Wyśnił kolejny koszmar. Starał się otworzyć powieki, ale im bliżej podchodziła do niego nocna zmora tym bardziej jego rzęsy były sklejone. Próbował walczyć z majakiem. Rzucał się, aż całe jego ciało pokryła lepka warstwa potu. Mógł wreszcie otworzyć oczy. Po policzkach szybko spływały łzy, które wycierał zanim spadały na poszewkę poduszki. Przez kilka minut leżał jak sparaliżowany. Wstawał cały obolały jakby przewrócił się na drodze pokrytej kamieniami.
Przy oknie zauważył szczupłą sylwetkę. Samym ruchem warg powiedział jej imię. Nie był w stanie wydusić z siebie głosu.
– Kiedy weszłaś? – spytał bardzo cicho, kiedy jego krtań wreszcie opuściła okrągła i miękka kula. – Nawet mnie nie obudziłaś.
Widział jedynie jej niewyraźny kontur niknący pomiędzy bladymi promieniami księżyca, którego kształt ledwo było widać zza postrzępionych chmur. Domyślał się, że na powlekanej bladą skórą twarzy dziewczyny, zagościł uśmiech bezkrwistych warg. Lubiła do niego przychodzić. Zwłaszcza, kiedy tego nie oczekiwał.
Zapalił nocną lampkę. Żółtawe światło padło na ciemnozieloną błyszczącą sukienkę. Miała pasek z aksamitu o tym samym kolorze obwiązany w pasie. Stopy obute w czarne lakierowane szpilki ozdobione na czubku kwiatem z równie czarnych korali. Iskrzyły się mdłym blaskiem. Zawsze podziwiał jej mlecznobiałą skórę, skażoną tylko kilkoma bladymi piegami na prostym nosie i policzkach. Gęste włosy o popielatym odcieniu związywała w gruby węzeł ozdobiony klamrą o kształcie przypominającym gałęzie winorośli, oraz wstążką. Na zgrabnej szyi miała duży naszyjnik mieniący się srebrzyście. Nadgarstek kobiety zdobiła podobna bransoletka. Chyba nie miała przekutych uszu, bo jeszcze nigdy nie widział jej z kolczykami. Rzadko malowała paznokcie, ale dziś miały silny połysk. W lakier były wtopione opiłki brokatu.
- Gdzie byłaś dzisiaj? – Spytał patrząc głęboko w jej zielone oczy przypominające zimne bryłki. Wiedział, że nie odpowie. Jej drobny uśmieszek rozszerzył się trochę. Opierała się plecami o ścianę i ramę okna. Oczyma wyobraźni widział głębokie, czerwone bruzdy powstałe od nacisku drewna. Ona nie przejmowała się takimi rzeczami. Nie czuła bólu. Tego bardzo jej zazdrościł. – Nie lubisz mi odpowiadać. – Jeszcze nigdy nie usłyszał jej głosu, ale wyobrażał go sobie. Coś pomiędzy porannym śpiewem ptaków, a szumem morza. – Dzisiaj był u mnie Kjalle. Pytał się czemu ostatnio nie odebrałem telefonu. – Lekko przekrzywiła głowę. Znała tę tajemnicę. – Głupio mi było mówić, że byłaś akurat tego dnia. Wiesz, bo bardzo chce ciebie zobaczyć.
Kjalle zawsze chodził w skórzanej kurtce i starych dżinsach. Zakładał do tego zwykle ubłocone buty. Tylko koszulki zmieniał – raz beżową, innym razem szarą. Zawsze jednakowo sprane. Miał krótko zgolone, do samej skóry włosy, które przypominały rzadką szczecinę. Na nieco obwisłych już policzkach wyhodował kilkudniowy zarost. Jasnobrązowe oczy niemal zawsze ukrywał pod półprzymkniętymi, opuchniętymi powiekami. Już urósł mu brzuch, który wystawał sflaczały nad popękanym paskiem spodni. Miał niemiły zwyczaj palenia w domach, chociaż bywał proszony, aby tego nie robił. Strzepuje popiół na podłogę, nigdy na dywan.
- Wierzył, że jesteś bardzo piękna – ciągnął Mikkel. – Chyba naprawdę będziesz musiała się mu pokazać – wiedział, że Fredrika nigdy tego życzenia nie spełni.
*
Nie wychodził z domu od dwóch tygodni. Nawet nie otwierał okien, aby przewietrzyć. Każdy kąt był przesiąknięty stęchlizną – wylane napoje, resztki jedzenia, pot, trochę krwi i sperma. Zdołał zamknąć odór papierosów Kjalle.
- Co ty, do chuja, wyprawiasz? – spytał tydzień wcześniej Kjalle. Zawsze mówił wulgarnie, gdy był silnie zirytowany. – Kurwa, tu nie da się oddychać! – Próbował nawet pootwierać okna, ale go powstrzymywał. – Jeszcze raz mnie złapiesz za łokieć, Mikkel, a trzasnę cię tak w mordę, że już nigdy taki durny pomysł nie przyjdzie ci do łba.
Potem Kjalle poczuł się strasznie głupio, bo Mikkel posmutniał i chciał zamknąć się w swojej sypialni. W drzwiach jednak nie było zamka.
– Przepraszam – powiedział Kjalle, gdy siadł obok niego na łóżku. Przytulił go do siebie. Poczuł na piersi zimne łzy mężczyzny. – Słuchaj, musisz tu otworzyć okna, bo pochorujesz się. – Podopieczny kiwał głową, że tego nie zrobi. – Ale zrobisz! Przyjdę za tydzień i ma być tutaj przewietrzone.
Kjalle nie był w stanie nic wyczytać z oczu Mikkela. Patrzył w nie, ale w źrenicach mężczyzny nie było żadnego wyrazu. Pustka.
– I jeszcze jedno – powiedział nagle jego opiekun. – Rozumiem, że przychodzi do ciebie koleżanka. – Kjalle czuł, że tak naprawdę Fredrika nie istnieje. Plamy spermy pokrywające każdą zmianę pościeli, dywan, a nawet jedną ścianę mówią, że jego podopieczny ogranicza się do masturbacji. – Wyjdź wreszcie na zewnątrz. Przecież byliśmy razem na spacerze w parku Vigelanda. Prawda? – Mikkel nawet nie kiwnął głową. – Dobrze. Ty decydujesz przez kolejne siedem dni, ale potem już się postaram ciebie wyprowadzić.
Nie zamierzał nawet w połowie spełnić próśb opiekuna. Wiedział też o jego wątpliwościach, co do istnienia Fredriki. Nie była to dla niego przyjemna myśl. W pewnym stopniu uważał Kjalle za swojego przyjaciela, a w każdym razie za jedyną osobę z urzędu norweskiej pomocy społecznej, która się nim interesowała. Jedynie Fredrika była mu najbliższa na świecie, tylko ona go tak dobrze znała. Wiedziała o nim wszystko. Nawet to, o czym jeszcze on sam nie wiedział. Była według Mikkela lepszą obserwatorką niż Kjalle, który miał wyobraźnię ograniczoną szkoleniami i wyuczoną potrzebą pomocy innym. Nic, tylko obowiązek, a nie prawdziwe powołanie.
*
Czasem czuł jak zimne oczy Fredriki przeszywały każdy milimetr jego ciała. Jej wnikliwość przerażała go, a zarazem pociągała. Był dla niej otwartą książką. Porównywał siebie nawet do dziecięcej książeczki z kolorowymi obrazkami i wielką, wyrazistą czcionką liter. Jednak nie do końca chciał, aby Fredrika go tak dobrze znała. Ze zbyt wielu jego słabostek zdawała sobie sprawę. Gdy jej nie było, czuł jej obecność w ścianach, w każdym przedmiocie, nawet w tych najmniej z nią związanym. Miał czasem wrażenie, że sylwetka dziewczyny przemykała w jego ulubionych filmach, pokazywała się za plecami prezenterów telewizyjnych.
Oczy Fredriki były wszędzie. Zanim ją poznał, zanim wniknęła do jego smutnego życia, egzystencja Mikkela była zbyt jałowa, aby on sam mógł się nad nią zastanawiać.
Przez te dwa tygodnie, jeszcze przed przyjściem Kjalle, Fredrika nie pokazywała się osobiście. Zostawiła tylko swoją namacalną obecność, bez ciała. Ostatnim razem nie było jej tak długo, gdy Kjalle wysunął teorię, że ona musi być prostytutką bardzo dobrego serca. Mikkel oprócz zasiłku nie miał nic, co by starczyło na opłacenie nawet najmniejszej zachcianki. Opiekun socjalny sprawdził także wszystkie kobiety mieszkające w budynku, ale żadna z nich nie miała na imię Fredrika. Nadal je dopytywał czy znają Mikkela spod czternastki, oraz czy mają w rodzinach jakieś Fredriki, które mogły go odwiedzać. Reakcje były różne, ale w większości patrzono na niego jak na wariata. Oczywiście nigdy nie opowiedział o tym swojemu podopiecznemu, ale i tak Mikkel domyślał się wszystkiego. Sama Fredrika o tym mówiła (bo mógł poznawać jej myśli, ale tylko wtedy, gdy ona sama tego chciała), nawet opisała pewne zdarzenie, kiedy Kjalle coraz bardziej wściekły pukał do drzwi. Gdy kobieta, która miała nawyk nerwowego pocierania palcami chudej szyi, usłyszała jego historię, zawołała męża. Był gotowy uderzyć Kjalle, który cudem zrobił unik i nie dostał mocnego ciosu w szczękę. Mężczyzna wrócił do mieszkania. Tym razem wyszedł ze starą strzelbą na niedźwiedzie, ale opiekun socjalny zdążył zbiec na sam dół klatki schodowej. Mikkel pytał, jak udało się jej zostać niezauważoną i równocześnie zobaczyć z tak bliska całe zdarzenie. Zbyła go znajomym milczeniem.
Pod wieczór usłyszał w swojej łazience strumień wody płynącej z odkręconego kranu. Kjalle nie przyszedł jak obiecał. Miał wypadek samochodowy, spowodowany z jego winy. Upił się, bo żona przyniosła mu papiery rozwodowe w towarzystwie starszego od niego Szweda, który miał wszystko to, czego sam Kjalle nie miał. Były to pieniądze. Mikkel nie odbierał telefonu, gdy sekretarka opieki społecznej chciała mu powiedzieć o wypadku. On już wiedział. Wiedział też o wiele więcej. Nikt nie musiał mówić mu, że stało się coś złego.
Kilkanaście minut przysłuchiwał się temu dźwiękowi. Wreszcie, ktoś zakręcił kurek i woda przestała szumieć. Został tylko głuchy pomruk w rurach, ale szybko się rozpłynął w drodze do kolejnych kranów. Przez grube szkło okienka w drzwiach łazienki przebijało się ostre, żółtawe światło. Uchylił drzwi, ale szybko je zamknął. Zobaczył nagie ciało Fredriki, kiedy odkładała na bok swój aksamitny szlafrok. Wiedział jakie może być żenujące takie wtargnięcie. Nie raz, gdy był w łazience w budynku opieki społecznej inni rezydenci lubili nagle wchodzić i gapić się wzrokiem bez wyrazu. To samo robili pielęgniarze i pielęgniarki, ale oni nieodmiennie proponowali pomoc. Postanowił wejść jak jedna z tych z nieskazitelnie czystych pielęgniarek o ptasim móżdżku nastawionych jak automat na pomoc swoim podopiecznym w wykonywaniu najprostszych czynności.
Fredrika już była w wannie, otoczona perlistą pianą. W dłoni trzymała jego maszynkę do golenia i zmieniała ostrze. Dotknęła żyletki opuszkiem palca. Uśmiechnęła się do siebie. Była zadowolona z efektu. Odwróciła się wreszcie do niego.
- Hej – powiedziała ciepłym, trochę piskliwym głosem. Był daleki od jego wyobrażeń, jednak niemniej mu odpowiadał. – Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest, kiedy kobieta musi golić nogi? – spytała nagle.
Z jej twarzy nie znikał szelmowski uśmiech. Mikkel usilnie starał się ukryć erekcję, która znacznie zaczęła wybrzuszać cienki materiał jego podartych spodni. Przykrył swoje przyrodzenie dłońmi. Szybciej oddychał. Po raz pierwszy nie tylko usłyszał jej głos, ale też zobaczył ją nago. Cała była zanurzona w gorącej wodzie, która parowała. Tworzyła nad nią półprzeźroczysty obłoczek.
– Jeśli chcesz, mogę ci coś o tym powiedzieć – powiedziała miło i nagle zgrabna noga wynurzyła się z wody. – Nawet mogę ci wszystko pokazać.
Nerwowo pokiwał głową.
– Trzeba często zmieniać żyletki, bo tępa do niczego się nie nadaje. Tylko kaleczy. Ale i tak trzeba uważać – przyłożyła ostrze maszynki do gładkiej nogi. – Bo kiedy ciągniesz, zawsze pod włos, i ustawisz nadgarstek pod pewnym kątem... – W świetle nie okrytej żarówki cała błyszczała jak złoto.
Już nigdy w życiu nie spotka równie pięknej kobiety, myślał. Poczuł lepkie ciepło spływające po wewnętrznej stronie ud.
– Możesz sobie zrobić krzywdę. Ale wiesz, nawet sobie z tego nie zdajesz sprawy. Dopiero po jakiejś minucie wykwita ci na skórze rana o długości nawet kilkunastu centymetrów. Bardzo szczypie. Często jest przerywana, kiedy źle się trzyma maszynkę do golenia i robi się to za szybko – patrzyła skoncentrowana na swoją nogę i przesuwała delikatnie ostrze. – Uwierz mi. Gdy zacinasz się, nawet o tym nie masz pojęcia.
Kiedy mówiła, zabawnie wykrzywiała głowę. To bardzo mu się w niej podobało.
– Może chcesz? – spytała nieco zalotnym głosem. – Sam spróbuj. – Wynurzyła się tak lekko z wody, że jego lustro się nie poruszyło. Mógł zobaczyć kształt piersi. Wyciągnęła do niego rękę. W dłoni ściskała maszynkę do golenia ostrzem zwróconym do niego. – Spróbuj – zachęciła.
Wreszcie jej głos zabrzmiał jak poranny śpiew ptaków i szum morza.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Deirdre · dnia 04.11.2009 11:09 · Czytań: 800 · Średnia ocena: 2,67 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: