„Numer”
- Kelner!
Mężczyzna skinął ręką, dając znak, iż chce zapłacić rachunek. Gdy ten przyszedł, uregulował należności, pozostawiając spory napiwek. Wstał, po czym podszedł do krzesła swej, kilkanaście lat młodszej, wybranki , by asystować jej podczas wstawania. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i skinęła głową.
- To była wspaniała kolacja.
Powiedziała szeptem i musnęła ustami policzek partnera. Chwyciła go pod ramię i ruszyli w kierunku szatni. Tam, mężczyzna szarmancko ubrał swą wybrankę w piękne, obfite i aksamitne w dotyku, futro z norek. Podał szal, następnie odebrał swój płaszcz, który pośpiesznie założył, by nie pozwolić na to, aby jego ukochana za długo czekała. Obfitym gestem otworzył drzwi. Ruszyła przodem z wysoko podniesioną głową, tak jakby zapomniała, że futro jest z norek a nie z pawich piór. Nie wiedzieć skąd, jakby na pstryknięcie palcami, pojawiła się taksówka. Sytuacja z drzwiami się powtórzyła, po czym auto ruszyło w kierunku apartamentu położonego nad klifem, z którego rozpościerał się przepiękny widok na, otulone zachodzącym słońcem, morze.
Kobieta, po wejściu do domu, jeszcze raz ucałowała swego „bohatera”.
- Jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Ten pierścionek, ten brylant, te kwiaty, ta restauracja, ta muzyka… Wydaje mi się, że jestem w jakiejś wspaniałej bajce, lub że śnię.
- To ja powinienem się tak czuć i tak jest. Moja przyszła żono.
Mężczyzna objął kobietę w pół, po czym długo i namiętnie pocałował.
-Kocham Cię moja pszczółko!
- To ja Cię kocham słodziaku mój…
Kolejny pocałunek.
- Mam pomysł… Powiedziała „Maja”. Idź do sypialni i poczekaj tam na mnie. Weź butelkę szampana i takie tam. Wiesz co mam na myśli. Nie myślałeś chyba, że najwspanialszy dzień w moim życiu zakończę przy akompaniamencie popcornu, coli i jakiegoś serialu? Zapal świece, włącz odpowiednią muzykę i cierpliwie poczekaj na swoją kruszynkę.
Mężczyzna, bez chwili namysłu udał się w kierunku sypialni, tak jakby usłyszał rozkaz dowódcy podczas ćwiczeń poligonowych. Rozebrał się, wskoczył na chwilkę pod prysznic, przyodział się w szlafrok ze swoimi inicjałami, po czym odpalił świece i zgasił światło.
Z chłodziarki, znajdującej się w szafce nocnej, wyjął butelkę szampana, dwa kieliszki oraz truskawki. Jednym przyciskiem palca uruchomił odtwarzacz Cd i w momencie pomieszczenie wypełniło się instrumentalnym motywem z „ Love story”. Wsunął się grzecznie pod atłasową pościel i zniecierpliwiony czekał na swoją wybrankę.
Minęło kilka chwil, gdy z za drzwi wyłoniła się jego nimfa. W blasku świec wyglądała niczym bogini, niczym Afrodyta, która powstała z morskiej piany. Oniemiał.
- Warto było czekać. Pomyślał wyraźnie już podniecony. Otworzył szampana, napełnił kieliszki, ustami poczęstował truskawką i, niczym spragnieni wody wędrowcy, opróżnili kieliszki.
Ona podeszła do toaletki, gdzie odłożyła torebkę. Po czym odwróciła się w stronę łóżka i delikatnym ruchem zsunęła z siebie satynowy szlafrok. Przed oczami ukazały się mu krągłe i perfekcyjne, jakby skrojone na miarę, piersi, dodatkowo ozdobione koronkową bielizną. Zaczęła tańczyć, tak jakby była kobrą zaklętą przez czarodziejski flet zaklinacza. Wzrok amanta, jakby instynktownie udał się w dolne rejony ciała partnerki, na połyskujący w świetle świec kolczyk w pępku i bujające się, w rytm melodii, biodra. Gdy ta zataczała kolejne koło, mógł zachwycić się adekwatnymi i jędrnymi pośladkami. Niewiasta, nie przerywając, dalej wiła się ponętnie i, z sekundy na drugą, z wielką dozą seksapilu, poczęła pozbywać się koronek. Gdy tak bujała po pokoju jak jaskółka nad polem, tak jak Pan ją stworzył, w głośnikach zabrzmiała trąbka charakterystyczna dla Luisa Armstronga i jego: ”What a Wonderful World”. Kocim susem skoczyła na łóżko i bez pardonu pozbawiła kochanka „inicjałów”. Pocałunek połączył ich usta, ciała najeżyły się włosami, skóra poczęła się „gęsić”, rosić, napinać, rozluźniać. Stykali się przodem, bokiem, tyłem, siedząc, kucając i do góry nogami. Wyli z rozkoszy. Co chwila słyszane było w powietrzu: „Kocham Cię”. Było tak namiętnie, że prawie świece przygasały w zawstydzeniu. Okna zaszły parą, powietrze przesączyło się zapachem atmosfery i uczucia buchającego pokładami testosteronu, feromonów i perfum. Spocone ciała błyszczały w blasku świec, które na chwile otworzyły jedno oko, by sprawdzić, czy nie ma się już czego wstydzić. Cóż, że łóżko pięknie było zaścielone, cóż, że pościel zmieniona… Teraz to mało istotne, gdyż liczy się wiedeński walc uczuć, na przemian podsycany passo doble ekstazy i tangiem namiętności, finiszujący quickstepem i fokstrotem pożądania. Walc zakończony taktem uniesienia, w rytmie rumby muskających się ciał. Jeszcze tylko kilka jęków, wzdrygnięć, westchnień, głębokich oddechów, rozluźnienie palców, które z paznokciami wbiły się w plecy partnera. Mokry pocałunek spełnienia… i „We are the champions”, które jakby na zawołanie popłynęło z głośników.
- Jesteś cudowny! Wyszeptała z trudem kobieta.
-To ty jesteś wyjątkowa moja perełko. Nie wiem jak to robisz, że od dwóch lat, za każdym razem czuję się bardziej spełniony.
- Rozumiem, że się podobało?
- Gdybyśmy mieli sąsiadów, to pewnie zapaliliby papierosa…
- Jak to?
- Zwyczajnie, dobry seks poznaje się po tym, że nawet sąsiedzi po nim palą.
- Uznam to za komplement, choć i tak uważam, że by debel dobrze grał, to w singlu też trzeba posiadać niezły warsztat.
Błogo, chciałabym, aby ten dzień trwał wiecznie, by się nie kończył, by czas stanął w miejscu, jak strażnicy pod Pałacem Buckingham.
- Nie wiem czy wiesz, ale, kila godzin temu, uczyniłaś mnie najwspanialszym mężczyzną pod słońcem.
Mężczyzna przytulił się mocniej do kobiety i pocałował jej dłoń okraszoną pięknym, zaręczynowym pierścionkiem.
- Musiał kosztować fortunę…
- Dla Ciebie nie będę żałował pieniędzy, bo jesteś mi droższa niż wszystkie skarbce świata. Jesteś bezcenna!
- Kocham Cię!
- Ja jednak bardziej Cię kocham!
- A właśnie, że ja…
- Nie, to ja mocniej kocham…
Miłosne przekomarzanie przerwał dźwięk telefonu dobiegający z torebki na toaletce.
- Ktoś dzwoni?
- To tylko sms. Podasz mi kochanie telefon? Jestem tak słaba, że nie chce mi się nawet ręką ruszać, tak mi dobrze.
Mężczyzna wstał, podszedł do toaletki, wyjął telefon i instynktownie otworzył wiadomość:
„Kocham Cię moja gwiazdeczko i martwię się, że się nie odzywasz. Tęsknię, ale wiem , że już niedługo Cię zobaczę. Całuję . JA! ”.
Mężczyzna pobladł, choć można się tylko tego domyślać, gdyż poza podświetleniem telefonu i marginalnym blaskiem świec, sypialnia powita była mrokiem.
W jednej chwili, pogrążona w otchłani dogasającego uniesienia kobieta, otrzymała cios własnym telefonem w głowę.
- TY Kurwo! TY tania dziwko!!!!!
Mężczyzna darł się w niebogłosy, rzucając przy tym, jeszcze tak przed chwil kilkoma, uwielbianym ciałem. Uderzenie w twarz całkowicie oszołomiło narzeczoną. Kolejny cios w brzuch. Potrząsał ją tak, jakby ze skarbonki chciał wydobyć ostatnią monetę.
- Szmato, brzydzę się tobą!!! To ja Ci pierścionek za 20000 euro kupiłem, kolacje, świece, muzykanci, dwa lata życia …A ty się kurwisz jak jakieś ścierwo. ??!!!!!!!!!!!!!! Znalazłem Cię w przydrożnym barze, wyrwałem z biedy i nędzy, dałem dom, pieniądze… ! Zainwestowałem w Ciebie !!!… Tak mi się odpłacasz?
Kobieta nie reagowała, gdyż przytomność w tej chwili nie należała do jej zalet, można powiedzieć, że ta obraziła się na nią. Kolejne ciosy telefonem, kolejne obelgi, wypominanie, szarpanie. Ciemne plamy krwi pojawiły się na, przesączonej dotąd rozkoszą, pościeli. Ostatni oddech uszedł z narzeczonej niczym hel z pękającego balonu.
- Idziesz z nami na piwo?
- Nie, dzisiaj nie idę, nie mam ochoty. Innym razem. Na razie chłopaki, do jutra.
- Trzymaj się .
Młody chłopak skończył właśnie pracę w supermarkecie i postanowił iść spacerem do pokoju, który wynajmował u pewnej wiekowej pani. Piękny, zimowy wieczór, księżyc w pełni, gwiazdy niczym dywan na niebie, lekki przymrozek, trzeszczący śnieg pod butami. Cicho i spokojnie, na ulicy żywego ducha nie znajdzie. Prawa noga wymiennie z lewą pchają się do przodu i tak z każdym krokiem pokonuje on dystans dwóch kilometrów, które zazwyczaj przejeżdża tramwajem.
- Dlaczego ona dzisiaj do mnie jeszcze nie dzwoniła? Przecież dawno powinna była zadzwonić… Ani sms-a, ani „strzałki”.
Chłopak wyraźnie się zasmucił. Może wcześnie poszła spać? Tłumaczył sobie.
Powlekał nogami, trzymał ręce w kieszeniach, oczy wbił w niedokładnie odśnieżony chodnik.
Kolejny dzień pracy w supermarkecie minął, kolejne dwanaście godzin, które przybliżało go do piątku. Dnia, w którym ma się spotkać ze swoją nową dziewczyną. Nie znali się długo. Zaledwie kilka tygodni. Nie wie o niej zbyt wiele, poza tym, że jest asystentką jakiegoś prezesa w jakiejś firmie. Spotkali się przypadkiem na imprezie studenckiej w jednym z przyuczelnianych pubów, gdzie, po kilku „dźwignięciach”, przetańczyli wspólnie kilka godzin, potem odprowadzali się bez końca do białego rana. Od inicjacji towarzyskiej widzieli się jeszcze kilkakrotnie w weekendy, ponieważ tylko wtedy mogli to czynić. Pocałunek na pożegnanie, podarowany przez nią ostatniej niedzieli, był dla niego niczym skowronek nad polem, niczym klucz powracających na wiosnę gęsi, niczym bocian klekoczący na łące. Pocałunek z rodzaju filmowych, który zapada gdzieś głęboko w sercu i zapamiętuje scenerię, smak, zapach, aurę. Pocałunek miłości. Umówili się, że będą się kontaktować tylko przez sms, aby nie przeszkadzać sobie w pracy. Przez to każda wiadomość tekstowa urastała do rangi długo wyczekiwanego posłańca z zalakowaną kopertą, którego przybycie zapowiadało swoiste drżenie w kieszeni i krótkie „bip, bip”. Nie spodziewał się, że można poznawać się krótkimi strofami, które należy zmieścić w granicach stu sześćdziesięciu znaków. Nawet nie podejrzewał siebie, iż, jako student fizyki stosowanej, będzie potrafił ujmować uczucia i myśli tak metaforycznie, by za ich pomocą przekazać jak najwięcej informacji i nie przekroczyć limitu. Mylił się. Z każdym „bip, bip” lub komunikatem: „Wiadomość dostarczono”, udowadniał sobie, że pisząc sercem, metafory same , jako jego siostry, cisną się pod palce i opowiadają, nie dopowiadając tego, czego nie trzeba dopowiadać, a co samo idzie za miłosnym sms-em, jak zapach za gorącym ciastem.
- Może miała wiele spotkań, i była zmęczona?… Nie wytrzymam, przecież nie zasnę. Może ma innego faceta, może jest z nim i nie chce już do mnie pisać, może nie chce mnie znać? … To po co by, przez ostatnie tygodnie, zalewała mnie tyloma zapewnieniami i czułościami?
Myśli chłopaka wykluczały się jak czerń z bielą. Nim się spostrzegł, doszedł do wieżowca, w którym mieszkał. Otworzył drzwi, wszedł do windy, wyjął telefon i napisał:
„Kocham Cię moja gwiazdeczko i martwię się, że się nie odzywasz. Tęsknię, ale wiem, że już niedługo Cię zobaczę. Całuję. JA! ”.
Pośpiesznie wystukał numer telefonu, by zdążyć zanim winda się zatrzyma. Wszedł do domu i po szybkiej toalecie, niespełniony, zasnął padając na nierozebraną wersalkę.
-Halo. Słucham.
Chłopak odebrał telefon , który zbudził go przed siódmą.
- Obudziłam Cię kochanie?
- Tak, ale to nic, właśnie miałem wstawać.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego wczoraj nie raczyłeś się nawet do mnie odezwać? Cały czas czekałam na wiadomość. Miałam wiele spotkań i kolację służbową z inwestorami i sama nie mogłam za bardzo napisać. Martwiłam się, że coś się może wydarzyło lub, że już mnie nie kochasz, skoro nie piszesz cały dzień.
- Jak to?
- Tak to!
- Przecież napisałem Ci wieczorem sms-a, jak wracałem z pracy.
- Nic nie dostałam.
- Pisałem w windzie. Może przez pomyłkę wystukałem zły numer?
- Nic się nie stało.
- Nie ważne. Cieszę się, że dzwonisz kochanie...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
dezmak · dnia 12.12.2009 09:25 · Czytań: 716 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: