zawisł zmierzch listopadowy
całunem mokrym i burym,
kiedy śnieg obielał głowy
wykwitom architektury
i zalśnił na jezdni twarzy
tysiącznych świateł odbiciem,
jak gdyby setki witraży
oddzielnym już żyły życiem.
jedynie brei rozbryzgi
tryskają spod kół pojazdów
tańczących walce-poślizgi
na trzy pas, bez prawa wjazdu.
skuleni strachem przechodnie
zmykają stąd, usiłując
zachować się w miarę godnie.
ryzykując nóg złamanie
ja także chyłkiem przemykam,
dręczony takim pytaniem
(na samą myśl ślinę łykam)
do domu z pracy wracając,
czy na obiad będzie… zając
ten, dopiero co...złapany.
listopad 2008 r.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Crassus Vetus · dnia 01.11.2009 17:34 · Czytań: 1224 · Średnia ocena: 4,2 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: