Maria sprawdziła się w społecznych rolach i można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest człowiekiem sukcesu. Nigdy nikomu nie pozwala wleźć sobie na głowę. Dba o nieskazitelność wizerunku kobiety wykształconej, kulturalnej oraz przyzwoitej.
Mimo tego jej fantazje seksualne korzeniami tkwią w szkolnej przeszłości. Być może oswaja spychane do podświadomości lęki przed kompromitacją? Albo jej marzenia o byciu zdominowaną stanowią atawizm po prehistorycznych przodkach? Trudno o jednoznaczną diagnozę (nawet Freud nam nie pomoże).
Niniejszym opowiem jedną z marysinych fantazji.
***
W fantazji Maria jest mierną uczennicą liceum mającą spore kłopoty z zaliczeniami z języka polskiego. Najgorszym demonem jest ortografia, której nie może opanować. Wszelkie prace dyskwalifikowane są z powodu błędów ortograficznych, dlatego trudno powiedzieć, czy popełnia także błędy interpunkcyjne, stylistyczne, albo czy merytoryczna treść w ogóle kupy się trzyma.
Maria w opozycji do swojego banalnego imienia, bohatera fantazji nazwa rzadkim imieniem Eligiusz. Eligiusz jest ciemnookim, przystojnym brunetem w wieku około trzydziestu pięciu lat. Dużo ważniejszy uprawiany przez niego zawód. Otóż Eligiusz jest nauczycielem języka polskiego, nauczycielem nie byle jakim, ale takim z powołania, z misją. Z zaangażowaniem godnym podziwu wszczepia w młode pokolenia wrażliwość na piękno literatury i poezji. Jest miłośnikiem tradycji, dobrych obyczajów i wysokiej kultury oraz znawcą historii sztuki. Ponadto wyróżnia się ogólnym rozeznaniem w wielu dziedzinach. Słusznie uważa się za istotę wyjątkową i mającą w życiu szczególne zadania do spełnienia. W tym przypadku chodzi o edukację. Eligiusz stosuje rozmaite sposoby, w tym autorskie, aby jego uczniowie odnosili sukcesy oraz przyswajali wiedzę, którą im przekazuje.
Dalsze konfabulacje na temat życia nauczyciela Maria pomija, przystępując do meritum marzenia.
***
Marysia ubrana jest w jasno różową bluzkę z krótkim rękawem, krótką plisowaną granatową spódniczkę oraz białe podkolanówki (taka moda). Blond włosy związała na czubku głowy w koński ogon. Chciała wyglądać normalnie (czyli tradycyjnie i ładnie), ponieważ przyszła na konsultacje do profesora Eligiusza.
Dziewczyna puka, po czym wchodzi do gabinetu profesora (w liceum wszyscy noszą tytuły profesora oprócz woźnego i sprzątaczek).
- Dzień dobry, profesorze. Czy mogę wejść? – pyta nieśmiało, stojąc w otwartych drzwiach.
Eligiusz siedzi przy biurku i sprawdza wypracowania.
- Proszę wejdź Maryśka. Napisałaś rozprawkę z oświecenia?
- Tak – odpowiada podając poloniście zeszyt.
Maria siada w pierwszej ławce. Eligiusz przysiada się obok niej. Jest przeciwnikiem tworzenia sztucznych dystansów w relacjach międzyludzkich. Chce być przewodnikiem dla swoich uczniów. Pragnie pomagać im w osiągnięciu doskonałości, a wymuszać respekt należny mu z racji zajmowanego stanowiska.
Po chwili jego przyjazny wyraz twarzy zmienia się zupełnie.
- To się po prostu w głowie nie mieści – zaczyna podnosząc głos. - Błąd na błędzie, błędem pogania! Nie oświecenie, ale ciemnogród. Przeczytałaś to chociaż raz po napisaniu!?
- Tak – mówi Marysia.
- Niemożliwe. Żaden przez er-zet. Rzadko przez „z” z kropką. Kojarzyć przez samo „ż”. Naprawdę oddzielnie. Na pewno chcesz zdać maturę?!
Tak.
- Który raz przynosisz tą samą pracę. Trzeci?!
- Tak.
Eligiusz chciałby, ale nie może opanować gniewu. Bezczelność i głupota uczennicy wyprowadza go z równowagi.
- Przejdźmy do kantorka. Zastosujemy starą, sprawdzoną metodę. Może jak dostaniesz lanie na goły tyłek to cokolwiek do ciebie dotrze – stwierdza z surowością.
Eligiusz uważa, że na każdego potrafi zmotywować do nauki. Nie waha się wykorzystywać wszelkich metod, nawet niekonwencjonalnych, byleby prowadziły do zamierzonego celu.
Wchodzą do kantorka. Na środku pomieszczenia stoi dębowy stół - antyk. Większość mebli stanowią zamknięte szafy. Na otwartych regałach zalegają w nieładzie książki oraz zabytkowe figurki.
- Ściągnij majtki i wypnij tyłek – rozkazuje wskazując stół.
Maria wykonuje polecenie. Ściąga majtki. Przekłada się przez stół. Spódnicę zarzuca na plecy, żeby odsłonić pośladki. Ma zakodowaną głęboko zasadę, że profesorom nie wolno się sprzeciwiać. Po drugie czuje, że zasłużyła na karę. Znowu nadwyrężyła cierpliwość profesora. A przecież doskonale wie, że Eligiusz jest polonistą z powołania i tak bardzo się stara, żeby wszyscy uczniowie zdali maturę.
Strasznie się krępuje. Zdecydowanie bardziej wstydzi się błędów ortograficznych niż nagości ciała. Eligiusz wyciąga z szafy rózgę z witek wierzbowych. Potrząsając rózgą obchodzi stół kilkakrotnie. Potem zatrzymuje się naprzeciwko pośladków licealistki.
- Maryśka, czy wiesz, co powinienem zrobić? – pyta polonista.
- Tak.
- Odpowiada się pełnym zdaniem – z irytacją w głosie.
Macha w powietrzu rózgą. Świst powietrza dopinguje dziewczynę do odpowiedzi.
- Dostanę lanie na gołą pupę.
- Hmmm wypowiedź maturzystki – wzdycha czując, że będzie musiał się sporo wysilić, żeby dziewuchę zmotywować do poprawy w nauce. – Czy wiesz za co będziesz ukarana? – Eligiusz zgodnie z prawidłami wychowawczymi uważa, że uczeń musi być świadomy swojej winy. Mało tego, uczeń powinien być przekonany o słuszności kary.
- Za błędy ortograficzne – odpowiada. Przygryzła lekko wargę, gdyż dostrzega, że znowu zawodzi profesora mówiąc niepełnym zdaniem.
- Czy ty cokolwiek chcesz się nauczyć? Trzeci raz przyniosłaś tą samą pracę i znowu z błędami. A może uważasz, że zamiast mózgu wystarczy ci dupa? – kończy dosadnie.
- Nie – płaczliwym tonem. Żeby jeszcze bardziej nie złościć profesora nie chce przypominać, że przecież napisała od nowa tę rozprawkę. Dodatkowo przykro jej, że zawiodła i kolejny raz nie odpowiedziała pełnym zdaniem.
- Nie płacz. Tym razem nie będę cię bił – uspokaja. Nie zamierzał jej zbić, ale odpowiednio przestraszyć, skoro inne sposoby zachęty zawiodły.
Odkłada rózgę na krzesło. Podchodzi do dziewczyny i zaczyna głaskać po pupie. Podnieca się na tyle, że zapomina o dystansie jaki zachowany być powinien w relacji uczeń-nauczyciel. Głaszcząc rozchyla jej pośladki i dostrzega czerwoną cipkę. Przesuwa po niej palcami i wyczuwa wilgoć. Ma zakodowaną męską zasadę, w myśl której podnieconej kobiety nie wypada pozostawić w stanie niezaspokojenia.
Rozpina pasek i rozporek. Wejście stawia opór, ale powoli wbija się w ciało. Nabrawszy odpowiedniego poślizgu, kolejne ruchy są szybkie i energiczne. Finał następuje stosunkowo szybko.
Maryśka podnosi się, otrzepuje spódnicę. Ma rumieńce na twarzy.
- Czy mam zaliczoną rozprawkę? – pyta poprawiając podkolanówkę.
Jeszcze raz wypinaj tyłek. Twoja głupota jest porażająca – ostro stwierdza profesor. W tym momencie przelęka się własnej myśli, że „głupota jest podniecająca”, nawet dla niego. - Kiedy merytoryczne argumenty nie docierają, jedyne co można zrobić z kobietą, to po prostu ją zerżnąć - wnioskuje.
Maryśka nie zrozumiała. W każdym razie podoba jej się nowa forma konsultacji. Ponownie kładzie się na stole i wypina pośladki.
- Zerżnę ci ten tyłek. Może choć w nim tli się jakaś iskierka rozsądku i przesunie się do głowy.
Po tych słowach wkłada członka do cipki i posuwa. Głęboko, mocno wkłada i wyciąga, jakby złość dodawała mu energii. Drugi raz trwał dłużej. Obydwoje czują zwierzęcą rozkosz. On rozładowuje frustrację spowodowaną głupotą i lenistwem uczennicy. Z niej natomiast schodzi stres spowodowany wizytą u profesora. W trakcie współżycia cicho wzdychają.
- Czy zrozumiałaś, o co mi chodzi? - pyta po stosunku.
- Tak ... – wzdycha z przyjemnością. - Podobam się profesorowi i cały czas, profesor, miał ochotę na seks – mówi podnosząc się ze stołu. Odwraca się i przytula do nauczyciela.
- Grrr ... – Brakowało mu słów, a przecież nie może jej udusić.
Uwalnia się z uścisku i siada na krześle.
- Podejdź i zrób mi loda. Faktycznie chyba tylko w tej dziedzinie masz szansę zrobić karierę.
Maryśka przykuca. Bierze penisa do buzi i namiętnie ssie. Potem rytmicznie wkłada członka głęboko do buzi i wyciąga. Następnie przesuwa językiem od dołu ku górze, jak liże się cieknące lody. Chwyta ustami sam koniec przyrodzenia i językiem wkręcała się szukając małego otworka.
Eligiusz patrzy na poczynania dziewczyny. Odgania natrętne pytanie, czy uczennica w ogóle jest w stanie opanować minimum pozwalające zaliczyć egzamin dojrzałości. Jej ignorancja i lekceważenie przedmiotu wydaje się wszechogarniające.
- Rozbierz się – rozkazuje tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Tak – mówi pokornie.
Ściąga bluzkę, zsuwa spódniczkę, a na końcu rozpina różowy stanik. Nauczyciel przygląda się z uwagą kształtom nagiej dziewczyny.
- Profesor chce, żebym usiadła, profesorowi, na kolanach? - Próbuje usiąść okrakiem na jego kolanach.
- Nie – odsuwa Maryśkę od siebie. - Pochodź na czworakach.
- Ale gdzie mam chodzić? – dopytuje się klęcząc na podłodze.
- To nie chodź! Obniż głowę i wypnij dupę. Pokręć nią w prawo i w lewo.
Maryśka kołysze biodrami. Wtedy profesor podchodzi do niej od tyłu. Wkłada twardego członka do vaginy. W pewnym momencie dziewczyna zaczyna jęczeć i wyrywać się czując przyjemny, aczkolwiek ból. Eligiusz chwyta mocno biodra Maryśki i przylega do nich kończąc kolejny stosunek. Ona krzyczy i wyciąga się na podłodze, a mężczyzna na niej. Leżą przez chwilę dysząc z ekstazy.
- Ubierz się – mówi dużo łagodniej.
Ubiera się pośpiesznie. Profesor zapina spodnie. Papierowymi ręcznikami wyciera zaspermione nogi dziewczyny, a następnie zabrudzoną posadzkę.
- Czy mam poprawić tą rozprawkę? – pyta na odchodnym.
- Taaak! Masz ja poprawić. Kto inny nie miałby do ciebie tyle cierpliwości. Przeczytaj kilka razy co napisałaś, sprawdź błędy i przyjdź jutro. – Dłonią daje jej klapsa w pupę. – To powodzenia.
Do widzenia, profesorze – uśmiecha się wychodząc z klasy.