Nakryła mnie w łóżku, tuż po budziku. Nocą, choć to było rano. Pora bez słońca lub ze słońcem za chmurami. Wierzę, że ono jest, ale przecież nie widzę, bo czasem całymi tygodniami nie dotyka ziemi. Gdy pierwszy raz czasem zimowym, o szóstej trzydzieści budzę się w kompletnych ciemnościach, wiem, przyłapała mnie znów. Zimowe ubrania nadal na strychu.
Mrok zapowiada od tragicznego poranka, że przyjdzie błagać o promienie, ale zlituje się w styczniu i odejdzie pod warunkiem, że będzie śnieg. Jeśli nie, to dopiero w lutym, wtedy zdybie mnie na radości, że wstaję za dnia.
Pora niskiego naświetlenia, otwór przesłony za mało uchyli i zostawi mnie ciemną, niewidoczną, do poprawek. To już nie błona, co odeszła do lamusa, to matryca, zły zapis we mnie. Błąd w zgraniu mojej przesłony z czasem zimowym.
Chociaż niczym się nie zasłaniam, wciąż wychodzę jak w z cienia. Najbardziej rano, gdy endorfiny zredukowane do zera.
Próbuję złapać więcej światła, gdy odbijam w lusterku twarz, ustawiam się pod lampą, łudzę, że oślepi mnie namiastką. Co z tego, kiedy za oknem nadal noc, we mnie niedosyt, a makijaż niewyraźny. Po południu już rozmyty, bo popołudnie jest jak wieczór. O szesnastej z kurami wypadałoby się kłaść spać. Ale jak zasnąć jeśli kurantów w zegarze brak, a obiad smakuje jak kolacja.
Wiem, dużo gorzej być prześwietlonym. Obróbka sfiksowanego więcej kosztuje. Nachłoniętemu luksferami bliżej do udaru i wypalenia.
To nie ja. Nie wypalam się do dna, wciąż mam na drewnie miejsca, których nie dotknęła lutownica. Brak złączy, cyna się nie topi i światłoutwardzalne plomby zaczynają wypadać. Czuję potrzebę sztucznego słońca, nawet jeśli pukają mnie w głowę, że już wszystko mamy zmodyfikowane.
Zabierz mnie wyżej i błyśnij fleszem prosto w oczy. Błagam.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Izolda · dnia 05.11.2009 08:36 · Czytań: 1193 · Średnia ocena: 3,14 · Komentarzy: 22
Inne artykuły tego autora: