Małgorzata (puka do drzwi, a po ich otwarciu wchodzi do mieszkania Grażyny, przestępując przez próg prawą lub też lewą nogą – w zależności od wizji reżysera)
- Cześć Grażka!
Grażyna (uśmiechnięta, jak zwykle, z radością rzuca się na szyję Małgorzacie)
- Witaj, Gosiaczku kochany!
Małgorzata (po trzykrotnym cmoknięciu w usta Grażyny, zaczyna szybko i nerwowo mówić)
/kobiety siadają na podłodze przy kaloryferze pomiędzy palmą, a telewizorem/
- Mam problem, musisz mi coś doradzić. Do Gawcia przychodzi kolega. I wiesz ten kolega, on nazywa się Leon. Mój Gawcio zamka się w kuchni na całe godziny z Leonem. Nie wiem, co oni tam robią. Już pomijam, że ja w tym czasie muszę sama zajmować się dziećmi. O choćby wczoraj. Gawcio siedzi zamknięty w kuchni w Leonem. Nie dość, że nie mogę sobie zrobić kawy, ale to już pomijam. W każdym razie musiałam siedzieć i robić maski dzieciom na przedstawienie. Nie jest to wcale takie proste. Zosia jest wiewiórką, a Jasiu kurą. Biedny Jasiu – pani w przedszkolu zawsze daje mu czwartoplanowe role. Co z tego?! Maska kury była trudniejsza do sklejenia niż wiewiórki. I widzisz ja się męczę, a Gawcio w tym czasie ... no co?! Nic go to nie obchodzi. Bo on oczywiście musi gadać i gadać z Leonem.
Grażyna
- Ależ Gosiu to co mówisz jest zupełnie normalne. Mój Stasiek twierdzi, że jest romantykiem futbolu. Kiedy ogląda mecz w telewizji – cały świat zewnętrzny przestaje istnieć. Kasia miała gorączkę prawie czterdzieści stopni, ja przeziębiona, a trzeba zrobić zakupy, coś ugotować, wyprać, posprzątać ...
Małgorzata
- Ja wiem, ale ....
Grażyna
- ... najważniejsze, żeby mu kupić piwo ...
Małgorzata
- Ja wiem, Grażka, ale daj mi się wysłowić. Chodzi mi o to ...
Grażyna
- Zrobię nam herbatę.
Małgorzata
- Dobrze, ale później. Sedno problemu tkwi w „pulpie”.
Grażyna
- W czym?
Małgorzata
- No właśnie! W tym rzecz! /gwałtownie zcisza głos i zwalnia tempo wypowiedzi/ Zamknięci byli w kuchni, ale co chwila słyszałam okrzyk Leona „PULPA!”. To strasznie mnie niepokoi. Boję się, żeby Leon nie wciągnął Gawcia w jakieś bagno. Wiesz jaki Gawcio jest wrażliwy, nie chcę by był nieszczęśliwy. O zrymowało mi się. Najpierw myślałam, że mówią o „pupie”. Byłam trochę zazdrosna, ale cóż ...w sumie jak to się mówi – chłopaki zwykle gadają o dupie Maryni. Oczy mi się szkliły, że Gawcio słucha kurewskich opowieści, a ja muszę wycinać i kleić i malować te cholerne maski, a najgorsza była kura.
Grażyna (przytula Małgorzatę)
- Gosiu, Gosiaczku!
Małgorzata
- Ale zaczęłam się przysłuchiwać i jednak ... odetchnęłam. Leon mówił nie o PU-PIE, ale o PUL-PIE. Tylko co to jest? Może jakaś nowa sekta? Czy faceci nigdy nie mogą zająć się pożytecznymi rzeczami, tylko przez tysiąclecia muszą sobie wymyślać powstania, wojny, religie, wydumane ideologie, a potem walczyć z ich przeciwnikami? A teraz ta pulpa, cholera jasna! Jeszcze stracę przez nią kochanego Gawcia. A w ogóle wiesz, z czym to się je?
Grażyna
- No wiesz, kochana Gosieńko. Pulpa to są rozdrobnione albo całe owoce, które zostały pozbawione części niejadalnych, a następnie utrwalone chemicznie lub termicznie. Chodzi mi o pasteryzację, mrożenie, no wiesz. Pulpa stanowi produkt do dalszego przerobu na przykład na dżem. Na pocieszenie powiem, że owoce powinny być wcześniej przebrane, posortowane, umyte. Z truskawek usuwa się szypułki, a wiśnie się dryluje.
Małgorzata
- Ach, tak – jesteś taka mądra.
Grażyna
- Ja powiedziałam tylko jaką ja znam definicję pulpy i ona nie jest niczym złym. Owoce, szczególnie miękkie, czyli porzeczki, maliny, jagody trzeba skonsumować szybko. Dzięki pulpie możemy zjeść je później. Denerwują mnie ludzie, którzy nie mając podstawowej wiedzy technologicznej ... dokładnie jak politycy ... ech. W twoim przypadku „pulpa” może być jednak nazwą, choćby organizacji terrorystycznej. Nie wiem. Pulpa nie kojarzy mi się z żadną grupą, ani nazwą. Przykro mi, ale nie wiem, o co może chodzić z tą pulpą. Nie jestem wcale taka mądra.
Małgorzata
- A właśnie to kolejny mój problem. Przeżywam poważny kryzys w związku.
Grażyna
- O, Boże! Co się stało? Znowu przez Leona?
Małgorzata
- Niee to inna sprawa ... związana z mądrością, a właściwie jej brakiem. Gawcio ciągle mi mówił, że jestem głupia. Zasadniczo miał rację, bo jest najmądrzejszym, najinteligentniejszym, najzdolniejszym mężczyzną jakiego w życiu poznałam. Mimo tego było mi przykro i poprosiłam, żeby tak się do mnie nie zwracał.
Grażyna
- Może napijemy się herbaty?
Małgorzata
- Już daj spokój z tą herbatą! Później. Gawcio powiedział, że słowo „głupia” odnosi się do tego co mówię, a nie do tego jaką jestem osobą.
Grażyna
- Nie rozumiem.
Małgorzata
- Ja też, no chyba, że coś pokręciałam. W każdym razie sens był taki, że robię z igły widły. No i wyobraź sobie znosiłam latami ten epitet. Myślałam, że skoro jestem głupia to nie rozumiem, że zwracanie się do mnie per „głupia” jest i tak nie najgorszym określeniem.
Grażyna
(wstała i wyciągnęła z barku butelkę wina. Jedna piąta butelki była opróżniona)
- Łyknij sobie. Czy wolisz z kieliszka?
Małgorzata
- Weź kieliszek dla siebie. Ja będę pić z gwinta. Po co masz się męczyć z niepotrzebnym myciem.
Grażyna (wyciągnęła z barku kieliszek i nalała sobie trzy czwarte kieliszka, by następnie podać butelkę Małgorzacie)
- No i co było dalej?
Małgorzata
- Raz, dla zabawy, powiedziałam Gawciowi, że to on jest głupi. Skoro jest taki wszystkowiedzący powinien od razu wiedzieć, że to żart. Poza tym zgodnie z jego wyjaśnieniami słowo nie ma znaczenia. / wzięła większy łyk wina/ Obraził się.
Grażyna
- Coś nieprawdopodobnego! Ja to miałam tak. Po cesarce wróciłam z małą Kasią ze szpitala do domu. Wymęczona, sama wiesz. Po dwóch dniach, od tego momentu, Stasiek skręcił nogę. O Boże! Co to była za tragedia! Jak to on strasznie nie cierpiał. I do tego te durne sąsiadki tak się nad nim litowały, nad jego biedną nogą, a chyba najbardziej nad jego martyrologicznymi opowieściami o cierpieniu. Nawet rodzina, jak przychodziła zobaczyć małą Kasię to w pierwszej kolejności pytała, jak się czuje Stasiek i jego noga. Jakoś nikogo nie interesowało, jak ja się czuję. Przyzwyczaj się. Cierpienie faceta jest zawsze wielkie, a cierpienie kobiety jest tylko fanaberią.
Małgorzata
- To oczywiste. Nie mniej „mleko zostało wylane”.
Grażyna
- A jak to się stało, że powiedziałaś mu, że jest głupi?
Małgorzata
- Opowiadał mi treść filmu o karatekach. Niby słucham, ale wiercę się, żeby wyjść do kuchni, gdyż postawiłam coś na gazie. A Gawcio w szczegółach rozwodzi się o rodzajach broni i roztrząsa, wyjaśnia, tłumaczy mi strategie walk między bohaterami. Nie lubię filmów z przemocą. Poza tym nic mi nie mówi nazwa choćby „klinga”. Grzecznie porosiłam, żeby się streszczał. On na to, że nie może, bo wszystko jest ważne i że jestem głupia, skoro tego nie pojmuję. Wtedy właśnie powiedziałam, że sam jest głupi i wyszłam z pokoju do kuchni. Niestety kotlety się przypaliły i oczywiście nie omieszkał mi tego wytknąć przy obiedzie.
Grażyna
- I co teraz ... obraził się i przestał odzywać?
Małgorzata
- Nieee, a owszem odzywa się. Teraz cały czas złośliwie się streszcza. Oczywiście w taki sposób, żebym nie wiedziała o co chodzi.
Grażyna
- To znaczy?
Małgorzata
- Przykładowo pytam się dzisiaj, czy był na przedstawieniu w przedszkolu. Chciałam wiedzieć jak poszło dzieciom i czy maski się nie rozkleiły, a szczególnie kury. Niestety ja nie mogłam przyjść. A Gawcio zaczął cytować same dialogi. Rozumiesz, bez określenia kto co powiedział. Masakra!
Grażyna
- I co myślisz, że to ma jakiś związek z pulpą?
Małgorzata
- Sama już nie wiem, a ty jak myślisz?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
tulipanowka · dnia 12.11.2009 10:50 · Czytań: 1233 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: