wrócił z pracy do swojego wynajmowanego pokoju. Najbardziej denerwowało go to, że miał taki kawał drogi na tramwaj. Normalnym chodem trasa zajmowała mu około piętnastu minut. A kiedy wracał zimą do domu i chciał się ogrzać po marszu, zastawał chłód w swoich czterech ścianach, więc suszarka i czajnik służyły mu za rozgrzewacze. Ciężko mu się z tym żyło, dlatego postanowił, że niedługo zacznie rozglądać się za czymś wygodniejszym.
Jak zawsze po pracy poszedł prosto do lodówki i wyciągnął z niej tonę jedzenia, które odgrzewał na patelni i pochłaniał jakby nie miał żołądka. Później dobijał się kawą i już nie mógł się ruszyć. Wówczas dopadała go senność, której czasami nie potrafił po prostu zwalczyć, dlatego kładł się do łóżka i odsypiał około dwóch godzin. Tak było i tym razem. Rzucił się na łóżko i zasnął w mgnieniu oka. Po kilkudziesięciu minutach wstał z niesmakiem w buzi i napił się wody, którą zostawił wczoraj przy swym posłaniu. Ogarnął się nieco i zasiadł do komputera. Przeglądał bez sensu Internet, porozmawiał trochę z dziewczyną na komunikatorze, pobrzdąkał na gitarze i jakoś mu czas zleciał. Nie dostał żadnego dziwnego SMS.
Była godzina dwudziesta druga czterdzieści siedem, kiedy zadzwonił telefon. Lampka wariowała i biurko drżało. Aparat wyposażony był w zacny wibrator. Podniósł telefon i spojrzał na wyświetlacz zanim odebrał. Dzwonił Cień. Jak dym, smuga niewyraźnego wspomnienia przecięła na ułamek sekundy jego myśli.
- Halo?
- Cześć, będziesz żarł czy nie? Jak nie będziesz żarł to zdechniesz. Żryj, żeby żyć… A jak będziesz żarł to i tak zdechniesz. Ha, ha, ha.
- Co ty pierdolisz? Kim…
- Pięć – kontynuował ktoś głosem podnieconego dziecka jakby nie zwracał uwagi na nic. – Pięć ci zostało rozumiesz? Całe… kurwa cztery, nie pięć. Pomyliłem się, ale jaja, nie?
- Słuchaj…
- Cztery, wczoraj było pięć, odebrałeś wiadomość? Brr, tu cień, a ty żryj, bo i tak już tylko cztery ci zostały, a razem było pięć, bo czy sześć i jeden czy dwanaście i dwa to i tak będzie pięć. Dodaj to sobie durniu, odejmij albo kurwa scałkuj ha, ha ! Umiesz? Pamiętaj twoja suka jest smaczna, czarna ściana, jak kawa dla suki. Na razie, worek na łeb i napad na sklep, zjedz jeszcze trochę bekonu, to dostaniesz cukierka, na razie, cześć, no i do jutra, nie do dziś.
- Halo? Halo?!
Nikt nie odpowiadał. Sprawdził szybko ostanie połączenia przychodzące, by oddzwonić lub chociaż sprawdzić numer, ale jedyne ostanie połączenie według pamięci jego telefonu miało miejsce trzy dni temu, kiedy szef dzwonił do niego i pytał o projekt na jutro. O cholera, projekt. Rzucił telefon na biurko i gdy opuścił on jego rękę, mężczyzna automatycznie zapomniał tę rozmowę sprzed chwili. Zabrał się natychmiast do pracy, bo projekt był dopiero w połowie zrobiony.
Skończenie go zajęło mu jeszcze ponad trzy i pół godziny. Tak, że spać położył się dobrze po drugiej. Dziś już nie rozwiązywał krzyżówek ani nie kąpał się. Zrobi to jutro rano. Runął na łóżko i zasnął, podczas gdy cień na suficie przesunął się dzisiejszej nocy nieco w jego stronę.

DZIEŃ TRZECI. TRZECI!

Wyłączał budzik parę razy zanim podniósł się z łóżka. Szybko obliczył, że ma godzinę, by wyjść na tramwaj. Powinien bez pośpiechu zdążyć się wykąpać, wypić kawę i zrobić sobie jakieś kanapki. Ale wyjść za godzinę, a nie zacząć ubierać buty, płaszcz, szal, czapkę… Co ja miałem wziąć? Czego mi brakuje? Zapytał siebie. Mydło! Muszę wziąć mydło pod prysznic. Inaczej nici z czystości ciała, będę czarny jak ściana…
- Jak co? - zapytał sam siebie.
- Jak jajco. Nie obudziłem się jeszcze. Bez odbioru.
Ruszył w kierunku schodków, które prowadziły do łazienki. Przez wzgląd na to, że nie mieszkał tutaj sam, tylko inne pokoje również były wynajmowane przez ludzi, to czasami o porannej porze zastawał schodki zachlapane wodą, przez co w chwilach nieuwagi mężczyzna poślizgiwał się na nich. Teraz również poślizgnął się, dwa razy. Drugi raz jak wychodził z łazienki, bo zapomniał ręcznika. „Pieprzony mini gej-akademik”. Wrócił pod prysznic, gdzie dominowała para z wilgocią. Stanął nagi pod strumieniem wody i zamknął oczy. W ten sposób umył włosy, a gdy je spłukiwał poczuł się jakby kopnął go prąd.
Przed jego zamkniętymi oczyma stanął obraz na tyle wyraźny, że odebrał go jako realny. W tej wizji zobaczył siebie w długich blond włosach, a nie krótkich czarnych, takich, jakimi powinien dysponować. Szybko omacał się po głowie, ale wydawało się, iż wszystko jest w porządku. Podszedł boso po zimnej podłodze do lustra, przetarł parę ręką i przyjrzał się swojemu odbiciu. Dziwne, powiedział. Wyglądał normalnie. „Coś ze mną nie teges”. Wracał pod prysznic, kiedy znów się poślizgnął, lecz tym razem nie na wodzie. Spojrzał na podłogę i otworzył usta ze zdziwienia. Była gdzieniegdzie żółta. Wskoczył pod prysznic, a tam do otworu spływała ta sama żółta ciecz. Blond farba do włosów. Otwór blokowały setki długich złotych kosmyków. Trzepnął głową jak pies i spojrzał na ścianę za sobą. Widniały na niej blond plamki oraz pasemka oderwanych włosów, które poleciały z jego głowy.
Nagle otworzył szybko oczy i przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Rozejrzał się dookoła, trzepnął głową i spojrzał na ścianę za nim. Nic oprócz kropel wody tam nie zobaczył.
- Co to miało znaczyć, być, kurwa mać?
Umył się do końca i wrócił do pokoju. Zrobił sobie kawę i zapalił papierosa. Włączył muzykę i zastanowił się na spokojnie, co może się z nim dziać. Nie był ejdetykiem, ale pamięć miał na tyle dobrą, żeby móc sobie przypomnieć, że wczoraj i dwa dni temu też przytrafiło mu się coś dziwnego. Niestety, te dziwne zdarzenia miały postać deja vu w jego pamięci, dlatego musiał się strasznie wysilić, żeby przypomnieć sobie cokolwiek szczegółowego. O dziwo od rana jego psyche działała bardzo efektywnie i kreatywnie. We fragmentach, jakie podrzucał mu jego umysł widział głównie jak trzyma swój telefon przy uchu (jakby świeższe deja vu) i jak czyta coś na nim, ale nie mógł się dowiedzieć, co dokładnie. Urywki obrazów z tamtych dni pojawiały się bardzo szybko i równie szybko znikały pozostawiając tylko rozmytą smugę wspomnień. Zaciągnął się fajką i wypuścił dym. Spojrzał na żarzący się tytoń i coś mu się przypomniało. Jeansy. Papieros a jeansy?
- Nie wiem. Może łatwo się palą. – szepnął do siebie.
- Bzdura, że od papierosa coś może się szybko zapalić. Kiedyś próbowałem spalić gazetę niedopałkiem i…
Ktoś zapukał do jego drzwi. Wstał z krzesła, papierosa położył w popielniczce, przekręcił klucz w zamku i otworzył. Za drzwiami nikogo nie było. Zamknął je z powrotem. Czasami miewał omamy słuchowe, więc nie przejął się tym. Wrócił do swojego krzesła, papierosa, kawy i myśli. Spojrzał na telefon, który niebieskim światełkiem dał znać, że jeszcze działa. W owym momencie przypomniał sobie również, że widział dziwny cień na suficie dwa dni temu. Wziął go wtedy za cień leżącego człowieka, ale nie przejął się tym zbytnio.
- A o czym właściwie ciągle myślałeś jak nie myślałeś? – tak nazywał stan myślenia niekontrolowanego, kiedy nawet nie wie, że się myśli. Nieświadome dryfowanie po nietypowej wyobraźni i wzrok strzelający zagadkami. Takie nazwy lubił sobie wprowadzać do swojego męskiego słownika.
- Myślę, że o cieniu, a ty?
- No, ja też. Głupku.
Znowu ktoś zapukał. Wstał ponownie i otworzył drzwi. Jak łatwo zgadnąć, nikt za nimi nie stał… ani nie siedział, ni też nie leżał. Lecz Mężczyzna zauważył dziwną rzecz. Ktoś puka, kiedy on rozmawia ze sobą. Postanowił przeprowadzić test. Wziął do ręki telefon i wykręcił z pamięci numer swojej kobiety. Chciał sprawdzić czy pukanie powtórzy się jak będzie rozmawiał przez telefon. Jakby nie patrzeć będzie słychać tylko jego głos. Sygnał pierwszy, drugi, trzeci… piąty. A po nim ktoś odbiera telefon, ale nie jest to jego dziewczyna.
- Jeszcze nie dwudziesta druga czterdzieści siedem! – ktoś energicznie zaczął walić w drzwi, że aż szyba trzęsła się potwornie niebezpiecznie. - Gdzieś ci się spieszy, kurwa? No, otwórz. Daj spać, trzeba spać inaczej nie można nic. Lubisz nie spać? To żryj co ci, co ci. I widzisz, co narobiłeś, masz trzy, trzy, pamiętaj.
- Kim jesteś do kurwy? Ej? Jak ja cię złapię… - lecz ktoś już się rozłączył.
Chciał rzucić telefon na biurko, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Uświadomił sobie, że jak go odłoży to zaraz wszystko zapomni. Nie wiedział skąd to wie, ale czuł, że tak się stanie. Przełożył komórkę do lewej ręki ani na chwilę nie odrywając go od ciała. I zapisał rozmowę. Bez problemu przypomniał sobie także treść SMS sprzed dwóch dni i wczorajszą rozmowę. Zapisał wszystko i odłożył telefon. Spojrzał na kartkę i przeczytał to, co było na niej napisane. Wiedział, że sam to pisał, lecz wydawało mu się, iż patrzy na nią po raz pierwszy. Mimochodem przebiegła mu myśl „a może pomyliłem numer”.
Przeczytał świeże zdania po raz piąty i poczuł się dziwnie. Wydawało mu się, że stał i jednocześnie siedział, że patrzył wprost i do tyłu, myślał o cieniu i o sobie, o diable i o jego dziewczynie, zobaczył przed sobą farbowaną blondynkę. Wyciągnęła do niego rękę, a on mimowolnie wyciągnął swoją. Złapali się za nie, po czym usiadła mu na kolanach niespokojnie się wiercąc.
- Kim jesteś? – zapytał dziewczynę.
- Tobą. – odpowiedziała, a z jej ust wypłynęło masło, które skapnęło na jego rozporek.
- Mną… nie jesteś nawet podobna. Skąd się wzięłaś?
- Nieważne, przyszłam ci coś poradzić. Sam chciałeś.
- Co chciałem? – zdziwił się..
- Przeczytałeś słowa Piątego pięć razy. – a po chwili dodała. – na dodatek w trzeci dzień. No, no rzadko zdarza się ktoś tak szybko odkrywający, że coś dzieje się w jego życiu, zanim będzie za późno… Ostatnio chyba udało się to Galileuszowi, to znaczy z tych moich, w sumie to naszych, ale to było dawno temu. Więc wyobraź sobie drogi Mężczyzno…
- Skąd wiesz jak mam na imię?
- …że twoja osoba jest podzielona na dwie osoby. Śmiertelną i nieśmiertelną. Jedna z nich idzie do piekła, a druga do nieba. Nigdy obie nie pójdą do piekła, ani do nieba, bo Kodeks nakazuje, żeby nawet najbardziej miłosierna osoba odpokutowała swoje grzechy w piekle, osobą śmiertelną, a nieśmiertelnością żyła w niebie wśród aniołów niebieskich. Działa to i w drugą stronę, że nawet ci najgorsi dostają odrobinę łaski od Pana i paradują w niebie póki nie umrą. Teraz nadeszła kolej twojego osądu, bom ja jest anioł neutralny, który przeprowadzi cię przez Złotą Bramę, pod Jego oblicze. Czy jesteś gotów?
- Ja… nie wiem.
- Nie wierzysz mi?
- Ale, może… nie. Zaraz. No, co?
- Ha, ha, ha i dobrze, ale kurde, prawie cię nabrałam. Zobaczyłbyś swoją minę… Myślałam, że pęknę ze śmiechu, ale ty nawet tego nie zauważyłeś. – znów masło chlapnęło z jej ust, tym razem na jego twarz. – A teraz słuchaj koleś. Nie kłamałam z tym, że jestem tobą, poradzę ci tylko jedno… nie bierz pojary od dziwek, bo cię zarażą.
- Co?
- Nic, wkręcam cię. Przygotuj się na upadek, a teraz bywaj zdrów.
Zniknęła, ot tak. On ścierał masło z twarzy, które pachniało spalenizną i parzyło. Nie chciało zejść, zamiast tego wtapiało się Mężczyźnie w twarz. Nagle poczuł to samo na penisie. Przez parę chwil nie mógł wytrzymać z bólu. Czuł jak skóra przepala się i ściąga. Jak powstają otwory w jego ciele, ale za moment nastąpiła ulga, a po maśle nie pozostał ślad. Jedynie dziwne wrażenie, że masło płynie w jego żyłach, i że ktoś jest w nim. Czuł, że odkrył siebie.

Wrócił z pracy. Jak zawsze po wcześniejszym rozebraniu najpierw poleciał do kuchni. Rzucił patelnię na kuchenkę. Podpalił gaz i… skończył się olej. Jego współlokatorzy mieli niewiele oleju, byłoby widać, że ktoś im go zakosił, a że praktycznie tylko Mężczyzna robił na patelni, to długo nie pozostawałby niewinny. Bez patelni sobie nie poradzi. Nie miał do jedzenia nic, co by nadawało się bez odgrzewania na tłuszczu. Same hamburgery i frytki. Tak wyszło. Pomyślał chwilę i zdecydował, że ostatnie resztki masła może poświęcić na patelnie. Ciachnął, zatem spory kawał, wrzucił go na instrument kulinarny i włączył ogień. Masło raz-dwa stopiło się, więc rzucił trzy steki. Tłuszcz prysnął przy trzecim i strzelił mu w oko. Mężczyzna nic nie poczuł.
Nic nie poczuł, bowiem leżał już na podłodze skulony z bólu. Nie przez tę kropelkę, która mu wpadła do oka, ale dlatego, że masło, które płynęło w nim rozgrzało się do takiej temperatury jak to na patelni. Facet dosłownie palił się od środka. Próbował wstać, ale nie mógł, krzyczeć również nie dawał rady. Kopnął nogą w kuchenkę. Ta tylko drgnęła, a patelnia zachwiała się lekko. Zrobił to drugi raz, potem trzeci, pomyślał, że jak do cholery ma spaść za piątym, to zdąży tutaj umrzeć, ale za czwartym w końcu naczynie z hukiem pojawiło się u jego stóp. Płyn wylał się na chłodne kafelki i szybko ostygł. Mężczyzna również poczuł ulgę. Czuł jeszcze mrowienie wewnątrz, ale mógł się normalnie podnieść i zetrzeć to z podłogi. Następnie otworzył pojemnik z masłem, na którym widniało coś, czego wcześniej nie zauważył „Ektoplazma żółta, gęsto zmieszana. Łatwopalna.” i przyglądał się mu. „I co ja teraz będę jadł?”. Wyszedł do sklepu i kupił sobie dziesięć snickersów.

Gdy się obudził była dwudziesta druga. Żadnych snickersów nie jadł, żadna blondynka go nie odwiedziła. Wszystko to było kolejnym dziwny, lecz pamiętliwym snem. Natomiast uczucie, że odkrył siebie pozostało. W kuchni stała butelka z olejem. Masła jedynie brakowało w pojemniku. Dzisiaj miał wolne. Kiedy skończył kolejny projekt położył się spać. Kartka z dziwnymi porannymi zapisami ciągle tkwiła na biurku. Przeczytał ją po raz szósty i czekał na dwudziestą drugą czterdzieści siedem z komórką w ręku.
Zgasił światło, zostawił jedynie włączoną lampkę nocną, postawioną na szafeczce obok łóżka. Sam siedział przy biurku i wpisywał do komputera hasła potrzebne do rozwiązania pewnej zagadki z gry komputerowej.
Tak naprawdę mężczyzna był dzisiaj w pracy i blondynka naprawdę go odwiedziła, ale nie chciał pogodzić się z prawdą przed samym sobą. Snickersy zjadł po drodze ze sklepu do domu, popił oczywiście Tymbarkiem, śmieci wyrzucił do rowu i nikt mu nie udowodni, że zwijał się z bólu na podłodze w kuchni, ponieważ zamiast oleju użył masła na patelni, tego masła, które płynęło także w nim. Pudełko po ektoplazmie spalił, rzecz jasna, nie zastanawiając się skąd się wzięło. Za to kupił butelkę oleju, wylał połowę i resztę postawił w kuchennej szafce. Teraz wszystko wyglądało normalnie. Oprócz tego, że Mężczyzna strasznie się bał, ale nie wiedział o tym. Odkrył siebie.
Wybiła dwudziesta druga czterdzieści siedem. Tak, jak się spodziewał, lampka pracy na telefonie zaczęła migać różnym kolorami. Ale jednej rzeczy mężczyzna nie zauważył, być może, dlatego, że tylko dwa razy do tej pory, ktoś dziwny, zwany Piątym, kontaktował się z nim. Mianowicie, powinien był spostrzec, że Piąty robi to za każdym razem w inny sposób. Teraz, gdy mężczyzna naciskał zieloną słuchawkę, telefon nie reagował. Jakby klawisz zepsuł się nagle. Lampka zgasła. Jedynym źródłem światła pozostawała szalejąca lampka telefonu oświetlająca na różne kolory jego twarz, biurko ściany i… sufit. Na suficie wisiał cień człowieka. Nie był on przyklejony jak każdy przyzwoity cień do podłoża, lecz zwisał nieco pod sufitem. Znajdował się w połowie nad łóżkiem, w połowie nad podłogą i wisiał nieruchomo. Mężczyzna podszedł lekko zaskoczony i stanął pod nim.
- Eee! – zawołał.
Cień odrobinę drgnął i znieruchomiał. Właściciel pokoju splunął na niego ektoplazmą. Cień nieco się zdezorientował i w końcu zwrócił uwagę na mężczyznę. Również na niego splunął, tyle, że dla odmiany nie ustami. Mężczyzna obrzydzony tym, co cień zrobił dał sobie spokój. Odwrócił się i chciał włączyć światło. Przełącznik znajdował się przy drzwiach. Te w tej chwili stały uchylone. Takich ich na pewno nie zostawił. Ze szpary wyłaniały się czerwone oczy i dobiegał cichy, nieco chrapliwy głos.
- Ty… diabeł w jeansach stał, z ciebie się śmiał. Wciśnij czerwoną słuchawkę. – telefon nadal wibrował.
- Kim jesteś? – chciał uchylić drzwi bardziej i wyjść, ale nie dało się. Ktoś za mocno je przytrzymywał z drugiej strony.
- Wcisnąłeś? – wyszeptały czerwone oczy.
- Już.
- To teraz słuchaj.
Telefon przestał strzelać kolorami, a na wyświetlaczu pokazał się licznik czasu połączenia. Z głośnika leciała piosenka.

„O, o, o masłowo
Ciemno i gorąco
W twojej głowie
Obrożę płonącą
Założyłem, ponieważ muszę
Ukraść ci duszę
Ukraść ci duszę.”

Koniec połączenia, lecz czerwone oczy, one nie zniknęły. Facet spojrzał na nie i zapytał.
- To ty?
- Nie, to mój brat.
- Kim on jest?
- Piąty, ja jestem cieniem, nie Cieniem z telefonu, przepraszam, że cię ospermiłem. Nie wiedziałem, że plujesz ektoplazmą.
- A ja myślałem, że splunąłeś ektoplazmą…
- Nie…
- Czego on chce? – zapytał w końcu mężczyzna.
- Chce od ciebie duszę. Piąty jest pożeraczem dusz szalonych.
- Ja jestem normalny.
- Nie jesteś. Uprzedzę twoje kolejne pytania. Ja jestem jego obserwatorem. Blondynka naprawdę jest tobą, a ty możesz to powstrzymać.
Drzwi zamknęły się z delikatnie, co w rzeczywistości, gdy klamka powoli opadła i podniosła się okazało się bardziej przerażające niż gdyby miały zamknąć się z hukiem niczym na horrorze o siłach pozagrobowych. Lampka nocna z powrotem zaświeciła.
- Nie mam siły na to wszystko. – przyznał w końcu przed samym sobą człowiek tak normalny jak każdy inny, który codziennie po położeniu się do łóżka odmawia modlitwę Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario, który wczoraj zapomniał ze zmęczenia jej odmówić, więc dzisiaj zrobi to dwa razy.
Człowiek tak jak każdy inny kochający prymitywne rozrywki, jak bezsensowne przerzucanie kanałów w telewizji z nadzieją trafienia na coś w miarę interesującego albo granie w głupie gry komputerowe, które nic poza wadą wzroku nie wnoszą do życia, rozmowy przy piwie, futbol i pisanie SMSÓW. Zawładnięty rutyną, codzienne mycie, ubieranie się, przebieranie do snu, pożywianie się, mężczyzna z pewnymi hobby, jak każdy, lecz niemający wielkiego talentu, czy też motywacji by je rozwijać, pijący kawę rano i w południe, czasami piwo (rzadko w południe i rano), przyglądający się płci przeciwnej i myślący jakby ten ktoś wyglądał z bliska lub bez ubrania, mający marzenia, które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią. Człowiek tak jak pozostali, nie mający siły na to, co się dzieje wokół niego, nawet, kiedy nic się nie dzieje. Lecz Mężczyznę coś wyróżniało. On miał siłę. Psychiczną. Lecz nie wiedział o tym.
Ludzie próbują wyróżnić się zmieniając schematy zaspokajania podstawowych potrzeb. Popełniają błąd. Nie można stać się wyjątkowym na zawołanie, lecz od tego, co człowiek widział i czego doświadczył, można.
Człowiekowi zaczynającemu palić papierosy wydaje się, że to w czymś pomoże, prawdopodobnie w dorośnięciu. Z czasem, gdy zauważa, że inni ludzie też palą i nikt nie zwraca uwagi, na jego szpanerskie zaciąganie się, zdaje sobie sprawę, że to był głupi pomysł, lecz wtedy jest już za późno. Pali, paczka, dwie, trzy, po kilkuset wiadomo, co się zdarza. Nieco się zmienia. Nawet nieco bardziej niż nieco.
Dziewczyna chcąca pokazać, że pod tą warstwą tłuszczu również kryje się piękne ciało, chorobliwie zaczyna się odchudzać. W ten sposób zmienia swój prawidłowy schemat odżywiania. Niestety w tym przypadku prawidłowy, to złe słowo, ponieważ przez samą ślimaczą przemianę materii na pewno by tak nie wyglądała. Te fałdy zwisające z jej ramienia kiedyś, chyba w średniowieczu, wyszeptały to pewnemu uczonemu, że to wina obżarstwa, później tego człowieka chcieli ukarać za głoszenie herezji i zmowę z wałkami tłuszczu, lecz to już inna historia. W rezultacie dziewczyna chudnie tak bardzo, że prawie jej nie widać. Już nie potrafi normalnie jeść i tęskni za „prawidłowym” odżywianiem się. Lecz pewnego pięknego dnia nachodzi ją myśl: Nie będę jadła przy ludziach, będę udawała, że w ogóle się nie odżywiam, zaczną mnie podziwiać. I robi tak, je tylko papki, kiedy nikt nie widzi, ale nie jest przez to wyjątkowa.
Nie jest też wyjątkowy pewien mężczyzna, który obciął sobie penisa przed kamerą. Nic szczególnego nie prezentuje sobą gaduła, który strzela niesamowitymi opowieściami z drugiej ręki na prawo i lewo.
Głównie chodzi o to, że każdy, kto próbuje być wyjątkowy, nie potrafi, ponieważ chce to zrobić dla ludzi. Ludzie też szukają przygód, które nie są im dane. Prawdziwe przygody same znajdują odpowiednich kandydatów. A kandydaci nie chcą tych przygód, dlatego o nich nie mówią i w ogóle rzadko się odzywają, bo wolą wiele rzeczy zostawić dla siebie (możliwe też, że nikt nie uwierzyłby im). Dlatego oni są wyjątkowi.
Przez te wszystkie przeżycia i doświadczenia zamknięte w większości w sobie Kandydaci rozwijają w sobie zdolność odporności na różne zdarzenia. Mają tę siłę psychiczną, niezachwianą a jednocześnie kompletnie pijaną.
Jeden kandydat siedział właśnie na skraju łóżka z rękoma opartymi o kolana i westchnął po błyskawicznych przemyśleniach. – Co będzie, to będzie.
Później nie przebierał się, tylko położył się na pościeli, odmówił podwójną modlitwę i ruszył do krainy snów i czarów. Śnił o farciarzu, który zabrał się stopem, ponieważ wydał wszystkie pieniądze, by wrócić do domu, właściwie, to zdążyć jeszcze na kolację. Wsiadł do tira i nigdy nie pojawił się na domowym posiłku. Już nigdy nic nie zjadł.


Przepaść do Dnia Piątego.

Czasami człowieka nachodzi pewna zachcianka, która wiąże się z jakimiś wspomnieniami i jeśli jest okazja by ją zrealizować, na dodatek nic ona nie kosztuje, nawet kłótni, to z chęcią się ją realizuje.
Ten dzień Mężczyzna miał wolny od pracy, później był weekend, a po weekendzie też wziął wolne. Jego dziewczyna mieszkała w Tutaju. On postanowił wrócić do Tamy, do rodziny na parę dni. Tama leżało około dwustu kilometrów od Tutaju, a że aura świetnie sprzyjała do przyjemnego podróżowania toteż postanowił wrócić na kolację stopem, jak za dawnych lat.
Długo nie mógł złapać okazji. Minęła godzina 20:30, kiedy wreszcie zatrzymał się duży samochód transportowy. Czerwoną kipę miał przykrytą niebieską plandeką, dlatego mężczyzna nie mógł zobaczyć, co jest na niej wiezione. Jedynie wyczuł unoszący się zeń dziwny zapach.
- Dokąd? – zapytał szofer przez okno od strony pasażera.
- Do Tamy.
- To świetnie, zawiozę najdalej jak mogę. Wskakuj pan.
Mężczyzna wsiadł do niebieskiej szoferki i już nigdy miał nie dotrzeć do domu na kolację.
Zaczęło się ściemniać.
- Tę torbę niech pan rzuci za fotele. – polecił kierowca. – Tak w ogóle, to Cykor jestem.
- Mężczyzna. Miło mi.
- Często podróżujesz stopem, Mężczyzno?
- Nie, tylko jak mam dobry dzień i parę noży w kieszeni. – zażartował.
- Para jest parzysta. – po namyśle dodał. – A w niektórych przypadkach parzy.
Cykor zaśmiał się, a po chwili jego śmiech przerodził się w kaszel długoletniego palacza. W tym momencie Mężczyzna miał okazję przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Oprócz tego, iż zauważył, że szofer wygląda dziwnie bezbarwnie, jakby stracił kolory, to poczuł wydobywający się z jego ust wraz z kaszlem zapach podobny do tego z przyczepy. Poza tym nie zdjął okularów przeciwsłonecznych, przez co Mężczyzna dziwił się jak tamten może w ogóle o tej porze coś widzieć i wykonywać bezbłędnie manewry. Jego głowę okalały szaro-czarne gęste włosy spływające po ramionach. Szare spodnie i czarna koszula pasowały do jego szczupłej sylwetki jak ulał. Po prostu wszystko się zlewało. I brakowało mu jakby życia. Z radia leciało „Soul on fire” Danziga.
- Co wieziesz jeśli mogę zapytać?
- Popiół. Całą przyczepę świeżego, czystego popiołu. – odparł tamten.
- Popiół? Po co komu popiół? I skąd można wziąć tyle popiołu?
- Ile? Nie wiem, czy jest cała kipa, czy pół. Nie interesuje się tym. – skłamał. – Ja tylko jeżdżę z miejsca na miejsce. Nie zawsze nawet wiem, co wożę.
- Rozumiem. W każdym razie dla mnie to dziwne.
- Kiedyś musiałem przewieźć skórki od chleba. To dopiero dziwne. Gdzie masz żonę?
- Słucham?
- Spojrzałem na obrączkę, wybacz. Jestem zbyt ciekawski.
- Nic nie szkodzi. Nie mam żony, to tylko pierścień, mam za to dziewczynę. – Mężczyzna poczuł nagłą potrzebę zwierzenia się nowemu znajomemu. – Dopiero co ją rozdziewiczyłem, nie wiem czemu one tak długo zwlekają. – Nagle poczuł się niepewnie, jakby za bardzo mu zaufał.
- Chłopie, to wszystko przez rodzinę albo przez zdarzenie. Twoja dziewczyna musi być wyjątkowa skoro kazała ci tyle czekać. Zdradziła cię kiedyś?
- Nie. – odparł przekonująco Mężczyzna.
- To tym bardziej jest wyjątkowa. Ciężko powiedzieć, czemu dokładnie tak bardzo się boją, ale mogę ci wyznać, czemu moja żona przestała bać się freda, a zaczęła unikać alkoholu.
- No, dlaczego?
- Pewnego razu, kiedy jeszcze się nie znaliśmy pojechała na wakacje. Poszła z koleżankami na dyskotekę, nie? Tam świetnie się bawiły, piły i tańczyły. Moja baba ma mocny łeb, niejednego by przepiła. Tej nocy jej koleżanki wyrwały pewnych chłoptasiów i poszły z nimi do namiotów po drodze z dyskoteki wesoło czkając z zimna. Mojej żony nigdy nie łapała czkawka po alkoholu, mnie często. Ona została wówczas i również poznała pewnego mężczyznę. Ale nie miał tak na imię. Postawiła piwo na barze i poszła z nim w tany. Świetnie się bawili, był ponoć czarujący. Po czym on zaproponował, żeby się napili. Zgodziła się, bo mogła jeszcze dużo wypić. Niestety po tym piwie, które wypiła straciła świadomość i załączyła jej się chcica. Straciła z nim dziewictwo, przez co nienawidzi go do tej pory za ów podstęp.
- Rozumiem. Ten, którego poznała był z kolegą. Umówili się, że jeden odwróci jej uwagę, a drugi nasypie jej proszku do piwa.
- Tak było. – westchnął. – Na szczęście drugi spił się i chciał wsypać jeszcze jeden proszek do kufla innej z dam. Wsypał niefortunnie do kufla piwa olbrzymiego geja. Nie pytaj jak skończył. Dobra nauczka w każdym razie dla niego.
- I od tej pory ma traumę wobec alkoholu?
- Tak. Też dziwne, bo to nie jej wina, ale tak jest.
Mężczyzna zauważył, że pan Cykor nie nosi obrączki. Możliwe, że coś się stało. Postanowił nie pytać. Jechali do tej pory pustą drogą. Teraz z naprzeciwka nadjeżdżał tir i oświetlił ciemną szoferkę, w której siedzieli. Albo Mężczyźnie się wydawało, albo naprawdę to zobaczył. Kiedy światło reflektorów wpadło do środka, przez ułamek sekundy wydawało mu się, że widzi siedzący za kierownicą cień, a na fotelu i po bokach, tam gdzie powinien znajdować się cień było normalne oblicze Cykora, przyklejone do wnętrza szoferki.
Spojrzał ponownie i zobaczył normalnego człowieka za kierownicą, więc uznał, że sobie to wyobraził.
- Pamiętasz coś z Dnia Czwartego?
- Słucham?

DZIEŃ CZWARTY.

Mimo gorąca czuł jak strasznie zimno mu się robi. W ręce trzymał telefon i czekał uparcie na sygnał, na cokolwiek, lecz nic się nie pojawiało. Nikt nie pukał do drzwi, a na zegarku od godziny widniała 22:47. Pożar, który zaczął się od tego, że kiep upadł na projekt, właśnie zaczął pochłaniać łóżko. Pamiętał jeszcze, jak sobie mówił, że nawet gazeta się nie zajmie od niedopałka.
Nagle ktoś zaczął walić do drzwi. Szarpać za nie. Pękła szyba, a wtedy zobaczył nie jednego, lecz pięciu ludzi.

Ponownie Dzień Piąty.

- Przecież słyszałeś. Czy pamiętasz coś z Dnia Czwartego? Z wczoraj.
- W sumie nie.
- Pamiętasz coś przed tym zanim cię zabrałem na stopa?
- Nie. Tak. Pamiętam, że koniecznie chciałem pojechać na okazję do domu. Kim jesteś?
- Ratuje ci życie stary. Jestem cieniem, jego bratem.
- Jak to?
- Jesteśmy na miejscu. Wyskakuj i do dzieła.
- Jak to, gdzie…
Drzwi od strony pasażera same się otworzyły. Cykor wykopał Mężczyznę z szoferki. Ten boleśnie upadł na ziemię. Ciężarówka ruszyła z oszałamiającą prędkością. Mężczyzna przyglądał się jej z pozycji leżącej. Auto pędziło na drzewo wyglądające jak Dąb Bartek. Czekał, aż kierowca wykona jakiś manewr, bo przecież na litość Boską się zabije. Lecz ten nie zwolnił, nie skręcił, tylko przyrżnął w drzewo. Nastąpił mały wybuch i powstało dużo dymu. Nic się nie paliło, nie latały żadne szczątki, tylko popiół otaczał drzewo. Samochód zniknął. Gdy popiół opadł Mężczyzna zobaczył pod drzewem gościa ze snu. Przyszli, pomyślał. Jeden w pięciu osobach. Piąty. Miał te same spodnie z żywymi ustami.
Mężczyzna wstał i omal znów nie upadł, bo został potrącony w bark. Minęła go blondynka, która sunęła w stronę nieznajomego. Nagle jego ramie złapała go jego dziewczyna.
- Nie rób tego. – szepnęła mu do ucha. Z jej oczu ciekły łzy.
- Czego? Mam nie krzyczeć?
- Nie podchodź tam.
Dziwne, ale kiedy kobieta mówi „nie”, oznacza to „tak”. Przestał myśleć o głupotach i podbiegł do blondynki. Złapał ją za ramię, było gorące. Odwróciła się do niego, a on zobaczył furię w jej oczach. Miała jego twarz.
Diabeł w jeansach ruszył spod drzewa, ponieważ nie przypuszczał, że coś może się zdarzyć.
- Ty suko! – wycedził.
- Nie chce mnie puścić. – skarżyła się blondynka. – Ja chcę do ciebie.
- Puść ją albo zeżryj.
Mężczyzna wił się z blondynką złapaną teraz w pasie. Przyciągnął ją do siebie ze zdumiewającą siłą. Zrozumiał, że diabeł nie może długo przebywać na ziemi, jeśli się nie pożywi. Trawa stawała się czarna. Mimo iż mężczyzna cofał się mimo oporów blondynki do tyłu, to ta zdołała wyciągnąć rękę, która dotknęła palca Piątego. Mężczyzna poczuł jak palec mu się topi. To samo stało się z palcem blondynki. „Czemu akurat muszę być taką głupią blacharą?” „Bo sobą jesteś zbyt… antyblacharowywski” Robiło mu się słabo.
Nagle diabła złapała jego dziewczyna i skręciła mu kark. Bardzo poparzyła sobie przy tym dłonie, lecz gdy diabeł zniknął jej ręce przestały parzyć. Zniknęło wszystko.

Dzień Prawidłowy.

Pijanego mężczyznę dręczą koszmary na jawie. Widzi dziwne rzeczy. Rzeczywistość zlewa się z fantazją. Wie, że to nie fantazja. Wszystko, co widzi, dzieje się naprawdę. Upił się, żeby nie musiał tego oglądać. Na projekt w dzierżawionym pokoiku wyślizgnął się niedopałek, papier zajął się od razu. Podpierający go dezodorant wybuchł w którejś sekundzie pożaru. Mężczyzna upadł na podłogę. Coś palącego się spadło z biurka na jego penisa. Zaczął piec, jakby rozgrzane masło wtapiało mu się w niego. Czuł jak krew kotłuje mu się w żyłach. Lecz bardziej ze złości niż gorąca. Powoli tracił przytomność. Telefon na biurku zaczął dzwonić. Zajęły się firanki. Ściany stawały się czarne. Na dworze robiło się jasno, lecz dym zasłonił ten widok i mogło się wydawać, iż wstaje czarne słońce.
Huk dezodorantu obudził innych współlokatorów. Zawsze bali się o Mężczyznę, ponieważ był jakiś dziwny. Jeden zobaczył przez szybę pożar. Zbudził pozostałych czterech.
Drzwi zamknięte były od środka. Szarpali za nie, lecz nic to nie dało. Mężczyzna zaczął się palić. Po jakimś czasie na ciele pojawiły się bąble. Czuł, że umiera.
Na tym etapie, w jego chorym mózgu, dojechał właśnie ciężarówką na polanę, pod którą miał pojawić się diabeł w jeansach.
Stłukli szybę. Mężczyzna jeszcze ich zobaczył. Przyszli, pomyślał. Jeden w pięciu osobach. Piąty. Już po mnie. Wskoczył najodważniejszy z nich i wyciągnął go stamtąd.
- Żyjesz, ej? Wezwaliście karetkę?
- Tak.
Pozostali wkroczyli z gaśnicami, by ugasić płomienie, coraz bardziej zachłannego diabła, któremu nie wystarczają już pojedynczy ludzie, lecz ci, którzy mają w sobie dwóch.
- Odezwij się.
- Nie jesteś moją dziewczyną. – Powiedział Mężczyzna, po czym usłyszał koguty zbliżających się wozów strażackich i karetki. Zasnął.

Cztery miesiące później.

Sygnały zbliżających się dziewczyn. Było ich za dużo. Każda chciała mu pomóc. Zawsze pragnął mieć dziewczynę. Sygnały nakładały się na siebie, coraz bardziej. Tworzyły chaos, bardzo nieznośny, przerażający, kojarzył się z ciemnością. Przez moment przeleciał mu tylko przez głowę obraz wozów strażackich, policji i karetek. Teraz zobaczył gniew diabła, w każdym z płomieniu, które otaczały go cztery miesiące temu w wynajmowanym pokoju. Zaczął krzyczeć.
- Znowu! Szybko do szóstki!
Lekarz i dwóch pielęgniarzy wskoczyli do celi nr 6 oddziału dla poważnie chorych w Tamowski Szpitalu Psychiatrycznym.
- Przytrzymaj go!
- Nie! – krzyczał Mężczyzna, lecz nie patrzył na nich – Nie rób tego. Mam nie krzyczeć? – Nagle umilkł, dostał zastrzyk. – Dziewczyny jak mówią „nie”, to znaczy „tak”.
- Tak, proszę pana, dokładnie tak.
- Nie bierz pojary od dziwek, bo cię zarażą. O, masłowo, masłowo. Będziesz żarł czy nie? I tak zdechniesz.
Zasnął, obsługa popatrzyła po sobie i pokręciła głowami.
- Naprawdę mi go żal. Biedak ledwo wyszedł z pożaru, a potem zwariował.
- Jak myślisz, kiedy wyjdzie?
- Nie wiem, na razie nie jest kandydatem do wypisania.
- Nie jest kandydatem do niczego.
Kiedy zamykali drzwi lekarz usłyszał śmiech dobiegający z celi. A w śmiechu jakby słowa „Diabeł w jeansach stał, z ciebie się śmiał”. Spojrzał po kolegach, lecz oni wyglądali jakby nic nie usłyszeli. Ruszyli dalej, a ten zajrzał jeszcze przez wizjer do celi. Było ciemno. O śmiechu nikomu nie wspomniał.






Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
HHUrbaniak · dnia 10.10.2009 11:58 · Czytań: 1151 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty