- No jedz, czemu nie jesz?! - Rzuciła matka, nawet nie oglądając się za siebie. - Jedz bo wystygnie.
Slavek ciężko oparł się stół i nieprzytomnym wzrokiem szukał czegoś. Ręka mimowolnie sięgnęła po widelec...
- Obudź się, najpierw zupa.
Matka dalej stała przy patelni, ale znała ten rytuał na pamięć. Slavek też. Wiedział, że za chwile dowie się o swojej nieudolności, o tym jak mało jest pożytku z niego i że oczywiście "z poezji to się chleba nie kupi"
Mały, niedzielny rytuał...
Żadne z nich nie przypuszczało wówczas, co wydarzy się za kilka lat.
pozdrawiam
sisey z działu poezji do dupy, sekcja rymowanki (biurko przy drzwiach)
: