Modliła się w smutnym kościele.
Minorowe tony organów przenikały ciało chłodem i wprawiały serce w drżenie.
Modliła się o cud. O ostatnią iskrę szczęścia w życiu przebytym nie wiedzieć kiedy. Modliła się sie o taki promyk, który pozwoliłby cieszyć sie tymi dniami, co pozostały, a nie wypatrywać wciąż końca.
Nie miała już jednak nadziei, a codzienne klękanie przed ołtarzem było powodowane długoletnim nawykiem. Niczym innym. Już od dawna nie wierzyła w nic, lecz nigdy sie do tego nie przyznała, nawet sama przed sobą. Kościół bowiem był tym miejscem, które dawało jej schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Bezpodstawne zresztą.
A jednak wydawał się czymś trwałym i niezmiennym, kiedy wokół mijały pory roku, mijali ludzie i jej czas także mijał, marnowany na rzeczy nieistotne. Myślała bowiem, że wszystko juz przepadło.
Zęby zżółkły, skóra zszarzała pod pajęczyną zmarszczek a oczy, niegdyś zielone, zaszły mgłą. Spoglądał na zgrabiałe dłonie pokryte plamami i wiedziała, że nie ozdobią ich złote pierścionki. Ręce były brzydkie.
Podobno to one zdradzają wiek.
Gołębie włosy wypadały przy czesaniu a usta stały się blade i spękane. Oglądała w lustrach starą kobietę i było jej żal. Nie umiała i nie chciała się z tym pogodzić. Tak bardzo pragnęła młodości.
To przecież nie możliwe by tyle lat tak szybko się wymknęło. Dopiero co wyszła za mąż, nie tak dawno urodziła córkę…
Jak by wczoraj tańczyła na jej weselu i jakby wczoraj kładła pierwsze kwiaty na mogile męża.
Każdej jesieni zapalała na niej świece a jesienie wciąż pukały do drzwi. Wciąż za szybko.
Pamięć jest czymś dziwnym.
Sprawy niegdyś tak ważne, pozostawiały w niej jedynie słaby odcisk, ale drobnostki z dzieciństwa jawiły się barwne i żywe. Kiedyś słyszała, że pierwszych dwadzieścia lat naszego życia, jest we wspomnieniach równie długie, jak cała reszta. Teraz mogła sama to ocenić. Nie znała już nazwisk dawnych znajomych, ale zamykając oczy, widziała twarze. Płakała niekiedy, bo nie wiedziała gdzie wszyscy są, a także, kiedy to się stało, że została sama.
Dlaczego nie podróżowała, nie wychodziła do ludzi i nie korzystała z szans?
Zawsze się bała, zawsze coś było nie na miejscu, nie wypadało, zawsze… a teraz?
Wszystko przepadło. Znalazła się w strasznej pułapce. Młoda wciąż dusza uwięziona w starym ciele. Dlaczego?
Dlaczego musimy żałować zaprzepaszczonych możliwości? Łudzić się, że dzisiaj byłoby lepsze, gdybyśmy wczoraj przeszli przez most, a nie spalili go. „Woda życia nie istnieje” śpiewał ktoś, ale kto?
Nie chciała już dłużej się męczyć i stawiać retorycznych pytań.
Modliła się w smutnym kościele.
Modliła się o łagodną, ciepłą śmierć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Opuncja Figowa · dnia 14.12.2009 06:05 · Czytań: 688 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: