Piszę do ciebie list, ten list. Chociaż chcę, żebyś go przeczytał, jednak tak naprawdę wszystko mi jedno, czy zrobisz to, czy nie. Moje sumienie będzie czyste, bo napisałem, czy ty przeczytasz pozostawiam wyłącznie twojej woli.
Zastanawiam się jak wielki ubaw miałeś, gdy tchnąłeś we mnie iskrę życia. Czy wiedziałeś, co mnie czeka? Czy skazałeś mnie już wtedy, małego brzdąca, na życiową udrękę? A może nie ma adresata, a to ja wykuwam mój los? Czasem chciałbym wierzyć, że przeznaczenia nie ma i czegoś takiego jak los. Ale kiedy od zarania dziejów ludzie tak wierzą, to jak mogę stworzyć własną filozofię, wbrew innym? A co właśnie z nimi? Jak mogę przełamać utarte schematy myślowe i tłumaczyć świat po swojemu, kiedy znajdzie się tysiące głosów mądrości, które zakrzyczą mnie i zdławią myśli, zakują w kajdany?
Bo takiego mnie stworzyłeś. Kreuję się wedle twojej nauki odkąd mówię i myślę. Jestem słaby. Nie mam głosu i siły. Zdławiony i stłamszony przez cały otaczający świat. Oto twój dowcip! Człowiek dąb, o posturze i sile tura, a słaby jak dziecko! Łokciami nie przepchnę się przez tłum, głową muru nie przebiję, ponieważ w myśl twojej poprawności nie można, nie w ten sposób! Bądź pokorny i przyjmij to, co ci zsyłam! Oto czym mnie karmisz!
Zamknąłeś mi usta. Milczę gdy mnie coś boli, gdy mnie krzywdzą, gdy kpią i szydzą. Nie umiem w słowa i czyny ubrać złości. Milczę gdy kocham, gdy mi smutno. Nie umiem ubrać w słowa uczuć. Takim mnie stworzyłeś. Czyż nie? A to trapi bardzo, kiedy możesz porozmawiać i zwierzyć się wyłącznie sobie. Bo przyjaciół też mi nie dałeś, tych prawdziwych. Jedynie na chwilę, rozbudzając moje pragnienia, a ostatecznie gasząc je bez skrupułów. Ci, co mnie znają, nie wiedzą o mnie nic. Ilu już było takich, co mieli być przyjaciółmi na zawsze i co? Jestem sam!
Sam, ale nie samotny. Mam marzenia, wiesz? Nie jesteś w stanie mnie ich pozbawić, ani nikt inny. Wszak tylko one sprawiają, że żyję uparcie dalej. Tylko one.
Dałeś mi serce, tak duże, że jest w stanie kochać bardzo wielu ludzi. Ale i to jest twoim złośliwym żartem, bo cierpi po wielokroć bardziej, gdy się je zrani. A uczynić to nie jest trudno. Ze słupa skały uczyniłeś wrażliwą, czułą i naiwną istotę, która za wszelką cenę chce wierzyć w innego człowieka. Chcę wierzyć, że jestem kochany i potrzebny. Lecz gdy zaczynam w to wierzyć, och jak szybko potrafisz mnie z tego błędu wyprowadzić. Nie rozczulasz się nawet, nie jesteś delikatny, ani pobłażliwy wówczas. Trach kilofem w skałę!
To dobre! I punkt dla ciebie, bo zasłużyłem, ale za co? Dlatego, że nie potrafię się zmienić? Jestem tym, kim jestem i inny nie będę. Czy ty mnie takim stworzyłeś? Czy w ogóle mnie stworzyłeś? Czy jesteś?
Świat oczekuje dobrych, uczciwych, przyjaznych, subtelnych ludzi. Tak przynajmniej mówią ludzie. Ale kiedy zjawia się podobna osoba, zostaje niezauważona. A może nie chce się jej zauważyć? Byle dalej kogoś takiego wyglądać i mówić, że jest potrzebny.
Powiedz mi, czy wielką masz uciechę, widząc moją drogę od narodzin aż do teraz, kiedy piszę ten list? Zakładam, że tak. Inaczej czemu miałbyś doświadczać mnie takim żalem i goryczą? Nie widzę w tym sensu, to musi być żart. Śmieszny dla ciebie, lecz nie dla mnie. Chociaż nie będę płakał. Nic mnie nie złamie, pamiętaj!
Muszę już kończyć. Szkoda mi czasu i sił pisać do ciebie. Muszę iść, dalej brać udział w tej farsie. Żegnam cię. Być może to ostatni mój list do ciebie, ale nie sądzę. Mam wrażenie, że te dwadzieścia lat jest dopiero wstępem całej powieści.
Twój na zawsze oddany
Obiekt Kpin
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
jarusilski · dnia 16.10.2009 13:25 · Czytań: 966 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: