Lucek pędził do domu szybko, jak nigdy dotąd. Musiał jak najszybciej opowiedzieć żonie, co mu się przytrafiło. Po prostu chciał się upewnić czy nie zwariował. Przecież to czyste szaleństwo. Gdyby nie stojące na podłodze samochodu wiadro, a w nim niezbity dowód, że mówił prawdę, chyba sam nie uwierzyłby w to, co mu się przytrafiło.
Ale od początku. Jak prawie w każdą sobotę wybrał się nad pobliskie jezioro na ryby. Czasem coś złowił, czasem nie. Ale w gruncie rzeczy nie chodziło przecież o ryby tylko o sam fakt siedzenia nad wodą w oczekiwaniu na branie. Jednak tym razem było inaczej. Trzy godziny nic się nie działo i Lucek zaczął przysypiać, gdy nagle spławik dał nura pod wodę. Czuł, że to była porządna ryba i po kilku minutach walki wyciągnął dorodnego karpia. Kiedy miał go już w siatce, stało się. Karp przemówił. Tak, przemówił ludzkim głosem, wprawiając Lucka w osłupienie.
- Wypuść mnie, a spełnię twoje życzenie – usłyszał zszokowany Lucek.
- Ja..ja..jak to – ledwie wydusił z siebie wędkarz.
- A tak to – odparła ryba. – Życzenie za moją wolność. I może włożyłbyś mnie do wody, bo na trawie odczuwam lekki dyskomfort.
Lucek stał z otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami, nie mogąc podjąć żadnej racjonalnej decyzji.
- Ale jak to, ja nie rozumiem. To chyba sen.
- Żaden sen. Złapałeś mnie, to masz prawo do życzenia. Tylko się pośpiesz.
Lucek nabrał wody do plastikowego wiadra i wrzucił do niego rybę, cały czas z niedowierzaniem jej się przyglądając.
- No, teraz lepiej – zabulgotała ryba w wiaderku. – Czekam na życzenie.
- Zaraz, zaraz rybo. Ja się muszę zastanowić. A czemu to tylko jedno życzenie?
- Bo jedno i tyle. Coś ty się bajek naczytał, czy co? Nie jesteś pierwszy i pewnie nie ostatni, który mnie schwytał. Jedno życzenie i po zawodach wędkarzu. A w ogóle to masz jakieś imię?
- Oczywiście, jestem Lucek.
- No nie powiem, że mi bardzo miło. Może w innych okolicznościach. Ja mam na imię Karpin. Tylko nie mów, że do mnie pasuje. Mów swoje życzenie i rozstaniemy się na zawsze.
- Ja nie mogę tego życzenia tak od razu. Nic mi do głowy w tej chwili nie przychodzi. Muszę pomyśleć. A najlepiej jakbym się naradził z żoną, ale żeby to zrobić, to muszę cię zabrać do domu.
- O, pantoflarz – powiedziała ryba. - Rozumiem, że czeka mnie wycieczka. Tylko jak już będziesz wiedział czego pragniesz, musisz mnie wpuścić z powrotem do tego jeziora. Inaczej życzenie nigdy się nie spełni.
- W porządku, wypuszczę cię tutaj, tylko najpierw pojedziemy do mnie.
- Mam nadzieję, że w domu masz coś większego niż to wiadro, bo mnie wszystkie ości już bolą,
W ten oto sposób znaleźli się w samochodzie i Lucek gnał, jak na złamanie karku do domu. Nie miał daleko, raptem około piętnastu minut jazdy. Ale chyba nigdy jeszcze tak szybko do domu nie wrócił. Wjechał na podwórko i zaparkował prawie przy samym wejściu. Wyskoczył z samochodu jak oparzony, z wiaderkiem w ręku i dopadł do drzwi wykrzykując.
- Zośka, Zośka zobacz jaką mam niespodziankę!
Wbiegł na ganek i złapał za klamkę drzwi wejściowych. Były zamknięte.
- O choroba, nie mam kluczy. Gdzie ona znowu poszła? Pewnie do mamusi.
Stał drapiąc się po głowie i zastanawiając się, co dalej robić. Z wiadra dochodziło bulgotanie i Lucek usłyszał.
- No i co z tym życzeniem. Wykończę się w tym wiaderku. Litości nie masz?
- Zaraz, zaraz znajdę ci coś większego. Moja żona gdzieś znowu poszła a ja nie mam kluczy.
Postawił wiaderko i wyszedł na podwórko rozglądając się za jakimś większym naczyniem dla ryby. Wszedł do komórki i wyciągnął starą balię, następnie napełnił ją wodą z kranu służącego zazwyczaj do podlewania ogródka i sapiąc ciężko wniósł balię na ganek.
- Tu ci będzie lepiej – powiedział, przelewając całą zawartość wiadra do balii.
- Uważaj trochę brutalu. Chcesz mnie zabić?
- Oj, przepraszam – powiedział Lucek – Jezu ja chyba oszalałem. Rozmawiam z rybą i jeszcze ją przepraszam.
- Z rybą, z rybą, ale nie z byle jaką rybą – zabulgotało z balii
- Poczekaj tu chwilę, a ja skoczę do teściowej kilka domów dalej i sprawdzę czy nie ma tam mojej żony.
- Po co ci żona. Powiedz tylko życzenie i odwieź mnie z powrotem. Jak już będę w jeziorze, to ono się spełni.
- Ale ja muszę się naradzić z nią na temat tego życzenia.
- Pantoflarz.
- Rybo, nie podskakuj, bo skończysz na patelni.
- I wtedy nici z życzenia.
- Siedź tu cicho i nie gadaj z nikim, a ja niedługo wrócę.
- I tak mogę rozmawiać tylko z tym, co mnie złapał, więc możesz być spokojny.
- Takie cuda a ja mam być spokojny – mruknął Lucek, wsiadając do samochodu.
Wyjechał z podwórka z piskiem opon, kierując się do położonego jakieś dwa kilometry dalej domu swojej teściowej. Wjechał na podwórko i niemal pobiegł do drzwi. Znowu zamknięte. Załomotał w nie, aż się kurz z framugi posypał.
- A czego tak się tłuczesz wariacie jeden – usłyszał za plecami – drzwi mi chcesz wywalić?
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył teściową.
- Dzień dobry mamusi. Nie ma tu Zośki?
- Była rano, ale potem poszła do sklepu. Nie wiem gdzie teraz jest. Stało się coś? – zapytała patrząc na Lucka podejrzliwie.
- Nic się nie stało tylko wróciłem z ryb i jej nie zastałem, a nie mam kluczy od domu.
- No to wejdź i poczekaj trochę. Zrobię ci herbaty, albo kawy. Odsapnij trochę, bo wyglądasz jakby cię jaki potwór gonił. Może ty masz gorączkę?
- A mamusi to się wydaje, że jak ktoś się trochę zasapał to od razu chory. Dzięki za herbatkę, ale muszę się jak najszybciej spotkać z Zośką.
- Przecież ci nie ucieknie. Tyle lat z tobą mieszka i wytrzymała to chyba teraz cię nie zostawiła. Coś ty taki w gorącej wodzie kąpany?
- Porozmawiamy kiedy indziej, teraz nie mam czasu. Do widzenia. – powiedział Lucek i pobiegł do samochodu.
- Jasna cholera! – Zakrzyknął, gdy zobaczył, że złapał gumę w przednim lewym kole. Powietrze całkowicie uszło. Podszedł do samochodu i kilka razy ze złością kopnął w sflaczałą oponę.
- Nie da rady. Muszę zmienić koło. Mam nadzieję, że w zapasowym jest powietrze.
Zaczął wyciągać z bagażnika graty, żeby dostać się do koła zapasowego. Gdy je wyciągnął, okazało się, że nie może znaleźć klucza.
- Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie czy co?
- Lucek, to wszystko z pośpiechu. Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. – powiedziała teściowa stojąca cały czas na podwórku i przyglądająca się Luckowi z podejrzliwą miną.
- Nie wie mama, czy w garażu u Sławka są jakieś narzędzia – zapytał myśląc o swoim szwagrze.
- Pewno jakieś są, ale garaż zamknięty. Zaraz przyniosę klucze. – odpowiedziała otwierając drzwi do domu.
Weszła do środka i nie było jej widać przez kilka minut. Lucek zniecierpliwiony wszedł do domu.
- Co mama dorabia te klucze?
- Już mam, Nie mogłam znaleźć. Proszę. Tylko mu tam bałaganu nie zrób, bo się będzie złościł.
- Nie zrobię. Szukam tylko klucza do kół, bo mój gdzieś wsiąkł.
W garażu wszystko było dokładnie poukładane, więc ze znalezieniem klucza nie miał żadnego problemu. Wrócił do samochodu i zabrał się za wymianę koła. Oczywiście, jak już wymienił koło, okazało się, że musiał je dopompować i w ten sposób zeszło mu ponad czterdzieści pięć minut. Pewnie zrobiłby to wszystko szybciej, gdyby tylko nie trzęsły mu się tak ręce. Cały czas myślał o tym jednym jedynym życzeniu, ale takich życzeń kłębiło mu się w głowie setki. Gdy już skończył, wsiadł do samochodu i pognał do domu. Tak jak poprzednio podjechał prawie pod sam ganek. Wyskoczył z auta nie zamykając nawet drzwi. Na ganku zamarł, gdy zobaczył balię, w której zostawił rybę, teraz stała pusta i oparta o ścianę.
- Zośka! Zośka jesteś? – Zakrzyknął wpadając do domu jak bomba.
- Pewnie że jestem. Gdzieś ty był? Wyjechałeś jak szalony z podwórka. Nie widziałeś mnie? Byłam już prawie przy furtce jak odjeżdżałeś.
- Ryba, ryba. Gdzie jest ryba – wydukał Lucek
- No jak to gdzie? Na stole. Czasami to twoje wędkowanie na coś się przydaje. Nie miałam pomysłu na obiad, a tu buch na ganku taka ładna rybka. Już ją oprawiłam, tylko usmażyć zostało.
-Zośka…co, co…ty…narobiłaś najlepszego.
- A tobie co się stało? – zapytała, z niepokojem patrząc na bladego jak kreda męża. – O tą rybę ci chodzi? Zachowujesz się co najmniej jakbym ci złotą rybkę zabiła.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
JAXI · dnia 27.11.2009 09:56 · Czytań: 1351 · Średnia ocena: 4,2 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: