W karczmie zapanowało milczenie. Jaszcze kilka sekund wcześniej ludzie grali w karty i rozmawiali nad kuflami piwa. W ciągu jednej chwili atmosfera stała się diabelnie napięta. Spowodowało ją jedno słowo: runiarz.
Bywalcy karczmy "Pod Kłem i Pazurem" nie byli zwykłymi ludźmi. Każdego z nich nazywano bohaterem lub rozbójnikiem. Jeżeli któregoś z nich nikt nie potrafił określić jednym z tych słów, to tylko ze strachu przed jego gniewem. Byli to wojownicy, magowie, alchemicy, technokraci i inni dziwacy. Ludzie zakochani w walce, mający wielkie ideały lub nierealne cele. Wszystkich ich łączyło jedno - naprawdę żyli. Znali cenę życia i jego wartość. Nie byli pospolitymi zabójcami, złodziejami, oszustami. Nie żyli z dnia na dzień jak normalni ludzie. Żyli chwilą, momentem, przygodą.
Barman - ciemnowłosy mężczyzna o brązowych oczach - nazwał siedzącego przy ladzie chłopaka runiarzem. Wszyscy znali to określenie. Każda profesja będąca wyższą sztuką miała swoje prawa i zasady. Trzeba je było poznać. Mag musiał znać się na przepływach i przemianach energii. Alchemik znał materię - związki, pierwiastki, substancje, mieszaniny. Technokrata znał się na urządzeniach, potrafił od zera zbudować działo energetyczne. Wojownik znał wszystkie tajemnice miecza i był obecny przy każdym jego przekuwaniu. Runiarz nie znał się na niczym. Używał rewolweru nie wiedząc, jak działa. Używał magicznych run nie znając się na magii. Korzystał ze znaków alchemicznych nie rozumiejąc żadnej z zasad działania tej sztuki.
Runiarz był wiecznym kłamcą.
Lecz nawet runiarz nie mógł podnieść ręki na nikogo w tym miejscu. Prowadzona przez wilkołaka i wampirzycę karczma powstała pod protekcją jednego z najsłynniejszych mistrzów w całej okolicy - Hrabiego Vulpes.
Wprawdzie nikt nie wiedział, gdzie ten magik ostatnimi czasy przebywa, ale i tak wszyscy woleli uważać. Podnieść rękę na przyjaciół kogoś, kto opanował magię, alchemię, technikę, walkę i kilka innych sztuk oznaczało pewną śmierć a czasem i coś gorszego. O tym tajemniczym magu krążyły dziwne legendy. Ponoć kiedyś skrystalizował duszę swojego wroga w mały kamień i do dziś używa tego kryształu jako źródła mocy. Krążyły plotki o jego pokrewieństwie z demonami i jednocześnie o jego wojnie z siłami ciemności. Hrabia pozbywał się wszystkich, którzy stanęli mu na drodze - to było pewne.
- Czego tu szukasz, Kłamco? - spytał ponownie wilkołak.
- Spokojnie wilku - zaśmiał się brązowowłosy chłopak zapalając papierosa. - Szukam Vulpesa.
Lupus przyjrzał mu się uważnie. Od razu go rozpoznał - nie nosił żadnego charakterystycznego przedmiotu. Magowie mieli zawsze coś, co wykrywa magię. Alchemicy mieli gdzieś na ubraniu wyrysowany krąg transmutacji. Technokraci śmierdzieli olejem napędowym i dymem. Wojownicy nosili ze sobą jakieś trofeum - kły wilków, kawałek futra. Runiarze nie noszą nic co by ich wyróżniało z tłumu. Są jak cienie.
- A czegóż chce od niego taki słabeusz? - spytał nie okazując zdumienia.
Chłopak sięgnął do kieszeni i wyciągnął spory rulon grubego papieru zabezpieczony pieczęcią i zamknięty w szklanej tubie.
- Mam list do niego.
- Dlaczego sądzisz, że wiem gdzie on jest?
Runiarz uśmiechnął się. Dmuchnął mu dymem prosto w twarz.
- Nie wiesz ale jesteś jego przyjacielem. W krytycznej sytuacji wiesz, jak się z nim skontaktować.
Lupus z trudem powstrzymywał się od rozwalenia mu łba.
- Gdybyś nie był posłańcem, rozszarpałbym cię na miejscu - warknął.
- Gdybym nie był posłańcem, wyrzuciłbyś mnie stąd bez słowa.
Lupus rozumiał. Runiarz też miał jakąś sprawę do Hrabiego. List budził w wilkołaku mieszane uczucia. Coś się zaczynało. Być może będą kłopoty. Spore kłopoty.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Vulpes · dnia 14.12.2009 09:02 · Czytań: 890 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: