Gdzieś pomiędzy światami jest małe miasteczko. Nikt dokładnie nie wie gdzie się ono znajduje -przestrzenie ukryte to obszerne miejsce. Żyją tam istoty, które w jakiś sposób wydostały się ze swoich światów. Na każdej planecie są takie miejsca, gdzie żadne prawa nie działają. Taka przestrzeń nazywana jest bramą. Przez nią można wydostać się ze swojego świata. Ląduje się w innym świecie, ale najczęściej podróż kończy się przed osiągnięciem celu. Tak właśnie powstała metropolia pomiędzy światami.
Opowieść tę zaczynam od dziewczyny, która leciała samolotem z ameryki. Z powodu burzy nad oceanem latająca maszyna zboczyła nieco z kursu. Znalazła się w zasięgu bramy jej świata. Miejsce to Ziemianie nazywają „Trójkątem Bermudzkim”. Potężna anomalia pochłonęła cały samolot. Gdy pilot zakomunikował, że elektryka zwariowała i nie wie gdzie jest, wszyscy wpadli w panikę. Monika była nieco zdziwiona zachowaniem pasażerów. Gdy z głośników dobywał się głos kapitana, ona słuchała muzyki przez słuchawki. Nie miała pojęcia, dlaczego ludzie ze strachem w oczach wyglądają za okna. Nie było tam nic ciekawego - zwyczajne gęste chmury. Po kilku minutach pilot krzyknął do mikrofonu, że kończy mu się paliwo. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Dopiero teraz zaczynała rozumieć, co się dzieje. Przypominając sobie ulotkę „Jak przeżyć kraksę”, którą czytała na lotnisku, szybko zapięła pasy. Ludzie w panice biegali po całym samolocie. Potem było już z górki - kilka szarpnięć i maszyna pełna biegających jak w amoku ludzi zaczęła zmierzać tam, gdzie prowadziły ją siły ciążenia. Monika zamknęła oczy. Nie chciała widzieć, jak wszystkie jej plany idą w łeb.
Obudziła się z bólem głowy. Wokół panowała ciemność. Słyszała szepty, lecz nie mogła nic z tego zrozumieć. Zamknęła oczy. Znów ogarnął ją sen.
Gdy znów się obudziła, ktoś świecił jej w oczy dużą lampą.
- Hej! - usłyszała jego głos - Obudziła się!
Nagle wokół niej zaroiło się od ludzi. Pochylali się nad nią, przyglądali z ciekawością.
- Gdzie jestem? - spytała szeptem.
Czuła się słabo. Bardzo słabo.
- Jesteś w Serpenspolis - odpowiedział jej ktoś.
Nie miała pojęcia, gdzie to jest. Świat wokół zdawał się wirować. Byle gdzieś w Europie. Zapadła w głęboki sen.
Ktoś szarpał ją za ramiona. Czy to tylko sen? Otwarła oczy. Ktoś naprawdę potrząsał nią. Była to ciemnowłosa dziewczyna. Siedziała przy jej łóżku wpatrując się w nią spokojnie.
- Wstawaj. Kilka dni snu to za dużo - stwierdziła.
Monika szybko usiadł na łóżku. Kręciło jej się w głowie.
- Spałam kilka dni? - spytała.
- To normalne po takim wypadku - odpowiedziała nieznajoma.
Przez chwilę starała się przypomnieć sobie szczegóły kraksy, lecz poza dużą ilością światła niczego nie mogła sobie przypomnieć.
- Gdzie ja jestem? - spytała.
- W Serpenspolis - odpowiedziała dziewczyna.
- Jaki to kraj?
Czarnowłosa roześmiała się. Dziwny pogłos wypełnił otoczenie.
- Tutaj nie ma kraju. Uprzedzę twoje pytanie, kontynentów też tu nie ma.
Monika rozejrzał się dookoła. Była w niewielkim pomieszczeniu o białych ścianach. Nie było tu okien. Jedyne drzwi, dość dużych rozmiarów, znajdowały się w kącie.
- Jestem Lilia. Będę twoim przewodnikiem przez kilka dni. Jak cie zwą?
- Monika - odpowiedziała po chwili. - To gdzie ja właściwie jestem?
Czarnowłosa wstała. Odwróciła się do niej tyłem.
- Nikt tego dokładnie nie wie - powiedziała. - Mówi się, że to miejsce o którym zapomniał Bóg.
Monika uśmiechnęła się. Niezły żart. Lilia byłaby niezłą aktorką.
- Gdzie są moje ubrania? - zapytała.
Lilia podała jej strój. Były to nowe ubrania, lecz wyglądały tak samo jak jej stare. Ubierając je zastanawiała się, o czym mówiła jej nowa znajoma. Miejsce bez krajów i kontynentów? To jakaś wyspa, czy co? Zapomniane przez Boga? Tak, od razu uwierzy im na słowo... Niedoczekanie.
- Dokąd idziemy? - spytała.
- Najpierw może odwiedźmy bibliotekę. Tam ustalą skąd jesteś.
- Skąd? Nie łatwiej zapytać?
- Przecież ty sama właściwie nie wiesz - odpowiedziała Lilia tajemniczym tonem.
Poprowadziła ją przez biały korytarz na zewnątrz. Ulica przypominała stare zdjęcie - brukowana czarnymi kostkami droga z obu stron otoczona staroświeckimi latarniami. Pomiędzy dwoma pasami rosły pojedyncze drzewa. Budynki także zbudowano według starej mody. Jednak najzabawniej wyglądali osobnicy, przechodzący się chodnikami. Wyglądali jak uczestnicy balu kostiumowego - różnej karnacji, wzrostu, rozmiarów. Nawet kolory włosów były tu egzotyczne - grupka dziewcząt miała czerwone. Ulicą szedł dwumetrowy stworek którego całe ciało pokrywały włosy. Nikt nie zwracał szczególnej uwagi na te osobliwości.
- Macie karnawał? - spytała Monika.
Lilia nie odpowiedziała. Biblioteka była niemalże w sąsiedztwie szpitala. Obie weszły po białych schodach i przekroczyły próg wielkiego gmachu.
- Kto ma mi niby wszystko wyjaśnić? - spytała, lecz znów nie pojawiła się odpowiedź.
Lilia chwyciła dzwonek leżący na stoliku. Potrząsnęła nim kilka razy. Nikt się jednak nie zjawił.
- Pewnie jest w gabinecie - powiedziała Monice.
Poprowadziła białowłosą dziewczynę w stronę pokoju, w którym profesor przebywał najczęściej. Uśmiechała się lekko. Wiedziała, co czeka nową. Najpierw szok i zdumienie. Potem niepewność i bunt. Trochę trwa, nim ktoś z zewnątrz przyzwyczai się do nowej sytuacji. Profesor Thomas faktycznie był w gabinecie.
- Mamy tu nową - powiedziała Lilia wprowadzając Monikę do środka.
Monika zachłysnęła się. Na niewielkim podwyższeniu siedział niski, łysy mężczyzna. Miał kruczoczarne włosy. Zapisywał coś w książce większej niż on sam. Wokół stały półki pełne dziwacznych buteleczek i ksiąg. Przy nich latało małe coś. To ‘coś’ wyglądało jak dziwaczny zielony diabełek.
- Co to jest? - spytała zdziwiona.
- Trochę szacunku dla chochlika - odpowiedział diabełek.
- To gada! - wykrzyknęła.
- Jestem Thomas - przedstawił się stworek.
Spojrzała na Lilię. Czy to małe coś miało jej wyjaśnić gdzie się znalazła?
- Skoro jesteś nowa, - powiedział uczonym tonem chochlik - to pewnie chcesz wiedzieć gdzie jesteś. Otóż to miasto znajduje się pomiędzy wymiarami. Na każdej planecie pole elektromagnetyczne kolidując z grawitacyjnym tworzy miejsce, gdzie rozbłyski gwiazdy macierzystej układu wywołują zjawisko zwane ‘EMA’. Sprawia ono, że wszystko co znajdzie się w takim miejscu wpada w zakrzywienie czasoprzestrzenne. EMA nie ma dość energii by przenosić materię do innych planet, dlatego większość tego typu podróży kończy się tutaj.
Spojrzał na nią z uśmiechem. Obnażył tym samym dwa spore kły.
- To część naukowa - podsumował. - W uproszczeniu wygląda to tak: jesteś daleko od swojego świata, nie możesz wrócić do domu w żaden sposób, musisz teraz nauczyć się żyć w tym świecie. Może być?
Monika wpatrywała się w stworka z mieszaniną zdumienia i strachu.
- Jesteś potworem - wyszeptała.
- Nawzajem - odparł spokojnie Thomas.
Wybiegła z biblioteki trzaskając drzwiami. Ten świat musiał być tylko snem - była tego pewna. Biegła ulicą próbując się obudzić. Wokoło mijała dziwnie ubranych ludzi i nieznane istoty. Kudłate, wysokie, chude i grube, kolczaste, ze spiczastymi uszami, rogami, brodami, ogonami, skrzydłami kłami i szponami. Wszystko wydawało jej się koszmarem. Szukała miejsca, gdzie mogłaby się przed nimi ukryć ale nie znajdowała go. Wszędzie ścigał ją ten sen.
Usiadła w jakiejś wąskiej uliczce i zaczęła płakać. Dlaczego właśnie ją to spotkało? Już wolała zginąć w katastrofie, niż trafić do tego szalonego snu. Wokół słyszała bełkot nieznanych języków. Ktoś zatrzymał się obok niej. Skulona widziała tylko rąbek jego płaszcza. Ciemnoczerwony płaszcz z jakiegoś grubego materiału wisiał nisko nad ziemią. Odezwał się do niej.
- Dlaczego płaczesz? Rozumiesz, co mówię?
Spojrzała na niego. Miał jasnoniebieskie oczy. Uśmiechał się do niej.
- Tak - odpowiedziała cicho.
- Świetnie! - zaśmiał się. - Jestem Lorenzo. Nie płacz już.
Pstryknął palcami. W Jego ręku pojawił się bukiet polnych kwiatów. Podał go jej.
- Dziękuję - wyszeptała. - Na imię mam Monika.
Pomógł jej wstać. Wciąż uśmiechał się promiennie.
- Skąd jesteś? - zapytał.
- Z Ziemi - odparła.
Zdała sobie sprawę z tego, że powiedziała ‘Ziemia’ z takim spokojem, jakby już się przyzwyczaiła do pochodzenia z innego świata.
- A więc jesteś nowa? - spytał - Pozwól że pokażę ci miasto.
Nie odpowiedziała. Poszła za nim nie zwracając uwagi na innych. Ten chłopak był pierwszą osobą, która nie traktowała jej jako kogoś gorszego, odmiennego. Idąc za nim przysięgła sobie, że znajdzie sposób na powrót do domu. Nieważne, co powiedział ten dziwny profesor. Jej się uda.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Vulpes · dnia 27.11.2009 09:56 · Czytań: 717 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: