Labirynt Serc - Vulpes
A A A
Nazywał się Hrabia Vulpes. Ile miał wtedy lat? Tego nie wiedział nikt. Na służbie u demonów stał się po części jednym z nich. Szarooki chłopak z ciemnymi włosami i jasną skórą. Wyglądał zwyczajnie, wysoki i chudy okularnik. Nie był zbytnio umięśniony, jego siłą był umysł. Ubierał się w szaty księżycowych elfów - jasnoszarą koszulę, ciemne workowate spodnie i czarny płaszcz podszywany od spodu srebrną tkaniną. Zazwyczaj narzucał go na ramiona, by wyglądał jak peleryna. Na stopy zakładał elfie buty, które były ciche i wytrzymałe. Wszyscy magowie dobrze znali jego osobę, lub chociaż o nim słyszeli. Był tzw. „Srebrnym Magiem” - magiem, który magię opisuje w naukowy sposób. Zaklęcia rzucał jako wzory, łączące w sobie chemię, fizykę, algorytmikę i matematykę. Srebrni magowie byli w stanie wkomponować w swoje wzory zaklęcia i sztuki innych zakonów. Jednak nauka na ten typ maga była trudna i zajmowała dużo czasu. Dlatego srebrnych czarodziejów było coraz mniej. Ten jeden, którego imię z łaciny znaczyło „lis”, nie był jednak skory do dzielenia się swoją wiedzą i umiejętnościami. Służąc demonom utracił uczucia i emocje, zyskał w zamian potężną moc, wieczną młodość, nieśmiertelność, nowe umiejętności i dostęp do nieprzebranego źródła wiedzy. Dlatego kolegium magiczne uważało go za najgorszego potwora jakiego zrodziła ziemia - ludzka inteligencja, wiedza srebrnego maga, mądrość wyuczona u elfów, brak jakichkolwiek pozytywnych uczuć połączony z niesamowitą potęgą. Hrabia Vulpes był z pewnością istotą, po której można się było spodziewać wszystkiego co straszne i złe.
Dziwnym trafem, zaledwie kilka miesięcy przed momentem od którego zaczynam tę opowieść, pojawiła się mała iskierka nadziei. Z nieznanych powodów Vulpes pokłócił się ze swoimi przełożonymi. Poszło ponoć o małą wioskę pokojowo nastawionych, nieuzbrojonych Niziołków. Mniejsza jednak o powody - Hrabia rozpoczął prywatną wojnę z demonami.
Jednak opuszczając mrok, zaczął on tracić cechy demona. Wciąż się nie starzał, wciąż był potężny. Jego potęga nawet rosła. Jednakże odzyskiwał uczucia i emocje. Magowie tacy jak on, kojarzyli potęgę ze stanowczością i obiektywizmem. Czując więc, jak traci grunt chłodnej logiki spod nóg, udał się do miejsca zwanego „Labirynt Dusz”. Ktokolwiek wszedł do tego miejsca, wychodził potężniejszy po trzech dniach lub nie wychodził nigdy. Labiryntem były pojedyncze drzwi, zawieszone w powietrzu pośrodku przeklętego pustkowia. Wejścia bronił „pył” - istota martwa. Nieśmiertelna i niezniszczalna. Złożona była z czarnego piasku, który układał się w jakąś istotę. Pyłu nie można pokonać. Dobrze o tym wiedząc Hrabia zignorował jego obecność i wszedł do labiryntu.
Zanurzył się w mroku, labirynt nie był plątaniną dróg. Był przejściem do innego świata. Zawsze innego, bo labirynt był jak drzwi, które za każdym razem wiodą w inne miejsce.

Obudził się w lesie. Skąpana słońcem polana niczym nie różniła się od tych, które były w jego świecie. Panowała tu cisza. Niepokojąca cisza. Najmniejszy wiatr nie poruszał kwiatami. Nie było tam żadnych owadów. Tylko trawa i kwiaty. W równym okręgu stały dookoła stare topole. Patrzyły dumnie na przybysza.
Nie...
Nie patrzyły. Drzewa nie mają oczu. Dlaczego więc Vulpes czuł się, jakby wciąż go obserwowano?
Przełknął ślinę. Wstał szybko. Skierował się w najbliższe przerzedzenie drzew. Po podróży przez pustkowie czuł głód. Wokół rosły trujące jagody. Demony były odporne na wszelkie toksyny.
Jak wiele zostało w nim demona?
Nie namyślając się wiele chwycił garść owoców i włożył do ust. Miały lekko kwaskowaty smak. Były sycące, choć niebezpieczne. Zjadając kolejne porcje jagód szukał drogi przez chaszcze. Nagle znalazł się na wydeptanej ścieżce. Wokół nie było żywej duszy.
Tylko cisza. Dziwna, niepokojąca cisza...
Zaczęło mu się kręcić w głowie. Usłyszał trzask łamanej gałązki. Odwrócił się. Cień przemknął obok drzew. Odwrócił się powrotem. Świat wirował dziwnie wokół niego. Głowa bolała. Zrobił krok w przód. Zachwiał się niczym pijak. Otoczenie traciło barwy.
Klątwa?
Nie! Trucizna z jagód! Tutaj nie działały moce demonów.
Upadł na kolana z krótką myślą: „Dlaczego?”. Upadając na ziemię zdołał uchwycić czyjąś twarz. Twarz dziewczyny. Kim ona była?
Otworzył oczy. Leżał obok ogniska. Wesoło trzaskające płomienie dawały ciepło i światło. Obrócił się na bok. Nagle, obok jego twarzy, pojawiła się para nóg.
- Obudziłeś się w końcu? - usłyszał.
Mruknął coś niezrozumiale. Tajemnicza postać kucnęła przy nim. Zobaczył ciemnowłosą dziewczynę o zielonych oczach. Ubrana była w żółte ubrania ciasno opinające jej sylwetkę. Włosy spięte grubym sznurkiem w kucyk opadały jej na jedno ramię. Przy ciemnobrązowych spodniach przypięty miała sztylet. Jej skóra była lekko brązowa. Uśmiechnęła się. Nie przestała przyglądać mu się badawczo.
- Gadasz ty po ludzku? - spytała.
- Tak - odparł krótko.
- Siadaj. Upiekłam trochę mięsa, jeżeli chcesz.
Usiadła na trawie. Wciąż kręciło mu się w głowie. Przyłożył dłoń do czoła starając się skupić myśli. Zapach jadalnego jedzenia przypomniał mu o głodzie. Chwycił kawałek mięsa i włożył go do ust.
- Mam jedno pytanie - stwierdziła nieznajoma.
- A ja tysiące - odparł złośliwie. Wracał mu dobry humor.
Dziewczyna spojrzała na niego bystro.
- Dlaczego u licha napchałeś się trującymi jagodami?
Hrabia uśmiechnął się.
- Jeszcze miesiąc temu jadłbym je bez szkody. Zapomniałem, że już nie jestem demonem.
Nieznajoma roześmiała się. Nie było w jej śmiechu drwiny, ani satysfakcji. Zwyczajny, radosny śmiech.
- TY byłeś DEMONEM?! - krzyknęła - Masz pomysły chłopie!
- To prawda. Należałem do trzeciego kręgu, siódmego oddziału i byłem w nim starszym oficerem.
Dziewczyna chwyciła się za brzuch.
- Dość! - zawyła - Nie no! Przesadziłeś. Można opowiadać żarty, ale nie takie! Demony nie mieszkają w tym świecie, wątpię też by przyjęły do siebie takiego chuderlaka!
Powstrzymała z trudem śmiech.
- No dobra - stwierdziła. - Kim naprawdę jesteś?
Hrabia nie spodziewał się takiej reakcji. Teraz dobrze zrozumiał dlaczego demoniczne moce tu nie działały - w tym świecie demony były fikcją. Przez chwilę szukał odpowiedzi, która wydawałaby się realna dla nieznajomej.
- Na imię mi Vulpes -powiedział. - Jestem magiem.
Ta krótka i ogólnikowa informacja wydała mu się podejrzana jak troll w stroju baletnicy, ale nie był dobry w opowiadaniu rzezy prawdziwych i zwyczajnych zarazem. Uśmiechnął się spokojnie, by ukryć zdenerwowanie.
- A konkretniej? - spytała. - W mojej wiosce wszyscy znają magię. Nawet to ognisko zapaliłam zaklęciem.
Przez chwilę przypatrywał się jej. Nie wyglądało na to, by uważała go za podejrzanego. Najwyraźniej uznała go za zwykłego podróżnika. Według jej słów, każdy w tym świecie znał choć jedno zaklęcie. W świecie Hrabiego byłoby to niemożliwe. Uśmiechnął się. Labirynt miał uczynić go silniejszym. Dlatego wysłał go w miejsce, gdzie każdy ma zapewne większą moc niż on. Zamknął oczy. Nie używając wzroku mógł „widzieć” energię magiczną. Rzeczywiście, ognisko aż kipiało od mocy.
- Muszę kiedyś odwiedzić twoją wioskę - stwierdził.
- Co powiesz na rano? Słońce już zaszło.
Vulpes skinął głową. Dziewczyna nagle sobie coś przypomniała.
- Ach! Zapomniałam ci się przedstawić - zaśmiała się. - Jestem Cintia.
- Miało mi cię poznać, Cintio.
Dziewczyna położyła się obok ogniska. Spojrzała na niebo.
- Spróbuj jeszcze zasnąć, lub poczekaj aż się obudzę. Gwiazdy świecą dziś dość jasno.
Po chwili zasnęła. Hrabia długo wpatrywał się w jej śpiącą twarz. Była spokojna, choć zasypiała w towarzystwie nieznajomego. Wydało mu się to nieco dziwne. Obrócił się na plecy i spojrzał na niebo. Nie rozpoznał żadnego gwiazdozbioru, ale gwiazdy naprawdę świeciły wyjątkowo jasno.
Zaczął rozmyślać o swojej przeszłości. Dawno tego nie robił, ponieważ uważał przyszłość i teraźniejszość za ważniejsze. Urodził się w świecie zwanym Ziemią, w którym nie było magów. Magia była tam możliwa, ale ludzie dawno o niej zapomnieli. Po śmierci rodziców przygarnęli go ludzie, którzy nie mogli zrozumieć jego niepohamowanej chęci zdobywania wiedzy. Irytowało ich, że wciąż siedzi nad książkami zamiast się bawić. Po pewnym czasie wręcz go znienawidzili.
Z wzajemnością...
Jego Zycie zmieniło się, gdy w miejskiej bibliotece znalazł księgę magii. Istnienie tej mocy okazało się możliwe, a jej używanie łatwe. Wymagało to znajomości fizyki, chemii, matematyki, elementów informatyki i ciężkiej pracy nad sobą. Najtrudniej było nauczyć się stylu życia magów - neutralności, naturalności, wiary w Boga niezależnie od istnienia magii i technologii, tolerancji wobec innych. Wkrótce potem udało mu się skontaktować telepatycznie z nieziemskimi istotami. Cztery wielkie duchy obiecały mu przenieść go do innego świata. Warunkiem było całkowite zerwanie wszelkich więzi z Ziemią. Pozorując własną śmierć pozbył się wtedy wszystkiego, co go łączyło z ludźmi. Zostawił w rodzinnym świecie wszystkie technologiczne zabawki i odszedł pożegnawszy się tylko z kilkoma najbliższymi przyjaciółmi.
Duchy dotrzymały słowa - w mgnieniu oka znalazł się w świecie rodem z opowieści fantasy. Nadały mu one nowe imię - „Vulpes”. Przekazały mu wtedy mały, srebrny pierścień.
Hrabia spojrzał na małe świecidełko. Nigdy go nie zdejmował. Na zewnętrznej stronie zapisano runami: „Oto ja przyjmuję imię Vulpes, by iść nową drogą w chaosie tego świata”. Na wewnętrznej stronie zapisano jego ziemskie imię.
Początkowo zarabiał na życie pomagając wieśniakom. Chodził od wioski do wioski i używał magii, za co dostawał grosze, nowe ubrania i jedzenie. Potem duchy znów się odezwały. Nakazały mu iść do najbliższego miasta i znaleźć tam ślepego elfa. Elf ten był jego pierwszym mistrzem. Nauczył go w pełni używać mocy. Vulpes był pojętnym uczniem, lecz szczególnie słabym człowiekiem. Złapał dziwną chorobę, z której wyleczyły go dopiero elfy. U elfów światła miało też miejsce kilka dziwnych zdarzeń, w których wyniku Vulpes stracił swojego mistrza i wstąpił na służbę u demonów. Pozbawiony uczuć stał się najpotężniejszym pracownikiem królestwa ciemności. Jednocześnie tworzył własne królestwo nazywane szarym. Należały do niego istoty, których bali się ludzie, a których nie przyjmowały do siebie siły ciemności. Innymi słowy - wszyscy którzy nie byli ani dobrzy, ani źli. Mając dostęp do wiedzy demonów stał się Vulpes najpotężniejszym ze wszystkich ich sług. W świecie jego imię było synonimem destrukcji. Czasem robił sobie przerwy w pracy - przebywał wtedy na dworach różnych królestw lub po prostu zwiedzał świat. Na dworze elfów w dość zabawny sposób nadano mu przydomek „Hrabia”. Od tamtej pory wszyscy go tak nazywali.
Dopiero niedawno pokłócił się z demonami. Odkryły one miejsce które chronił - wioskę niziołków. Były to istoty spokojne, nie znające tępej agresji. Żyły z rolnictwa, bartnictwa, sadownictwa i pasterstwa. Wśród nich Hrabia Vulpes, którego cienia bały się największe królestwa, na chwilę mógł zapomnieć, że służy złu. Pracując dla demonów stał się naprawdę potężny, ale też jego praca wymagała od niego ciągłego zwiększania mocy. Najgorszym z zadań było zniszczenie całego królestwa. Tydzień przygotowywań pozwolił Hrabiemu spalić ogromne połacie terenu jednym zaklęciem. Płomienie spowiły ćwiartkę kontynentu pożerając ogromne ilości energii magicznej, ale za to Vulpes nie słyszał krzyków przerażenia swoich ofiar.
Gdy więc demony nakazały mu zniszczyć wioskę niziołków, odmówił. Opuścił zamek demonów, zabijając każdego ich sługę, jaki stanął mu na drodze. Podarowana mu przez elfy magiczna lanca miała magiczną właściwość - im więcej przeciwników, tym potężniejszy był jej właściciel. Sztylet od krasnoludów pokazywał kierunek północny, a rzucony poruszał się zgodnie z jego wolą. Mając te dwie rzeczy mógł gwizdać na królestwo ciemności.
Sen przerwał jego rozmyślania. Sen bez snów.
Obudził się rankiem. Właściwie obudzono go za pomocą zimnej wody. Szybko poderwał się z ziemi. Cintia stała przy nim.
- Hej! Obudziłeś się wreszcie? - powiedziała.
- Coś w tym stylu - wymamrotał. - Dokąd idziemy?
- Do mojej wioski - odpowiedziała spokojnie. - Za mną!
Zaczęła biec. Robiła to naturalnie, jakby była do tego przyzwyczajona. Mimo to Vulpes od razu rozpoznał użycie magii. Magowie potrafili poruszać się z niesamowitą prędkością. Ktoś kiedyś nazwał to „migoczącym krokiem”. Układając swoją energię magiczną w odpowiedni sposób byli w stanie biegnąć nie dotykając podłoża i tym samym pokonując kilkanaście kroków. Mistrz zawsze mówił Hrabiemu, że robi to zbyt sztywno. Cintia robiła to w nienaganny, płynny sposób. Wyglądało to tak, jakby biegała w ten sposób od dziecka.
- Ruszasz się jak stary golem - stwierdziła nagle.
- Naprawdę? - odparł uśmiechając się spokojnie. - Wolę przejście przez nadprzestrzeń.
- Ale używając go nie poznasz drogi i nie zauważysz, jeżeli skręcę - zaśmiała się.
Skinął głową. Miała rację. Nie był przyzwyczajony do używania migoczącego kroku. Zazwyczaj używał przenikania. Nadprzestrzeń pozwalała mu pokonywać dowolną odległość ledwie drgając. Całe ciało przechodziło przez sferę, pozostającą w określonym stosunku do materii świata. Mógł tak pokonać kilka kroków albo kilkaset mil. Przeciwieństwem tej sztuczki była podprzestrzeń. Kilka kroków w podprzestrzeni było w materii świata ledwie kilkoma centymetrami. Używał jej, gdy potrzebował precyzji lub chciał pozbyć się wrogiego zaklęcia bez szkody. Wszystko, co trafiało do nadprzestrzeni stawało się silniejsze. Przechodząc przez podprzestrzeń zaklęcia słabły.
Przyspieszył. Starał się upłynnić swoje ruchy. Uczynić je bardziej naturalnymi. Drzewa rzedły. Najwyraźniej zbliżali się do wioski. Nagle dziewczyna bez ostrzeżenia zatrzymała się. Vulpes natychmiast wykonał przejście przez podprzestrzeń. Stanął obok niej.
- Wyhamowałeś - stwierdziła.
- Miałem tego nie robić? - spytał.
- Wioska przed nami.
Spojrzał w stronę, gdzie wskazała. Kilkanaście budynków stało chaotycznie obok siebie. Wokół kilka dużych pól i łąk. Jasne słońce sprawiało, że wioska wydawała się oazą spokoju.
- Więc to tutaj - wyszeptał.
- Tak - odparła Cintia uśmiechając się. - To moja mała wioska.
Znowu zaczęła biec. Błyskawicznie posuwała się w stronę zabudowań.
- Rany - zaśmiał się Hrabia. - Czy ona nie potrafi iść powoli?
PO chwili przeniknął i znalazł się obok niej w pełnym biegu. Z uśmiechem przyspieszyła. Jej włosy powiewały w szaleńczym pędzie. Obejrzała się w jego stronę.
- Chcesz się ścigać? - wyszeptał Vulpes. - Proszę bardzo!
Przestał poruszać nogami. Zwiększył prędkość kilkakrotnie. Po chwili wyrównała. Była naprawdę szybka. Zmniejszył moc lewitacji, podwajając swoje przyspieszenie. Pęd powietrza wył mu w uszach, lecz ona wciąż nie zostawała z tyłu. Gwałtownie zatrzymał się tuż przed wejściem do wioski. Dziewczyna już tam była.
- To była prędkość, co nie? - wydyszała.
Hrabia nie potrafił tego wyjaśnić. Tak szybki migoczący krok był bezsensowny a jego użycie nielogiczne. Jednak dziwną radość i odprężenie sprawił mu ten szaleńczy wyścig.
- Dawno się tak nie ubawiłem - stwierdził.
- Posiadasz sporą moc.
- Być może.
Nie interesował się swoją mocą. Kilkakrotnie zapuszczał się w niebezpieczne okolice by ją zwiększyć. W sumie od dawna nie wiedział ile jej naprawdę ma, a od lat nie używał całej swojej potęgi.
- O czym myślisz? - spytała Cintia.
Przerwany tok myślowy zniknął bez śladu.
- O niczym szczególnym. Mam do ciebie kilka pytań.
- Naprawdę? - poprawiła włosy - Odpowiem po drodze.
Gestem nakazała mu iść za sobą. Tym razem nie biegła.
- Powiedziałaś, że wszyscy u was znają magię. Jak to jest? - pytanie brzmiało bezsensownie, ale nie potrafił inaczej wyrazić ciekawości.
- Od dziecka uczymy się zaklęć. Zaczynamy chodzić, biegać a potem używamy migoczącego kroku. Uczymy się mówić, a potem już telepatia. Najszybciej uczymy się prostych sztuczek pomagających co dzień przy pracy. Jak jest w twoim świecie?
- U mnie aby zostać magiem trzeba ciężko pracować. Magowie to elita, władcy całego świata na równi z królami i kapłanami.
W jej zielonych oczach pojawiło się coś dziwnego.
- Twój świat jest niesprawiedliwy - powiedziała.
- Wiem. Chyba czas na moje pytanie.
Jego wzrok prześlizgnął się po kilku postaciach. Mieszkańcy wioski mieli różne kolory skóry.
- Dlaczego u was ludzie mają tak różnorodne kolory skóry?
- U ciebie nie mają? - spytała zdziwiona.
- Mają, ale mieszkają w różnych miejscach.
Cintia uśmiechnęła się pogodnie.
- Kolor skóry zależny od ilości słońca? U nas zależy to od stylu życia. Pracujący cały dzień na polu mają najciemniejszą skórę. Najjaśniejszą mają myśliwi. No i młynarz jest cały biały - zakończyła śmiechem.
- Rozumiem. Jaki jest twój styl życia?
Uśmiechnęła się znowu.
- Lubię pływać i biegać po dachach. Sporo czasu spędzam też w lesie. Właśnie zbliżamy się do mojego domu.
Vulpes spojrzał przed siebie. Piętrowy domek stał obok niższych kolegów nie wyróżniając się zbytnio. Miał takie same białe ściany i pokryty był czerwoną dachówką. W oknach założono jasnozielone zasłony.
- Hej! Tato! - krzyknęła Cintia w kierunku drzwi.
Wyszedł z nich siwy staruszek. Ubrany w dziwny strój przypominający suknię. Hrabiemu skojarzyło się to ze starą modą magów, ale żaden mag nie ubierał strojów różowo-białych. Jego twarz posiekana była zmarszczkami. Niebieskie oczy patrzyły radośnie na córkę. Dziewczyna podbiegła do niego.
- Wróciłam! Działo się coś ciekawego?
Jej ojciec uśmiechnął się. Odpowiedział coś cicho. Vulpes nie zdołał usłyszeć jego słów. Przez kilka sekund rozmawiali stłumionym głosem. Hrabia poczuł się nieco ignorowany. Już miał się odwrócić i poszukać czegoś ciekawego w tej wiosce, gdy starzec odezwał się do niego.
- Nie przedstawisz się młodzieńcze?
Nazwanie go „młodzieńcem” wydało się Hrabiemu nieco dziwne, ale w porównaniu do ojca Cintii musiał być naprawdę młody.
- Vulpes, proszę pana - odparł. - Zwą mnie Hrabia Vulpes.
- Twierdzi, że był kiedyś demonem - dodała szybko dziewczyna.
Staruszek uśmiechnął się spokojnie.
- Jestem Markus. Miło mi poznać emerytowanego demona.
Jego córka parsknęła śmiechem. Vulpes nie podzielał jej wesołości. Nie był aż tak stary, by uznać go za emeryta.
- Jest u was biblioteka? - zapytał chłodnym tonem.
- Zapraszam do mnie. Mam wiele książek - Markus gestem zaprosił go do środka.
- Zaraz wrócę! - krzyknęła Cintia biegnąc gdzieś w głąb wioski.
Hrabia przez chwilę był niezdecydowany, ale w końcu wszedł do środka. Pozbawiony przewodniczki nie czuł się już tak pewnie. Pokój gościnny był dużym pomieszczeniem. Pośrodku stał niski stół otoczony poduszkami.
- Usiądź proszę - powiedział Markus wskazując na jedną z poduszek. - Skąd jesteś?
Vulpes zawahał się. Wciąż pamiętał reakcję Cintii na wieść o jego demonicznej przeszłości.
- Nie uwierzyłbyś mi - stwierdził.
Staruszek uśmiechnął się życzliwie gładząc swoją brodę.
- Założymy się?
W tej chwili wyglądał jak mędrzec. Hrabia przyglądał mu się z respektem. Westchnął i zdecydował się przynajmniej spróbować wyznać prawdę.
- Jestem byłym sługą demonów. Odszedłem od nich. Nieco ich to wkurzyło. Do tego świata dostałem się przez rodzaj portalu zwanego „labiryntem”. Mogę tutaj przebywać tylko trzy dni, potem wracam do siebie.
- Z innego świata? Czego tu szukasz młodzieńcze?
Przez chwilę zaniemówił. Markus nawet się nie uśmiechnął, gdy usłyszał tę nieprawdopodobną historię! Na dodatek zachowywał się, jakby często miewał gości z innych światów. Vulpes przypomniał sobie jedno z elfich przysłów: „Głupca rozpoznasz po odpowiedziach, mędrca po pytaniach”.
- Szukam tu potęgi i mocy - odpowiedział szybko.
- Naprawdę? Nie wyglądasz na takiego, który ich potrzebuje. Może tylko wmówiłeś sobie, że ich szukasz? Chyba czas na twoje pytanie...
„To nie gra w zagadki” - zaśmiał się w myślach Hrabia. Ten sposób rozmawiania - oparty na pytaniach i odpowiedziach wydawał mu się bezsensowny. Postanowił go jednak kontynuować.
- Jak być człowiekiem? - zapytał.
To pytanie wyrwało się samo z jego ust. Nie był pewien, czy na pewno o to chciał spytać. Po prostu to powiedział. Markus przyglądał mu się badawczo. Czy to pytanie było dziwne? Na pewno.
- Zostań u mnie na czas pobytu tutaj - powiedział powoli. - Być może znajdziesz tu odpowiedzi na swoje pytania.
Ten człowiek niepokoił Markusa. Istota, która nagle odzyskała uczucia, była niebezpieczna. Ten chłopiec był potężny - staruszek w całym życiu nie czuł takiej mocy. Odzyskując serce mógł oszaleć, albo stać się człowiekiem jeszcze potężniejszym niż inni.
Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia. Hrabia powoli zbliżył się do regału z książkami. Nigdy nie widział takich tytułów. „Tysiące wzorów kuchennych”, „Zagubiony znak - gdy logika zawodzi”, „Wzory na każdą okazję”, „Alchemia i Energetyka - relacje nie zawsze materialne”. Najwyraźniej mieszkający w tym świecie ludzie używali wysoce rozwiniętej Srebrnej Magii! W książkach były skomplikowane wzory pomagające w pracach kuchennych, ogrodniczych, na polu i takie, które służyły do zabawiania gości. „Niesamowite” - to było jedyne słowo, jakie nasuwało mu się na myśl. W jego świecie nikt nie zajmował się tego typu czarami - ważniejsze wydawały się zaklęcia bojowe.

Nagle do pomieszczenia wszedł wysoki i solidnie umięśniony mężczyzna.
- Gdzie Cintia - powiedział.
Jego głos nie miał żadnego tonu. Mimo to można było uznać jego słowa za pytanie.
- Wyszła gdzieś - odparł Hrabia.
Dopiero po chwili mięśniak zauważył jego obecność.
- Co tu robisz, chuderlaku?
- Stoję chwilowo - odparł zirytowany Vulpes. - A ty mięśniaku?
Nieznajomy zmełł w ustach przekleństwo.
- Nie wiesz z kim gadasz - warknął.
- Obawiam się, że ty też nie wiesz.
Przez chwilę przyglądał mu się. Jego tępy wzrok jeszcze bardziej irytował Hrabiego. Na szczęście, zanim mag uraczył przybysza kolejnym uszczypliwym zdaniem, Markus pojawił się w drzwiach.
- Kim on jest - naskoczył na niego mięśniak wskazując na Vulpesa.
- Przybyszem z innego świata. Szukasz Cintii?
- Jakim prawem przyjmujesz go u siebie?
- Prawem gościnności. Cintia jest w ogrodzie.
Wielkolud rzucił Hrabiemu ostatnie spojrzenie i wyszedł.
- Pierwszy dzień i kłócisz się akurat z nim - pokręcił głową starzec. - Umiesz dobierać przeciwników.
- To jakiś słabeusz?
- To syn szamana. Jest potężniejszy od połowy wioski.
Nagle z ogrodu dobył się ryk wściekłości. Markus rozejrzał się ostrożnie dookoła. Do pomieszczenia wbiegł ponownie syn szamana. Mięśniak chwycił Vulpesa za płaszcz i potrząsnął nim.
- Kim ty u diabła jesteś, cherlaku! - krzyknął opluwając mu jednocześnie twarz.
Hrabia szybko przeniknął zostawiając na swoje miejsce iluzję. Uderzył lekko w ramię olbrzyma.
- Zwą mnie Vulpes. Jestem najgorszym potworem, jakiego spotkałeś w życiu. Coś jeszcze?
Syn szamana odwrócił się szybko. Bardzo szybko. Złapał znów magika za płaszcz. Prawie dusił go, gdyż ściskał miejsce przedniego zapięcia kaptura.
- Cintia wiele mi o tobie powiedział miłych rzeczy. Tak nie może być! - warknął.
Vulpesa bardziej zdziwiło że ktoś o nim mówił dobre rzeczy aniżeli stwierdzenie mięśniaka że „tak nie może być”. Nie odpowiedział. Spokojnie spojrzał w oczy przeciwnika.
- Ty durna imitacjo wojownika! Potworze od siedmiu boleści! Wracaj do swojego piekła gówniany magiku i nie zbliżaj się do niej, bo rozwalę ci tą pokraczną gębę nim mnie zauważysz!
Hrabia przez chwilę rozważał jego słowa. Zimna krew demona słabła, na korzyść szalonego gniewu. W jego świecie mało było odważnych, którzy wypowiedzieliby do niego takie słowa. Większość tych nieustraszonych przewyższała go tam stukrotnie mocą i umiejętnościami. Tymczasem syn szamana wyglądał na idiotę nie mającego nic wspólnego ze sztukami magicznymi.
W oczach Vulpesa zapłonęła wściekłość. Chwycił rękę mięśniaka.
- Zostaw mój płaszcz rozlazła kupo mięcha! Mam w nosie, co o mnie myślisz swoimi myślami. A teraz wynoś się, bo jeszcze mnie zarazisz swoją głupotą!
Olbrzym wpatrywał się w niego wstrząśnięty. Hrabia boleśnie wykręcił mu rękę, więc puścił płaszcz. Przez zaciśnięte z wściekłości zęby próbował coś powiedzieć.
- Co? Nie słyszę twojego bełkotu matole! - warknął Vulpes.
- Jutro. W samo południe. Na głównym placu - wycedził syn szamana i wyszedł.
Hrabia patrzył za nim wciąż gniewnym wzrokiem, aż zniknął za zakrętem.
- Zakładam, że wyzwał mnie na pojedynek. Tak? - zwrócił się do Markusa.
- Jutro w południe. Tak. Nie mógłbyś się jakoś od tego wymigać? Wrócić do swojego świata?
Staruszek wpatrywał się w niego z wyrazem zatroskania na twarzy.
- Nie - odparł z uśmiechem Vulpes. - Wracam tam jutro wieczorem.
Markus westchnął.
- Ostrzegam, że nikt go dotąd nie pokonał. Marne masz z nim szanse.
- Mimo to, będę walczył.
W tej chwili do domu weszła Cintia. Przez chwilę wpatrywała się na zmianę w ojca i Hrabiego.
- On naprawdę to zrobił? - spytała prawie szeptem.
Milczenie podało jej odpowiedź.


Wieczór przynosił odpoczynek. Vulpes cały dzień uczył się tutejszych wzorów. Niektóre były naprawdę przydatne. Mało znalazł wzorów bojowych, co nieco go zdziwiło. Cintia pokazała mu gorące źródło w sercu lasu. Ciepła woda płynąca z głębi ziemi była bardzo przyjemna. Odnawiała siły, utracone w całogodzinnej pracy. Hrabia siedział w wodzie powtarzając sobie wszystkie poznane tego dnia reguły i wzory. Im dłużej zagłębiał się w sekrety srebrnej magii, tym trudniejsze były jej zasady.
Na szczęście teraz mógł odetchnąć. Cintia kręciła się po okolicy.
- Jaka woda? - spytała Cintia wychodząc z chaszczy.
- Świetna - odparł spokojnie. - Dlaczego pytasz?
- Nie wiesz? - rozbawiony głos dziewczyny zaniepokoił go.
Po chwili usłyszał, że rzuciła ubranie na ziemię. Hrabia powstrzymał się od spojrzenia w jej stronę, nie zamierzał jej podglądać. Usłyszał, że się zbliża.
- Wchodzę - zawołała wskakując do wody.
Odruchowo zamknął oczy. Nie chodziło o wstyd - jako demon był go pozbawiony. Raczej o zasady. Nie podglądał kobiet w kąpieli, tak jak nie robił wielu innych rzeczy.
- Dlaczego zamknąłeś oczy? - spytała Cintia.
- Nie masz nic na sobie - odparł spokojnie.
Usłyszał jej śmiech. Dźwięczny głos pełen rozbawienia odezwał się z prawej.
- Nie rób z siebie niewiniątka.
- Mam swoje zasady...
Oparła się o jego ramię.
- Ale wiesz. Najpewniej ostatni raz widzisz nagą dziewczynę. Czemu nie skorzystasz?
- Mówisz o mnie, jakbym już nie żył! - stwierdził rozdrażniony Hrabia.
- Nie lubisz dziewczyn? - spytała zdziwiona.
Hrabia na chwilę się zamyślił. Jako demon mógł tylko nienawidzić, więc zapewne o to chodziło. Tylko ile w nim jeszcze zostało z demona i na jak długo?
- Lubię - odpowiedział powoli. - Lecz nie lubię, gdy ktoś sobie ze mnie drwi.
- Naprawdę sądzisz, że go pokonasz?
Hrabia uśmiechnął się. Miał już odpowiedź na takie pytanie. Zastanawiał się tylko, jaką będzie miała minę. Mając zamknięte oczy nie mógł jej zobaczyć.
- Przyszłość jest nieodgadnioną. Pogadamy o tym jutro wieczorem.
- Znaczy się, że wierzysz w wygraną - odpowiedziała radośnie.
Nagle chlapnęła mu wodą w twarz.
- Co to za zabawy?! - krzyknął rozzłoszczony i otworzył oczy.
Szybko odwrócił wzrok, co jednak niewiele pomogło. Zdążył już na nią spojrzeć.
- Otworzyłeś w końcu oczy? - zaśmiała się.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Nudziło mi się. Co o mnie sądzisz?
Vulpes cofnął się. Miał dość jej gierek. Zaskoczony ostatnim pytaniem zdecydował się opuścić gorące źródło. Wyczarował ręcznik i wiążąc go sobie na biodrach wyszedł z wody.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! - zawołała za nim.
Zatrzymał się. To nie było w jego stylu, by nie odpowiadać na pytania.
- Jesteś piękna - powiedział rzucając jej ostatnie spojrzenie.
Chwycił swoje ubrania i zagłębił się w las. Na jednej z polan zamierzał przećwiczyć walkę.

Lanca Hrabiego Vulpes była niezwykłą bronią. Długa gruba włócznia zakończona z jednej strony ostrym szpikulcem o bulwiastym trzonie, a z drugiej dwoma ostrzami w kształcie półksiężyców. W tę broń wtopił trzy magiczne kryształy. Rubin - kamień destrukcji, szmaragd - symbol natury i szafir - poświęcony energii. Właściwością lancy było to, że mnożyła moc właściciela przez ilość przeciwników, jacy go w danej chwili atakują. To dzięki niej Vulpes nazywany był pogromcą armii.
Drugą jego magiczną bronią był krótki sztylet z wtopionym onyksem - kamieniem ostatniej podróży. Sztylet rzucony w górę wskazywał ostrzem północ, a podczas walki poruszał się w powietrzu zgodnie z wolą właściciela. Miał też moc wysyłania złych duchów na powrót do piekła.
Jeden magiczny kryształ leżał w kieszeni luzem - lapis lazuri, dla którego Hrabia nie znalazł jeszcze miejsca. Był to talizman chroniący przed zagrożeniem.

Treningiem Hrabiego było opieranie się atakom własnej broni. Wbił lancę w miękką ziemię i rzucił zaklęcie. Uderzało ono magicznymi pociskami we wszystkich za wyjątkiem osoby trzymającej lancę. Sztylet otrzymał za zadanie szybkie okrążanie lancy - by nie można było się do niej zbliżyć. Gdy tylko zaklęcie zaczęło działa, magik rozpoczął trening. Przenikanie było przejściem przez inną przestrzeń. Na niewielkim terenie (jak arena walki lub główny plac) pozwalało ono na szybki i precyzyjny ruch. Przypominało to teleportację, ale nie wydawało dźwięków. Poza tym miało kilka wad - ciało, które zbyt szybki i często zmieniało przestrzenie „rozstrajało się”, co znaczyło tyle, że taki człowiek przez kilka minut nie był zestrojony z żadną przestrzenią. W takim stanie jego ciało było niewrażliwe na magiczne ataki, ale bardzo podatne na uderzenia mechaniczne. Dlatego ćwiczenie szybkiego i częstego przemieszczania się między przestrzeniami było bardzo przydatne - pozwalało szybciej odzyskiwać zestrojenie z materią własnego świata.

Przerwał dopiero, gdy zaklęcie zaczęło trafiać. Zastanawiał się, co było tego przyczyną. Szybkość zaklęcia wzrastała w miarę działania. Mimo to nie sądził, by tak długo kręcił się chaotycznie wokół jednego punktu. Lewitował w górę. Księżyc był wysoko na niebie. Już po północy - ćwiczył około czterech godzin. To nieco za dużo. Zdając sobie sprawę z upływu czasu zrobił się senny.
- Ostatnie ćwiczenie - powiedział sobie.
Zamknął oczy. Wzmacniało to jego magiczne zmysły. Uniósł lewą rękę w górę - w dłoni zapłonął błękitny ogień. Prawą rękę wyciągnął sztywno przed siebie. Stanął w lekkim rozkroku. Wnętrze prawej dłoni w kierunku ziemi. Wzór zaklęcia zaświecił wokół niego. Jeden z najbardziej skomplikowanych czarów był jego specjalnością. Lewa ręka do ziemi. Zimny ogień płynie po ciele ciemniejąc. Płonie całe ciało, aż czarny ogień dociera do prawej ręki. Lewa wędruje do niej. Obwód energetyczny zamknięty. Całe płomienie skupiają się w jednym miejscu - wnętrzu prawej dłoni teraz skierowanym w górę. Czarny, błękitny i czerwony ogień walczą ze sobą o dominacje. Teraz wystarczy wezwać moce wody, lecz zamiast ugasić ogień zmusić wodę do połączenia się z nim. Tradycyjnie wymawia się nazwę zaklęcia, ale nie ma to żadnego znaczenia.
- Chrzest wody - wyszeptał Hrabia.
Otoczyła go potężna kula energii. Moc magiczna z całej okolicy została wchłonięta przez aurę czaru. Cząsteczki wody poruszały się chaotycznie po powierzchni sfery - przypominają płomienie. Po chwili wodne płomienie uderzają pełną mocą naprzód. Siła wyrywała drzewa z korzeniami, najpierw topiła skały by po chwili skuć je lodem. Vulpes zmrużył oczy, by spojrzeć jak najdalej.
- Ze trzysta kroków - zaśmiał się. - Nowy rekord!
Zapomniał o małej kłótni z Cintią. W znacznie lepszym humorze niż wcześniej wrócił do wioski.

Jasne słońce powoli wznosiło się nad horyzont. Vulpes jadł skromne śniadanie - wyczarowane kanapki i trochę herbaty. Nagle do pokoju wszedł Markus.
- Nie głupio ci jeść tę nędzną imitację jedzenia? Choć na śniadanie - zaśmiał się.
Hrabia rzucił swoje kanapki. Obróciły się w piach. Śniadanie Markusa okazało się być jajecznicą z kawałkami kiełbasy. Jego rodzina rozmawiała wesoło przy posiłku. Samotny podróżnik czuł się tu trochę nieswojo. U demonów wszelkie posiłki (o ile nie jedzono samotnie) spożywano w całkowitym milczeniu. Beztroskie rozmowy przy jedzeniu były więc dla Hrabiego nowością.
- Wyglądasz na nieco zmartwionego - zwrócił się do niego gospodarz. - Nie wyspałeś się?
- Wyspałem się - odparł krótko magik.
- A co robiłeś przez pół nocy? - drążył temat Markus.
Skąd on wie? Hrabia przez chwilę zastanawiał się nad możliwościami.
- Trochę zasiedziałem się przy treningu - powiedział powoli.
- Nie tylko ty - zaśmiała się żona staruszka spoglądając na Cintię.
- Trenowałem sam - stwierdził oschle Vulpes.
- Właśnie. Wyszliście razem, a wróciliście osobno - stwierdziła staruszka. - Pokłóciliście się?
Hrabia szybko zjadł ostatnie kęsy śniadania. Nie zamierzał kontynuować tej rozmowy.
- Bardzo dziękuję za śniadanie - powiedział wychodząc.
Jasne słońce uderzyło go w twarz. Zawsze krył się w mroku. Niemal nie pamiętał ciepła porannego słońca. Zaczął iść w głąb wioski. Z zaskoczeniem stwierdził, że ludzie zakładają się między sobą o to, jak szybko zginie w pojedynku. Nie zwracali przy tym na niego najmniejszej uwagi. Nieco zirytowany skierował się w stronę lasu.
Pełne ciszy zarośla były wspaniałym miejscem do odpoczynku. Leżąc pod rozłożystym dębem wyczarował sobie magiczny budzik. Zaklęcie miało zacząć wydawać z siebie głos dużego dzwonu, gdy do zenitu będzie godzina. Magik wyciągnął z podróżnej torby stary, zakurzony kapelusz. Nie był zbyt piękny - zapłata za pomoc od biednej wdowy - wystarczył jednak do zakrycia twarzy przed słońcem. Układając się wygodniej na mchu zamierzał spokojnie zasnąć. Nagle usłyszał czyjeś kroki. Nie zwrócił na to uwagi - przyzwyczaił się do pokojowego nastawienia okolicznych mieszkańców.
- Um... Vulpes - odezwała się Cintia.
- Tak? - lekko uniósł kapelusz.
- Przepraszam, że tak cię wczoraj potraktowałam. To było trochę niesprawiedliwe.
Hrabia poczuł się nieco dziwnie słysząc jej słowa. Rzadko ktoś przepraszał go za słowa, częściej przepraszano za czyny.
- To ja przepraszam, że tak po prostu cię tam zostawiłem - odpowiedział.
- Chcesz zobaczyć coś ciekawego? - spytała głosem pełnym entuzjazmu.
- I tak nie mam nic do roboty - stwierdził wstając. - Gdzie to jest?
- Chodź.
Błyskawicznie rozpoczęła migoczący krok. Dogonił ją dopiero po chwili. Nie przyspieszała zbytnio - bardziej uważała na przeszkody.
- Dokąd idziemy? -spytał.
- Zaraz zobaczysz - zaśmiała się.
Znów się uśmiechała. Przed chwilą ze smutną minką przyszła przepraszać, a teraz uśmiechała się promiennie. Do tego znów biegła. Dziwna dziewczyna - pomyślał Hrabia.
Nagle zatrzymała się raptownie. Vulpes zrobił to samo. Przeszła między gałęziami starego drzewa wskazując mu przejście.
Znaleźli się na grubej gałęzi wystającej nad wielki wodospad. Słońce iskrzyło się na upadającej wodzie tworząc tęczę. Liczne rośliny porastały brzegi urwiska zakrywając nagie skały.
- To wodospad ciszy - powiedziała Cintia spoglądając w dół. - Dawno temu przestał grzmieć i nikt nie wie dlaczego. To najpiękniejsze miejsce w okolicy. Mam tu nawet kryjówkę.
- Kryjówkę?
Skinęła głową.
-T. Chodź.
Skoczyła w przepaść. Przez chwilę spadała, aż wyhamowała w połowie drogi na dno. Vulpes wybrał mniej brawurową osłabioną lewitację. Przeniosła go ona powoli na dół, jakby schodził z łagodnej górki.
- Tutaj - powiedziała dziewczyna wskazując na przelatującą wodę. - Za strumieniem wody.
Szybko przebiła się przez ścianę chłodnej cieczy. Hrabia zrobił to samo.
Znalazł się w wielkiej jaskini. Na podłodze położonych było kilka dużych dywanów, na ścianach zrobiono półki. Leżały na nich stare monety, sztylety, kulki metali, pierścienie i inne przedmioty. Cintia usiadła na skalnym występie przykrytym wilczą skórą. Wśród dziwacznych przedmiotów znajdujących się wokoło wyglądała jak księżniczka złodziei lub rozbójniczka.
- Witam w moich skromnych progach - zaśmiała się.
- Niesamowite - wyszeptał Hrabia rozglądając się po pomieszczeniu.
U góry była dziura na wzór komina, centralnie pod nią paliło się ognisko. Zapewne magia zmuszała dym lecieć prosto do otworu. Spora ilość drewna leżała obok.
- Niezłe, co? - odezwała się dziewczyna.
- Robi wrażenie. Musiałaś dużo nad tym pracować.
- Tak, ale niedługo przestane tu przychodzić - stwierdziła ze smutkiem w głosie.
- Naprawdę? Dlaczego?
Hrabia dalej oglądał jej pomysłowe wynalazki. Znalazł sporą niszę, w której było zaklęcie utrzymujące niską temperaturę. Leżało tam trochę jedzenia.
- Rodzice wkrótce zamierzają wydać mnie za mąż - odpowiedziała.
- Rozumiem - powiedział pozbawionym emocji głosem, jakby stwierdzał fakt.
- Czy mógłbyś odwiedzać to miejsce, gdy ja już nie będę mogła?
Hrabia roześmiał się. Dawno nic go tak nie rozbawiło, jak ta ironia losu. Jeżeli przegra w pojedynku - zginie, w przypadku wygranej i tak wieczorem otworzy się brama labiryntu.
- Obawiam się, że jak nie przeżyję pojedynku to nic z tego nie będzie - stwierdził z uśmiechem.
Uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Jeżeli chodzi o to, co stało się wczoraj wieczorem...
- Nie! Nie o to! - przerwał jej Vulpes - Dziś odejdę z tego świata, nawet jeżeli zwyciężę!
- Odejdziesz? - spytała z dziwnym wyrazem twarzy.
Hrabia skinął głową.
- Wracam do swojego świata.
Nagle na jego ramieniu odezwał się gwizd. Zaklęcie-budzik rozpoczęło działanie. Szybko wyłączył je pstryknięciem palcami.
- Za chwilę będę walczył - powiedział.
Cintia wstała. Podeszła do niego. Była blisko... Zbyt blisko. Pocałowała go delikatnie w policzek.
- Wygrasz. Wiem że wygrasz - wyszeptała.
Migoczącym krokiem opuściła jaskinię. Vulpes przez chwilę stał jak wryty. Czuł się dziwnie. Wydawało mu się, że jest zarazem słaby i silny. Czy to przez pocałunek? Potrząsnął głową. Niemożliwe! Wiele razy różne dziewczęta dziękowały mu za pomoc pocałunkami. Dlaczego więc teraz czuł się tak dziwnie? Może dlatego, że nic nie zrobił. Dotąd pocałunek był idiotycznym, kobiecym podziękowaniem za jego pracę - jako demon nie tylko niszczył. Pracował też dla wielkich duchów, które nakazywały mu powstrzymywać zło. Ogólnie jego życie było jak serce burzy - esencja chaosu.

Stojąc naprzeciw wielkiego osiłka Hrabia nie czuł strachu. Było mu obojętne, kto zwycięży. W sercu czuł pustkę, jak gdyby dopiero teraz uświadomił sobie że przez lata żył bez uczuć. Stał po prostu. Była to kolejna walka. Takich walk stoczył tysiące, niejedną z przeciwnikiem na pozór silniejszym od niego. Syn szamana wyciągnął wielki miecz. Broń była o połowę dłuższa niż jego ręka i trzykrotnie szersza od dłoni Vulpesa. Ludzie wokół szeptali między sobą. Nie zwracał na nich uwagi. Osiłek uniósł w górę miecz. Broń ze świstem przecięła powietrze.
Lecz Hrabiego już tam nie było. Instynktownie przeniósł się kilka kroków w bok. Przeciwnik zaczął zadawać kolejne ciosy, lecz magik wciąż wyprzedzał go o kilka sekund. Nagle syn szamana rzucił dziwne zaklęcie, które uderzyło we wszystko wokoło. Hrabia zablokował, zatrzymując się na chwilę. Przeciwnik wykorzystał to boleśnie. Jeden cios. Rozcięcie na ramieniu pulsowało bólem.
Wokół Hrabiego zapłonęły czarne płomienie. Obudził się jak ze snu. Pasma energii uderzyły w przeciwnika.
- Co to za magia?! - krzyknął ktoś z tyłu.
Syn szamana odbił atak i szybko zaczął nacierać. Hrabia odbijał jego ciosy lancą. Prawa. Lewa. Prawa. Góra. Lewa. Lewa. Góra. Lewa. Prawa. Na skos. Przeciwnik odskoczył w tył i pchnął. Blok prosty.
Lanca rozpadła się w rękach Hrabiego.
- Co? - wyszeptał zdumiony.
- To jest duchowy miecz - odpowiedział przeciwnik. - Przecina zwykłą stal jak masło.
Bez wahania uderzył na zdezorientowanego magika. Vulpes zdołał się tylko cofnąć.
Miecz rozszarpał płaszcz. Z jednej z kieszeni wypadła mała fiolka. Jej czarna zawartość rozsypała się na ziemi. Hrabia odskoczył. Rzucił sztyletem w przeciwnika, lecz ten rozbił go na kawałki. Nagle czarny pył oszalał. Wyswobodzony ze szklanego więzienia przybrał postać szkieletu lwa odzianego w skórę węża. Rzucił się na syna szamana. Osiłek rozbił go i odskoczył przerażony, gdy tylko pył zaczął znów się odbudowywać. Tym razem wybrał na cel bezbronnego magika. Vulpes trzymał w dłoni pięć kryształów, dotychczas wtopionych w lancę i sztylet. Rubin, Szafir, Szmaragd, Onyks, Lapis-Lasuri. Kamienie lśniły tajemniczo. W panice rzucił nimi w potwora. Pył wchłonął skarby bez trudu i skoczył w jego stronę. Zamknął oczy.
Pełen strachu i paniki uaktywnił Hrabia pierwszy wzór jaki przyszedł mu do głowy. Poczuł szarpnięcie energii. Coś wyrwało wszelkie blokady ukryte w jego duszy, by uzyskać straszliwą potęgę. Spodziewał się kłów i pazurów, lecz zamiast nich poczuł na rękach chłód zimnego przedmiotu. Otworzył oczy. W jego rękach leżała nowa lanca - cienka, czarna broń. Nie miała już bulwiastego trzonu pod ostrzem szmaragdu - teraz był tam po prostu ostry szpikulec. Półksiężycowe ostrza zamieniły się w podwójny sztylet. Uchwyt przeniósł się w stronę dwóch ostrz. Obok lancy leżał długi sztylet z tej samej czarnej substancji. Zawieszony był na nim mały medalion z ostatnim kamieniem. Same kryształy zmieniły swój kształt - rubin stał się półksiężycem, szafir - małym żyroskopem, szmaragd - krzyżem. Onyks wyglądał jak czaszka, natomiast niebieski lapis-lasuri wyglądał jak kropla.
Vulpes bez wahania chwycił nową broń. Powstałą z pyłu - szeptali ludzie wokoło. Magik poczuł gwałtowny przypływ energii. Przenosząc się z miejsca na miejsce błyskawicznie skakał wokół przeciwnika. Syn szamana ledwo nadążał z odbijaniem ciosów.
- Mogę być jeszcze szybszy - krzyknął Hrabia.
Zaczął jeszcze prędzej przemieszczać się przez przestrzeń. Syn szamana próbował go powstrzymać, ale nie mógł. Nagle przypadkowo odbity miecz zahaczył o Vulpesa. Magik wypadł z rytmu i upadł na ziemię. Przeciwnik wykorzystał to - rzucił się w jego stronę z triumfalnym okrzykiem na ustach. Hrabia odskoczył o własnych siłach i stanął naprzeciw niego.
- Zakończymy to jednym atakiem - powiedział.
Przyjął pozycję, by rzucić chrzest ognia. Wojownik skoczył w jego stronę, by uniemożliwić mu rzucenie zaklęcia. Podstęp się udał. Hrabia dawno już przygotował wzór. Teraz odpalił magiczną moc. Syn szamana postawił tarczę, lecz widać było że go to męczy.
- Mogę tak setki razy - wyszeptał Vulpes. - A ty?
- Nie drwij ze mnie! - przeciwnik nagle pojawił się tuż obok niego.
Próbował zabić jednym ciosem, lecz Hrabia przesunął się i miecz wbił się tylko w bok.
- Mam cię - wyszeptał dotykając klatki piersiowej syna szamana. - Diamentowe więzy!
Magiczne sznury oplotły całe ciało osiłka. Nikt nie mógł wyswobodzić się z tej sztuczki. Na dodatek walcząc z zaklęciem, w rzeczywistości zacieśniało się więzy. Śmierć w ten sposób była bardzo nieprzyjemna.
- Nie walcz - powiedział do wielkoluda. - Puszczą za kilka godzin.
Hrabia odsunął się od niego. Szaman podbiegł do syna.
- Ty nie mogłeś przegrać - wyszeptał. - Nie mogłeś!
Nagle odwrócił się do zwycięzcy. Z nienawiścią w oczach odpalił śmiercionośne zaklęcie. Vulpes uśmiechnął się promiennie, gdy promień przeniknął przez niego i poszybował dalej.
- Jak? - wyszeptał starzec upadając na kolana.
- Nie musisz wiedzieć - odparł.
Prawdą było, że ciało maga było rozstrojone. Przenikając często i szybko przekroczył granicę własnej wytrzymałości - stał się na kilka minut bardzo czuły na ciosy mieczem, lecz zaklęcia traktowały go jak powietrze.
- Wygrałeś! - krzyknęła radośnie Cintia wybiegając z tłumu.
Uwiesiła mu się na szyi. Czuł się dziwnie szczęśliwy. Sam nie wiedział dlaczego. Na pewno nie z powodu pobicia syna szamana. Z tłumu wystąpił Markus.
- Wygrałeś. Zgodnie z tradycją musisz przejąć obowiązki pokonanego - powiedział.
- Nie mogę - odparł chłodno magik. - Dziś wieczorem muszę wrócić do swojego świata.
- Co więc powiesz, by przejąć jego sprawy oprócz wymagających pozostania tutaj?
Vulpes zastanowił się chwilę.
- To mogę obiecać.
Markus uśmiechnął się spokojnie. Zaprosił wszystkich na ucztę.
Hrabia nie uczestniczył w uczcie. Walka trwała dłużej, niż mu się wydawało. Poza tym - przyniosła mu wiele dziwnych pytań. Pył zmienił się w broń. Mogło to się stać tylko w jednym wypadku - gdy pył był magiczną substancją a nie potworem. Kto jednak powiedział, że kawałek materii nie może mieć świadomości? Przyjrzał się swojej nowej lancy. Była idealnie czarna - wręcz pochłaniała światło. Pył był taki sam. Naprawdę była z niego zrobiona. Gdy podczas walki rzucił przypadkowe zaklęcie, poczuł się dziwnie. Jakby ktoś wyrwał z niego wszelkie blokady. Jak gdyby wyważono drzwi, za którymi uwięził swoją prawdziwą moc. Niesamowity przypływ energii jaki poczuł potem... To wszystko było dziwne. Nagle jego umysł stał się silniejszy. Zniknęły kłębowiska myśli, pozwalając mu podejmować błyskawiczne i przemyślane decyzje.
Przez chwilę zastanawiał się, co właściwie robi w tym świecie? Skoro jest taki potężny? Ale gdyby nie ta walka, nigdy nie odkryłby swojej mocy. Czy to wszystko, czy też jest coś jeszcze.
Leżał pod jakimś starym drzewem. Założył kapelusz na głowę, choć słońce ukryło się już za gałęziami. Czekał na moment, w którym jasne drzwi wyrosną przed nim. Na chwilę, gdy jego czas się skończy i będzie musiał wrócić do swojego świata.
Nagle usłyszał kroki. Cintia usiadła obok niego.
- Co robisz? - spytała.
- Czekam na otwarcie drzwi powrotnych.
Przez chwilę milczeli.
- Naprawdę chcesz tam wrócić? - odezwała się dziewczyna.
Magik westchnął. Nie miał wyboru.
- Muszę.
- Ktoś tam na ciebie czeka? - drążyła temat dalej.
- Nie. Może kilku zabójców myśli, że mnie zaskoczy. Nic poza tym.
- Rozumiem. Jest coś, co powinieneś wiedzieć.
Hrabia ściągnął z głowy kapelusz. Spojrzał na nią.
- Hm?
Cintia wyglądała na lekko zakłopotaną. Wbiła wzrok w trawę niepewna tego, co chciała powiedzieć.
- Jest u nas zwyczaj - zaczęła - że chłopak musi pokonać dziewczynę, którą chce poślubić.
- Naprawdę? - zaśmiał się Vulpes - Ciekawe.
Zamknęła oczy. Niech się dzieje, co chce.
- Dziś w południe pobiłeś mojego narzeczonego - powiedziała.
- No i co z te... - magik ugryzł się w język.
Markus powiedział, że on ma przejąć obowiązki pokonanego. Wszystkie, które może ze sobą zabrać! A to oznaczało...
- Jestem teraz twoją narzeczoną - wypowiedziała jego myśli Cintia.
Zdumiony Vulpes wstał z ziemi. Tego się nie spodziewał. Z jednej strony był wkurzony na staruszka, który nic mu nie powiedział. Drugą stroną, czuł się szczęśliwy. Dziwnie szczęśliwy.
- Ja ciebie nie pokonałem - wyszeptał.
Zbliżyła się do niego. Patrzyła mu prosto w oczy. Jej oczy - koloru głębokiej zieleni. Przez chwilę wydawało mu się, że nic poza nimi nie istnieje. Szybko obudził się, otrząsnął się z dziwnego uczucia.
- Jeżeli tak wolisz, mogę tu zostać - powiedziała. - Ukryję się gdzieś.
- Nie - odpowiedział szybko i bez zastanowienia.
Otworzyła szerzej oczy.
- Dziś wracasz do domu.
Westchnął. W głowie miał mętlik, jakby nagle tysiąc myśli przebiegło mu przez głowę. Nie było w tym sensu, nie wiedział co robić.
- Bez ciebie to już nie będzie dom - powiedział powoli.
Pochyliła się jeszcze bardziej. Czuł jej włosy na twarzy. Serce waliło mu jak oszalałe. Czuł się dziwnie - zarazem przerażony i szczęśliwy. Pierwszy raz, od kiedy stał się demonem, jego ludzka strona paraliżowała jego umysł. Jej spojrzenie. Oczy poza którymi nie istnieje nic. Pocałowała go. Jej ciepło. To dziwne uczucie. Nie mógł tego zrozumieć.
Nagle rozległ się głośny huk. Bez zastanowienia postawił wielką tarczę, by chronić nie tylko siebie. Na miejscu jednego z drzew stały wielkie i ciężkie drzwi ze złota. Wyglądały niemal jak wrota nieba. Pojawiły się dokładnie cztery kroki od Hrabiego - niszcząc od środka stary dąb.
Cintia uśmiechnęła się.
- Chodźmy - powiedziała. - Twoi zabójcy nie powinni czekać.
Razem wkroczyli w wirujące światła. Drzwi labiryntu zamknęły się za nimi z trzaskiem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Vulpes · dnia 09.11.2009 08:27 · Czytań: 1506 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 17
Komentarze
Usunięty dnia 09.11.2009 15:26 Ocena: Bardzo dobre
Vulpes, ja, z ręką na sercu, przyrzekam, że przeczytam, tylko trochę czasu mi to zajmie...
Anaris dnia 09.11.2009 18:11
A ja mówię, że nie wiem, czy dam radę. Wiesz... Może staraj się wrzucać krótsze teksty, bo sama długość trochę odrzuca :O
Vulpes dnia 09.11.2009 18:51
wiedziałem, że taki będzie pierwszy komentarz... gdy spojrzałem na liczbą stron sam się przeraziłem
przyznaję z ręką na czole że przesadziłem :p
tulipanowka dnia 09.11.2009 19:29 Ocena: Świetne!
bardzo ładne
Jack the Nipper dnia 10.11.2009 19:46
Przypominam, że komentarz powinien coś wnosić, tak żeby autor dowiedział się, co sie (nie)podobało najbardziej.
A tak to nawet nie ma pewności, że oceniający czytał tekst.
Vulpes dnia 11.11.2009 14:42
Ja i tak wiem, że większość nie przeczyta :D
jak teraz spojrzałem na to to stwierdziłem że zdecydowanie 'przeholowałem' :lol:

A twój komentarz,i Jacku de Nipperze, też mi nic nie mówi...
Elwira dnia 11.11.2009 19:47 Ocena: Bardzo dobre
Wydaje mi się, że któreś z Twoich opowiadań zaczynało się podobnie... Albo już gdzieś to publikowałeś.

Styl masz przystępny, czyta się dość szybko, fabuła wciąga, a to najważniejsze. Niestety, nie udało Ci się uniknąć potknięć. Przejrzyj przecinki i szyk zdań, czasem szwankuje. Wybacz, nie jestem w stanie zrobić porządnej korekty do tek dużego tekstu. Ale przeczytałam ;)
Vulpes dnia 12.11.2009 15:39
dzięki Elwira
ale ja też nie jestem w stanie przejrzeć całego tekstu :lol:
voice dnia 14.11.2009 14:36 Ocena: Świetne!
Witaj Vulpes ;)
Muszę przyznać, że czytałam ten tekst częściami, robiłam chyba dwie - trzy przerwy :)
Słyszałam, że tekst będzie długi ale nie myślałam, że aż tak!
No, więc bardzo mi się podobało, ciekawe bardzo ciekawe, interesująca fabuła.
Zaszalałeś i wykonałeś kawał dobrej roboty.
Gratuluję :)
Pozdrawiam i zostawiam świetne!
Coraz lepiej Ci idzie, oby tak dalej :)
Vulpes dnia 14.11.2009 16:06
Thanks wielkie
Vulpes dnia 14.11.2009 16:06
Dzięki Voice...
Usunięty dnia 20.11.2009 01:16 Ocena: Dobre
Moja tego nie wytrzy-mać.

Dojechałem do 1/4 i padlem.
Walnij to w częściach na PP.
W ratach, może wiele osób się skusi na całość.
Usunięty dnia 20.11.2009 10:28 Ocena: Bardzo dobre
No, naprawdę elegancko. Oprócz błędów, a raczej niekonsekwencji wynikających z młodzieńczej naiwności nie mogę Ci niczego zarzucić. Czyta się płynnie, chociaż początek to zwyczajne streszczenie, czego nie lubię. Nawet z długością nie jest tak źle, bo nie ma tu niczego nie uzasadnionego, po prostu na papierze czytałoby się łatwiej.

Nabierasz coraz większej wprawy i wydaje mi się, że zmierzasz w dobrym kierunku :)
Vulpes dnia 21.11.2009 13:42
Dzięki Oke staram się... :D
Usunięty dnia 25.11.2009 11:09 Ocena: Świetne!
Vulpes, ocena max za pracę nad warsztatem.
Powiem rzecz smutną: jeśli ludziska piszą, ze tekst jest za długi, oznacza ni mnie ni więcej, że nie wchłania się nadto w czytelniczy przewód pokarmowy.
Ponieważ początek nie wciąga się jak należy, tylko słychać siorbanie i mlaskanie jak przystało na zniechęconych czekaniem barowych bywalców zsiadłego mleka z pyzami i zasmażką - warto go koniecznie zmienić, inaczej bije po oczach niezdrowym światłem jak unijna świetlówka z przeceny w Tesco, podwieszona niedbale pod fastfoodowym sufitem.
Vulpes dnia 27.11.2009 16:13
:confused: moffiss, jesteś wielki, sam nie wymyśliłbym lepszych porównań homeryckich, choć pierwszy raz rozumiem o co ci chodzi i wiem co poprawić
ale nie wiem jak

// i sorki za ten nick, nie zauważyłem podwójnych liter
Usunięty dnia 28.11.2009 13:57 Ocena: Świetne!
używam innego nicka, chyba ze chcesz świadomie mnie obrazić
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:34
Najnowszy:pica-pioa