Smak lata 2/3 - TomaszObluda
Proza » Historie z dreszczykiem » Smak lata 2/3
A A A
Spacerował bałtycką plażą, tak jak wiele razy w życiu. Nic wyjątkowego. Jednak było to było niespotykane doznanie. Na studiach palił kilka razy marihuanę, próbował też innych narkotyków, lecz tego, co się z nim działo w tym momencie, nie potrafił porównać z niczym. Znalazł się w innym świecie, niedostępnym dla zwykłych ludzi. Nie zastanawiał się nad tym, co się dzieję. „Będzie jeszcze na to czas” – myślał. Chciał odbierać te wrażenia, najintensywniej, jak potrafił. Intuicyjnie, bez zastanowienia.
- Piotrze – Małgosia przerwała, ten stan błogości. – Co się stało? Promieniejesz.
- Tak? To przez alkohol.
- Niemożliwe – niedowierzała. - O czym myślałeś? Pewnie o swojej narzeczonej?
- Nie.
- Nie?
- Nie, myślałem o niczym. Popatrz na drzewa, na morze. Nabierz powietrza w płuca. Przyjemnie prawda?
- Bardzo – odparła radośnie.
- Jaki świat jest piękny, że tego wcześniej nie dostrzegałem. Napijemy się dziś Małgosiu. Będziemy się świetnie bawić.
- O tak, Piotrze! Będzie wspaniale.
I znów odleciał w przestrzeń wyobraźni. Szedł i pożerał świat, wzrokiem, słuchem, a przede wszystkim powonieniem.

Po obiedzie postanowił uciąć godzinną drzemkę, ale nie mógł zmrużyć oczu. Leżał tylko wpatrzony w sufit, słuchał i wąchał. Nie zdawał sobie sprawy, że aż tyle dźwięków i zapachów istnieje wokół. Mógłby tak patrzeć godzinami, niestety musiał zwlec się z materaca i cieszyć z ogniska, które zorganizował ich troskliwy dyrektor. Stwierdził jednak, że nie ma powodu aby przejmować się drobiazgami i na tej jednej imprezie integracyjnej będzie się bawił dobrze.

Zapach pieczonego mięsa okazał się wielką nagrodą za wszystkie dotychczasowe niedogodności. A smak? To było coś niesamowitego. Nie zdarzyło mu się jeszcze jeść tak wyśmienitego mięsa. Najlepsze były steki, które piekł tak krótko jak to tylko możliwe. Ostatniego zjadł na surowo, bez chleba.

Małgosia była cały czas obok. Pochłaniali piwo i dyskutowali. O pracy, znajomych, o zainteresowaniach. O wszystkim. Okazało się, że są bardzo do siebie podobni. Śmieszy ich cała seria „Akademii policyjnej”, uwielbiają powieści Stevena Kinga, a złoszczą widzowie w multipleksach. „Nie ma to, jak kameralne kina” – przyznali oboje.

Alkohol podgrzewał krew. Część osób tańczyła na ławkach i stołach. Dyczko prawie nieprzytomny, jeszcze o własnych siłach, za co go później chwalono, przeniósł się do swego pokoju. Piotr z Małgosią rozmawiali.

Nagle okazało, że są za bramą ośrodka. Dyskusja tak ich pochłonęła, że nie zauważyli nawet, jak się tam znaleźli. Stali oparci o siebie i szeptali. Mówiła mu, jakim wspaniałym jest mężczyzną, on przepraszał, że jej nie doceniał. Ich usta zetknęły się. Zatonęli w namiętnym pocałunku.

Później stało się coś, czego Małgosia długo nie rozumiała. Z nikim nie kochała się w taki sposób. Była raczej tradycjonalistką w tych sprawach. A nawet, jeśli pozwoliła sobie na małą ekstrawagancję, uprawiając seks w plenerze, nie różniło się to bardzo, od scen łóżkowych z jej udziałem. Tym razem, kochała się ze zwierzęciem. Piotr był dzikim kochankiem. Kiedy skończyli, nie mogła wyjść z podziwu. Bez słowa niedbale założyła ubranie i zataczając się, poszła do swojej sypialni.

Małgosia była zaskoczona. Piotr był przerażony. Tak dobrze jeszcze mu nie było. Kilka razy zadziwił Justynę jakimś szalonym konceptem, ale zazwyczaj wszystko odbywało się „normalnie”. Nie był zbyt pomysłowy, czy oryginalny. Nie pzonawał się.

Teraz siedział nagi, oparty o drzewo i patrzył w głąb lasu. Oddychał głęboko, słuchał i węszył. Momentami tracił świadomość, by znów popaść w zadumę. Nie chciał stamtąd iść. Zdawało mu się, że drzewa do niego mówią, wołają. Dosłownie. Na początku szeptały, później krzyczały głośno. To nie były głosy w głowie. Las chciał mu coś przekazać. Piotr wstał i ruszył przed siebie.

Szedł boso, ale gałęzie i kamienie okazały się miłe w dotyku. Z marszu przeszedł w trucht, by wreszcie zacząć biec. Mimo ciemności widział dobrze. Patrzył nie tylko oczami. Zmysły uzupełniały się.

Zapomniał kim jest, nie wiedział dokąd zmierza, stał się częścią natury. Było jak w snach. I wiedział jak musi się skończyć ta pogoń. Treścią nocy było polowanie. Był myśliwym. Potrzebował zwierzyny.

Po godzinie biegu zatrzymał się i ustawił twarz w stronę wiatru. Od morza niosła się ostra woń alkoholu. Zaczął iść w tamtym kierunku. Szedł powoli, bał się, że może zgubić trop. Uśmiechnął się, jego nozdrza wychwyciły zapach potu, spermy i krwi. Na plaży była para. Tej nocy jakaś dziewczyna straciła dziewictwo. Piotr też miał je stracić.
Znajdowali się w odległości około piętnastu kilometrów. Rzucił się pędem w ich stronę. Stracił kompletnie panowanie nad ciałem. Kierował nim głód.
Z za drzew zobaczył szarość morza. Rozpoznał głos kochanków, zagłuszany przez szum fal. Stał ukryty wśród sosen, obserwując swoje ofiary. Leżeli objęci i wzdychali namiętnie. Byli sami. Idealna sytuacja aby zapolować. Wiedział, że nie mają szans na ucieczkę.
Zaczął powoli się zbliżać. Oblizał wargi i warknął. Kobieta omiotła go spojrzeniem.
- Rafał, jakiś wariat! – zawołała. Rafał nic nie powiedział tylko wstał i popatrzył na Piotra ze zdziwieniem. Okazał się dużym mężczyzną. Szerokie barki ociekały potem. Przetarł łysinę i zapytał.
- Zgubiłeś gdzieś ubranie? Tu go nie znajdziesz. – Piotr nie odpowiedział. Zwolnił tylko krok.
- Słuchaj zboczeńcu, nie chcę cię połamać, ale jeśli mnie do tego zmusisz. – Zatrzymał się trzy metry przed Rafałem, warknął i zaatakował. Poczuł silne uderzenie w szczękę i upadł.
- Mówiłem ci kurwa, że nie żartuję. Po co ci to było? – rzucił mężczyzna – Teraz cię zajebię. – Kopnął Piotra w brzuch i kucnął. Dziewczyna patrzyła przerażona, jak jej chłopak pięściami robi miazgę z twarzy przeciwnika.

Przez plecy Piotra przebiegł dreszcz. Nie czuł uderzeń, bolały go kości, skóra, całe ciało zaczęło palić. Zawył przeraźliwe.
- Masz dość? – sapnął Rafał.
- Przestań kochanie, bo go zabijesz – Podniósł się, spojrzał na dzieło swoich rąk i zbladł. To, co zobaczył nie przypominało człowieka, a nie była to zasługa jego ciosów. Czerwone oczy lustrowały swojego oprawcę. Z długiego pyska kapała krew i ślina. Wyszczerzył ostre zęby i wstał. Czarna sierść jeżyła się na ciele bestii. Zamachnęła się łapą i Rafał poczuł jak długie pazury tną jego brzuch. Ostre zęby rozrywały przerośnięte od sterydów mięśnie. Nie pastwił się nad trupem. Jadł.

W tym samym momencie dziewczyna ubrana tylko w stringi i koszulkę biegła do lasu. Kiedy dotarła do pierwszych drzew, odczuła ulgę. Odwróciła głowę. Bestia nadal się posilała.

Piotra tak zaabsorbowała ta czynność, że nie zauważył ucieczki drugiej ofiary. To było najwspanialsza chwila w jego życiu. Pierwszy raz był rzeczywiście spełniony. Rozkoszował się tym stanem.
Po kilku minutach ochłonął. Zastrzygł uszami. Nie słyszał kobiety. Nie było jej w pobliżu, ale ślady na piasku wskazywały mu drogę. Ruszył w pogoń.
Było jak w snach, a nawet lepiej. Na jawie wszystko było jasne, wiedział że nic mu nie przeszkodzi, że łowy zakończą się sukcesem. Nie była daleko, aromat kobiecości był wyraźny. Usłyszał jej sapanie. Oddech pełen zmęczenia i przerażenia. Podniecał go. Nie seksualnie, to było raczej odczucie zbliżającej się nagrody. Zdenerwowanie przed pierwszą randką, albo przed ważnym meczem reprezentacji. Zaczął się skradać.
Zauważył w krzakach czerwień ubrania. Klęczała wśród gałęzi. Nie modliła się. Obecność bestii paraliżowała ją, mogła tylko siedzieć skulona i liczyć na to, że nie będzie dostrzeżona. Jak zając ukryty przed wilkiem. Lecz było już za późno, drapieżnik dostrzegł swój cel.
Stanął nad nią, rozglądając się wkoło. Wydawał się jeszcze większy, niż w rzeczywistości. Dygotała i płakała najciszej, jak potrafiła. Piotr zdecydował wreszcie skończyć tę zabawę. Cofnął się kilka metrów i raptownie skoczył na dziewczynę. Jęknęła. Nie miała sił krzyczeć. Przycisnął jej głowę do ziemi i zacisnął szczęki na miękkiej szyi. Ciepła krew wypełniła paszczę. Nie jadł. Mężczyzna posłużył mu za kolację, to był deser. Rozkoszował się miękkim ciałem kobiety.

Gdy skończył, wolnym krokiem skierował się w stronę ośrodka. Gwiazdy rozświetlały niebo, w oddali pohukiwały sowy, było pięknie. On zaś był szczęśliwy. Nie zaznał dotąd takiego szczęścia. Las śpiewał pieśń dla swojego króla.

Nim doszedł do ośrodka zaczęło świtać. Pod płotem leżało ubranie, które zdjął, kiedy kochał się z Małgosią. Spojrzał na swoje dłonie, później na nogi i resztę ciała. Znów wyglądał jak człowiek. Ubrał się i najciszej, jak potrafił zakradł do swojego pokoju. Współlokatorzy spali, alkohol nie zdążył się jeszcze rozłożyć w organizmach. Wsunął się pod kołdrę i zasnął.

Obudził się o jedenastej. Nie z własnej woli. Koledzy opróżniali butelkę wódki, hałasując przy tym na tyle mocno, by przerwać sen.
- Nie możecie ciszej – zapytał.
- Sory Piotrek, ale wiesz jak jest – odparł niski, otyły brunet.
- Nie wiem Kowarski, jak?
- Życie się toczy, zabawa trwa – zaintonował.
- Zamknij kurwa mordę! Nie widzisz, że chcę spać?! – wrzasnął tak naturalnie, jak mu się nigdy nie zdarzyło. Odkąd skończył liceum, przeklinał sporadycznie. A już na pewno, nie w takiej sytuacji i nie takim tonem. Trójka kolegów spojrzała na jego wściekłą twarz, Kowarski grzecznie przeprosił i wyszli pić na zewnątrz. Zdziwił się, ale tylko odrobinę. Zmienił pozycję na łóżku i zasnął.

Tym razem obudził go mokry pocałunek w policzek. Nim otworzył oczy rozpoznał zapach Małgosi. Była gotowa się oddać. Spojrzał na nią z ciekawością.
- Najwspanialszy pragnę cię – szepnęła. Podniósł lekko głowę. Głosy dochodziły z odległości kilkudziesięciu metrów. Byli tam wszyscy pracownicy poza nimi, śmiali się głośno i wlewali w siebie resztki alkoholu, który pozostał po piątkowym ognisku. Nikt się nie zbliżał. Objął ją i mocno przycisnął do łóżka.
Kiedy skończyli, nie zamienili słowa. Odeszła z uśmiechem, posyłając całusa. Poczekał kilka minut i wyszedł do bawiącej się grupy.

Autobus miał po nich przyjechać po siedemnastej, cieszyli się, więc ostatnią godziną w ośrodku. Mogli się na moment oderwać od codzienności i poczuć jak nastolatki. Dlatego każdy starał się maksymalnie wykorzystać czas, który im pozostał.
Pili i tańczyli. Hałasowali nieznośnie.
Piotr usiadł na ławce i przypatrywał się bawiącym. Łapał promienie popołudniowego słońca. Kiedy usiadł zauważył, że wszyscy mu się dziwnie przyglądają. Jeszcze nikt tak na niego nie patrzył. Poczuł się nieswojo. Jak by mówili, nie jesteś jednym z nas. Należysz do innej kategorii ludzi. Nie chcieli go poniżyć, tylko pokazać, że jest obcy.
To było jednak tylko wrażenie. Błędne wrażenie. Co chwila ktoś serdecznie klepał go po plecach. Każdy chciał się z nim napić, a dziewczyny były miłe, jak nigdy. Stał się duszą towarzystwa. Taki stan rzeczy, okazał się nadspodziewanie przyjemny. Zawsze mu się wydawało, że nie lubi być w centrum uwagi. Zmienił się.

W autobusie miał ochotę pozostać sam. I tak też się stało, nikt nie śmiał mu przeszkadzać. Wreszcie mógł złapać oddech. Cały pobyt w Pobierowie był jak sen. W drodze powrotnej dopiero zaczął rozmyślać, nad wydarzeniami minionych dni. Nie wiedział, co było prawdą, a co wyobrażeniami pijanego człowieka.

Z pewnością, prawdą było to, że miał gorączkę, która skumulowana z alkoholem, doprowadziła go do pewnych majaków. Prawdą było też, że pierwszy raz od kilku lat, postawił się komuś i zaczął wzbudzać szacunek, a może nawet respekt.
Prawdą też była zdrada. Na to wspomnienie poczuł ostre ukłucie w sercu. Nie chciał o tym myśleć, wiedział że trzeba szybko zakończyć tę sprawę, zapomnieć. To był tylko incydent, wcale nie taki przyjemny, jak mu się z początku zdawało.
Złudzeniem były obrazy, zapachy i dźwięki, które zauważał. Dopuszczał także możliwość, że pod wpływem choroby i wódki, zmysły mogły ulec wyostrzeniu. Czytał gdzieś o możliwościach umysłu. W różnych sytuacjach, budziły się atawistyczne zdolności, stłumione przez świadomość. To było dobre wyjaśnienie.
Naturalnie snem, bardzo realnym, była jego bieganina po lesie, zmiana w potwora i pożarcie dwojga ludzi. Koszmar ten, jeśli można go nazwać koszmarem, bowiem koszmary zazwyczaj są nieprzyjemne, nawiedzał go od jakiegoś czasu. Być może powinien udać się do specjalisty. To był wynik stresu i frustracji, wynikający z braku zadowolenia pracą.
Tak myślał. Wszystko okazało się logiczne.

Nagle głos Karkowskiego przerwał, porządkowanie wspomnień. Siedzący zaraz, za kierowcą mężczyzna zawołał donośnie.
- Słyszeliście, co mówili w radiu? – Nikt mu nie odpowiedział. – Mieliśmy jechać do Międzywodzia, a tam było morderstwo. Jakie brutalne. Co z tym światem się dzieje?
- No i co? – ktoś przerwał.
- To straszne – zajęczała Leśniewska, najbardziej „wrażliwa” z kobiet, jakie Piotr miał przyjemność poznać.
- Słuchajcie – kontynuował Karkowski. – Facet został rozszarpany na plaży. Zjedzony prawie. A dziewczyna pięć kilometrów dalej w lesie, została znaleziona z rozerwanym gardłem. To była para, bo rzeczy zostawiła na plaży.
- To psy jakieś, albo wilki – wyjaśnił Kielecki.
- Tu nie ma wilków. A mówili w radiu, że dziwne, że dziewczynie tylko rozerwano gardło. No i, że ją ścigano.
- Widzicie jak o was dbam – odparł Dyczko – Wystarałem się o Pobierowo, a mogliśmy wracać teraz z Międzywodzia. I nie wiadomo, czy wszyscy byśmy wracali. Ale ja miałem przeczucie, że Pobierowo to słuszny wybór.

Piotr nie słuchał dalszej rozmowy. Był przerażony. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Ta wiadomość wyglądała, jak relacja z jego snu. Ale jak to mogło być możliwe? Był przecież zwykłym doradcą bankowym. Nic wyjątkowego. A tej rzezi na pewno nie dokonał zwykły mężczyzna. „Jest źle” – stwierdził.

Do Szczecina dotarli o dwudziestej. Małgosia próbowała się z nim pożegnać, ale zbył ją suchym - „pa”, i udał się na Plac Zwycięstwa.

Było jeszcze widno, więc reakcję mijanych ludzi, nie mogły ujść jego uwadze. Patrzyli na niego w dość specyficzny sposób. Kobiety z lękiem lub zalotnie. Jakby każda z nich chciał, co najmniej skraść mu całusa. Mężczyźni natomiast, patrzyli z lękiem, podziwem lub wrogością. Dość powiedzieć, że żadnemu przechodniowi nie był obojętny. Nawet psy patrzył, jakoś inaczej. Były wystraszone.

Przestał być członkiem szarej masy, nabrał kolorów. I nie była to żółć i czerń, podejrzanych i niesympatycznych typów, jakich widuję się w każdym mieście. Stał się czerwony i błyszczący. Piękny. Każdy chyba, chociaż raz w życiu, marzy o tym, aby stać się gwiazdą. Piotr w tym momencie gwiazdą był. Jednak złe myśli powróciły szybko.

Zadumany wsiadł do tramwaju i dał się powieźć na drugą stronę Odry. Na „Basenie górniczym” przesiadł się w autobus jadący na „Osiedle słoneczne” i przed dwudziestą pierwszą był w domu.

Justyna przywitała go ciepłym pocałunkiem. Wzdrygnął się na ten moment. Nie zauważyła. On jednak czuł się okropnie. Był hipokrytą i oszustem, a poza tym mordercą. Najgorsze, że całym tym bólem nie mógł, podzielić się z jedną z najbliższych osób.

Była bardzo miła tego wieczoru. Przeprosiła za swoje ostatnie zachowania. Przyznała, że powinna go wspierać, że są dwiema połówkami jednej całości i nic już nie może ich rozdzielić. Zapytała o powód jego smutku. Wyjaśnił, że to zmęczenie i kac. Skwitowała to uśmiechem. Do zaśnięcia, już tylko patrzyła maślanymi oczami. Nie kochali się, nie chciał. Wstydził się. Tej nocy śnił o rodzicach, dzieciństwie, Justynie. Nasycił się polowaniem.

Niedzielę postanowił spędzić przed komputerem. Był chory. To, co się wydarzyło, z pewnością było objawem jakiejś choroby. A wiedział, że najlepszym źródłem wszelkich informacji medycznych, jest Internet. Pierwsze słowo, jakie przyszło mu na myśl, najbardziej logiczne – tak uważał, brzmiało: Wilkołak. Frazę tę zawierały setki tysięcy haseł, oczywiście nie miał zamiaru czytać wszystkich. Postanowił przejrzeć pierwsze trzy, może cztery strony z linkami. Był pewien, że dość szybko znajdzie jakieś konkretne informacje.

Nie pomylił się, lecz konkretnych informacji było bardzo dużo. Nie zawsze ze sobą spójnych. Stwierdził szybko, że szedł w dobrą stronę. Jego choroba zwana była „Likantropią”. Poza tym, wiedział niewiele. Nie pamiętał, aby coś go ugryzło, nie smarował się też żadnymi maściami, nie pijał ziół, poza miętą, a ubieranie się w wilczą skórę było całkowicie absurdalne. Nie urodził się w święta i chociaż nie był praktykującym katolikiem, nie oddawał czci Szatanowi. Jego rodzice też, na pewno nie byli wilkołakami. Żadne z nich nie miało nadmiernego owłosienie, ani nie wzbudzało przesadnego pożądania u płci przeciwnej.

Po przeanalizowaniu wszystkich możliwości stwierdził, że albo jest wariatem, albo ktoś rzucił na niego urok. Obie ewentualności wydawały mu się równie prawdopodobne. A raczej równie nieprawdopodobne.

Test ze srebrną łyżeczką, trochę go zmartwił. Okazało się, że krzywdy mu nie zrobiła, no chyba, że chciałby ją sobie wbić w oko. Wszędzie niestety pisało, że srebro szkodzi wilkołakom. Z dwojga złego chyba wolał być potworem niż wariatem. Istniała, bowiem szansa, że te przekleństwo można kontrolować, więc postanowił trzymać się tej wersji i wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Wieczorem zamiast się uspokoić był jeszcze bardziej zdenerwowany. Postanowił iść po pracy do kościoła, a może nawet do spowiedzi. Skoro to czary, kościół był najlepszym ratunkiem. Poza tym, lepszego pomysłu nie miał.

Na drugi dzień musiał przyznać, że przyjemne jest bycie atrakcyjnym mężczyzną. Posiadanie psiego węchu i słuchu też było dość pozytywne, ale zabijanie ludzi nie jest czymś, co chciałby robić. Zwłaszcza, jeśli miałaby ich zjadać. Idąc do kościoła i rozmyślając w ten sposób, zdał sobie sprawę, że przyjął to wszystko zaskakująco lekko. Co prawda miał wyrzuty sumienia i odczuwał znaczny niepokój, ale nie spodziewał się, że w takiej sytuacji mógłby być tak opanowany. Okazał się silniejszym niż podejrzewał.

Wszedł do kościoła i wyszedł po pięciu minutach, nikt nie spowiadał, a on nie potrafił się modlić. Postanowił zaczekać do niedzieli. Justyna bardzo się zdziwi, kiedy oznajmi, że ma zamiar iść do świątyni, w innym dniu niż Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Niestety potrzebował pomocy. Nie chciał poddać się wilczej naturze, która usiłowała nim zawładnąć. Musiał wyzdrowieć.

Tak jak postanowił, udał się na niedzielną mszę, a nawet poszedł do spowiedzi. Jednakże nie był wstanie, opowiedzieć księdzu o swoim alter ego. Przyznał się natomiast do zdrady, za co otrzymał surową pokutę, która odmówił tego samego dnia. I mimo jego wcześniejszych obaw, że to nic nie da, było mu lżej. Od tej pory niedzielne nabożeństwo stało się nieodłącznym rytuałem. Justynie z początku wydawało się to dość dziwne, ale z czasem przyznała, że to jest całkiem dobry pomysł i zaczęła towarzyszyć narzeczonemu.
„Jak trwoga to do Boga” - mówi przysłowie. A Bóg chętnie pomaga swoim dzieciom. Piotra także nie zostawił na pastwę losu. A nawet zaczął traktować w wyjątkowy sposób.

Samopoczucie miał rewelacyjne. Przestał pić kawę, nie potrzebował jej, wciąż miał masę energii. W domu zaczęło mu się układać świetnie. Wszystko było tak, jak powinno. Żadnych kłótni, tylko miłość i zrozumienie.
W pracy było nie inaczej. Zaczął chodzić tam chętnie. Przez pierwszy miesiąc, co prawda, miał pewne problemy z Małgosią, ale szybko dał jej do zrozumienie, że to był tylko przelotny seks. Ku jego zaskoczeniu, podporządkowała się tej decyzji i było tak jak dawniej. Właściwie nie tak jak dawniej, było znacznie lepiej. Zapomniał już prawie o niesympatycznych uwagach Dyczko, o przytykach współpracowników. W pracy był innym człowiekiem.
Poza pracą i życiem prywatnym też zauważał zmiany. Patrzono na niego, jak na kogoś wyjątkowego, odczuwano respekt. To były dobre zmiany.
Modlił się tym gorliwiej. Zaczął przyjmować opłatek, rzucać banknoty na tacę, niesioną przez ministranta, nie zaś złotówkę, lub pięćdziesiąt groszy, jak dawniej.
Najbardziej cieszyło go, że odeszły złe sny. Właściwie gdyby nie wyborny słuch i węch, oraz bardziej niż zwykle rosnący zarost, jednak mniej niż przed samą przemianą, zapomniałby całkowicie o wilku. Wilk został oswojony. O morderstwie prawie wcale nie myślał. Przecież to nie była jego wina. To wina osoby, która rzuciła urok. Teraz miało być już tylko lepiej.

Minął wrzesień. Powietrze stało się chłodne i wilgotne. Szczecin jest pięknym miastem wiosną i latem, jednak jesień i zima nie należą do ulubionych pór roku szczecinian.

W nocy mocno wiało, drzewa skrzypiały nieprzyjemnie. Mimo swojego znakomitego słuchu Piotr zasnął bez problemu. Nauczył się już dość dobrze tłumić nieprzydatne dźwięki i zwracać uwagę tylko na te istotne. Poza tym lubił szum drzew, nawet wyginanych przez wicher. Przyroda miała w sobie coś pociągającego. Nie wiedział, czy polubił ją tak bardzo po transformacji, czy też zawsze był miłośnikiem natury. To nie miało zresztą żadnego znaczenia. Przemiana była snem.
Obudził się w środku nocy spocony i przerażony. Słyszał, jak serce bije mu w piersi, było to tępo biegu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszObluda · dnia 18.10.2009 09:35 · Czytań: 842 · Średnia ocena: 3,33 · Komentarzy: 5
Komentarze
Usunięty dnia 18.10.2009 14:14 Ocena: Dobre
Trochę literówek się wkradło.

Moim zdaniem używasz dużo zbędnych słów. Dałoby się tą część bez uszczerbku skrócić o 1/3.

Co do treści, to na razie wszystko zgodnie z przewidywaniami. Trudno napisać coś odkrywczego o wilkołakach. Ciekawa jestem, jak to zakończysz.
Izolda dnia 18.10.2009 22:18 Ocena: Dobre
Chyba mówiłam, że jak to jest wilkołak, to ja się wypisuję i słowa muszę dotrzymać.
zza - razem
Frytki mogą być, ale oczkami zajmij się tym razem sam.
TomaszObluda dnia 20.10.2009 16:34
;( no cóż, ostrzegałem, że to fadt food, nic zaskującego. A nigdy nie wrzucam tektów pisanych na żywo, więc nie mogę nic zmienić, a przynajmniej nie całkowicie fabułę. Mimo wszystko jestem dosyć zadowolony z niego.
Bardzki dnia 20.10.2009 17:24 Ocena: Bardzo dobre
Teks mi się spodobał. Trochę się w niektórych miejscach powtarzasz. To co dla mnie jest najważniejsze w opowiadaniach to fabuła, a tu takowa jak najbardziej występuje i to w pokaźnych ilościach. Dlatego ode mnie bdb. Czekam na następną część.
TomaszObluda dnia 20.10.2009 18:09
Dzięki, ja też w opowiadaniach najbardziej lubię fabułę. Bo dla mnie opowiadania łączą się z opowiadaniem historii. Mam nadzieję,że ostatni częśc, najkrótsza, która jest w poczekalni, będzie dopracowana.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty