Nie było trzęsienia ziemi. Tylko pustka i czarna dziura nad głową większe niż zwykle. Rozstaliśmy się po dwóch latach. Ani w przyjaźni, ani we wrogości. Pozostało tylko to co bolało najbardziej. Ignorancja i twarz odwracana po krótkim powitaniu. To nie było szczeniackie uczucie. Mimo, że mieliśmy niespełna dwadzieścia lat kiedy ostatni raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Wcześniej, w przeciągu tych dwóch lat, nie było idealnie. Kłótnie i ostra wymiana zdań. Zdań które mieliśmy własne, na różne tematy. I to właśnie czyniło ten związek tak wyjątkowym, tak niezwykłym i wydawało by się dojrzałym. Tylko problem w tym, że nie można zajrzeć do głowy drugiego człowieka. I choćby nie wiem jak zapewniał o swojej miłości, tego jednego nie możesz być pewien.
Miłość nie wygasa, jest wieczna. Tylko czasem ta do samego siebie bierze górę. Gdzieś tam w zakamarku duszy, serca, głowy, jakkolwiek nie nazwać by tego miejsca, siedzi i wciąż jeszcze oddycha. Nie tak jak dawniej, ale równomiernie i pełną piersią. Czasem sama nie jest pewna kim się stała. Mylnie w lustrze widzi twarz nienawiści. Autodestrukcyjna metamorfoza zewnętrznej powłoki niezmiennego uczucia.
Ale samo uczucie nie wystarczy. Związek to instytucja na prawach handlu w pradziejach. Krowa za trzy owce. Zainteresuję się Tobą, jeśli ty będziesz moją opoką w trudnych chwilach. Niestety czasem bywa tak, że zaczynamy chcieć coraz więcej niż sami dajemy. Niby proste, a jednak wystarczająco złożone, żeby się tego wstydzić.
Jak już mówiłem nasz związek nie był idealny. Co prawda zaskoczyły mnie pewne zachowania, ale to już później w zasadzie poza związkiem, w kontaktach bardziej człowiek-człowiek, niż mężczyzna-kobieta. Byliśmy kompletnie różni. I to właśnie trzymało nas razem. Odwieczna potrzeba ucieczki od samotności. A nie można uciec od niej znajdując sobie partnera identycznego jak ja. Bo skoro byli byśmy tacy sami to miał bym tylko siebie. Tylko, że w dwóch wersjach, jednej bardziej cycatej a drugiej mniej. I nic poza tym. Jak można nie być samotnym będąc tylko z sobą. I do tego sprowadza się też ta cała samotność w tłumie. W masie jednakowych ludzi, ukierunkowanych przez MTV i Calvina Kleina. Wszyscy jesteśmy jednym, wszyscy jesteśmy samotni w towarzystwie własnych klonów.
I właśnie to wyróżniało nasz związek. Razem, zjednoczeni w całość, która się uzupełniała, a nie duplikowała, czy nakładała na siebie. Probłęm połegał na tym, że oboje byliśmy zbyt apodyktyczni. Żadne nie ustąpiło. I koniec. A dziś mija rok.
Ból przeszedł, wspomnienia zostały. I właśnie te które pozostały przyszły razem z zapachem porannej kawy. Delikatnie osnuły moją twarz, a potem zaczeły drażnić. Jak obchodzić rocznicę końca. Może nie obchodzić jej wcale? Jednak nie było to tylko wspomnienie końca. Wraz z nim nastało coś nowego. Nowe życie, z nowym spojrzeniem na świat i uczucia. Nowe doświadczenia. Próbowałem zastosować to czego się nauczyłem w nowych związkach. Nie udawało się bo nie do każdego można dopasować te same sposoby. Szczęście nabiera nowego znaczenia i wymaga innej drogi dojścia do niego przy każdej osobie.
Zdawało mi się, że nie potrafię już osiągnąć szczęścia. Że skończyło się wraz z Nią. Tak. Cały rok ucieczki od wspomnień na nic. Tego deszczowego, sierpniowego poranka względny spokój ducha runął jak mury Jerycha. Z hukiem od którego rozbolały nie uszy, ale serce. Czy uda mi się kiedyś zapomnieć? Czy kiedyś się przyzwyczaję?
Z rozmyślań nad kubkiem stygnącej kawy wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Bardzo irytujący, przeciągły i piszczący. Gospodyni kazała wymienić je we wszystkich mieszkaniach ze względu na jakieś unijne wymogi. Zawiązałem pasek szlafroka i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je nie patrząc nawet w wizjer...
*************
...Za drzwiami stała dozorczyni. Chyba przeraziła się widząc mnie. Rozczochrane włosy, okropny, nierówny zarost i krzywo zawiązany szlafrok.
- Może ja przyjde później - powiedziała, a ja cicho zamknąłem drzwi.
Wróciłem do sypialni. Na łóżku w delikatnym śnie spała ona. Śliczna blondynka, opalona i naga. Osoba którą kocham najbardziej na świecie. Położyłem się obok niej i pocałowałem w odsłonięte ramię. Obudziła się. Mruknęła z wyrzutem i odwróciła się do mnie. W jej niebieskich oczach widziałem przyszłość.
- Jak to dobrze, że jesteś - powiedziałem i przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Smirk · dnia 13.08.2006 19:07 · Czytań: 2201 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: