Schody skrzypiały pod naciskiem moich butów mimo, że starałem się skradać. Było to bez sensu biorąc pod uwagę stuczterdziesto kilogramowego Dave'a idącego tuż za mną, ale mimo to przygarbienie i ostrożny chód dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Mieszkanie podejrzanego znajdowało się na czwartym piętrze tej zabytkowej, żeby nie powiedzieć spróchniałej kamienicy, a dotarcie do niego kosztowało mnie wiele nerwów, natomiast mojemu partnerowi przysporzyło nie lada zadyszki. Chrapał jak prosie.
Staliśmy przy drzwiach. Ja opanowywałem bicie serca, on oddech. Dopiero po chwili i dwóch momentach zapukałem delikatnie pałką w drzwi. Odpowiedziała mi cisza.
-Dobra! Byliśmy, zapukaliśmy i nie zastaliśmy. Idziemy stąd, nie ma go.
Właściwie podobał mi się ten pomysł. Chciałem już schodzić za Dave'em uśmiechnięty z powodu dobrze wykonanego obowiązku, ale coś mnie podkusiło i pociągnąłem za klamkę. Ku mojemu przerażeniu drzwi się otworzyły. Jeśli w tym mieście ktoś nie zamyka drzwi to albo wszystko z jego domu zostało już wyniesione, albo żaden złodziej nie odważy się w nim niczego dotknąć.
Powoli wkradłem się do środka.
- Psssst! Nie rób tego Frank! On tu może być! - krzyczał tym charakterystycznym głosem udającym szept. Mimo wyraźnego sprzeciwu umysłu jego ciało za moim przykładem przykucnęło i powoli sunęło korytarzem. Wyjątkowo długim korytarzem. Rozwarłem pierwsze napotkane drzwi, a po upewnieniu się że pomieszczenie za nimi pozbawione jest seryjnych morderców, wepchnąłem Dave'a do środka. Chciał coś krzyknąć, ale przystawiłem palec do swych ust i chyba po raz pierwszy w życiu zrozumiał ten gest.
Sam wkroczyłem do pokoju naprzeciwko i upewniłem się o słuszności mojej teorii otwartych drzwi. W czymś co chyba miało być sypialnią zastałem masę zakurzonych, starych mebli przyozdobionych kośćmi, co gorsza po części najprawdopodobniej ludzkimi. Wszystko wyglądało jak wyciągnięte z nocnych snów szaleńca. Zakładając, że mówimy tu o przyjemnych snach, szaleńca lubiącego dźwięk chrupiących gnatów. Ten którego tropiłem całą podłogę zasypał drobnymi kosteczkami drobiu, a nad łóżkiem wymalował czerwoną farbą jakieś dziwne znaki. Z doświadczenia wiem, że to musi być farba, krew się łuszczy i psuje.
Moją uwagę przykuło biurko z masą rysunków i notatek, a szczególnie pożółkły list. Myślałem że rozpadnie mi się w dłoniach, miałem trudności z rozczytaniem niektórych słów, ale ogólny sens był jasny.
-Dave? Dave! Chyba coś mam! - Entuzjazm bardo szybko przerodził się w przerażenie. Na widok kuszy wycelowanej w moją pierś.
-Stój bo szczelam!
-Stoję!
-Szczelam!
Padłem na podłogę, z ust pociekła mi krew. Całe życie nie minęło mi przed oczami, nie prosiłem bogów o przebaczenie, nawet niczego nie żałowałem. Umierając myślałem o sprawie, której rozwiązanie cały czas było tak blisko.
I chwile po tym nastał najspokojniejszy, najdłuższy i najwspanialszy sen w moim życiu. Czy może raczej po-życiu bo technicznie rzecz biorąc umarłem. Gdy z trudem otworzyłem powieki, zobaczyłem starego grabarza w wysokiej czarnej czapce charakterystycznej dla tego zawodu. Stał oparty o szpadel i wyraźnie uśmiechał się półgębkiem patrząc na mnie.
- No! Nareszcie jesteś. - Wyciągnął dłoń w moją stronę - Witaj! Umarłeś kilka godzin temu, ale masz jeszcze wiele przed sobą.
*****
Posterunkowy Dave znał to miejsce i nie mógł powiedzieć, aby miał z nim związane jakieś miłe wspomnienia. Wszechobecny dym kuł oczy, w pomieszczeniu panował mrok ponieważ jedynym źródłem światła była dogasająca już świeczka. Stanowiła też główne źródło zainteresowania, gdyż nie wypadało odważnie patrzeć na zapalającego papierosa przesłuchującego. Jest to część rytuału przesłuchań, właśnie przy tej czynności kapral musiał ocenić odwagę, zaparcie i upór przesłuchiwanego. I właśnie tej części Dave najmniej zazdrościł stojącemu przed nim mężczyźnie - biedaczysko po ciężkim dniu pracy kaszlał całą noc.
- A więc starszy sierżant Frank Patterson został zamordowany z kuszy przez Rzeźnika!? I to w trakcie gdy pan chował się w szafie!? - kapral każde zdanie akcentował uderzeniem dłoni o blat stołu.
- No... właściwie to tak.
- Dobrze... że mamy to już za sobą. Trzymaj, wypełnij formularz i zawołaj następnego.
- Byłem ostatni w kolejce.
- Nareszcie! Masz czas, skoczymy do knajpy?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Victor · dnia 04.12.2009 09:06 · Czytań: 954 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: